Jak mówi reżyser i współscenarzysta filmu "Ida", Paweł Pawlikowski, Oscar nie jest "szczytem jego marzeń". W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" dodał, że ważniejsze były dla niego Europejskie Nagrody Filmowe niedoceniane w kraju.
Pierwszą reakcją Pawlikowskiego na wiadomość o nominacji była "wielka radość". - Z powodu polskiego kina przede wszystkim, z powodu Polski. A przynajmniej tej połowy, która "Idę" jakoś przyjęła i przygarnęła. Która jest otwarta na świat, kocha kino, poezję i rozumie, na czym polega sztuka. No i nie ma kompleksów. A ta druga połowa, zawistna, zakompleksiona, z którą nie chcę mieć nic wspólnego, będzie pewnie jeszcze bardziej wkurzona. Teraz dopiero będzie wyłazić jad: że to spisek, niepatriotyczny film - powiedział.
Komentując nominację zaznaczył, że ważniejsze są dla niego Europejskie Nagrody Filmowe. - Ale u nas jesteśmy strasznie zapatrzeni w Amerykę. A przecież oferty ze Stanów zaczęły do mnie przychodzić już dawno, kiedy dostałem pierwszą w życiu nagrodę BAFTA. Duże filmy, z gwiazdami. Tylko że nigdy mnie to nie kusiło - dodał. Pawlikowski stwierdził też, że "Ida" nie miała "żadnych perspektyw komercyjnych". - Kiedy powiedziałem, że robię film w Polsce, po polsku, w dodatku czarno-biały, moi znajomi uznali, że popełniam zawodowe harakiri. A okazuje się, że miałem rację - dodał.
Docenił też pracę Łukasza Żala, który na planie zastąpił poprzedniego operatora - Ryszarda Lenczewskiego. Obaj są nominowani do Oscara za zdjęcia do filmu. - Nie miałem nosa. Miałem nóż na gardle. Żaden inny operator nie był w stanie nam pomóc, a Łukasz był już na planie. W pewnym sensie uratował film - swoim entuzjazmem, talentem - pochwalił kolegę z planu Pawlikowski.
Według reżysera nominacja "nic nie zmieni" w jego życiu. - Dalej będę kręcił takie same filmy, jak robiłem. Za małe budżety, z aktorami, których lubię, a nie z gwiazdami. Może tylko trochę łatwiej będzie mi te marginesowe rzeczy robić. Mam nadzieję, że zmieni się coś dla polskiego kina, mocniej zaistniejemy na światowej mapie kina - stwierdził. Podkreślił również, że na sukces "Idy" złożyła się praca całego zespołu, w tym aktorek Agaty Trzebuchowskiej oraz Agaty Kuleszy.
Na pytanie o to, czy "Ida" ma szanse na statuetkę odparł, że "świat, w którym kino sprowadzałoby się do Oscarów, byłby bardzo smutny".
Gazeta Wyborcza
Komentując nominację zaznaczył, że ważniejsze są dla niego Europejskie Nagrody Filmowe. - Ale u nas jesteśmy strasznie zapatrzeni w Amerykę. A przecież oferty ze Stanów zaczęły do mnie przychodzić już dawno, kiedy dostałem pierwszą w życiu nagrodę BAFTA. Duże filmy, z gwiazdami. Tylko że nigdy mnie to nie kusiło - dodał. Pawlikowski stwierdził też, że "Ida" nie miała "żadnych perspektyw komercyjnych". - Kiedy powiedziałem, że robię film w Polsce, po polsku, w dodatku czarno-biały, moi znajomi uznali, że popełniam zawodowe harakiri. A okazuje się, że miałem rację - dodał.
Docenił też pracę Łukasza Żala, który na planie zastąpił poprzedniego operatora - Ryszarda Lenczewskiego. Obaj są nominowani do Oscara za zdjęcia do filmu. - Nie miałem nosa. Miałem nóż na gardle. Żaden inny operator nie był w stanie nam pomóc, a Łukasz był już na planie. W pewnym sensie uratował film - swoim entuzjazmem, talentem - pochwalił kolegę z planu Pawlikowski.
Według reżysera nominacja "nic nie zmieni" w jego życiu. - Dalej będę kręcił takie same filmy, jak robiłem. Za małe budżety, z aktorami, których lubię, a nie z gwiazdami. Może tylko trochę łatwiej będzie mi te marginesowe rzeczy robić. Mam nadzieję, że zmieni się coś dla polskiego kina, mocniej zaistniejemy na światowej mapie kina - stwierdził. Podkreślił również, że na sukces "Idy" złożyła się praca całego zespołu, w tym aktorek Agaty Trzebuchowskiej oraz Agaty Kuleszy.
Na pytanie o to, czy "Ida" ma szanse na statuetkę odparł, że "świat, w którym kino sprowadzałoby się do Oscarów, byłby bardzo smutny".
Gazeta Wyborcza