Amerykański tygodnik "Time" ogłosił listę 100 najbardziej wpływowych osób na świecie. Została ona podzielona na 5 różnych kategorii: Liderzy, Tytani, Pionierzy, Ikony oraz Artyści. Autorzy rankingu zaznaczyli, że w swoim zestawieniu opowiadają sto indywidualnych historii "wpływu", ale gdy zbierze się je razem, są one "hymnem dla integracji", jaka tworzy się, gdy posiada się dobry pomysł. W rozmowie z "Wprost" nazwiska, które znalazły się na liście, jak i te których zabrakło, skomentował dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog i amerykanista z Wojskowej Akademii Technicznej.
Anna Mokrzanowska, Wprost.pl: W zestawieniu znaleźli się niemal sami Amerykanie. Czy na niektóre z wyróżnień nie zasłużyły bardziej inne osoby?
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: Tego typu zestawienia mają przede wszystkim charakter rozrywkowy, tzw. "infotainment” czyli połączenie informacji z rozrywką, ze znaczną przewagą tego drugiego. Nie są one oparte na żadnych obiektywnych czy wymiernych kryteriacch. Na tej i podobnych listach znajdują się przede wszystkim ci, których lubią czytelnicy poszczególnych mediów.
W zestawieniu "Time’a” zabrakło Donalda Tuska, określanego jako "prezydenta Europy”. Polskie media szumnie ogłaszały międzynarodowy sukces, a o byłym premierze nie słychać nic w zagranicznej prasie. Czy Donald Tusk mógł być brany pod uwagę w tej klasyfikacji?
To stanowisko nie jest poważnie traktowane przez świat. O ile Herman van Rompuy był uważany za słabego przewodniczącego Rady Europejskiej i wielkie rozczarowanie, to i tak okazał się tytanem przy Tusku. Były polski premier pojawia się w mediach, ale głównie w polskich, bardzo rzadko w zachodnioeuropejskich, a prawie nigdy w amerykańskich. Gdy składał oficjalna wizytę w USA w czołowych amerykańskich mediach było to albo przemilczane albo pojawiały się jedynie kilkuzdaniowe notatki agencyjne. W telewizjach nie było na ten temat żadnej informacji.
Za najbardziej wpływowego lidera na świecie magazyn "Time” uznał Jorge Ramosa, amerykańskiego dziennikarza. Skąd taki wybór? Dlaczego zdetronizował on takie osobistości jak Merkel, Obama czy Putin?
Taki wybór to galaktyczny absurd. Ramos to bardzo zasłużony dziennikarz, ale tylko dziennikarz, nie staje się przez to automatycznie liderem świata. Potwierdza to moją wcześniejszą opinię, że listy te są układane w taki sposób, aby amerykańscy odbiorcy mediów znaleźli na nich nazwiska, które lubią. Te, których się spodziewają. Takie zestawienie ma charakter celebrycki. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich osób, ponieważ na liście znalazły się też takie osobistości jak Angela Merkel czy Barack Obama, które są kimś znacznie więcej niż celebrytami. Ale generalnie dominują celebryci. Tego oczekuje amerykańska publiczność.
W rankingu 100 najbardziej wpływowych i w konkursie "Człowieka Roku”, wygrywał kiedyś m.in. Adolf Hitler. Czy w tym roku wybrano po prostu "najbezpieczniejsze" osoby?
Redakcja z pewnością starała się, żeby osoba, która otrzymała ten tytuł była kontrowersyjna i przyciągnęła uwagę publiki, wywołała dyskusję. Wiadomo, że wtedy będzie to news znacznie większej wagi. Po to w latach 30. pojawił się Hitler, dlatego też zadecydowano o umieszczeniu na niej rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Chodzi przede wszystkim o wywołanie dyskusji i wzbudzenia emocji opinii publicznej.
Więcej o liście "100 najbardziej wpływowych osób na świecie" można przeczytać na Wprost.pl.
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: Tego typu zestawienia mają przede wszystkim charakter rozrywkowy, tzw. "infotainment” czyli połączenie informacji z rozrywką, ze znaczną przewagą tego drugiego. Nie są one oparte na żadnych obiektywnych czy wymiernych kryteriacch. Na tej i podobnych listach znajdują się przede wszystkim ci, których lubią czytelnicy poszczególnych mediów.
W zestawieniu "Time’a” zabrakło Donalda Tuska, określanego jako "prezydenta Europy”. Polskie media szumnie ogłaszały międzynarodowy sukces, a o byłym premierze nie słychać nic w zagranicznej prasie. Czy Donald Tusk mógł być brany pod uwagę w tej klasyfikacji?
To stanowisko nie jest poważnie traktowane przez świat. O ile Herman van Rompuy był uważany za słabego przewodniczącego Rady Europejskiej i wielkie rozczarowanie, to i tak okazał się tytanem przy Tusku. Były polski premier pojawia się w mediach, ale głównie w polskich, bardzo rzadko w zachodnioeuropejskich, a prawie nigdy w amerykańskich. Gdy składał oficjalna wizytę w USA w czołowych amerykańskich mediach było to albo przemilczane albo pojawiały się jedynie kilkuzdaniowe notatki agencyjne. W telewizjach nie było na ten temat żadnej informacji.
Za najbardziej wpływowego lidera na świecie magazyn "Time” uznał Jorge Ramosa, amerykańskiego dziennikarza. Skąd taki wybór? Dlaczego zdetronizował on takie osobistości jak Merkel, Obama czy Putin?
Taki wybór to galaktyczny absurd. Ramos to bardzo zasłużony dziennikarz, ale tylko dziennikarz, nie staje się przez to automatycznie liderem świata. Potwierdza to moją wcześniejszą opinię, że listy te są układane w taki sposób, aby amerykańscy odbiorcy mediów znaleźli na nich nazwiska, które lubią. Te, których się spodziewają. Takie zestawienie ma charakter celebrycki. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich osób, ponieważ na liście znalazły się też takie osobistości jak Angela Merkel czy Barack Obama, które są kimś znacznie więcej niż celebrytami. Ale generalnie dominują celebryci. Tego oczekuje amerykańska publiczność.
W rankingu 100 najbardziej wpływowych i w konkursie "Człowieka Roku”, wygrywał kiedyś m.in. Adolf Hitler. Czy w tym roku wybrano po prostu "najbezpieczniejsze" osoby?
Redakcja z pewnością starała się, żeby osoba, która otrzymała ten tytuł była kontrowersyjna i przyciągnęła uwagę publiki, wywołała dyskusję. Wiadomo, że wtedy będzie to news znacznie większej wagi. Po to w latach 30. pojawił się Hitler, dlatego też zadecydowano o umieszczeniu na niej rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Chodzi przede wszystkim o wywołanie dyskusji i wzbudzenia emocji opinii publicznej.
Więcej o liście "100 najbardziej wpływowych osób na świecie" można przeczytać na Wprost.pl.