Niczego bardziej nie potrzeba Polakom, niż ośrodka władzy, który poważnie podejdzie do wyzwań gospodarczych i będzie wygaszał konflikty.
Polscy politycy nie bardzo potrafią odpowiedzieć na pytanie, jak ma wyglądać nasz kraj i system gospodarczy za 5, 10 lat. Dlatego nie są w stanie przeprowadzić fundamentalnych reform. Miotają się, łatając doraźnie dziurę budżetową albo próbując ratować słupki sondaży (wsparcie górnictwa). Nie wyprzedzają wydarzeń, ale na nie reagują, dlatego efekty są mizerne. Polacy, którzy są przedsiębiorczym narodem, mają krępowane ręce. Gospodarka idzie do przodu, lecz nie wykorzystuje swojego potencjału, a wielu naszych rodaków emigruje i pracuje albo rozwija własne firmy zagranicą. Politycy próbują zaklinać rzeczywistość proponując banalne rozwiązania, takie jak podnoszenie podatków czy ulgi dla wybranych, komplikujące i tak zagmatwany system fiskalny.
Andrzej Duda podczas kampanii wyborczej, podobnie jak rywale, nie stronił od obietnic. Można mieć nadzieję, że część wyborców zdawała sobie sprawę, iż takie są reguły gry – licytacja prezentami, które nigdy nie zostaną wręczone. Smutne, ale jeszcze nie tragiczne. Prawdziwym problemem będzie, jeśli prezydent albo parlament i rząd po jesiennych wyborach zaczną realizować obietnice dla wybranych, obciążające budżet państwa. Andrzej Duda zapowiedział między innymi kontynuowanie po objęciu urzędu prac nad rozwiązaniami obniżającymi wiek emerytalny z 67 do 60 (kobiety) i 65 lat (mężczyźni) oraz podniesienie kwoty wolnej od podatku. Nie chodzi o to, że takie inicjatywy są nietrafione. Polacy wiele razy zostali oszukani przez polityków w sprawie emerytur i tracili to, co im przyznano, a podatki i inne obowiązkowe daniny są w naszym kraju bardzo wysokie. Tyle tylko, że jeżeli obniżenie wieku emerytalnego pozostanie celem samym w sobie, to nie będzie rozwiązaniem na miarę czasów, drugiej dekady XXI wieku. Potrzeba czegoś innego. Zmian systemowych i kompleksowych. Są ku temu szanse. Jednym z elementów wielowymiarowej zmiany, o której tyle się mówi w ostatnich miesiącach, jest wzrost świadomości społecznej. Przykładem mogą być wydarzenia z lutego, kiedy to opinia publiczna nie stanęła murem za demonstrantami postrzelonymi przez policję pod siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Z kolei zapowiedź PiS z końca czerwca o wprowadzeniu stawki 39 proc. podatku dla najbogatszych utrzymała się nieco ponad tydzień i została wycofana. Lud tego nie kupił. Czeka na coś innego.
Politycy powinni dać Polakom wolność. Wolność wyboru, wolność działania. Tworzyć system gospodarczy, w którym Polacy będą mogli się swobodnie poruszać. Decydować, ile chcą odkładać na emeryturę i kiedy na nią przejść. Dysponować zdecydowaną większością swojego wynagrodzenia zamiast przymusowo oddawać ponad połowę. Będą mogli łatwo zmieniać pracę i prowadzić działalność gospodarczą, nie drżąc przed kontrolą, która na pewno coś znajdzie bo w dżungli niejasnych przepisów nie sposób nie zbłądzić. I to są rozwiązania na miarę czasów, w których osiągnięty już poziom rozwoju oraz nowoczesne technologie pozwalają działać oraz komunikować się w sposób do niedawna niewyobrażalny. Tymczasem system gospodarczy rzuca kłody pod nogi. Żeby chociaż ośmiorniczki.
Wyzwań stojących przed polską gospodarką jest wiele: anachroniczny system emerytalny, nieelastyczny rynek pracy, przeregulowanie gospodarki, złe prawo – wyliczać można dłużej. Brakuje też jednego ośrodka wyraźnie kształtującego politykę gospodarczą. Prezydent na czele szeroko rozumianej koalicji tworzącej warunki do rozwoju polskiego przemysłu nie jest idealnym rozwiązaniem w kraju, gdzie szerokie prerogatywy do działania ma rząd, ale – dlaczego nie?
Andrzej Duda wraz ze swoim zapleczem eksperckim mógłby stworzyć ośrodek wznoszący się ponad doraźne spory i koniunkturalne ruchy, forsujący systemowe, kompleksowe zmiany. Noblesse oblige, szlachectwo zobowiązuje. Nie będzie to łatwe. Konieczne będzie między innymi wyjście naprzeciw postulatom i potrzebom pracodawców oraz pracowników. Ale… Bronisław Komorowski w ostatnich dniach urzędowania zdążył jeszcze podpisać ustawę powołującą Radę Dialogu Społecznego, która zastąpiła martwą w praktyce Komisję Trójstronną. Ma ona pomóc w kontaktach między związkami zawodowymi, organizacjami pracodawców oraz rządem. Prezydent Duda może być tym, którzy unaoczni i pracownikom, i pracodawcom, jaki jest ich wspólny interes, co zaowocuje rozwiązaniami korzystnymi nie dla jednych czy dla drugich, ale dla wszystkich.
Natomiast jeśli prezydent (a po wyborach również rząd i parlament) postawi na doraźne załatwianie problemów różnych grup społecznych, będzie to droga donikąd. Za kilka lat doczekamy się kolejnej grabieżczej reformy emerytalnej, triumfalnie ogłoszonego programu ratującego górnictwo kosztem miliardów złotych z budżetu oraz pakietu rozwiązań dla rzeszy bezrobotnych młodych ludzi, w który nie będą wierzyć nawet jego autorzy. Polaków stać na więcej. A Prezydenta?
Andrzej Duda podczas kampanii wyborczej, podobnie jak rywale, nie stronił od obietnic. Można mieć nadzieję, że część wyborców zdawała sobie sprawę, iż takie są reguły gry – licytacja prezentami, które nigdy nie zostaną wręczone. Smutne, ale jeszcze nie tragiczne. Prawdziwym problemem będzie, jeśli prezydent albo parlament i rząd po jesiennych wyborach zaczną realizować obietnice dla wybranych, obciążające budżet państwa. Andrzej Duda zapowiedział między innymi kontynuowanie po objęciu urzędu prac nad rozwiązaniami obniżającymi wiek emerytalny z 67 do 60 (kobiety) i 65 lat (mężczyźni) oraz podniesienie kwoty wolnej od podatku. Nie chodzi o to, że takie inicjatywy są nietrafione. Polacy wiele razy zostali oszukani przez polityków w sprawie emerytur i tracili to, co im przyznano, a podatki i inne obowiązkowe daniny są w naszym kraju bardzo wysokie. Tyle tylko, że jeżeli obniżenie wieku emerytalnego pozostanie celem samym w sobie, to nie będzie rozwiązaniem na miarę czasów, drugiej dekady XXI wieku. Potrzeba czegoś innego. Zmian systemowych i kompleksowych. Są ku temu szanse. Jednym z elementów wielowymiarowej zmiany, o której tyle się mówi w ostatnich miesiącach, jest wzrost świadomości społecznej. Przykładem mogą być wydarzenia z lutego, kiedy to opinia publiczna nie stanęła murem za demonstrantami postrzelonymi przez policję pod siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Z kolei zapowiedź PiS z końca czerwca o wprowadzeniu stawki 39 proc. podatku dla najbogatszych utrzymała się nieco ponad tydzień i została wycofana. Lud tego nie kupił. Czeka na coś innego.
Politycy powinni dać Polakom wolność. Wolność wyboru, wolność działania. Tworzyć system gospodarczy, w którym Polacy będą mogli się swobodnie poruszać. Decydować, ile chcą odkładać na emeryturę i kiedy na nią przejść. Dysponować zdecydowaną większością swojego wynagrodzenia zamiast przymusowo oddawać ponad połowę. Będą mogli łatwo zmieniać pracę i prowadzić działalność gospodarczą, nie drżąc przed kontrolą, która na pewno coś znajdzie bo w dżungli niejasnych przepisów nie sposób nie zbłądzić. I to są rozwiązania na miarę czasów, w których osiągnięty już poziom rozwoju oraz nowoczesne technologie pozwalają działać oraz komunikować się w sposób do niedawna niewyobrażalny. Tymczasem system gospodarczy rzuca kłody pod nogi. Żeby chociaż ośmiorniczki.
Wyzwań stojących przed polską gospodarką jest wiele: anachroniczny system emerytalny, nieelastyczny rynek pracy, przeregulowanie gospodarki, złe prawo – wyliczać można dłużej. Brakuje też jednego ośrodka wyraźnie kształtującego politykę gospodarczą. Prezydent na czele szeroko rozumianej koalicji tworzącej warunki do rozwoju polskiego przemysłu nie jest idealnym rozwiązaniem w kraju, gdzie szerokie prerogatywy do działania ma rząd, ale – dlaczego nie?
Andrzej Duda wraz ze swoim zapleczem eksperckim mógłby stworzyć ośrodek wznoszący się ponad doraźne spory i koniunkturalne ruchy, forsujący systemowe, kompleksowe zmiany. Noblesse oblige, szlachectwo zobowiązuje. Nie będzie to łatwe. Konieczne będzie między innymi wyjście naprzeciw postulatom i potrzebom pracodawców oraz pracowników. Ale… Bronisław Komorowski w ostatnich dniach urzędowania zdążył jeszcze podpisać ustawę powołującą Radę Dialogu Społecznego, która zastąpiła martwą w praktyce Komisję Trójstronną. Ma ona pomóc w kontaktach między związkami zawodowymi, organizacjami pracodawców oraz rządem. Prezydent Duda może być tym, którzy unaoczni i pracownikom, i pracodawcom, jaki jest ich wspólny interes, co zaowocuje rozwiązaniami korzystnymi nie dla jednych czy dla drugich, ale dla wszystkich.
Natomiast jeśli prezydent (a po wyborach również rząd i parlament) postawi na doraźne załatwianie problemów różnych grup społecznych, będzie to droga donikąd. Za kilka lat doczekamy się kolejnej grabieżczej reformy emerytalnej, triumfalnie ogłoszonego programu ratującego górnictwo kosztem miliardów złotych z budżetu oraz pakietu rozwiązań dla rzeszy bezrobotnych młodych ludzi, w który nie będą wierzyć nawet jego autorzy. Polaków stać na więcej. A Prezydenta?