Decyzję, że to francuski Airbus Helicopters dostarczy polskiej armii śmigłowce wielozadaniowe, ogłosił w końcu kwietnia były prezydent Bronisław Komorowski. Od tego czasu minęły już cztery miesiące, a kontraktu jak nie było, tak nie ma. Wciąż nie rozpoczęły się negocjacje offsetowe, które normalnie powinny zająć co najmniej cztery miesiące. Oczywiście można rzutem na taśmę podpisać kontrakt, ale szanse na to są nikłe. Najwyraźniej nikt się do tego nie pali. Zbyt wiele osób w Ministerstwie Obrony Narodowej i Ministerstwie Gospodarki świadomych jest nieprawidłowości przy przetargu. Wolą się nie wychylać i nie brać na siebie ewentualnej odpowiedzialności za manipulacje.
Gra na czas
Zanim dojdzie do podpisania kontraktu, rząd musi zamknąć rozmowy offsetowe. Ale te nie mogą wystartować, bo MON nie przekazał dotąd nawet wartości kontraktu. – Informacja taka stanowi podstawę do rozpoczęcia negocjacji w sprawie offsetu – przyznaje oficjalnie w korespondencji do „Wprost” Ministerstwo Gospodarki. Umowa offsetowa składa się z ponad 70 punktów. Nasi rozmówcy twierdzą, że rozpatrzenie każdego z nich wymaga co najmniej dwóch dni. To absolutne minimum. Nawet gdyby negocjacje ruszyły już dziś, ich zakończenie przypadnie po wyborach. Potwierdza to resort wicepremiera Janusza Piechocińskiego (PSL). W przesłanej do nas korespondencji zaznacza: założenia do oferty offsetowej związanej z dostawą śmigłowców stanowią, że przewidywany okres na negocjacje to 120 dni. To minimum. – Umowa offsetowa będzie negocjowana do czasu, aż zawarte w niej postanowienia będą w pełni zabezpieczały interesy Skarbu Państwa oraz podmiotów będących jej beneficjentami – zapewnia rzeczniczka Ministerstwa Gospodarki Danuta Ryszkowska-Grabowska. Kwota negocjowanego kontraktu nigdy nie została oficjalnie podana. W warunkach przetargu znalazł się jedynie zapis, że nie może ona być wyższa od kwoty przyjętej przez resort. Skąd jej wartość? Znajduje się w odpowiedniej zakładce budżetu MON. Pierwotnie za 70 śmigłowców resort planował zapłacić 9 mld zł. Dziś wiemy jedynie z deklaracji wiceministra MON Czesława Mroczka złożonej w mediach, że Polska zdecydowała się zapłacić Francuzom 13 mld zł. I to za 50, a nie 70 maszyn.
Pierwsze pytanie, jakie nam się nasunęło, to dlaczego dwie firmy odrzucone z przetargu nie zostały poinformowane o zmianie oferty – zarówno dotyczącej kwoty przetargu, jak i liczby śmigłowców? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Podobnie jak to dotyczące ostatecznej ceny kontraktu. – Nikt jej nie zna. MON cały czas zasłania się tajemnicą – mówi poseł PiS Michał Jach z Komisji Obrony Narodowej. W rozmowie z nami MON dość enigmatycznie stwierdziło, że wciąż negocjuje liczbę helikopterów i: „Trwają negocjacje zapisów umowy, w tym jej wartości. Nie zostały zakończone i dlatego nie poinformowano Ministerstwa Gospodarki o możliwości rozpoczęcia negocjacji offsetowych”. To co najmniej zaskakujące słowa. Cztery miesiące po rozstrzygnięciu przetargu MON znowu negocjuje liczbę zamówionych śmigłowców i wartość kontraktu. Obie liczby raz już były podawane publicznie. Więc w czym rzecz?
Czego boi się MON
Jeżeli MON nagle zaczęło grę na zwłokę, to tylko potwierdza coraz głośniejsze zarzuty, że przetarg został źle przygotowany, a następnie jego wyniki zostały zmanipulowane. A to oznacza, że zgodnie z prawem powinien być unieważniony. Sporo na ten temat mówiły i pisały firmy, które z niego odpadły: PZL Świdnik, który zaoferował AW 149, i PZL Mielec ze śmigłowcami Black Hawk. Jednak więcej szczegółów poznajemy od osób obserwujących z bliska przygotowania do podpisania kontraktu. Z informacji, do jakich dotarliśmy, wynika, że francuski Caracal nie spełnia wszystkich wymogów przetargu. To oznaczałoby, że komisja przetargowa kierowana przez gen. Sławomira Szczepaniaka potwierdziła swoimi podpisami nieprawdę. Szczepaniak był przy przetargu od samego początku. Według nieoficjalnych informacji miał być nawet awansowany przez byłego awans na generała z rąk Bronisława Komorowskiego. Oficjalnie nie mamy możliwości pełnego porównania ostatecznej specyfikacji wybranego śmigłowca z założeniami przetargowymi. Dokument objęty jest klauzulą informacji zastrzeżonych i nawet komisja sejmowa nie mogła go poznać. Nam udało się jednak dotrzeć do niektórych zapisów. Na przykład do określonej w warunkach przetargu tzw. składanej belki ogonowej śmigłowca, która nie znalazła się we francuskiej ofercie złożonej w MON. Mało tego, według niezależnych informacji tygodnika „Wprost” francuski śmigłowiec nie ma takiej możliwości. W żadnej ze swoich wersji.
Wojciech Łuczak, ekspert z dziedziny lotnictwa, dziwi się, po co taki wymóg został wpisany do specyfikacji, jeśli wiadomo było z góry, że oczekiwane w przetargu śmigłowce nie mają takich możliwości technicznych. Składana belka ogonowa to bardzo przydatna opcja, gdy śmigłowce mają stać na pokładzie okrętu albo pod pokładem, w hangarze. Ale polska marynarka wojenna na razie takich okrętów nie posiada. Jednostki nazwane Miecznik i Czapla, określane jako okręty obrony wybrzeża, są dopiero w ambitnych, ale dalekich planach. – Francuzi obiecywali, że pracują nad tym i caracale będą mieć możliwość składania belki ogonowej – mówi Bartosz Głowacki z pisma „Skrzydlata Polska”. Ale według naszych informacji nie mają i w żadnej specyfikacji taka opcja nie występuje. Tym samym śmigłowiec nie spełnia warunków przetargu. Ministerstwo mętnie tłumaczy, że warunek posiadania przez śmigłowiec składanej belki ogonowej będzie wymagany dopiero przy odbiorze gotowych maszyn.
Potwierdzenie nieprawdy
Podobne wątpliwości dotyczą wielu innych elementów wyposażenia śmigłowca. Nasze źródła zbliżone do komisji sejmowej wskazują na przykład na kamerę termowizyjną, która naprowadza broń na cel. Podane w specyfikacji parametry – według naszych rozmówców – w ogóle nie występują w dostępnych urządzeniach w żadnym z państw NATO. I nie ma takiej kamery również wybrany Caracal. Podobnie jak nie ma on założonej w przetargu możliwości szybkiej (w ciągu godziny) wymiany wyposażenia śmigłowca, tak żeby maszyna mogła pełnić różne zadania w działaniach morskich. Zdaniem ekspertów Airbus nie spełnia i nie będzie spełniał takich wymogów, o czym komisja powinna doskonale wiedzieć.
Inna wątpliwość – zapewnienie stałej temperatury w całej kabinie pilota, bez względu na wysokość i warunki klimatyczne. Warunek, którego francuski śmigłowiec również nie spełnia. Wojciecha Łuczaka to nawet bardzo nie dziwi. – Często wymogi są przepisywane z folderów reklamowych albo w ogóle wzięte z powietrza – mówi. Nie zmienia to faktu, że zgodnie z procedurą przetargową zleceniodawca albo powinien wszystkich poinformować o zmianie założeń przetargowych, albo unieważnić przetarg. A na pewno nigdy członkowie komisji nie mają prawa potwierdzać nieprawdy. Zapytaliśmy MON o te wszystkie wątpliwości. W odpowiedzi otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź: „Wymagania na śmigłowce wielozadaniowe są dokumentem niejawnym”. Wcześniej wybór tak uzasadniał wiceminister Czesław Mroczek: „Wybór, jaki mieliśmy, sprowadzał się do tego, że mogliśmy przetarg unieważnić albo przetarg rozstrzygnąć, bo jedna oferta spełnia wszystkie wymagania” – mówił w kwietniu.
Komisyjny bałagan
Najwyraźniej nie tylko my mieliśmy tu wątpliwości. Posłowie opozycji z sejmowej Komisji Obrony Narodowej wystąpili w czerwcu do MON o szczegółowe dane dotyczące przetargu. Resort odmówił, twierdząc, że takie informacje mogą być przekazane tylko na niejawnym posiedzeniu komisji. Przewodniczy jej Stefan Niesiołowski (PO). Dane były zastrzeżone, więc posłowie wystąpili o zwołanie komisji niejawnej, w której wzięliby też udział przedstawiciele Airbus Helicopters i firm, które odpadły. Na początku nie było z tym większego problemu. Do przedstawicieli firm produkujących śmigłowce wysłane zostały zaproszenia na zamknięte i niejawne spotkanie komisji. Temat: „Przedstawienie pełnej informacji o kryteriach, jakie zdecydowały o wyborze oferty francuskiego koncernu Airbus Helicopters w przetargu na śmigłowce dla Sił Zbrojnych RP”. Wszyscy rutynowo zostali poproszeni w imieniu przewodniczącego o zabranie ze sobą poświadczenia bezpieczeństwa na poziomie „zastrzeżone” i zaświadczenia o przejściu szkolenia z ochrony informacji niejawnych. Następnego dnia decyzja została zmieniona. Wszyscy mieli mieć certyfikaty do poziomu „tajne”, a takich osób nie ma wiele. To był absurd, bo informacje z przetargu są tylko zastrzeżone – uważa Bartosz Kownacki (PiS). Nieoczekiwanie problemem stało się też miejsce spotkania. – MON odmówiło użyczenia swoich pomieszczeń, tłumacząc się klauzulą zakazującą obecności osób nieposiadających polskiego obywatelstwa, bez certyfikatów – mówi jeden z posłów. W Sejmie jest sala, ale zdecydowanie za mała, żeby pomieścić komisję obrony z gośćmi. Większe pomieszczenie z odpowiednimi zabezpieczeniami dopiero jest w budowie. Spotkanie więc się nie odbyło. 24 czerwca Stefan Niesiołowski zwołał posiedzenie zamknięte, wzięli w nim udział tylko przedstawiciele ministerstwa. A ci od kwietnia zapewniają posłów o tym samym: Caracal spełnia wszystkie warunki. – Nie chcieli tej konfrontacji z Francuzami, bo by się nie wybronili – mówi nasz rozmówca.
Doniesienie do prokuratury
– MON powinno przedstawić nam szczegółowe informacje. Nie rozumiem, co tu jest takie tajne? – denerwuje się poseł Jach. Uważa on, że MON celowo blokuje dostęp do informacji o przetargu, bo ukrywa o nim prawdę. Posłowie PiS złożyli w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Wniosek uzasadniali tym, że wymagania przetargowe mogły faworyzować jednego z oferentów. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania. Nie przesłuchała nawet jednej osoby.
A prawda jest taka, że zamiast pełnej transparentności pierwszy z największych przetargów w ramach modernizacji sił zbrojnych odbywa się według mętnych zasad. W trakcie jego trwania zmieniane są warunki przetargu, mnożą się proste pytania i wątpliwości, których nie można ani wyjaśnić, ani rozstrzygnąć. Nad całością wisi zarzut co najmniej matactwa. A przebiegiem przetargu nie jest zainteresowana ani prokuratura, ani nawet Najwyższa Izba Kontroli. Badanie trzech przetargów na sprzęt dla armii – na śmigłowce, na rakiety obrony powietrznej i okręty podwodne – wpisała dopiero w plan pracy na 2016 r. Czy z niej dowiemy się, komu i dlaczego zależało na wskazaniu konkretnego zwycięzcy mimo ewidentnych błędów w przetargu? Co spowodowało, że urzędnicy MON zaświadczyli nieprawdę, a minister Tomasz Siemoniak osobiście gwarantował w Radiu Zet, że francuskie śmigłowce w 100 proc. spełniają wymogi oferty przetargowej?
Zastrzeżenia do przetargu
Niejasna kwota kontraktu
MON planowało wydać na zakup 70 śmigłowców wielozadaniowych 9 mld zł. W trakcie trwania przetargu zmieniła się liczba zamawianych maszyn i wartość kontraktu – za 50 śmigłowców MON chce zapłacić aż 13 mld zł.
Składana belka ogonowa
Jednym z utajnionych wymogów przetargu było zapewnienie, żeby śmigłowiec posiadał składaną belkę ogonową. Wybrany w przetargu francuski Caracal nie ma takiej możliwości.
Kamera termowizyjna
To urządzenie naprowadza broń na cel. Podane w specyfikacji przetargowej parametry nie występują w dostępnych kamerach w żadnym z państw NATO. Nie ma go także Caracal.
Kabina pilota
Śmigłowiec ma zapewniać stałą temperaturę w kabinie pilota, bez względu na wysokość i warunki klimatyczne. Według ekspertów to niemożliwe.
Zmiana wyposażenia
Śmigłowiec powinien mieć możliwość wymiany w ciągu godziny wyposażenia, tak żeby mógł pełnić różne zadania. Zdaniem ekspertów przy obecnej technologii takich wymogów nie da się spełnić i nie gwarantuje tego francuska oferta.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.