Efekt ustawy śmieciowej? Polska staje się wysypiskiem

Efekt ustawy śmieciowej? Polska staje się wysypiskiem

Nielegalne wysypisko śmieci (fot.https://pl.fotolia.com/id/66052967/Fotolia.pl) 
Dodano:   /  Zmieniono: 
Fatalnie wdrożona ustawa śmieciowa zmieniła obrzeża naszych miast w wysypiska. Dziś nikt nie ma odwagi, żeby powiedzieć prawdę i skontrolować firmy odpowiedzialne za utylizację.

Kilka miesięcy temu na składowisku w Kotuniu w Mazowieckiem mieszkańcy znaleźli zakaźne odpady medyczne. Zużyte igły, strzykawki, opatrunki i rękawice jednorazowe. Na żwirowisku w Górznie w Kujawsko-Pomorskiem koparka wykopała tony śmieci zasypanych zwykłą ziemią. Opuszczone wyrobisko kupiła półtora roku temu firma zajmująca się zbieraniem odpadów. Dostała od marszałka województwa pozwolenie na rekultywację terenu. Dół miała zasypywać tylko naturalnymi materiałami: gruzem, kamieniami, ziemią. Zamiast tego na żwirowni wylądowały przemielone opony, części samochodowe i butelki po lekach. To samo w pobliżu Grójca Wielkiego, gdzie śmieci przyjeżdżają wprost tirami i są wysypywane na lokalne żwirowisko. Wcześniej trafiały do innej żwirowni. Położonej zaledwie kilometr obok.

W całej Polsce trwa nielegalny proceder gospodarki odpadami. Śmieci zamiast trafiać na wysypiska, są tonami wywożone do opuszczonych żwirowni, kopalni albo są po prostu spalane w głębokich dołach. O procederze świetnie wiedzą i włodarze miast, i samo Ministerstwo Środowiska. Państwo całą sprawę zamiata pod dywan, udając, że problemu nie ma.

Przekleństwo najniższej ceny

– Wiem o tym problemie doskonale. Mam letni dom niedaleko Warszawy, a tuż obok niego żwirowisko, które zasypują śmieciami – mówi z rozbrajającą szczerością prof. Andrzej Kraszewski, były minister środowiska i twórca tzw. ustawy śmieciowej. Według jednych zawiedli ludzie – lokalne władze, które bały się powiedzieć wyborcom, ile naprawdę powinien kosztować wywóz śmieci – według innych brak mechanizmów kontrolnych władz centralnych. Ustawa weszła w życie dwa lata temu i w teorii miała uporządkować polski rynek gospodarki odpadami. Odpowiedzialnością obarczono gminy. Firmy do wywozu śmieci miano wybierać w drodze przetargu. Na mieszkańców z kolei spadł obowiązek recyklingu i opłaty. Segregujesz – płacisz za śmieci mniej. Nie segregujesz – więcej. ,,To będzie śmieciowa rewolucja i koniec dzikich wysypisk w Polsce” – mówił przed wprowadzeniem ustawy w życie prof. Kraszewski. Suchej nitki na ustawie nie zostawiła Najwyższa Izba Kontroli. W raporcie z czerwca czytamy: ,,Liczba dzikich wysypisk zamiast spadać, rośnie: na koniec 2013 r. w 24 kontrolowanych gminach było ich 894, a we wrześniu 2014 r. już 1452, czyli o ponad 60 proc. więcej. Tendencję wzrostową potwierdzają dane GUS oraz Ministerstwa Środowiska”.

Problemy z ustawą zaczęły się na długo, zanim została wdrożona w życie. Opłaty śmieciowe stały się elementem kampanii wyborczej. Każdy burmistrz czy prezydent chciał zapewnić swoim wyborcom jak najniższe stawki, licząc na głosy w zbliżających się wyborach. Gmina rozpisywała przetarg, wygrywała firma, która zaproponowała najniższą cenę, a później okazywało się, że za tak niską kwotę nie stać ją na posortowanie śmieci. I zanim się zorientujemy kolejne partie śmieci, papier zmieszany z blachą i szkłem, lądują w dzikich dołach.

Śmieciowa pajęczyna

Odpady z warszawskich śmieciarek są mielone na miazgę jak przez maszynkę do mięsa. Śmieci trafiają później na sito, które przepuszcza najdrobniejsze kawałki. Drobnica, jak nam tłumaczy nasz informator, trafia do kopalni żwiru lub piasku i jest zasypywana ziemią. Większe elementy są składowane w magazynach albo podpalane w wykopanym dole. I tak jest w całej Polsce. „Plaga pożarów na składowiskach odpadów i w sortowniach śmieci nasila się od dwóch lat” – informowała przed miesiącem ,,Rzeczpospolita”. W sierpniu płonęły wysypiska w Bytomiu i Fałkowie w Świętokrzyskiem. W maju w Stargardzie. W lipcu w Lubinie, Prusicach w Dolnośląskiem i Wałbrzychu. W kilku z tych przypadków straż pożarna nie została wezwana przez pracowników firmy.

Oficjalnie firmy zajmujące się gospodarką odpadami pozostają czyste. W papierach wpisują sobie, że śmieci odebrały, posegregowały albo wywiozły na wysypisko w odpowiedniej liczbie ton. Co się dzieje z nimi później, rzadko już kogo interesuje. A często jest tak, że firmy zajmujące się zbiórką odpadów rozpisują wewnątrz własnych struktur przetarg na utylizację odpadów. Wygrywa je pośrednik. Firma krzak, która zajmuje się tylko przewiezieniem przesypanych przez sito odpadów na żwirownię. W ten sposób tworzy się łańcuszek powiązań, którego nikt nie kontroluje.

To czysty biznes. Jeżeli firma chciałaby działać po bożemu i wywozić śmieci na wysypisko, za każdą zdeponowaną tam tonę trzeba zapłacić ok. 150 zł. Tymczasem firmy, które oferują wywóz odpadów do żwirowni, każą sobie płacić o ponad połowę mniej, ok. 70 zł od wywiezionej tony. – Od kiedy biznes ma coś wspólnego z ekologią? Wiadomo, że każdy chce robić interes i dlatego korzysta z usług pośredników zabierających śmieci – mówi osoba z branży.

W Warszawie na temat śmieci w żwirowniach nie chce rozmawiać nikt. Wysłaliśmy pytania do największych firm zajmujących się gospodarką odpadami w stolicy. Pytaliśmy, czy korzystają z usług pośredników odbierających śmieci, czy wiedzą, gdzie zebrane przez nich odpady lądują na sam koniec, i wreszcie – co sądzą o firmach wywożących śmieci w miejsca do tego nieprzeznaczone. Kilka odpowiedziało, że nie ma z tym nic wspólnego. Inne w ogóle odmówiły komentarza. Spytaliśmy o to samo również warszawski ratusz. I też nie otrzymaliśmy odpowiedzi. W stolicy na temat śmieci panuje swoista zmowa milczenia. Produkuje się tutaj milion ton odpadów rocznie. Problem w tym, że nie wiadomo, co się później z nimi dzieje. Osoby na co dzień pracujące w branży śmieciowej i obserwujące proceder rozmawiają z nami nader chętnie, nie kryją swojej frustracji, ale nikt nie chciał wypowiedzieć się w tym tekście pod nazwiskiem. Każdy boi się zemsty innych firm śmieciowych i samego miasta.

Warszawa jak drugi Neapol

Kruki niedaleko Mińska Mazowieckiego lub położona zaraz obok Wola Paprotnia. Wyrobisko po żwirowni w miejscowości Rzechowo-Gać, niedaleko Makowa Mazowieckiego. Kolejna żwirownia we wsi Grójec Wielki, na granicy z gminą Zbąszyń i Babimost. Wyrobiska pożwirowe na terenie miejscowości Dzierżenin czy Gzowo. Wszystkie te miejsca leżą na terenie województwa mazowieckiego. Wszystkie służą za nielegalne wysypiska śmieci, gdzie pod pretekstem rekultywacji terenu zamiast gruzu i ziemi glebę użyźnia się śmieciami. Najprawdopodobniej właśnie tam trafia duża część odpadów ze stolicy. Takich miejsc jak te jest w Polsce tysiące.

– Jednak nawet gdyby władze stolicy wzięły się do likwidacji śmieciowych żwirowni, to Warszawa zamieniłaby się w drugi Neapol. Nie ma tu infrastruktury, która przyjęłaby tak ogromny strumień odpadów – tłumaczy nam osoba z branży. Brakuje przede wszystkim legalnych wysypisk. Te, które istnieją, pękają w szwach. A ze smrodem ledwo co wytrzymują okoliczni mieszkańcy. Żeby wywozić śmieci, trzeba jechać do sąsiedniego Głowna, Grodziska, Zakroczymia, Otwocka albo Sierpca. – Nie dość, że daleko, to jeszcze trzeba płacić. Prościej oddać śmieci pośrednikom, którzy wywiozą je gdzie popadnie – mówi nasz rozmówca. O sytuacji w Warszawie świetnie też wie Ministerstwo Środowiska. – Szkoda, że tak się dzieje, bo to ładne miasto. Jest mi bardzo przykro jako mieszkańcowi Warszawy. Próbowaliśmy z ministrem Korolcem [Marcin Korolec, były minister środowiska – red.] rozmawiać z pracownikami urzędu. Deklarowaliśmy współpracę, ale nic z tego nie wyszło – mówi jeden z pracowników Ministerstwa Środowiska. Po chwili dodaje, że kontrola firm wywożących odpady to nie jest sprawa dla ich resortu. Po to weszła ustawa, żeby sprawą śmieci zajmowały się samorządy, i to one powinny wziąć tę sprawę na swoje barki. Patologia trwa więc w najlepsze.

Topór Unii nad głową

W wielu gminach burmistrzowie nie mają motywacji, żeby ściślej kontrolować to, co dzieje się ze śmieciami. Gdyby przyznali, że dana firma działa wbrew prawu, wożąc odpady do żwirowni, to trzeba by zerwać z nią umowę i rozpisać nowy przetarg. A co jeśli wygra firma, która zażąda realnych stawek i trzeba będzie powiedzieć mieszkańcom, że za wywóz śmieci mają płacić więcej? Wybór na kolejną kadencję nie będzie już taki pewny. Tomasz Styś z Instytutu Sobieskiego mówi, że słyszał o spotkaniach wójtów z mieszkańcami. – Władze przedstawiły im propozycję: albo chcecie płacić za odbiór odpadów drożej i śmieciarka będzie u was raz w tygodniu, albo opłata będzie niższa, ale firma pojawi się raz w miesiącu. A co zrobicie ze śmieciami, które nie mieszczą się w pojemnikach, to wasza sprawa – opowiada Styś.

– W całej Unii Europejskiej, gdzie również obowiązuje wprowadzone przez nas prawo, firmy żądają za wywóz śmieci znacznie wyższych opłat. Tylko u nas panuje takie dziadostwo. Więcej wydamy na leczenie Polaków, którzy będą pić zanieczyszczoną wodę. W żwirowniach zamienionych na wysypiska jest już cała tablica Mendelejewa. Toksyczne substancje przesiąkają przez luźny żwir i dostają się do wód gruntowych. To sanitarnie bardzo niebezpieczne – tłumaczy prof. Kraszewski. Podobnie groźne jest spalanie śmieci, które nadal jest u nas bezkarne. Konsekwencji za pożar na wysypisku śmieci nie ponosi przedsiębiorca, a konkretna osoba, która wznieciła pożar. – Nietrudno namówić bezdomnego, żeby wziął winę na siebie w zamian za jakieś pieniądze. Od państwa dostanie co najwyżej karę pieniężną, której i tak nie zapłaci – mówi nasz rozmówca. Wszystkie te śmieciowe patologie mogą wkrótce doprowadzić do jeszcze większej tragedii. Jako Polska zobowiązaliśmy się przed Unią Europejską, że do 2020 r. ponad połowa takich odpadów, jak papier, szkło, metal czy tworzywa sztuczne będą poddawane recyklingowi. Tymczasem według informacji Ministerstwa Środowiska w zeszłym roku poziom recyklingu wyniósł zaledwie 25 proc. Dobicie do wymogów unijnych w ciągu kolejnych 5 lat jest mało realne. A wtedy na Polskę posypią się wielomilionowe kary.

Dzikie wysypiska w liczbach

2791 – tyle dzikich wysypisk śmieci było w Polsce na koniec 2013 r. To o 20 proc. więcej niż przed rokiem. 1111 dzikich wysypisk było położonych w miastach. To wzrost o 70 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem

Cały artykuł opublikowany jest w 41/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.