Szyszko stwierdził, że za każdym razem, kiedy powraca do stanowiska ministra, organizuje spotkania z prasą. – Jedziemy w teren, żeby zobaczyć, w jaki sposób funkcjonuje żywa przyroda. Wówczas rozmowa jest znacznie łatwiejsza. Gdyby ktoś mnie chciał przeszkolić z zakresu dziennikarstwa, to bym natychmiast się zgodził – mówił. Zaznaczył, że nie chce narzucać pytań, które zadają mu dziennikarze. – Ja po prostu nie chcę, żeby zadawano mi takie pytania jak w Białowieży, gdy jeden dziennikarz pytał, czy wytniemy puszczę w pień, a drugi mówił, że igły, które w całości opadły ze świerków, odrosną na wiosnę. Chcę, żeby dyskusja dotyczyła meritum, a nie rzeczy z sufitu. Jak mogę odpowiadać na pytania, które zupełnie nie dotyczą tej sprawy, o której mówimy? - zastanawiał się minister.
Polityk wyjaśnił, na czym ma polegać wycinka. – Puszcza umiera, a my chcemy ją ratować. Umożliwiając leśnikom wycięcie uschniętych bądź usychających, „zarażonych" przez patogenne owady drzew. To jest ta słynna wycinka, o którą się nas oskarża – przekonywał Jan Szyszko.
Podkreślił również, że Puszcza sama sobie nie poradzi. – Zapraszam do Tuczna na przyrodnicze warsztaty dziennikarskie. Jak stonka zaatakuje, to pole ziemniaków sobie poradzi? Poradzi! Jednak niewiele z nich zostanie. Dlatego tę stonkę się zwalcza – dodał
Cały wywiad z ministrem środowiska dostępny w Rzeczpospolitej