Z Polski pochodzi 0,9 proc. światowych publikacji naukowych
Postęp nauki zależy przede wszystkim od wybitnych jednostek i wielkich odkryć, które wytyczają plany budowy jej gmachu, a także od wielu cegiełek żmudnie dokładanych przez rzesze naukowców na całym świecie. Te pierwsze zdarzają się rzadko i nie da się ich ująć żadnymi parametrami ani uszeregować w rankingu ważności. W niektórych dziedzinach honorowane są potem Nagrodami Nobla, medalami Fieldsa i innymi najwyższymi wyróżnieniami. Te drugie, bardziej masowe, rejestruje się w statystykach i umieszcza w międzynarodowych bazach danych.
W większości krajów uznaje się, że nauka - obok edukacji - należy do głównych czynników rozwoju ekonomicznego. Przyjmuje się, że od badań naukowych i wykształcenia społeczeństwa zależy także postęp w dziedzinie ochrony zdrowia, środowiska, obronności i innych sferach. Dlatego tak wielkie jest zainteresowanie wypracowaniem odpowiedniej polityki naukowej. Nawet w najmniej rozwiniętych krajach czyni się wysiłki w celu rozwoju rodzimych jednostek naukowo-badawczych. Rzadko bywa inaczej, na przykład w pewnych krajach islamskich, gdzie rozwój nauki jest tłumiony przez fundamentalizm religijny.
Łatwo się zgodzić, że państwa i narody w różnym stopniu przyczyniają się do postępu nauki. Zastąpienie tego ogólnego stwierdzenia ujęciem ilościowym nie jest proste, mimo że od dawna istnieje naukometria - dziedzina zajmująca się metodami oceny stanu nauki na podstawie liczby publikowanych książek i artykułów naukowych, cytowań, patentów, stopni naukowych, wyróżnień, nagród, stanu wysoko kwalifikowanych kadr itd. Dotychczas nie ma jednak jednego, uznawanego przez wszystkich za najlepszy, wskaźnika poziomu nauki w danym kraju. Jest to zrozumiałe chociażby dlatego, że nauka obejmuje wiele dziedzin znacznie różniących się od siebie, toteż wyciąganie jakiejś wartości średniej niezmiernie zubaża skomplikowany obraz.
Najlepiej przedstawia się porównywanie osiągnięć na podstawie publikacji w czasopismach naukowych. Uznanym przez wszystkich standardem są bazy danych opracowywane w założonym przez Eugene?a Garfielda Instytucie Informacji Naukowej (ISI) w Filadelfii. W 1963 r. Garfield rozpoczął opracowywanie Indeksu Cytowań Naukowych (Science Citation Index). Potem w ISI zaczęto tworzyć wyspecjalizowane bazy, na przykład Narodowe Wskaźniki Naukowe (NSI), które dziś wykorzystywane są do porównywania osiągnięć różnych krajów. Najnowsza ogłoszona przez ISI baza NSI, dotycząca lat 1981-1997, obejmuje ok. 10 mln publikacji i 100 mln cytowań. Zostały one przyporządkowane 96 krajom na podstawie miejsca pracy autorów.
Wskaźnikami, które uzyskuje się z bazy danych i wykorzystuje do oceniania, są liczba publikacji i cytowań oraz średnia liczba cytowań jednej publikacji (stosunek tych dwóch liczb). Pierwszy z wymienionych wskaźników jest miarą aktywności naukowej, a drugi określa ważność publikacji i ich odbiór w środowisku. Natomiast trzeci (można go w skrócie nazwać cytowalnością) jest najmniej przydatny do porównywania różnych krajów, choć - niestety - często bywa stosowany i przytaczany, zwłaszcza w prasie niefachowej. Każdy, kto bliżej zapozna się z nauko- metrią, wie, że cytowalność w bardzo dużym stopniu charakteryzuje jakość i wartość nauki w danym kraju, natomiast jeszcze bardziej strukturę wewnętrzną jego nauki. Dlatego posługiwanie się tym parametrem wymaga znacznej wiedzy i ostrożności.
Supermocarstwem naukowym są Stany Zjednoczone - z tego państwa pochodzi trzecia część wszystkich publikacji naukowych i ponad 40 proc. cytowań. Następne miejsce pod względem liczby publikacji naukowych zajmuje Wielka Brytania; na trzecim miejscu do niedawna znajdowały się Niemcy, wyprzedzone w ostatnim roku przez Japonię, na piątej pozycji uplasowała się Francja, a na szóstej Kanada. W tych pięciu państwach powstaje rocznie również trzecia część wszystkich publikacji i cytowań. Nauka światowa jest więc zdominowana przez kilka krajów, które dostarczają dwóch trzecich wszystkich publikacji naukowych i trzech czwartych cytowań. W ostatnich latach na następnych miejscach w wykazie uwzględniającym liczbę publikacji znalazły się Włochy, Rosja, Australia, Holandia, Hiszpania, Indie, Szwecja, Szwajcaria, Chiny, Belgia, Izrael, Tajwan i Korea Południowa. Warto dodać, że w Rosji i w Indiach powstaje wprawdzie wiele publikacji, ale są dość rzadko cytowane przez innych autorów.
Niestety, pozycja Polski w tym rankingu jest coraz słabsza. W 1981 r. nasz kraj pod względem liczby publikacji zajmował piętnastą lokatę na świecie i od tego czasu sytuacja systematycznie się pogarsza. W 1985 r. znaleźliśmy się na siedemnastej pozycji, w 1990 r. - na osiemnastej, sześć lat później - na dziewiętnastej, a w 1997 r. spadliśmy na miejsce dwudzieste, ponieważ wyprzedziła nas Korea Południowa, która priorytetowo traktuje rozwój nauki i w ostatniej dekadzie z pozycji kopciuszka przesunęła się na znaczące miejsce. Polsce grozi w ciągu najbliższych lat dalszy spadek, ponieważ tuż za nami uplasowały się Brazylia, Dania i Finlandia - w krajach tych nauka rozwija się szybko, my zaś się cofamy. Obecnie z naszego kraju pochodzi ok. 0,9 proc. światowych publikacji naukowych.
Pozycja Polski jest jeszcze gorsza, jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość kraju. W rankingu uwzględniającym liczbę publikacji przypadających na mieszkańca zajmujemy miejsce dopiero w czwartej dziesiątce. W tej klasyfikacji na pierwszym miejscu znajduje się dziś Szwajcaria, na następnych pozycjach - Izrael, Szwecja, Dania, Kanada, Finlandia, Holandia, Wielka Brytania i Nowa Zelandia; pierwszą dziesiątkę zamyka Australia. Stany Zjednoczone zajmują dopiero jedenaste miejsce, ponieważ supremacja tego kraju wynika w pewnym stopniu z jego wielkości. Dalsze miejsca w drugiej dziesiątce zajmują w kolejności: Norwegia, Islandia, Belgia, Francja, Niemcy, Austria, Singapur, Irlandia i Japonia.
Trzecią dziesiątkę otwierają Włochy. Za nimi plasują się Hiszpania, Hongkong (do niedawna liczony w statystyce osobno), Grecja, Węgry, Słowenia, Słowacja, Czechy; Estonia zajmuje trzydzieste miejsce. Na początku czwartej dziesiątki znajdują się Kuwejt i Bułgaria, a na trzydziestej trzeciej pozycji - Polska (na mieszkańca przypada u nas ponad osiem razy mniej publikacji niż w Szwajcarii). Wyprzedzają nas więc w tym zestawieniu nie tylko kraje dobrze rozwinięte, lecz także te, które nie są mocarstwami naukowymi. Tak odległe miejsce w światowym rankingu nie jest z pewnością właściwe dla kraju, z którego pochodzi Kopernik i Maria Skłodowska-Curie!
Twórcy bazy NSI z Filadelfii ustalili podział obszaru nauki na 33 ogólne dziedziny (np. chemia, medycyna, nauki inżynieryjne), do których zostały przyporządkowane publikacje i cytowania. Ponadto niektóre obszerne dziedziny podzielono jeszcze - w specjalnej wersji NSI - na mniejsze dyscypliny. Łącznie wyodrębniono ich aż 105. Możliwe jest więc klasyfikowanie państw w poszczególnych dziedzinach, a więc poszukiwanie mocnych i słabych obszarów nauki w danym kraju. W sporcie trudno sobie wyobrazić pojawienie się największych gwiazd bez sportu masowego. Podobnie wybitni uczeni i największe odkrycia naukowe nie zdarzają się na pustyni naukowej, lecz tam, gdzie istnieje obszerne i bogate zaplecze z wieloma tysiącami pracowników nauki. Istotnie, okazuje się, że w chemii, fizyce, medycynie i ekonomii, w dziedzinach, w których przyznawane są Nagrody Nobla, czołówka klasyfikacji państw pod względem liczby publikacji i cytowań zgadza się z kolejnością tych państw pod względem liczby Nagród Nobla.
Tradycyjnie już od wielu lat najlepiej reprezentują Polskę w światowym rankingu nauki ścisłe: chemia, fizyka, matematyka i astronomia, a także historia. W latach 1981-1997 pozycja tych dziedzin w rankingu albo pozostała nie zmieniona, albo tylko nieznacznie się obniżyła. Jeszcze na początku lat 80. wizytówką Polski na świecie były nauki inżynieryjne, w których zajmowaliśmy wysokie, dziesiąte miejsce. Niestety, z powodu stałego regresu dziś nauki te znajdują się na osiemnastym miejscu, a Polska dostarcza zaledwie 1,3 proc. światowych publikacji o tej tematyce.
Ale - jak powiedzieliśmy - baza danych ISI umożliwia analizę nie tylko głównych dziedzin, lecz także wchodzących w ich skład mniejszych dyscyplin. Bliższa analiza dziedziny nazwanej przez twórców bazy ISI naukami inżynieryjnymi wykazuje, że naszą sztandarową dyscypliną jest nadal inżynieria chemiczna. Z Polski pochodzi aż 3,3 proc. światowych publikacji i pod tym względem zajmujemy w rankingu bardzo wysokie, dziewiąte miejsce. Prace polskich uczonych są jednak nieco rzadziej cytowane niż prace kolegów z innych krajów i według liczby cytowań Polska sytuuje się dopiero na szesnastej pozycji, ale i tak jest to miejsce wysokie.
W innych dyscyplinach technicznych jest gorzej. Na przykład pod względem liczby publikacji Polska plasuje się w budowie maszyn na miejscu czternastym, w elektronice - na dwudziestym trzecim, w robotyce i sztucznej inteligencji - na dwudziestym czwartym, w budownictwie lądowym i wodnym - na dwudziestym szóstym, w inżynierii lotniczej - na trzydziestym, a w inżynierii środowiska - na trzydziestym piątym
W krajach Unii Europejskiej liczba pracowników zatrudnionych w jednostkach naukowych jest średnio dwa i pół raza większa niż w Polsce
Bardzo dalekie miejsce w rankingu zajmuje medycyna. Słaba jest pozycja naszej biologii molekularnej, dziedziny niezmiernie ważnej i przyszłościowej. Z nauk społecznych i humanistyki dobrze wypadają jeszcze językoznawstwo, filozofia oraz sztuka i architektura (językoznawstwo sytuuje się też wyjątkowo wysoko pod względem liczby cytowań), natomiast inne dyscypliny znajdują się w samym ogonie, a polskie publikacje są przez innych autorów cytowane bardzo rzadko lub wcale.
Przedstawiona analiza pozycji nauki polskiej na świecie, oparta na danych z najnowszej bazy NSI, jest obiektywna i ma tę zaletę, że przynosi takie same wyniki niezależnie od tego, czy dokonuje jej Polak, czy przedstawiciel innej narodowości. Warto jednak zaznaczyć, że ma również wady. Nie obejmuje na przykład patentów, tak istotnych - poza publikacjami - dla oceny dyscyplin technicznych. Nie zawiera też danych o książkach, które w ocenie humanistyki odgrywają co najmniej tak istotną rolę jak publikacje w periodykach. Jeżeli chodzi o patenty, to nie istnieje baza światowa podobna do NSI, natomiast są dane dotyczące krajów członkowskich OECD, publikowane w wydawanych przez tę organizację zbiorach "Main Science and Technology Indicators" lub "OECD in Numbers" (ostatnie dane pochodzą z 1995 r.).
Niestety, w tym zestawieniu Polska znajduje się na miejscu trzecim od końca, a liczba patentów przypadających na mieszkańca jest u nas aż 75 razy mniejsza niż w Szwecji, która zajmuje pierwsze miejsce. Ze statystyk publikowanych przez OECD dla krajów członkowskich można się także dowiedzieć, że zatrudnienie w naszych placówkach badawczych (w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców) jest znacznie niższe niż w większości tych państw. Polska nieznacznie wyprzedza tylko Portugalię, Grecję, Turcję i Meksyk, gdzie nauka stoi na stosunkowo niskim poziomie. W krajach Unii Europejskiej liczba pracowników zatrudnionych w jednostkach naukowo-badawczych jest średnio 2,5 raza większa niż w Polsce. Nieuzasadnione są wypowiedzi niektórych naszych polityków, którzy sądzą, że mamy zbyt wielu naukowców.
Nakłady na badania, także w przeliczeniu na mieszkańca, plasują Polskę na szarym końcu wśród państw OECD. W 1995 r. wyniosły w Polsce 41 dolarów (według parytetu siły nabywczej, a więc z uwzględnieniem różnic siły nabywczej w poszczególnych krajach), z czego z budżetu pochodziło tylko 25 dolarów, a reszta ze źródeł pozabudżetowych. Tymczasem średnia dla krajów OECD wynosiła wtedy aż 417 dolarów! Nawet w Czechach nakłady w przeliczeniu na mieszkańca były - w takich samych jednostkach - trzykrotnie większe niż w Polsce. W tych warunkach polscy uczeni wykazują i tak sporą aktywność. Koszt uzyskania jednej publikacji naukowej jest w Polsce znacznie mniejszy niż w większości państw OECD (z wyjątkiem Nowej Zelandii, Grecji i Węgier).
Okazuje się natomiast, że liczba patentów w Polsce w przeliczeniu na jednostkowe nakłady jest bardzo mała, a więc koszt uzyskania jednego patentu - duży; pod tym względem wyprzedza nas większość krajów OECD z wyjątkiem Turcji, Meksyku, Islandii, Portugalii i Czech.
Nauka w Polsce nie upadła tylko dzięki ogromnemu zaangażowaniu ludzi, którzy jeszcze w nauce pozostali. Stałe zmniejszanie nakładów na badania naukowe i edukację, z czym mamy u nas do czynienia od 1991 r., jest czymś wyjątkowym na świecie. Kolejne rządy wprawdzie deklarują poparcie dla tych dziedzin, ale są to tylko deklaracje werbalne. Na przykład w "Założeniach polityki naukowej i naukowo-technicznej państwa", przyjętych w lipcu 1993 r., przewidywano, że w 1994 r. nakłady na badania naukowe wyniosą 1 proc. PKB, w 1995 r. wzrosną do 1,1 proc. PKB, a w 2000 r. sięgną 2,0-2,5 proc. PKB. W 1995 r. natomiast Sejm podjął uchwałę przewidującą znaczny wzrost nakładów na naukę.
Tymczasem kolejni ministrowie finansów w Polsce są widocznie przekonani, że badania naukowe są luksusem, a nie niezbędnym środkiem rozwoju dla każdego kraju, który w warunkach ostrej konkurencji międzynarodowej nie chce się zamieniać w skansen taniej siły roboczej dla lepiej rozwiniętych sąsiadów. Tylko przetaczającej się obecnie przez Polskę ogromnej fali protestów różnych środowisk możemy zawdzięczać to, że odstąpiono od zamiaru dalszego zmniejszania nakładów na naukę w 1999 r. Jednak zapewnienia o tym, że nauka została uznana przez rząd za obszar priorytetowy, nie brzmią zbyt poważnie w połączeniu z zapowiedziami wzrostu nakładów zaledwie o 5 proc., bo przecież oznacza to wzrost o dwa dolary na głowę. W tym tempie osiągniemy poziom Czech za 50 lat, a średni poziom OECD za parę stuleci.
W większości krajów uznaje się, że nauka - obok edukacji - należy do głównych czynników rozwoju ekonomicznego. Przyjmuje się, że od badań naukowych i wykształcenia społeczeństwa zależy także postęp w dziedzinie ochrony zdrowia, środowiska, obronności i innych sferach. Dlatego tak wielkie jest zainteresowanie wypracowaniem odpowiedniej polityki naukowej. Nawet w najmniej rozwiniętych krajach czyni się wysiłki w celu rozwoju rodzimych jednostek naukowo-badawczych. Rzadko bywa inaczej, na przykład w pewnych krajach islamskich, gdzie rozwój nauki jest tłumiony przez fundamentalizm religijny.
Łatwo się zgodzić, że państwa i narody w różnym stopniu przyczyniają się do postępu nauki. Zastąpienie tego ogólnego stwierdzenia ujęciem ilościowym nie jest proste, mimo że od dawna istnieje naukometria - dziedzina zajmująca się metodami oceny stanu nauki na podstawie liczby publikowanych książek i artykułów naukowych, cytowań, patentów, stopni naukowych, wyróżnień, nagród, stanu wysoko kwalifikowanych kadr itd. Dotychczas nie ma jednak jednego, uznawanego przez wszystkich za najlepszy, wskaźnika poziomu nauki w danym kraju. Jest to zrozumiałe chociażby dlatego, że nauka obejmuje wiele dziedzin znacznie różniących się od siebie, toteż wyciąganie jakiejś wartości średniej niezmiernie zubaża skomplikowany obraz.
Najlepiej przedstawia się porównywanie osiągnięć na podstawie publikacji w czasopismach naukowych. Uznanym przez wszystkich standardem są bazy danych opracowywane w założonym przez Eugene?a Garfielda Instytucie Informacji Naukowej (ISI) w Filadelfii. W 1963 r. Garfield rozpoczął opracowywanie Indeksu Cytowań Naukowych (Science Citation Index). Potem w ISI zaczęto tworzyć wyspecjalizowane bazy, na przykład Narodowe Wskaźniki Naukowe (NSI), które dziś wykorzystywane są do porównywania osiągnięć różnych krajów. Najnowsza ogłoszona przez ISI baza NSI, dotycząca lat 1981-1997, obejmuje ok. 10 mln publikacji i 100 mln cytowań. Zostały one przyporządkowane 96 krajom na podstawie miejsca pracy autorów.
Wskaźnikami, które uzyskuje się z bazy danych i wykorzystuje do oceniania, są liczba publikacji i cytowań oraz średnia liczba cytowań jednej publikacji (stosunek tych dwóch liczb). Pierwszy z wymienionych wskaźników jest miarą aktywności naukowej, a drugi określa ważność publikacji i ich odbiór w środowisku. Natomiast trzeci (można go w skrócie nazwać cytowalnością) jest najmniej przydatny do porównywania różnych krajów, choć - niestety - często bywa stosowany i przytaczany, zwłaszcza w prasie niefachowej. Każdy, kto bliżej zapozna się z nauko- metrią, wie, że cytowalność w bardzo dużym stopniu charakteryzuje jakość i wartość nauki w danym kraju, natomiast jeszcze bardziej strukturę wewnętrzną jego nauki. Dlatego posługiwanie się tym parametrem wymaga znacznej wiedzy i ostrożności.
Supermocarstwem naukowym są Stany Zjednoczone - z tego państwa pochodzi trzecia część wszystkich publikacji naukowych i ponad 40 proc. cytowań. Następne miejsce pod względem liczby publikacji naukowych zajmuje Wielka Brytania; na trzecim miejscu do niedawna znajdowały się Niemcy, wyprzedzone w ostatnim roku przez Japonię, na piątej pozycji uplasowała się Francja, a na szóstej Kanada. W tych pięciu państwach powstaje rocznie również trzecia część wszystkich publikacji i cytowań. Nauka światowa jest więc zdominowana przez kilka krajów, które dostarczają dwóch trzecich wszystkich publikacji naukowych i trzech czwartych cytowań. W ostatnich latach na następnych miejscach w wykazie uwzględniającym liczbę publikacji znalazły się Włochy, Rosja, Australia, Holandia, Hiszpania, Indie, Szwecja, Szwajcaria, Chiny, Belgia, Izrael, Tajwan i Korea Południowa. Warto dodać, że w Rosji i w Indiach powstaje wprawdzie wiele publikacji, ale są dość rzadko cytowane przez innych autorów.
Niestety, pozycja Polski w tym rankingu jest coraz słabsza. W 1981 r. nasz kraj pod względem liczby publikacji zajmował piętnastą lokatę na świecie i od tego czasu sytuacja systematycznie się pogarsza. W 1985 r. znaleźliśmy się na siedemnastej pozycji, w 1990 r. - na osiemnastej, sześć lat później - na dziewiętnastej, a w 1997 r. spadliśmy na miejsce dwudzieste, ponieważ wyprzedziła nas Korea Południowa, która priorytetowo traktuje rozwój nauki i w ostatniej dekadzie z pozycji kopciuszka przesunęła się na znaczące miejsce. Polsce grozi w ciągu najbliższych lat dalszy spadek, ponieważ tuż za nami uplasowały się Brazylia, Dania i Finlandia - w krajach tych nauka rozwija się szybko, my zaś się cofamy. Obecnie z naszego kraju pochodzi ok. 0,9 proc. światowych publikacji naukowych.
Pozycja Polski jest jeszcze gorsza, jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość kraju. W rankingu uwzględniającym liczbę publikacji przypadających na mieszkańca zajmujemy miejsce dopiero w czwartej dziesiątce. W tej klasyfikacji na pierwszym miejscu znajduje się dziś Szwajcaria, na następnych pozycjach - Izrael, Szwecja, Dania, Kanada, Finlandia, Holandia, Wielka Brytania i Nowa Zelandia; pierwszą dziesiątkę zamyka Australia. Stany Zjednoczone zajmują dopiero jedenaste miejsce, ponieważ supremacja tego kraju wynika w pewnym stopniu z jego wielkości. Dalsze miejsca w drugiej dziesiątce zajmują w kolejności: Norwegia, Islandia, Belgia, Francja, Niemcy, Austria, Singapur, Irlandia i Japonia.
Trzecią dziesiątkę otwierają Włochy. Za nimi plasują się Hiszpania, Hongkong (do niedawna liczony w statystyce osobno), Grecja, Węgry, Słowenia, Słowacja, Czechy; Estonia zajmuje trzydzieste miejsce. Na początku czwartej dziesiątki znajdują się Kuwejt i Bułgaria, a na trzydziestej trzeciej pozycji - Polska (na mieszkańca przypada u nas ponad osiem razy mniej publikacji niż w Szwajcarii). Wyprzedzają nas więc w tym zestawieniu nie tylko kraje dobrze rozwinięte, lecz także te, które nie są mocarstwami naukowymi. Tak odległe miejsce w światowym rankingu nie jest z pewnością właściwe dla kraju, z którego pochodzi Kopernik i Maria Skłodowska-Curie!
Twórcy bazy NSI z Filadelfii ustalili podział obszaru nauki na 33 ogólne dziedziny (np. chemia, medycyna, nauki inżynieryjne), do których zostały przyporządkowane publikacje i cytowania. Ponadto niektóre obszerne dziedziny podzielono jeszcze - w specjalnej wersji NSI - na mniejsze dyscypliny. Łącznie wyodrębniono ich aż 105. Możliwe jest więc klasyfikowanie państw w poszczególnych dziedzinach, a więc poszukiwanie mocnych i słabych obszarów nauki w danym kraju. W sporcie trudno sobie wyobrazić pojawienie się największych gwiazd bez sportu masowego. Podobnie wybitni uczeni i największe odkrycia naukowe nie zdarzają się na pustyni naukowej, lecz tam, gdzie istnieje obszerne i bogate zaplecze z wieloma tysiącami pracowników nauki. Istotnie, okazuje się, że w chemii, fizyce, medycynie i ekonomii, w dziedzinach, w których przyznawane są Nagrody Nobla, czołówka klasyfikacji państw pod względem liczby publikacji i cytowań zgadza się z kolejnością tych państw pod względem liczby Nagród Nobla.
Tradycyjnie już od wielu lat najlepiej reprezentują Polskę w światowym rankingu nauki ścisłe: chemia, fizyka, matematyka i astronomia, a także historia. W latach 1981-1997 pozycja tych dziedzin w rankingu albo pozostała nie zmieniona, albo tylko nieznacznie się obniżyła. Jeszcze na początku lat 80. wizytówką Polski na świecie były nauki inżynieryjne, w których zajmowaliśmy wysokie, dziesiąte miejsce. Niestety, z powodu stałego regresu dziś nauki te znajdują się na osiemnastym miejscu, a Polska dostarcza zaledwie 1,3 proc. światowych publikacji o tej tematyce.
Ale - jak powiedzieliśmy - baza danych ISI umożliwia analizę nie tylko głównych dziedzin, lecz także wchodzących w ich skład mniejszych dyscyplin. Bliższa analiza dziedziny nazwanej przez twórców bazy ISI naukami inżynieryjnymi wykazuje, że naszą sztandarową dyscypliną jest nadal inżynieria chemiczna. Z Polski pochodzi aż 3,3 proc. światowych publikacji i pod tym względem zajmujemy w rankingu bardzo wysokie, dziewiąte miejsce. Prace polskich uczonych są jednak nieco rzadziej cytowane niż prace kolegów z innych krajów i według liczby cytowań Polska sytuuje się dopiero na szesnastej pozycji, ale i tak jest to miejsce wysokie.
W innych dyscyplinach technicznych jest gorzej. Na przykład pod względem liczby publikacji Polska plasuje się w budowie maszyn na miejscu czternastym, w elektronice - na dwudziestym trzecim, w robotyce i sztucznej inteligencji - na dwudziestym czwartym, w budownictwie lądowym i wodnym - na dwudziestym szóstym, w inżynierii lotniczej - na trzydziestym, a w inżynierii środowiska - na trzydziestym piątym
W krajach Unii Europejskiej liczba pracowników zatrudnionych w jednostkach naukowych jest średnio dwa i pół raza większa niż w Polsce
Bardzo dalekie miejsce w rankingu zajmuje medycyna. Słaba jest pozycja naszej biologii molekularnej, dziedziny niezmiernie ważnej i przyszłościowej. Z nauk społecznych i humanistyki dobrze wypadają jeszcze językoznawstwo, filozofia oraz sztuka i architektura (językoznawstwo sytuuje się też wyjątkowo wysoko pod względem liczby cytowań), natomiast inne dyscypliny znajdują się w samym ogonie, a polskie publikacje są przez innych autorów cytowane bardzo rzadko lub wcale.
Przedstawiona analiza pozycji nauki polskiej na świecie, oparta na danych z najnowszej bazy NSI, jest obiektywna i ma tę zaletę, że przynosi takie same wyniki niezależnie od tego, czy dokonuje jej Polak, czy przedstawiciel innej narodowości. Warto jednak zaznaczyć, że ma również wady. Nie obejmuje na przykład patentów, tak istotnych - poza publikacjami - dla oceny dyscyplin technicznych. Nie zawiera też danych o książkach, które w ocenie humanistyki odgrywają co najmniej tak istotną rolę jak publikacje w periodykach. Jeżeli chodzi o patenty, to nie istnieje baza światowa podobna do NSI, natomiast są dane dotyczące krajów członkowskich OECD, publikowane w wydawanych przez tę organizację zbiorach "Main Science and Technology Indicators" lub "OECD in Numbers" (ostatnie dane pochodzą z 1995 r.).
Niestety, w tym zestawieniu Polska znajduje się na miejscu trzecim od końca, a liczba patentów przypadających na mieszkańca jest u nas aż 75 razy mniejsza niż w Szwecji, która zajmuje pierwsze miejsce. Ze statystyk publikowanych przez OECD dla krajów członkowskich można się także dowiedzieć, że zatrudnienie w naszych placówkach badawczych (w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców) jest znacznie niższe niż w większości tych państw. Polska nieznacznie wyprzedza tylko Portugalię, Grecję, Turcję i Meksyk, gdzie nauka stoi na stosunkowo niskim poziomie. W krajach Unii Europejskiej liczba pracowników zatrudnionych w jednostkach naukowo-badawczych jest średnio 2,5 raza większa niż w Polsce. Nieuzasadnione są wypowiedzi niektórych naszych polityków, którzy sądzą, że mamy zbyt wielu naukowców.
Nakłady na badania, także w przeliczeniu na mieszkańca, plasują Polskę na szarym końcu wśród państw OECD. W 1995 r. wyniosły w Polsce 41 dolarów (według parytetu siły nabywczej, a więc z uwzględnieniem różnic siły nabywczej w poszczególnych krajach), z czego z budżetu pochodziło tylko 25 dolarów, a reszta ze źródeł pozabudżetowych. Tymczasem średnia dla krajów OECD wynosiła wtedy aż 417 dolarów! Nawet w Czechach nakłady w przeliczeniu na mieszkańca były - w takich samych jednostkach - trzykrotnie większe niż w Polsce. W tych warunkach polscy uczeni wykazują i tak sporą aktywność. Koszt uzyskania jednej publikacji naukowej jest w Polsce znacznie mniejszy niż w większości państw OECD (z wyjątkiem Nowej Zelandii, Grecji i Węgier).
Okazuje się natomiast, że liczba patentów w Polsce w przeliczeniu na jednostkowe nakłady jest bardzo mała, a więc koszt uzyskania jednego patentu - duży; pod tym względem wyprzedza nas większość krajów OECD z wyjątkiem Turcji, Meksyku, Islandii, Portugalii i Czech.
Nauka w Polsce nie upadła tylko dzięki ogromnemu zaangażowaniu ludzi, którzy jeszcze w nauce pozostali. Stałe zmniejszanie nakładów na badania naukowe i edukację, z czym mamy u nas do czynienia od 1991 r., jest czymś wyjątkowym na świecie. Kolejne rządy wprawdzie deklarują poparcie dla tych dziedzin, ale są to tylko deklaracje werbalne. Na przykład w "Założeniach polityki naukowej i naukowo-technicznej państwa", przyjętych w lipcu 1993 r., przewidywano, że w 1994 r. nakłady na badania naukowe wyniosą 1 proc. PKB, w 1995 r. wzrosną do 1,1 proc. PKB, a w 2000 r. sięgną 2,0-2,5 proc. PKB. W 1995 r. natomiast Sejm podjął uchwałę przewidującą znaczny wzrost nakładów na naukę.
Tymczasem kolejni ministrowie finansów w Polsce są widocznie przekonani, że badania naukowe są luksusem, a nie niezbędnym środkiem rozwoju dla każdego kraju, który w warunkach ostrej konkurencji międzynarodowej nie chce się zamieniać w skansen taniej siły roboczej dla lepiej rozwiniętych sąsiadów. Tylko przetaczającej się obecnie przez Polskę ogromnej fali protestów różnych środowisk możemy zawdzięczać to, że odstąpiono od zamiaru dalszego zmniejszania nakładów na naukę w 1999 r. Jednak zapewnienia o tym, że nauka została uznana przez rząd za obszar priorytetowy, nie brzmią zbyt poważnie w połączeniu z zapowiedziami wzrostu nakładów zaledwie o 5 proc., bo przecież oznacza to wzrost o dwa dolary na głowę. W tym tempie osiągniemy poziom Czech za 50 lat, a średni poziom OECD za parę stuleci.
Więcej możesz przeczytać w 50/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.