Patrzymy na tę formację wyłącznie z perspektywy zbrodni popełnionych na polskiej ludności
Dwunasty odział Strzelców Zmotoryzowanych KGB osaczył 14 kwietnia 1960 r. w lesie w rejonie Podhajców w Tarnopolskiem grupę partyzantów. W strzelaninie dwaj mężczyźni (Petro Pasicznyj i Ołeh Cetnarśkyj) zginęli, zaś ranną kobietę (Marijka Palczak) schwytano i skazano na 15 lat łagru. Tak została zlikwidowana ostatnia zbrojna grupa OUN-UPA.
Historia Ukraińskiej Powstańczej Armii jest związana z dziejami powstałej w 1929 r. Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jej celem było stworzenie "niepodległej i zjednoczonej", ale także monoetnicznej i monopartyjnej Ukrainy. W 1940 r. OUN podzieliła się na dwie frakcje od nazwisk przywódców - Andrija Melnyka i Stepana Bandery - nazywane popularnie melnykowcami i banderowcami. Tę drugą tworzyli ludzie urodzeni przeważnie tuż przed I wojną światową i wychowani w opozycji do II Rzeczypospolitej. Zafascynowani ideami Dmytra Doncowa uważali, że fanatyczna wiara w "sprawę" doprowadzi do zwycięstwa. Początkowo swoją szansę upatrywali w sojuszu z III Rzeszą. Niemcy nie uznali rządu stworzonego w 1941 r. przez banderowców, osadzając wielu członków OUN-B w obozach koncentracyjnych. W tej sytuacji wielu banderowców opowiedziało się za podjęciem walki także z Niemcami. W lutym 1943 r. w pobliżu Oleska odbyła się konferencja OUN-B. Na niej postanowiono rozpocząć walkę z Niemcami, Polakami i Sowietami.
Walka z Niemcami
Sygnałem do wystąpienia stała się w marcu 1943 r. dezercja z niemieckiej służby na Wołyniu około 5 tys. ukraińskich policjantów. Zabijali oni niemieckich dowódców i rozbijali więzienia, m.in. w Krzemieńcu i Łucku. W lasach tworzono oddziały partyzanckie. Dowództwo nad UPA objął Dmytro Klaczkiwśkyj (Kłym Sawur). Ukraińscy partyzanci atakowali słabsze niemieckie garnizony i organizowali zasadzki na drogach. Nie atakowano szlaków kolejowych, nie chcąc w ten sposób pośrednio wspierać ZSRR. Niemcy zareagowali akcjami pacyfikacyjnymi. "Spalili - czytamy w polskim meldunku - ukraińskie wsie Zaborol, Omelnyk Duży i Omelnyk Mały. [...] Ludność wymordowały oddziały SS".
Jesienią 1943 r. UPA przeniosła działania do Galicji Wschodniej. Dowództwo nad całością sił objął Roman Szuchewycz (ps. Taras Czuprynka). Klęski na froncie sprawiły, że UPA stała się dla III Rzeszy potencjalnym sojusznikiem. W 1944 r. zawarto układy między UPA a Niemcami. W zamian za broń i amunicję oraz zwolnienie z obozów członków OUN-B (w tym samego Bandery) Ukraińcy zgodzili się przekazywać Niemcom materiały wywiadowcze.
Akcja antypolska
Banderowcy nie wykluczali, że po II wojnie światowej podobnie jak w roku 1918 może dojść do wojny z Polską. Dlatego jesienią 1942 r. na konferencji we Lwowie postanowiono w chwili wybuchu powstania "wszystkich Polaków wysiedlić, dając im możliwość wzięcia z sobą to, co zechcą zabrać, ponieważ [...] będzie ich bronić Anglia i Ameryka. Tych, którzy nie wyjadą - likwidować".
Kłym Sawur z najbliższymi współpracownikami uznał, że Polacy i tak nie wyjadą dobrowolnie, należy więc zlikwidować ich od razu. Pierwsza w lutym 1943 r. została wymordowana przez "pierwszą sotnię UPA" Hrycia Perehijniaka wieś Parośle. W marcu doszło już do wielu ataków na polskie miejscowości. W kwietniu zaatakowano m.in. Janową Dolinę, gdzie zabito około 600 Polaków. W sprawozdaniu jednej z sotni pod datami: 3, 4, 15, 19, 23, 25 maja 1943 r. zapisano wymownie: "likwidowano kolonie, które współpracują z bolszewikami i Niemcami, własnych strat nie było". 11 lipca jednocześ-nie zlikwidowano Polaków w 99 miejscowościach, m.in. w kościele w Porycku i Kisielinie. Krwawy przebieg antypolskiej akcji wywołał kontrowersje nawet wśród samych banderowców, jednak w końcu uznano UPA za "podstawowy środek walki o Ukraińskie Państwo" i postanowiono przeprowadzić antypolską akcję także w Galicji Wschodniej.
Od lutego 1944 r. UPA zaczęła w Galicji Wschodniej atakować kolejne polskie wsie. Instrukcje nakazywały wysyłanie przed atakami ulotek z żądaniem wyjazdu. Dopiero po upływie terminu ultimatum miano palić wsie i zabijać wyłącznie mężczyzn. W praktyce ukraińska partyzantka często atakowała bez uprzedzenia, likwidując wszystkich schwytanych. W obronie polskiej ludności stanęły oddziały AK, czasami prowadząc też krwawe akcje odwetowe. Kontrakcja polskiej partyzantki sprawiła, że na Lubelszczyźnie wiosną 1944 r. powstał ponadstukilometrowy front polsko-ukraiński.
Z dokumentów wiadomo, jak sytuację oceniał dowódca UPA Roman Szuchewycz. W lipcu 1944 r. stwierdził: "Polski element rozproszony na Wołyniu w pełni paraliżował ruch UPA. (...) Wówczas zaczęła się likwidacja ludności polskiej na Wołyniu, która zakończyła się latem 1943 r. (...) Dowództwo UPA [w Galicji Wschodniej - G.M.] wydało rozkaz wysiedlenia Polaków, jeśli sami się nie przesiedlą. (...) Tworzymy dla siebie wygodne pozycje, których nie można osiągnąć przy zielonych stołach [rozmów - G.M.]".
Dopiero po wejściu Armii Czerwonej ukraińscy przywódcy wydali rozkazy wstrzymujące akcję antypolską, co na początku 1945 r. doprowadziło do wygaszenia ataków. W maju 1945 r. na Lubelszczyźnie podziemie poakowskie i UPA zawarły porozumienie przeciwko komunistom. W maju 1946 r. wspólnie zaatakowano Hrubieszów.
Walka z komunizmem
W 1944 r. Armia Czerwona opanowała całe terytorium Ukrainy Zachodniej. UPA licząca 25 tys. ludzi podjęła walkę z komunistami, starając się nie dopuścić do utworzenia sowieckiej administracji. Przeciwko UPA rzucono 30 tys. żołnierzy NKWD, którzy przystąpili do wielkich operacji "czyszczących". Niektóre jednostki przybywały na Ukrainę z Czeczenii i Kałmucji, gdzie właśnie zakończyły deportacje ludności. W poszczególnych wsiach utworzono podlegającą NKWD milicję, tzw. istriebitielnyje bataliony. Masowo tworzono sieci agentów i specgrupy udające UPA. Osoby podejrzewane o sprzyjanie podziemiu wysyłano w głąb ZSRR. Dla zastraszenia ludności organizowano publiczne egzekucje partyzantów. Nikita Chruszczow, I sekretarz Komunistycznej Partii Ukrainy, 10 stycznia 1945 r. we Lwowie stwierdził: "Wszystkich uczestników [ruchu oporu] należy aresztować, kogo potrzeba osądzić, może powiesić, pozostałych wysłać [deportować], wtedy dopiero [...] ludność będzie wiedzieć, że za jednego weźmiemy stu... Trzeba, żeby się bali [...] zemsty".
Sowieci kontrolowali wszelkie kontakty żołnierzy Armii Czerwonej z miejscową ludnością. Gdy mjr Armii Czerwonej M. Puchow zakochał się w mieszkance Nadwórnej i nie zerwał z nią kontaktu po jej aresztowaniu, gen. mjr Leonid Breżniew, późniejszy sekretarz generalny KPZR, ocenił, że "stracił nie tylko czujność i honor oficerski, ale także zapomniał o swoich partyjnych i państwowych obowiązkach". Puchow został zdegradowany i wyrzucony z partii i wojska.
Gdy prysły nadzieje na szybki wybuch III wojny światowej, w lipcu 1946 r. Szuchewycz nakazał rozformować oddziały partyzanckie. Ich członków kierowano do podziemia. Małe grupy partyzantów korzystały ze świetnie zamaskowanych bunkrów i kryjówek. Wiosną 1947 r. władze komunistyczne przygotowały plan dwóch paralelnych operacji deportacyjnych: "Wschód" i "Zachód". Pierwsza z nich, przemianowana na akcję "Wisła", rozpoczęła się w kwietniu 1947 r. W jej trakcie wysiedlono ponad 140 tys. Ukraińców z ziem południowo-wschodniej Polski i przesiedlono na ziemie odzyskane. Rankiem 21 października 1947 r. zaczęła się operacja "Zachód". W ciągu trzech dni wysiedlono w głąb ZSRR ponad 76 tys. Ukraińców podejrzewanych o sprzyjanie podziemiu. W lutym 1945 r. NKWD udało się zabić Klaczkiwśkiego - Kłyma Sawura. 5 marca 1950 r. odkryto w Biłohoroszczy pod Lwowem kryjówkę dowódcy UPA. Taras Czuprynka zginął w walce. Jego ciało przewieziono do Lwowa, a następnie pochowano w nieznanym miejscu. Ostatniego dowódcę UPA płk. Wasyla Kuka, ps. Łemisz, aresztowano 24 maja 1954 r. W 1960 r. Sowieci zlikwidowali ostatnią, wspomnianą na początku, grupę OUN. Pojedynczy członkowie podziemia ukrywali się nadal. J. Hałaszczuk w kryjówce u siostry koło Tłumacza przetrwał 44 lata. Ujawnił się w sierpniu 1991 r., po ogłoszeniu niepodległości Ukrainy.
Według oficjalnych danych, w wyniku represji stosowanych przez Sowietów zabito, aresztowano lub deportowano 450-500 tys. mieszkańców Ukrainy Zachodniej. Z kolei w wyniku akcji OUN-B i UPA Sowieci stracili ponad 30 tys. zabitych. Do tego bilansu należy jeszcze dodać 80-100 tys. Polaków zabitych w trakcie antypolskiej akcji i kilkanaście tysięcy Ukraińców, którzy padli ofiarą polskiego odwetu.
Represje sowieckie dotknęły prawie każdą ukraińską rodzinę na Ukrainie Zachodniej. Nic więc dziwnego, że po 1991 r. w wielu miejscowościach niemal z dnia na dzień usypano kurhany na cześć poległych partyzantów, w miastach pojawiły się ulice imienia Stepana Bandery i Romana Szuchewycza, a w Zbarażu i Równem stanęły pomniki Kłyma Sawura. Powstała filmowa biografia Szuchewycza "Neskorenyj", a niedawno na ekrany kin wszedł film "Żelazna sotnia" o walkach UPA w Polsce. Po wielu dyskusjach przygotowano niedawno złożony w Radzie Najwyższej Ukrainy projekt ustawy przyznającej partyzantom UPA świadczenia kombatanckie takie same, jakie mają weterani Armii Czerwonej.
O ile w uchwalanych ustawach UPA nie doczekała się rehabilitacji, o tyle w wielu wydawanych na Ukrainie książkach często już się ona dokonała. W zależności od sympatii autora uznaje się nacjonalistów za osoby "politycznie naiwne", ale obdarzone dobrymi intencjami albo uważa się UPA za jedyny prawdziwie ukraiński ruch oporu. Emocje budzi ocena walk z komunistami.
Gdyby nie antypolska akcja, zapewne także w Polsce oceniano by podziemie OUN-UPA podobnie jak litewskie, łotewskie czy wręcz powojenne polskie. Pamięć o pomordowanych sprawia, że patrzymy w Polsce na tę formację wyłącznie z perspektywy zbrodni popełnionych na polskiej ludności. Walka ukraińskiej partyzantki z Niemcami i Sowietami jest nieznana. Na Ukrainie jest odwrotnie: problemu antypolskiej akcji UPA długo w ogóle nie dostrzegano. A i dzisiaj sprowadza się go najczęściej do kwestii równoprawnej wojny, podczas której po obu stronach popełniano zbrodnie.
Polsko-ukraiński dialog nie stoi w miejscu. W lipcu 2003 r. w trakcie wspólnych uroczystości polscy i ukraińscy żołnierze w obecności prezydentów Polski i Ukrainy złożyli wieńce na grobach pomordowanych w Porycku. Powoli otwierają się ukraińskie archiwa, odsłaniając kulisy dramatycznych wydarzeń. Wreszcie, niedawno wynegocjowana przez ministra Andrzeja Przewoźnika umowa daje nadzieję na załatwienie najbardziej bolesnego problemu - upamiętnienia dotychczas bezimiennych mogił (także ukraińskich). Tylko kontynuacja tego mozolnego dialogu może doprowadzić do przezwyciężenia bolesnej przeszłości.
Historia Ukraińskiej Powstańczej Armii jest związana z dziejami powstałej w 1929 r. Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jej celem było stworzenie "niepodległej i zjednoczonej", ale także monoetnicznej i monopartyjnej Ukrainy. W 1940 r. OUN podzieliła się na dwie frakcje od nazwisk przywódców - Andrija Melnyka i Stepana Bandery - nazywane popularnie melnykowcami i banderowcami. Tę drugą tworzyli ludzie urodzeni przeważnie tuż przed I wojną światową i wychowani w opozycji do II Rzeczypospolitej. Zafascynowani ideami Dmytra Doncowa uważali, że fanatyczna wiara w "sprawę" doprowadzi do zwycięstwa. Początkowo swoją szansę upatrywali w sojuszu z III Rzeszą. Niemcy nie uznali rządu stworzonego w 1941 r. przez banderowców, osadzając wielu członków OUN-B w obozach koncentracyjnych. W tej sytuacji wielu banderowców opowiedziało się za podjęciem walki także z Niemcami. W lutym 1943 r. w pobliżu Oleska odbyła się konferencja OUN-B. Na niej postanowiono rozpocząć walkę z Niemcami, Polakami i Sowietami.
Walka z Niemcami
Sygnałem do wystąpienia stała się w marcu 1943 r. dezercja z niemieckiej służby na Wołyniu około 5 tys. ukraińskich policjantów. Zabijali oni niemieckich dowódców i rozbijali więzienia, m.in. w Krzemieńcu i Łucku. W lasach tworzono oddziały partyzanckie. Dowództwo nad UPA objął Dmytro Klaczkiwśkyj (Kłym Sawur). Ukraińscy partyzanci atakowali słabsze niemieckie garnizony i organizowali zasadzki na drogach. Nie atakowano szlaków kolejowych, nie chcąc w ten sposób pośrednio wspierać ZSRR. Niemcy zareagowali akcjami pacyfikacyjnymi. "Spalili - czytamy w polskim meldunku - ukraińskie wsie Zaborol, Omelnyk Duży i Omelnyk Mały. [...] Ludność wymordowały oddziały SS".
Jesienią 1943 r. UPA przeniosła działania do Galicji Wschodniej. Dowództwo nad całością sił objął Roman Szuchewycz (ps. Taras Czuprynka). Klęski na froncie sprawiły, że UPA stała się dla III Rzeszy potencjalnym sojusznikiem. W 1944 r. zawarto układy między UPA a Niemcami. W zamian za broń i amunicję oraz zwolnienie z obozów członków OUN-B (w tym samego Bandery) Ukraińcy zgodzili się przekazywać Niemcom materiały wywiadowcze.
Akcja antypolska
Banderowcy nie wykluczali, że po II wojnie światowej podobnie jak w roku 1918 może dojść do wojny z Polską. Dlatego jesienią 1942 r. na konferencji we Lwowie postanowiono w chwili wybuchu powstania "wszystkich Polaków wysiedlić, dając im możliwość wzięcia z sobą to, co zechcą zabrać, ponieważ [...] będzie ich bronić Anglia i Ameryka. Tych, którzy nie wyjadą - likwidować".
Kłym Sawur z najbliższymi współpracownikami uznał, że Polacy i tak nie wyjadą dobrowolnie, należy więc zlikwidować ich od razu. Pierwsza w lutym 1943 r. została wymordowana przez "pierwszą sotnię UPA" Hrycia Perehijniaka wieś Parośle. W marcu doszło już do wielu ataków na polskie miejscowości. W kwietniu zaatakowano m.in. Janową Dolinę, gdzie zabito około 600 Polaków. W sprawozdaniu jednej z sotni pod datami: 3, 4, 15, 19, 23, 25 maja 1943 r. zapisano wymownie: "likwidowano kolonie, które współpracują z bolszewikami i Niemcami, własnych strat nie było". 11 lipca jednocześ-nie zlikwidowano Polaków w 99 miejscowościach, m.in. w kościele w Porycku i Kisielinie. Krwawy przebieg antypolskiej akcji wywołał kontrowersje nawet wśród samych banderowców, jednak w końcu uznano UPA za "podstawowy środek walki o Ukraińskie Państwo" i postanowiono przeprowadzić antypolską akcję także w Galicji Wschodniej.
Od lutego 1944 r. UPA zaczęła w Galicji Wschodniej atakować kolejne polskie wsie. Instrukcje nakazywały wysyłanie przed atakami ulotek z żądaniem wyjazdu. Dopiero po upływie terminu ultimatum miano palić wsie i zabijać wyłącznie mężczyzn. W praktyce ukraińska partyzantka często atakowała bez uprzedzenia, likwidując wszystkich schwytanych. W obronie polskiej ludności stanęły oddziały AK, czasami prowadząc też krwawe akcje odwetowe. Kontrakcja polskiej partyzantki sprawiła, że na Lubelszczyźnie wiosną 1944 r. powstał ponadstukilometrowy front polsko-ukraiński.
Z dokumentów wiadomo, jak sytuację oceniał dowódca UPA Roman Szuchewycz. W lipcu 1944 r. stwierdził: "Polski element rozproszony na Wołyniu w pełni paraliżował ruch UPA. (...) Wówczas zaczęła się likwidacja ludności polskiej na Wołyniu, która zakończyła się latem 1943 r. (...) Dowództwo UPA [w Galicji Wschodniej - G.M.] wydało rozkaz wysiedlenia Polaków, jeśli sami się nie przesiedlą. (...) Tworzymy dla siebie wygodne pozycje, których nie można osiągnąć przy zielonych stołach [rozmów - G.M.]".
Dopiero po wejściu Armii Czerwonej ukraińscy przywódcy wydali rozkazy wstrzymujące akcję antypolską, co na początku 1945 r. doprowadziło do wygaszenia ataków. W maju 1945 r. na Lubelszczyźnie podziemie poakowskie i UPA zawarły porozumienie przeciwko komunistom. W maju 1946 r. wspólnie zaatakowano Hrubieszów.
Walka z komunizmem
W 1944 r. Armia Czerwona opanowała całe terytorium Ukrainy Zachodniej. UPA licząca 25 tys. ludzi podjęła walkę z komunistami, starając się nie dopuścić do utworzenia sowieckiej administracji. Przeciwko UPA rzucono 30 tys. żołnierzy NKWD, którzy przystąpili do wielkich operacji "czyszczących". Niektóre jednostki przybywały na Ukrainę z Czeczenii i Kałmucji, gdzie właśnie zakończyły deportacje ludności. W poszczególnych wsiach utworzono podlegającą NKWD milicję, tzw. istriebitielnyje bataliony. Masowo tworzono sieci agentów i specgrupy udające UPA. Osoby podejrzewane o sprzyjanie podziemiu wysyłano w głąb ZSRR. Dla zastraszenia ludności organizowano publiczne egzekucje partyzantów. Nikita Chruszczow, I sekretarz Komunistycznej Partii Ukrainy, 10 stycznia 1945 r. we Lwowie stwierdził: "Wszystkich uczestników [ruchu oporu] należy aresztować, kogo potrzeba osądzić, może powiesić, pozostałych wysłać [deportować], wtedy dopiero [...] ludność będzie wiedzieć, że za jednego weźmiemy stu... Trzeba, żeby się bali [...] zemsty".
Sowieci kontrolowali wszelkie kontakty żołnierzy Armii Czerwonej z miejscową ludnością. Gdy mjr Armii Czerwonej M. Puchow zakochał się w mieszkance Nadwórnej i nie zerwał z nią kontaktu po jej aresztowaniu, gen. mjr Leonid Breżniew, późniejszy sekretarz generalny KPZR, ocenił, że "stracił nie tylko czujność i honor oficerski, ale także zapomniał o swoich partyjnych i państwowych obowiązkach". Puchow został zdegradowany i wyrzucony z partii i wojska.
Gdy prysły nadzieje na szybki wybuch III wojny światowej, w lipcu 1946 r. Szuchewycz nakazał rozformować oddziały partyzanckie. Ich członków kierowano do podziemia. Małe grupy partyzantów korzystały ze świetnie zamaskowanych bunkrów i kryjówek. Wiosną 1947 r. władze komunistyczne przygotowały plan dwóch paralelnych operacji deportacyjnych: "Wschód" i "Zachód". Pierwsza z nich, przemianowana na akcję "Wisła", rozpoczęła się w kwietniu 1947 r. W jej trakcie wysiedlono ponad 140 tys. Ukraińców z ziem południowo-wschodniej Polski i przesiedlono na ziemie odzyskane. Rankiem 21 października 1947 r. zaczęła się operacja "Zachód". W ciągu trzech dni wysiedlono w głąb ZSRR ponad 76 tys. Ukraińców podejrzewanych o sprzyjanie podziemiu. W lutym 1945 r. NKWD udało się zabić Klaczkiwśkiego - Kłyma Sawura. 5 marca 1950 r. odkryto w Biłohoroszczy pod Lwowem kryjówkę dowódcy UPA. Taras Czuprynka zginął w walce. Jego ciało przewieziono do Lwowa, a następnie pochowano w nieznanym miejscu. Ostatniego dowódcę UPA płk. Wasyla Kuka, ps. Łemisz, aresztowano 24 maja 1954 r. W 1960 r. Sowieci zlikwidowali ostatnią, wspomnianą na początku, grupę OUN. Pojedynczy członkowie podziemia ukrywali się nadal. J. Hałaszczuk w kryjówce u siostry koło Tłumacza przetrwał 44 lata. Ujawnił się w sierpniu 1991 r., po ogłoszeniu niepodległości Ukrainy.
Według oficjalnych danych, w wyniku represji stosowanych przez Sowietów zabito, aresztowano lub deportowano 450-500 tys. mieszkańców Ukrainy Zachodniej. Z kolei w wyniku akcji OUN-B i UPA Sowieci stracili ponad 30 tys. zabitych. Do tego bilansu należy jeszcze dodać 80-100 tys. Polaków zabitych w trakcie antypolskiej akcji i kilkanaście tysięcy Ukraińców, którzy padli ofiarą polskiego odwetu.
Represje sowieckie dotknęły prawie każdą ukraińską rodzinę na Ukrainie Zachodniej. Nic więc dziwnego, że po 1991 r. w wielu miejscowościach niemal z dnia na dzień usypano kurhany na cześć poległych partyzantów, w miastach pojawiły się ulice imienia Stepana Bandery i Romana Szuchewycza, a w Zbarażu i Równem stanęły pomniki Kłyma Sawura. Powstała filmowa biografia Szuchewycza "Neskorenyj", a niedawno na ekrany kin wszedł film "Żelazna sotnia" o walkach UPA w Polsce. Po wielu dyskusjach przygotowano niedawno złożony w Radzie Najwyższej Ukrainy projekt ustawy przyznającej partyzantom UPA świadczenia kombatanckie takie same, jakie mają weterani Armii Czerwonej.
O ile w uchwalanych ustawach UPA nie doczekała się rehabilitacji, o tyle w wielu wydawanych na Ukrainie książkach często już się ona dokonała. W zależności od sympatii autora uznaje się nacjonalistów za osoby "politycznie naiwne", ale obdarzone dobrymi intencjami albo uważa się UPA za jedyny prawdziwie ukraiński ruch oporu. Emocje budzi ocena walk z komunistami.
Gdyby nie antypolska akcja, zapewne także w Polsce oceniano by podziemie OUN-UPA podobnie jak litewskie, łotewskie czy wręcz powojenne polskie. Pamięć o pomordowanych sprawia, że patrzymy w Polsce na tę formację wyłącznie z perspektywy zbrodni popełnionych na polskiej ludności. Walka ukraińskiej partyzantki z Niemcami i Sowietami jest nieznana. Na Ukrainie jest odwrotnie: problemu antypolskiej akcji UPA długo w ogóle nie dostrzegano. A i dzisiaj sprowadza się go najczęściej do kwestii równoprawnej wojny, podczas której po obu stronach popełniano zbrodnie.
Polsko-ukraiński dialog nie stoi w miejscu. W lipcu 2003 r. w trakcie wspólnych uroczystości polscy i ukraińscy żołnierze w obecności prezydentów Polski i Ukrainy złożyli wieńce na grobach pomordowanych w Porycku. Powoli otwierają się ukraińskie archiwa, odsłaniając kulisy dramatycznych wydarzeń. Wreszcie, niedawno wynegocjowana przez ministra Andrzeja Przewoźnika umowa daje nadzieję na załatwienie najbardziej bolesnego problemu - upamiętnienia dotychczas bezimiennych mogił (także ukraińskich). Tylko kontynuacja tego mozolnego dialogu może doprowadzić do przezwyciężenia bolesnej przeszłości.
Więcej możesz przeczytać w 44/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.