Czy Jarosław Kaczyński chce być drugim Piłsudskim?
Nie stanąłem na czele rządu, bo uważałem, że kto inny będzie lepszym premierem niż ja. Osobiście chcę robić to, co w sensie społecznym i narodowym uważam za najważniejsze: umocnić kierowaną przez siebie partię". Tak Jarosław Kaczyński uzasadniał swą rezygnację z zaproponowanego mu fotela premiera. Ale nie mówił tego w 2005 r. i nie chodziło mu o umacnianie Prawa i Sprawiedliwości. Mówił tak w styczniu 1991 r. (w wywiadzie dla tygodnika "Spotkania"). Był wtedy liderem Porozumienia Centrum i właśnie odrzucił propozycję Lecha Wałęsy, by po wygranych przez prawicę wyborach stanął na czele rządu. Po piętnastu latach historia zatoczyła koło. Prezes PiS znów nie zgodził się objąć najbardziej wpływowego stanowiska w kraju. To wcale jednak nie znaczy, że zrezygnował z bycia osobą numer jeden w Polsce - takim naczelnikiem państwa. Tak jak to było zresztą w 1991 r. I tak jak to było w międzywojniu z idolem Kaczyńskiego - Józefem Piłsudskim.
Kaczyński chce nawet przelicytować Piłsudskiego. Bo marszałek formalnie był naczelnikiem państwa w latach 1918-1922, a nieformalnie aż do śmierci w maju 1935 r. Piłsudski podobnie jak Kaczyński dwukrotnie uchylił się od objęcia najwyższego stanowiska (w wypadku marszałka - prezydentury): w 1922 r. oraz w 1926 r. Formalnie Piłsudski do śmierci był tylko generalnym inspektorem sił zbrojnych, faktycznie - naczelnikiem II Rzeczypospolitej. Tak jak Jarosław Kaczyński chce być naczelnikiem IV Rzeczypospolitej, choć formalnie jest tylko prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Tyle że urzędu naczelnika państwa nie ma dziś w polskiej konstytucji. Mało tego, nie ma go w ustroju żadnego demokratycznego państwa na świecie. Były prezydent Lech Wałęsa nie ma wątpliwości co do intencji prezesa PiS. - Choć prezydentem został Lech Kaczyński, a premierem Kazimierz Marcinkiewicz, Polską będzie rządził Jarosław Kaczyński. To on będzie pociągał za wszystkie sznurki - mówi w rozmowie z "Wprost".
Jarosław Piłsudski
Józef Piłsudski był dla Jarosława Kaczyńskiego wzorem i idolem od najmłodszych lat. Do dziś chętnie mówi o piłsudczykowskich korzeniach swej rodziny. Jak wspominają szkolni koledzy Jarosława Kaczyńskiego, fascynację marszałkiem Piłsudskim demonstrował już w liceum. Jego nauczycielka historii Anna Radziwiłł (skądinąd wiceminister edukacji w rządzie Marka Belki, a wcześniej w rządzie Tadeusza Mazowieckiego) stawiała w klasie popiersie Piłsudskiego obok popiersia Napoleona.
Z Piłsudskim łączy Kaczyńskiego nie tylko skłonność do zakulisowego wpływania na politykę (w tym do wyznaczania polityków na najważniejsze stanowiska w państwie), skrytość i podejrzliwość, manifestowanie pewnej materialnej abnegacji oraz niechęć do oficjalnych procedur. Piłsudski tak jak Kaczyński nie doceniał gospodarki: była ona ważna tylko wtedy, gdy była narzędziem uprawiania polityki. Podobnie jak dla Piłsudskiego, dla Kaczyńskiego liczy się polityczna władza sprawowana zza kulis.
Jarosław Kaczyński chce stanąć na czele wielkiego obozu centroprawicy, który zmarginalizuje Platformę Obywatelską (przechwytując część jej elektoratu) oraz przejmie wyborców Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ten obóz byłby syntezą szeroko rozumianej przedwojennej piłsudczykowskiej sanacji oraz endecji Romana Dmowskiego. Formacja Kaczyńskiego brałaby od sanacji inteligencko-urzędniczy etos, zaś od endeków - populizm i wątki narodowe oczyszczone jednak z wątków antysemickich. Mózgiem wymarzonego przez Jarosława Kaczyńskiego obozu ma być on sam, zaś twarzą - jego brat Lech. Ma on poszerzać bazę prawicy o elektorat, który w ostatnich wyborach poparł Platformę Obywatelską. - Ewentualny sukces Lecha ma konsumować Jarosław jako szef partii - rekonstruuje scenariusz lidera PiS eurodeputowany PO Janusz Lewandowski.
Starszy bliźniak
W tandemie z bratem bliźniakiem Jarosław Kaczyński zawsze był ważniejszy. Dlatego znajomi nieco ironicznie nazywają go "starszym bliźniakiem". Biologicznie jest to akurat prawda. Matka poety Tadeusza Gajcego, która odbierała poród Jadwigi Kaczyńskiej, odnotowała z zegarkiem w ręku, że najpierw urodził się Jarosław, a 45 minut później jego brat Lech. Przewaga Jarosława miała się za bliźniakami ciągnąć przez całe życie. Marek Maldis, szkolny kolega braci Kaczyńskich, a dziś dziennikarz telewizyjny, chodził z nimi na lekcję dżudo.
- Ubrani w identyczne kimona byli nie do odróżnienia. Ale gdy zaczynała się lekcja, nie było wątpliwości, kto jest kim, choć zawsze ćwiczyli w jednej parze. Bo Jarek był znacznie lepszy w rzutach. Gdy któryś lądował na macie, wiadomo było, że to Lech - wspomina Maldis.
Nigdy nie było jednak mowy, żeby swoje przodownictwo czy przewagę Jarosław wykorzystał przeciw bratu. Przeciwnie, "starszy bliźniak" nieraz brał na siebie winy brata. - W efekcie nawet gdy narozrabiał Leszek, obrywał Jarek - wspomina Marek Maldis. Ten sam mechanizm zadziałał tuż po ostatnich wyborach parlamentarnych, kiedy Jarosław w imię prezydentury brata zrezygnował z premierostwa. Lech był podobno tej decyzji przeciwny: przez kilka dni miał nawet nie odbierać od brata telefonów. Jarosław Kaczyński przyznaje, że był to chyba jedyny taki moment w ich dorosłym życiu.
Jarosław wymyśla, Lech wykonuje
Paradoksalnie człowiek opozycji, którym w czasach PRL był Jarosław Kaczyński, zaczynał od pracy dla... komunistycznego rządu - w Ministerstwie Pracy. Został tam skierowany po dyplomie w ramach "odpracowania" studiów.
Kiedy w 1976 r. Jarosław Kaczyński zaangażował się w działalność opozycyjną, nie wciągał w nią Lecha. - Chciał, żebym spokojnie zrobił doktorat, więc uznał, że lepiej, bym nic nie wiedział - wyjaśnia prezydent elekt. - Kiedyś jednak w żoliborskim mieszkaniu Jarka z jakichś powodów wszedłem na szafę i znalazłem dziwne papiery oraz pieniądze. Brat wyjaśnił, że to z podziemia, i wszystko mi opowiedział. Za jego pośrednictwem skontaktowałem się z Biurem Interwencji Komitetu Obrony Robotników i w ten sposób trafiłem do opozycji - opowiada Lech Kaczyński. Potem, jak wspomina Władysław Frasyniuk, Lech nigdy o pierwszeństwie Jarosława nie zapomniał. - Leszek nie miał ciśnienia na politykę, nie ukrywał, że realizuje scenariusz napisany przez brata. Powtarzał, że Jarek to polityczny geniusz, a on mu po prostu ufa - mówi Władysław Frasyniuk. To spostrzeżenie potwierdza były premier Jan Olszewski, którego Jarosław wymyślił jako kandydata na szefa rządu. - Odkąd pamiętam, Jarosław wymyśla, a Lech wykonuje. Dlatego funkcje, które dziś pełnią, są naturalne. Nie wyobrażam sobie, żeby Jarosław był dziś prezydentem, a Lech szefował partii - opowiada Jan Olszewski. Gdy w sierpniu 1980 r. Olszewski jechał do Stoczni Gdańskiej, w swoim warszawskim mieszkaniu ukrył poszukiwanego przez milicję Jarosława. - Wchodzę do stoczni, patrzę, a tam Jarek. Jakim cudem dotarł przede mną z Warszawy? Później się dowiedziałem, że to jego brat, którego wcześniej w ogóle nie znałem - śmieje się Olszewski.
Niechęć do eksponowania własnej osoby jest odwrotnie proporcjonalna do politycznych ambicji Jarosława Kaczyńskiego. Bo starszy bliźniak chce wszystkim kierować, ale z tylnego siedzenia. Wynika to m.in. z tego, że w opozycji Kaczyńscy nigdy nie byli postaciami z pierwszego planu - jak Adam Michnik, Jacek Kuroń czy Bronisław Geremek - choć mieli takie ambicje. Panujące wówczas stosunki najlepiej oddaje historia z pierwszego zjazdu "Solidarności", kiedy obaj Kaczyńscy weszli w skład jednego z kluczowych zespołów programowych - ds. stosunków z PZPR. Autorem wszystkich dokumentów zespołu był Jarosław, chociaż pracom przewodniczył Lech. Jak wynika z ujawnionych niedawno dokumentów IPN, obecności Jarosława nie odnotowała nawet... rozpracowująca zjazd SB.
Niedoszły szef cenzury
Po "okrągłym stole", gdy powstawał rząd Tadeusza Mazowieckiego, Jarosław Kaczyński był już de facto jednym z głównych rozgrywających. To on, choć jeszcze wtedy nieznany opinii publicznej, prowadził w imieniu Lecha Wałęsy negocjacje ze Stronnictwem Demokratycznym i Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym w sprawie utworzenia wspólnego rządu. W tym samym czasie Jacek Kuroń deklarował, że współtworzenie przez "Solidarność" rządu to szaleństwo. "Prędzej wypiję cykutę, niż do niego wejdę" - mówił Kuroń. Ale to Kuroniowi, a nie Kaczyńskiemu, Tadeusz Mazowiecki powierzył tekę ministra. Jarosławowi zaproponował funkcję... szefa cenzury. Obecny lider PiS uznał to za próbę poniżenia i odmówił. Wydawało się, że złote czasy nastaną dla Jarosława po zwycięstwie Lecha Wałęsy w wyborach prezydenckich w 1990 r. To on przecież pierwszy zgłosił kandydaturę przywódcy "Solidarności" na najwyższy urząd w państwie, a potem stał się autorem jego wyborczego sukcesu. Nic dziwnego, że Wałęsa zaproponował mu stanowisko premiera. Ale Jarosław odmówił. Sam wskazał na Zbigniewa Najdera, a potem na Jana Olszewskiego. Ostatecznie rząd sformował Jan Krzysztof Bielecki. "Może to błąd, że nie stanąłem na czele rządu, ale byłem wtedy za mało znany, nie miałem autorytetu" - mówił po latach w jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński. Ostatecznie dostał posadę szefa kancelarii w Belwederze, ale pożegnał się z nią po kilku miesiącach. W listopadzie 1991 r., tuż po wygranych przez prawicę wyborach parlamentarnych, Lech Wałęsa zaproponował funkcję premiera Bronisławowi Geremkowi. Podczas narady w Belwederze sprzeciwił się temu pomysłowi jedynie Jarosław Kaczyński. Wałęsa wybuchnął: "To ty doprowadziłeś, że latałem z siekierą na swoich przyjaciół! Rozpocząłem wojnę na górze. Obiecywałeś dekomunizację, przyspieszenie, a ja, głupi, w to wierzyłem" - krzyczał prezydent. Jarosław trzasnął drzwiami i więcej do Belwederu nie wrócił. Mimo konfliktu z Lechem Wałęsą Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się doprowadzić do powstania rządu Jana Olszewskiego. I tu znów doszło do paradoksu: choć liczył w rządzie Olszewskiego na posadę ministra obrony, a dla brata chciał resortu spraw wewnętrznych lub sprawiedliwości, Olszewski nie wziął do gabinetu ani jednego, ani drugiego.
W kolejnych wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński także postanowił zostać mózgiem prawicy, ale nie jej twarzą. Wymyślił, że kandydatem prawicy będzie Adam Strzembosz, i sklecił wokół niego sojusz kilku partii. W końcu jednak wyprowadził z niego swoje Porozumienie Centrum, wystawiając do prezydenckiego wyścigu brata Lecha. Ten tuż przed wyborami się wycofał, przekazując swoje poparcie - w co dziś pewnie trudno uwierzyć - Hannie Gronkiewicz-Waltz.
Jarosław - inspirator Lecha
Gdy w 1997 r. Jerzy Buzek niespodziewanie zatelefonował do jadącego pociągiem na wykłady na ATK Lecha Kaczyńskiego z propozycją objęcia resortu sprawiedliwości, Jarosław stawał na głowie, żeby brata do tego pomysłu przekonać. "Powiedziałem mu: ČLeszku, następna taka szansa pojawi się za parę lat, a my nie jesteśmy już tacy młodziÇ" - wspominał Jarosław Kaczyński. Także decyzję o starcie Lecha w ostatnich wyborach prezydenckich podjął w istocie Jarosław. "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania" - salutował mu w dniu wyborów nowy prezydent. - Jestem pewien, że gdyby Lech był jedynakiem, nigdy na start w wyborach by się nie zdecydował. Co więcej, znając jego wyważenie, pewnie trafiłby z nami do Unii Wolności - spekuluje o Lechu Kaczyńskim Władysław Frasyniuk.
- Zwykle na początku mają odmienny pogląd na każdy temat. Ale ponieważ wszystko z sobą konsultują, po 15-20 minutach już się zgadzają - mówi Józef Orzeł, bliski współpracownik Jarosława z "Tygodnika Solidarność". - Częściej jednak Jarek przeciąga Leszka na swoją stronę - przyznaje. Tak było przy okazji Parady Równości, w której to sprawie Lech chciał iść na ustępstwa. Jarosław zajął jednak twarde stanowisko, a na drugi dzień obaj mówili już jednym głosem. Podobnie było w sprawie odtajniania archiwów IPN (Lech był początkowo ostrożniejszy niż brat), a nawet sztandarowej dla prawicy na początku lat 90. ustawy antyaborcyjnej, kiedy to obecny prezydent elekt zajmował stanowisko znacznie mniej restrykcyjne niż brat.
Silna słaba władza
Czy teraz, kiedy Lech Kaczyński wprowadzi się do Pałacu Prezydenckiego, Jarosław Kaczyński będzie pisał scenariusz tej prezydentury, a oprócz tego - co już robi - scenariusze dla rządu i premiera? Zdaniem senatora PO Stefana Niesiołowskiego, niezawiązanie koalicji uczyni Jarosława Kaczyńskiego de facto pierwszą osobą w państwie. - Rozpad koalicji został przez niego precyzyjnie wyreżyserowany. I choć będzie to słaby rząd, wymagający nieustannego zabiegania o głosy, paradoksalnie rola Jarosława Kaczyńskiego będzie nieporównanie większa niż w wypadku silnego rządu PO-PiS - mówi Niesiołowski. Tyle że władza Jarosława Kaczyńskiego nie będzie w takim układzie władzą zdolną do modernizowania Polski.
Współpraca: Michał Krzymowski
Kaczyński chce nawet przelicytować Piłsudskiego. Bo marszałek formalnie był naczelnikiem państwa w latach 1918-1922, a nieformalnie aż do śmierci w maju 1935 r. Piłsudski podobnie jak Kaczyński dwukrotnie uchylił się od objęcia najwyższego stanowiska (w wypadku marszałka - prezydentury): w 1922 r. oraz w 1926 r. Formalnie Piłsudski do śmierci był tylko generalnym inspektorem sił zbrojnych, faktycznie - naczelnikiem II Rzeczypospolitej. Tak jak Jarosław Kaczyński chce być naczelnikiem IV Rzeczypospolitej, choć formalnie jest tylko prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Tyle że urzędu naczelnika państwa nie ma dziś w polskiej konstytucji. Mało tego, nie ma go w ustroju żadnego demokratycznego państwa na świecie. Były prezydent Lech Wałęsa nie ma wątpliwości co do intencji prezesa PiS. - Choć prezydentem został Lech Kaczyński, a premierem Kazimierz Marcinkiewicz, Polską będzie rządził Jarosław Kaczyński. To on będzie pociągał za wszystkie sznurki - mówi w rozmowie z "Wprost".
Jarosław Piłsudski
Józef Piłsudski był dla Jarosława Kaczyńskiego wzorem i idolem od najmłodszych lat. Do dziś chętnie mówi o piłsudczykowskich korzeniach swej rodziny. Jak wspominają szkolni koledzy Jarosława Kaczyńskiego, fascynację marszałkiem Piłsudskim demonstrował już w liceum. Jego nauczycielka historii Anna Radziwiłł (skądinąd wiceminister edukacji w rządzie Marka Belki, a wcześniej w rządzie Tadeusza Mazowieckiego) stawiała w klasie popiersie Piłsudskiego obok popiersia Napoleona.
Z Piłsudskim łączy Kaczyńskiego nie tylko skłonność do zakulisowego wpływania na politykę (w tym do wyznaczania polityków na najważniejsze stanowiska w państwie), skrytość i podejrzliwość, manifestowanie pewnej materialnej abnegacji oraz niechęć do oficjalnych procedur. Piłsudski tak jak Kaczyński nie doceniał gospodarki: była ona ważna tylko wtedy, gdy była narzędziem uprawiania polityki. Podobnie jak dla Piłsudskiego, dla Kaczyńskiego liczy się polityczna władza sprawowana zza kulis.
Jarosław Kaczyński chce stanąć na czele wielkiego obozu centroprawicy, który zmarginalizuje Platformę Obywatelską (przechwytując część jej elektoratu) oraz przejmie wyborców Samoobrony, Ligi Polskich Rodzin i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ten obóz byłby syntezą szeroko rozumianej przedwojennej piłsudczykowskiej sanacji oraz endecji Romana Dmowskiego. Formacja Kaczyńskiego brałaby od sanacji inteligencko-urzędniczy etos, zaś od endeków - populizm i wątki narodowe oczyszczone jednak z wątków antysemickich. Mózgiem wymarzonego przez Jarosława Kaczyńskiego obozu ma być on sam, zaś twarzą - jego brat Lech. Ma on poszerzać bazę prawicy o elektorat, który w ostatnich wyborach poparł Platformę Obywatelską. - Ewentualny sukces Lecha ma konsumować Jarosław jako szef partii - rekonstruuje scenariusz lidera PiS eurodeputowany PO Janusz Lewandowski.
Starszy bliźniak
W tandemie z bratem bliźniakiem Jarosław Kaczyński zawsze był ważniejszy. Dlatego znajomi nieco ironicznie nazywają go "starszym bliźniakiem". Biologicznie jest to akurat prawda. Matka poety Tadeusza Gajcego, która odbierała poród Jadwigi Kaczyńskiej, odnotowała z zegarkiem w ręku, że najpierw urodził się Jarosław, a 45 minut później jego brat Lech. Przewaga Jarosława miała się za bliźniakami ciągnąć przez całe życie. Marek Maldis, szkolny kolega braci Kaczyńskich, a dziś dziennikarz telewizyjny, chodził z nimi na lekcję dżudo.
- Ubrani w identyczne kimona byli nie do odróżnienia. Ale gdy zaczynała się lekcja, nie było wątpliwości, kto jest kim, choć zawsze ćwiczyli w jednej parze. Bo Jarek był znacznie lepszy w rzutach. Gdy któryś lądował na macie, wiadomo było, że to Lech - wspomina Maldis.
Nigdy nie było jednak mowy, żeby swoje przodownictwo czy przewagę Jarosław wykorzystał przeciw bratu. Przeciwnie, "starszy bliźniak" nieraz brał na siebie winy brata. - W efekcie nawet gdy narozrabiał Leszek, obrywał Jarek - wspomina Marek Maldis. Ten sam mechanizm zadziałał tuż po ostatnich wyborach parlamentarnych, kiedy Jarosław w imię prezydentury brata zrezygnował z premierostwa. Lech był podobno tej decyzji przeciwny: przez kilka dni miał nawet nie odbierać od brata telefonów. Jarosław Kaczyński przyznaje, że był to chyba jedyny taki moment w ich dorosłym życiu.
Jarosław wymyśla, Lech wykonuje
Paradoksalnie człowiek opozycji, którym w czasach PRL był Jarosław Kaczyński, zaczynał od pracy dla... komunistycznego rządu - w Ministerstwie Pracy. Został tam skierowany po dyplomie w ramach "odpracowania" studiów.
Kiedy w 1976 r. Jarosław Kaczyński zaangażował się w działalność opozycyjną, nie wciągał w nią Lecha. - Chciał, żebym spokojnie zrobił doktorat, więc uznał, że lepiej, bym nic nie wiedział - wyjaśnia prezydent elekt. - Kiedyś jednak w żoliborskim mieszkaniu Jarka z jakichś powodów wszedłem na szafę i znalazłem dziwne papiery oraz pieniądze. Brat wyjaśnił, że to z podziemia, i wszystko mi opowiedział. Za jego pośrednictwem skontaktowałem się z Biurem Interwencji Komitetu Obrony Robotników i w ten sposób trafiłem do opozycji - opowiada Lech Kaczyński. Potem, jak wspomina Władysław Frasyniuk, Lech nigdy o pierwszeństwie Jarosława nie zapomniał. - Leszek nie miał ciśnienia na politykę, nie ukrywał, że realizuje scenariusz napisany przez brata. Powtarzał, że Jarek to polityczny geniusz, a on mu po prostu ufa - mówi Władysław Frasyniuk. To spostrzeżenie potwierdza były premier Jan Olszewski, którego Jarosław wymyślił jako kandydata na szefa rządu. - Odkąd pamiętam, Jarosław wymyśla, a Lech wykonuje. Dlatego funkcje, które dziś pełnią, są naturalne. Nie wyobrażam sobie, żeby Jarosław był dziś prezydentem, a Lech szefował partii - opowiada Jan Olszewski. Gdy w sierpniu 1980 r. Olszewski jechał do Stoczni Gdańskiej, w swoim warszawskim mieszkaniu ukrył poszukiwanego przez milicję Jarosława. - Wchodzę do stoczni, patrzę, a tam Jarek. Jakim cudem dotarł przede mną z Warszawy? Później się dowiedziałem, że to jego brat, którego wcześniej w ogóle nie znałem - śmieje się Olszewski.
Niechęć do eksponowania własnej osoby jest odwrotnie proporcjonalna do politycznych ambicji Jarosława Kaczyńskiego. Bo starszy bliźniak chce wszystkim kierować, ale z tylnego siedzenia. Wynika to m.in. z tego, że w opozycji Kaczyńscy nigdy nie byli postaciami z pierwszego planu - jak Adam Michnik, Jacek Kuroń czy Bronisław Geremek - choć mieli takie ambicje. Panujące wówczas stosunki najlepiej oddaje historia z pierwszego zjazdu "Solidarności", kiedy obaj Kaczyńscy weszli w skład jednego z kluczowych zespołów programowych - ds. stosunków z PZPR. Autorem wszystkich dokumentów zespołu był Jarosław, chociaż pracom przewodniczył Lech. Jak wynika z ujawnionych niedawno dokumentów IPN, obecności Jarosława nie odnotowała nawet... rozpracowująca zjazd SB.
Niedoszły szef cenzury
Po "okrągłym stole", gdy powstawał rząd Tadeusza Mazowieckiego, Jarosław Kaczyński był już de facto jednym z głównych rozgrywających. To on, choć jeszcze wtedy nieznany opinii publicznej, prowadził w imieniu Lecha Wałęsy negocjacje ze Stronnictwem Demokratycznym i Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym w sprawie utworzenia wspólnego rządu. W tym samym czasie Jacek Kuroń deklarował, że współtworzenie przez "Solidarność" rządu to szaleństwo. "Prędzej wypiję cykutę, niż do niego wejdę" - mówił Kuroń. Ale to Kuroniowi, a nie Kaczyńskiemu, Tadeusz Mazowiecki powierzył tekę ministra. Jarosławowi zaproponował funkcję... szefa cenzury. Obecny lider PiS uznał to za próbę poniżenia i odmówił. Wydawało się, że złote czasy nastaną dla Jarosława po zwycięstwie Lecha Wałęsy w wyborach prezydenckich w 1990 r. To on przecież pierwszy zgłosił kandydaturę przywódcy "Solidarności" na najwyższy urząd w państwie, a potem stał się autorem jego wyborczego sukcesu. Nic dziwnego, że Wałęsa zaproponował mu stanowisko premiera. Ale Jarosław odmówił. Sam wskazał na Zbigniewa Najdera, a potem na Jana Olszewskiego. Ostatecznie rząd sformował Jan Krzysztof Bielecki. "Może to błąd, że nie stanąłem na czele rządu, ale byłem wtedy za mało znany, nie miałem autorytetu" - mówił po latach w jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński. Ostatecznie dostał posadę szefa kancelarii w Belwederze, ale pożegnał się z nią po kilku miesiącach. W listopadzie 1991 r., tuż po wygranych przez prawicę wyborach parlamentarnych, Lech Wałęsa zaproponował funkcję premiera Bronisławowi Geremkowi. Podczas narady w Belwederze sprzeciwił się temu pomysłowi jedynie Jarosław Kaczyński. Wałęsa wybuchnął: "To ty doprowadziłeś, że latałem z siekierą na swoich przyjaciół! Rozpocząłem wojnę na górze. Obiecywałeś dekomunizację, przyspieszenie, a ja, głupi, w to wierzyłem" - krzyczał prezydent. Jarosław trzasnął drzwiami i więcej do Belwederu nie wrócił. Mimo konfliktu z Lechem Wałęsą Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się doprowadzić do powstania rządu Jana Olszewskiego. I tu znów doszło do paradoksu: choć liczył w rządzie Olszewskiego na posadę ministra obrony, a dla brata chciał resortu spraw wewnętrznych lub sprawiedliwości, Olszewski nie wziął do gabinetu ani jednego, ani drugiego.
W kolejnych wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński także postanowił zostać mózgiem prawicy, ale nie jej twarzą. Wymyślił, że kandydatem prawicy będzie Adam Strzembosz, i sklecił wokół niego sojusz kilku partii. W końcu jednak wyprowadził z niego swoje Porozumienie Centrum, wystawiając do prezydenckiego wyścigu brata Lecha. Ten tuż przed wyborami się wycofał, przekazując swoje poparcie - w co dziś pewnie trudno uwierzyć - Hannie Gronkiewicz-Waltz.
Jarosław - inspirator Lecha
Gdy w 1997 r. Jerzy Buzek niespodziewanie zatelefonował do jadącego pociągiem na wykłady na ATK Lecha Kaczyńskiego z propozycją objęcia resortu sprawiedliwości, Jarosław stawał na głowie, żeby brata do tego pomysłu przekonać. "Powiedziałem mu: ČLeszku, następna taka szansa pojawi się za parę lat, a my nie jesteśmy już tacy młodziÇ" - wspominał Jarosław Kaczyński. Także decyzję o starcie Lecha w ostatnich wyborach prezydenckich podjął w istocie Jarosław. "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania" - salutował mu w dniu wyborów nowy prezydent. - Jestem pewien, że gdyby Lech był jedynakiem, nigdy na start w wyborach by się nie zdecydował. Co więcej, znając jego wyważenie, pewnie trafiłby z nami do Unii Wolności - spekuluje o Lechu Kaczyńskim Władysław Frasyniuk.
- Zwykle na początku mają odmienny pogląd na każdy temat. Ale ponieważ wszystko z sobą konsultują, po 15-20 minutach już się zgadzają - mówi Józef Orzeł, bliski współpracownik Jarosława z "Tygodnika Solidarność". - Częściej jednak Jarek przeciąga Leszka na swoją stronę - przyznaje. Tak było przy okazji Parady Równości, w której to sprawie Lech chciał iść na ustępstwa. Jarosław zajął jednak twarde stanowisko, a na drugi dzień obaj mówili już jednym głosem. Podobnie było w sprawie odtajniania archiwów IPN (Lech był początkowo ostrożniejszy niż brat), a nawet sztandarowej dla prawicy na początku lat 90. ustawy antyaborcyjnej, kiedy to obecny prezydent elekt zajmował stanowisko znacznie mniej restrykcyjne niż brat.
Silna słaba władza
Czy teraz, kiedy Lech Kaczyński wprowadzi się do Pałacu Prezydenckiego, Jarosław Kaczyński będzie pisał scenariusz tej prezydentury, a oprócz tego - co już robi - scenariusze dla rządu i premiera? Zdaniem senatora PO Stefana Niesiołowskiego, niezawiązanie koalicji uczyni Jarosława Kaczyńskiego de facto pierwszą osobą w państwie. - Rozpad koalicji został przez niego precyzyjnie wyreżyserowany. I choć będzie to słaby rząd, wymagający nieustannego zabiegania o głosy, paradoksalnie rola Jarosława Kaczyńskiego będzie nieporównanie większa niż w wypadku silnego rządu PO-PiS - mówi Niesiołowski. Tyle że władza Jarosława Kaczyńskiego nie będzie w takim układzie władzą zdolną do modernizowania Polski.
Współpraca: Michał Krzymowski
Więcej możesz przeczytać w 45/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.