Zdumiewająca jest pogarda braci Kaczyńskich i ich stronników dla własnego elektoratu
To lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud uwierzy" - miał powiedzieć w czasie kampanii wyborczej Jacek Kurski. Rzecz działa się w Radiu TOK FM i dotyczyła informacji, jakoby dziadek Donalda Tuska wstąpił na ochotnika do Wehrmachtu. Dziś wygląda na to, że Jacek Kurski po prostu ujawnił zasadę, na której był oparty cały pomysł kampanii wyborczej PiS: dużo obiecywać, nawet samemu w to nie wierząc i nie mając zamiaru tych obietnic realizować, zmyślać fakty na temat programu przeciwnika, a "ciemny lud uwierzy" i zagłosuje. Później można będzie się ze wszystkiego wycofać i niczego nie realizować, ale będzie "po sprawie". Pomysł był skuteczny, a PiS nie zamierza dotrzymać niczego, co obiecywał. Nic też dziwnego, że Jacek Kurski jest znowu członkiem tej partii. I nikogo nie zdziwi, gdy szybko awansuje.
Już wiadomo, że właściwie żaden z punktów programu wyborczego PiS nie będzie realizowany. Mało tego, realizowane będą koncepcje dokładnie przeciwne, niż obiecywano. Bardzo często będą to koncepcje z programu PO lub do nich podobne. Wcześniej ponoć miały one nieść Polsce zgubę. PiS nie jest pierwszą partią, która co innego obiecywała w kampanii, a co innego realizowała później, ale takie tempo odwrotu od wyborczego programu to chyba jednak nowy rekord świata. Wyborcy PiS powinni się zastanowić, czy rzeczywiście są "ciemnym ludem" i nadal popierają tę partię. Pogarda braci Kaczyńskich i ich stronników dla własnego elektoratu jest bowiem zdumiewająca.
Odnowa bez odnowy
Pierwszym punktem programu wyborczego, który na pewno nie będzie realizowany, jest odnowa moralna, państwo sprawiedliwe i praworządne oraz energiczne zwalczanie przestępców. Zwycięska partia rozpoczęła rządy od gwarancji bezkarności dla ludzi Samoobrony. W dyskusji telewizyjnej prowadzonej przez Tomasza Lisa podczas kampanii wyborczej Jan Maria Rokita powiedział w twarz Andrzejowi Lepperowi, że jego celem jest, "by przestępca już nigdy nie mógł być posłem". Kilka dni temu Lepper z opóźnieniem odpowiedział Rokicie: "Wy, inteligenci, tacy byliście mądrzy, a ja z wami wygrałem". Lepper nie próbował nawet udawać, że nie ma współpracy między PiS a Samoobroną.
Odnowę moralną stawia pod znakiem zapytania gromadna wizyta członków nowego rządu (Marcinkiewicz, Wassermann, Ziobro) w Radiu Maryja. W końcu ojciec Rydzyk do dziś nie rozliczył się z kwot zebranych "na ratowanie Stoczni Gdańskiej", nie wyjaśnił przewożenia pieniędzy w walizkach (z Polski i do Polski) i tajemniczych powiązań z Rosją. Rydzyk jest drugim obok Leppera politykiem działającym - najdelikatniej mówiąc - na granicy prawa. Każdy inny obywatel, który miałby na sumieniu to, co oni, dawno by siedział w areszcie, a przynajmniej toczyłoby się przeciw niemu śledztwo. Teraz od superpraworządnego PiS otrzymali oni licencję na bezkarność.
Prawo surowe inaczej
Zbigniew Ziobro, nowy minister sprawiedliwości, już rozpoczął odwrót od programu PiS przewidującego drakońskie kary dla przestępców i stosowanie aresztu tymczasowego wobec wszystkich podejrzanych w sprawach karnych. Pamiętamy polecenie Lecha Kaczyńskiego z czasów, gdy był on ministrem sprawiedliwości, by prokuratorzy zawsze odwoływali się "do skutku" od postanowień sądów uchylających areszt lub odmawiających jego stosowania. Tymczasem nowy minister zaczął od polecenia uchylenia aresztu dla podejrzanych w sprawie linczu we Włodowie. Z jednej strony, to dobrze, iż PiS wycofuje się ze szkodliwego pomysłu zwalczania przestępczości metodami powodującymi jej wzrost, z drugiej - niepokoi ręczne sterowanie prokuraturą i jej polityczna podległość.
Pod znakiem zapytania stoi obietnica oczyszczenia państwa z ludzi związanych z SB i komunistycznym aparatem. Andrzej Kryże może i jest sprawnym sędzią, ale w stanie wojennym wydawał wyroki skazujące (m.in. na Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Czumę), więc niekoniecznie powinien być wiceministrem. Tym bardziej gdy mówi, że "nie można było pozwolić na łamanie prawa [stanu wojennego]".
Jakimż to znakiem odnowy moralnej jest obecność Ireny Szewińskiej w sztabie wyborczym Lecha Kaczyńskiego? Szewińska była jedną z założycielek i członkinią władz krajowych PRON - organizacji popierającej stan wojenny, ściśle podległej Służbie Bezpieczeństwa.
Obiecanki cacanki, a głupiemu radość
Kiedy PiS obiecywało 3 mln mieszkań, to - jak się okazuje - w rzeczywistości mówiło obywatelom, by sobie te mieszkania zbudowali za własne pieniądze. A jeśli nie zbudują, to już ich problem. Podobnie jak problemem pacjentów jest to, jak będą się leczyć. Politycy PiS wprawdzie w czasie kampanii wyborczej twierdzili, że model reformy opieki zdrowotnej proponowany przez PO i Zbigniewa Religę to "służba zdrowia tylko dla bogatych", ale kto by na serio brał tę "lipę dla ciemnoty". To dobrze, że nie będzie realizowany głupi pomysł powrotu do finansowania lecznictwa z budżetu, ale trzeba jednak odpowiadać za to, co się mówi. Tak naprawdę finansowanie budżetowe dopiero byłoby realizowaniem modelu "służby zdrowia dla bogatych", bo wszyscy musieliby się leczyć już tylko prywatnie. A to na skutek katastrofy lecznictwa publicznego, jaką by pomysł PiS spowodował.
Zabawy z rynkiem
Nowa minister finansów Teresa Lubińska zapowiedziała wzrost deficytu budżetowego i walkę z hipermarketami. Inni działacze PiS chcą wprowadzenia zakazu handlu w niedziele i święta. Rynki już zareagowały nerwowo. Jeśli obecny kurs dolara się utrzyma, wkrótce wszystkie towary importowane zdrożeją średnio o 1 proc. Nie jest to dużo, ale przecież miała być obniżka cen po dojściu PiS do władzy. Kompletną przy tym banialuką jest twierdzenie PiS, że osłabienie złotówki jest korzystne dla Polski, bo ponoć bardziej opłaca się produkować, niż importować. Wyraźna przewaga rynku producenta nad rynkiem konsumenta jest cechą charakterystyczną krajów biednych, a nie bogatych.
Dodatkowy wzrost cen przyniósłby pomysł minister Lubińskiej likwidacji hipermarketów (sklepów o najniższych cenach) i utrudnianie takich inwestycji. Żeby go zrealizować, trzeba by wypisać Polskę z Unii Europejskiej, bo w unii obowiązuje wolna przestrzeń gospodarcza. Na szczęście, minister Lubińska nie ma żadnych narzędzi prawnych ani możliwości, by realizować podobne wykwity ekonomii politycznej. Kuriozalna jest motywacja tego pomysłu - ochrona prywatnych kupców, czyli ludzi dość zamożnych, kosztem podwyżki cen dla najbiedniejszych. Kryje się w tym też niezwykle światła myśl ekonomiczna: zwalczać najbardziej rentowne przedsiębiorstwa, by chronić mniej rentowne. Pogratulować pomysłu na "politykę prospołeczną" i "Polskę solidarną".
Zakaz handlu w niedzielę wymagałby zmiany prawa, ale ten szkodliwy gospodarczo i społecznie pomysł może PiS przeprowadzić przy poparciu LPR i Samoobrony. To też pociągnie za sobą wzrost cen detalicznych, czyli uderzy w najbiedniejszych. Oczywiście, życie utrudni to wszystkim.
Pamiętamy raban, jaki robiło PiS w sprawie podatku liniowego. Z powodu VAT w wysokości 15 proc. miały znikać pluszaki z półek i żywność z lodówek (co było zresztą bezczelnym kłamstwem ekonomicznym i matematycznym). Obecnie PiS chce podnieść najniższą stawkę VAT z 7 proc. do 10 proc., a górną obniżyć z 22 proc. do 20 proc. Jaki miałoby to wpływ na ceny, trudno powiedzieć, ale jest to krok w kierunku spłaszczania stawek, co według niedawnej propagandy PiS, miało prowadzić do niechybnej katastrofy.
Więcej korupcji!
PiS zapowiada utworzenie specjalnej policji antykorupcyjnej, na której czele stanie Mariusz Kamiński. Ta droga i całkowicie zbędna formacja nic nie da poza szeregiem spektakularnych widowisk. Bo pozostanie, a nawet znacznie się rozbuduje podstawowe źródło korupcji - arbitralne decyzje urzędnicze. PiS z takich arbitralnych decyzji nie zrezygnuje za żadną cenę, bo to podstawowa część jego pomysłu na władzę (TKM bis). Politycy PiS wszystkim chcą sterować ręcznie, więc przejrzyste i nie zostawiające pola manewru prawo jest ostatnią rzeczą, na jaką się zgodzą.
Z niedotrzymywanych obietnic PiS i taktyki wciskania "lipy ciemnocie" płynie jedna nauka: "lud" chyba jednak nie jest taki "ciemny", jak chce PiS, i prędzej niż później nie da sobie wciskać "lipy".
Fot. K. Pacuła
Już wiadomo, że właściwie żaden z punktów programu wyborczego PiS nie będzie realizowany. Mało tego, realizowane będą koncepcje dokładnie przeciwne, niż obiecywano. Bardzo często będą to koncepcje z programu PO lub do nich podobne. Wcześniej ponoć miały one nieść Polsce zgubę. PiS nie jest pierwszą partią, która co innego obiecywała w kampanii, a co innego realizowała później, ale takie tempo odwrotu od wyborczego programu to chyba jednak nowy rekord świata. Wyborcy PiS powinni się zastanowić, czy rzeczywiście są "ciemnym ludem" i nadal popierają tę partię. Pogarda braci Kaczyńskich i ich stronników dla własnego elektoratu jest bowiem zdumiewająca.
Odnowa bez odnowy
Pierwszym punktem programu wyborczego, który na pewno nie będzie realizowany, jest odnowa moralna, państwo sprawiedliwe i praworządne oraz energiczne zwalczanie przestępców. Zwycięska partia rozpoczęła rządy od gwarancji bezkarności dla ludzi Samoobrony. W dyskusji telewizyjnej prowadzonej przez Tomasza Lisa podczas kampanii wyborczej Jan Maria Rokita powiedział w twarz Andrzejowi Lepperowi, że jego celem jest, "by przestępca już nigdy nie mógł być posłem". Kilka dni temu Lepper z opóźnieniem odpowiedział Rokicie: "Wy, inteligenci, tacy byliście mądrzy, a ja z wami wygrałem". Lepper nie próbował nawet udawać, że nie ma współpracy między PiS a Samoobroną.
Odnowę moralną stawia pod znakiem zapytania gromadna wizyta członków nowego rządu (Marcinkiewicz, Wassermann, Ziobro) w Radiu Maryja. W końcu ojciec Rydzyk do dziś nie rozliczył się z kwot zebranych "na ratowanie Stoczni Gdańskiej", nie wyjaśnił przewożenia pieniędzy w walizkach (z Polski i do Polski) i tajemniczych powiązań z Rosją. Rydzyk jest drugim obok Leppera politykiem działającym - najdelikatniej mówiąc - na granicy prawa. Każdy inny obywatel, który miałby na sumieniu to, co oni, dawno by siedział w areszcie, a przynajmniej toczyłoby się przeciw niemu śledztwo. Teraz od superpraworządnego PiS otrzymali oni licencję na bezkarność.
Prawo surowe inaczej
Zbigniew Ziobro, nowy minister sprawiedliwości, już rozpoczął odwrót od programu PiS przewidującego drakońskie kary dla przestępców i stosowanie aresztu tymczasowego wobec wszystkich podejrzanych w sprawach karnych. Pamiętamy polecenie Lecha Kaczyńskiego z czasów, gdy był on ministrem sprawiedliwości, by prokuratorzy zawsze odwoływali się "do skutku" od postanowień sądów uchylających areszt lub odmawiających jego stosowania. Tymczasem nowy minister zaczął od polecenia uchylenia aresztu dla podejrzanych w sprawie linczu we Włodowie. Z jednej strony, to dobrze, iż PiS wycofuje się ze szkodliwego pomysłu zwalczania przestępczości metodami powodującymi jej wzrost, z drugiej - niepokoi ręczne sterowanie prokuraturą i jej polityczna podległość.
Pod znakiem zapytania stoi obietnica oczyszczenia państwa z ludzi związanych z SB i komunistycznym aparatem. Andrzej Kryże może i jest sprawnym sędzią, ale w stanie wojennym wydawał wyroki skazujące (m.in. na Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Czumę), więc niekoniecznie powinien być wiceministrem. Tym bardziej gdy mówi, że "nie można było pozwolić na łamanie prawa [stanu wojennego]".
Jakimż to znakiem odnowy moralnej jest obecność Ireny Szewińskiej w sztabie wyborczym Lecha Kaczyńskiego? Szewińska była jedną z założycielek i członkinią władz krajowych PRON - organizacji popierającej stan wojenny, ściśle podległej Służbie Bezpieczeństwa.
Obiecanki cacanki, a głupiemu radość
Kiedy PiS obiecywało 3 mln mieszkań, to - jak się okazuje - w rzeczywistości mówiło obywatelom, by sobie te mieszkania zbudowali za własne pieniądze. A jeśli nie zbudują, to już ich problem. Podobnie jak problemem pacjentów jest to, jak będą się leczyć. Politycy PiS wprawdzie w czasie kampanii wyborczej twierdzili, że model reformy opieki zdrowotnej proponowany przez PO i Zbigniewa Religę to "służba zdrowia tylko dla bogatych", ale kto by na serio brał tę "lipę dla ciemnoty". To dobrze, że nie będzie realizowany głupi pomysł powrotu do finansowania lecznictwa z budżetu, ale trzeba jednak odpowiadać za to, co się mówi. Tak naprawdę finansowanie budżetowe dopiero byłoby realizowaniem modelu "służby zdrowia dla bogatych", bo wszyscy musieliby się leczyć już tylko prywatnie. A to na skutek katastrofy lecznictwa publicznego, jaką by pomysł PiS spowodował.
Zabawy z rynkiem
Nowa minister finansów Teresa Lubińska zapowiedziała wzrost deficytu budżetowego i walkę z hipermarketami. Inni działacze PiS chcą wprowadzenia zakazu handlu w niedziele i święta. Rynki już zareagowały nerwowo. Jeśli obecny kurs dolara się utrzyma, wkrótce wszystkie towary importowane zdrożeją średnio o 1 proc. Nie jest to dużo, ale przecież miała być obniżka cen po dojściu PiS do władzy. Kompletną przy tym banialuką jest twierdzenie PiS, że osłabienie złotówki jest korzystne dla Polski, bo ponoć bardziej opłaca się produkować, niż importować. Wyraźna przewaga rynku producenta nad rynkiem konsumenta jest cechą charakterystyczną krajów biednych, a nie bogatych.
Dodatkowy wzrost cen przyniósłby pomysł minister Lubińskiej likwidacji hipermarketów (sklepów o najniższych cenach) i utrudnianie takich inwestycji. Żeby go zrealizować, trzeba by wypisać Polskę z Unii Europejskiej, bo w unii obowiązuje wolna przestrzeń gospodarcza. Na szczęście, minister Lubińska nie ma żadnych narzędzi prawnych ani możliwości, by realizować podobne wykwity ekonomii politycznej. Kuriozalna jest motywacja tego pomysłu - ochrona prywatnych kupców, czyli ludzi dość zamożnych, kosztem podwyżki cen dla najbiedniejszych. Kryje się w tym też niezwykle światła myśl ekonomiczna: zwalczać najbardziej rentowne przedsiębiorstwa, by chronić mniej rentowne. Pogratulować pomysłu na "politykę prospołeczną" i "Polskę solidarną".
Zakaz handlu w niedzielę wymagałby zmiany prawa, ale ten szkodliwy gospodarczo i społecznie pomysł może PiS przeprowadzić przy poparciu LPR i Samoobrony. To też pociągnie za sobą wzrost cen detalicznych, czyli uderzy w najbiedniejszych. Oczywiście, życie utrudni to wszystkim.
Pamiętamy raban, jaki robiło PiS w sprawie podatku liniowego. Z powodu VAT w wysokości 15 proc. miały znikać pluszaki z półek i żywność z lodówek (co było zresztą bezczelnym kłamstwem ekonomicznym i matematycznym). Obecnie PiS chce podnieść najniższą stawkę VAT z 7 proc. do 10 proc., a górną obniżyć z 22 proc. do 20 proc. Jaki miałoby to wpływ na ceny, trudno powiedzieć, ale jest to krok w kierunku spłaszczania stawek, co według niedawnej propagandy PiS, miało prowadzić do niechybnej katastrofy.
Więcej korupcji!
PiS zapowiada utworzenie specjalnej policji antykorupcyjnej, na której czele stanie Mariusz Kamiński. Ta droga i całkowicie zbędna formacja nic nie da poza szeregiem spektakularnych widowisk. Bo pozostanie, a nawet znacznie się rozbuduje podstawowe źródło korupcji - arbitralne decyzje urzędnicze. PiS z takich arbitralnych decyzji nie zrezygnuje za żadną cenę, bo to podstawowa część jego pomysłu na władzę (TKM bis). Politycy PiS wszystkim chcą sterować ręcznie, więc przejrzyste i nie zostawiające pola manewru prawo jest ostatnią rzeczą, na jaką się zgodzą.
Z niedotrzymywanych obietnic PiS i taktyki wciskania "lipy ciemnocie" płynie jedna nauka: "lud" chyba jednak nie jest taki "ciemny", jak chce PiS, i prędzej niż później nie da sobie wciskać "lipy".
Fot. K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 47/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.