Wlipcu 1980 r. w domu aukcyjnym Christie's londyńska National Gallery kupiła najdroższy wówczas obraz do swojej kolekcji. Za "Samsona i Dalilę" Rubensa zapłacono 2,5 mln funtów, co dziś jest równowartością prawie 40 mln funtów. Jeszcze tego samego dnia pokazano obraz na Trafalgar Square. Już wtedy kilku znanych historyków sztuki miało wątpliwości, czy jest on autentyczny. Twierdzili, że kolory są inne niż u mistrza, że ramię Samsona jest zbyt długie, a plecy przerośnięte. Kompozycja też nie pasowała do Rubensa. Ale dr Ludwig Burchard (współtwórca Corpus Rubenianum), największy spec od Rubensa, który odkrył obraz w 1929 r., od razu przypisał go mistrzowi baroku. Szefowie National Gallery mu zaufali.
Na kopii certyfikatu, która zachowała się w archiwum londyńskiego muzeum, widnieje sporządzona przez Burcharda adnotacja, że obraz odnalazł się w pracowni francuskiego konserwatora Gastona Levy'ego. Co dziwne, nie sprawdził on nawet historii dzieła, lecz jedynie zaufał swojemu oku. Burchard przypisał jeszcze ponad 60 innych obrazów Rubensowi. Większość z nich uznaje się dziś za kopie. Katarzyna Krzyżagórska-Pisarek, polska historyk sztuki, zakwestionowała autentyczność "Samsona i Dalili".
Rubens i dociekliwa Polka
Pisarek jest absolwentką Sorbony, od szesnastu lat prowadzi badania nad spuścizną Rubensa. Najpierw sprawdziła pochodzenie obrazu "Samson i Dalila". W 1609 r. kupił go bogaty mieszkaniec Antwerpii Nicolas Rockox. Obraz zawisł w jego salonie nad kominkiem. Ostatnia wzmianka o dziele widnieje w inwentarzu Rockoksa spisanym w 1640 r., krótko po śmierci właściciela. W 1700 r. podobny obraz kupił książę Liechtensteinu. Skatalogowano go wtedy jako dzieło Jana van den Hoecke. W jego zbiorach znajdował się do 1881 r., kiedy znowu został sprzedany. Pięć dekad później obraz o tym samym tytule i rozmiarach pojawił się na paryskim rynku sztuki jako dzieło Gerrita van Honthorsta. Wtedy nabył go niemiecki potentat tytoniowy, u którego obraz pozostał aż do zakupu przez National Gallery. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie pojawił się szkic olejny do obrazu, odnaleziony rzekomo w antykwariacie w Yorku, oraz rysunek przygotowawczy do namalowania "Samsona i Dalili".
Pisarek dotarła do zdjęć szkicu olejnego wykonanych przed 1966 r. Widać na nich, że Samson - w przeciwieństwie do obrazu kupionego przez National Gallery - ma całą prawą nogą. Na szkicu olejnym z Cincinnati nie ma całej prawej nogi. Pisarek porównała także inne źródła: najważniejsze z nich to grafika Jacoba Mathama z 1613 r. oraz obraz przedstawiający widok salonu Rockoksa, namalowany w 1635 r. przez Fransa Franckena. Na nim właśnie nad kominkiem wisi obraz, na którym Samson ma całą nogę. - Uważam, że kompozycja z salonu o wiele bardziej trzyma się konwencji Rubensa - twierdzi Pisarek.
Mistrz ze sklejki
Nowe fakty w sprawie "Samsona i Dalili" z National Gallery pojawiły się po szczegółowym przebadaniu obrazu. Okazało się, że przyklejono go do cienkiej sklejki, jakiej używano na początku XX wieku. - Ktoś po prostu scheblował dębową deskę, na której namalowany był obraz, i cienką warstewkę przykleił do sklejki - opowiada Pisarek. Zaskakuje to, że doskonale zachowany obraz został przeniesiony na sklejkę. W National Gallery nie zachowała się żadna dokumentacja na ten temat, a przed zakupem nie wykonano zdjęć tyłu obrazu. Dlaczego renomowana galeria nie sprawdziła pochodzenia obrazu, nie porównała szkiców, które przetrwały?
Pisarek porównała liczbę żołnierzy znajdujących się na obrazie z National Gallery. We wszystkich wiarygodnych źródłach historycznych podano, że było ich trzech. W wersji z londyńskiego muzeum jest natomiast pięciu. Jedna z postaci nie ma zresztą żołnierskiego uniformu. Być może ten tajemniczy mężczyzna to autor dzieła z National Gallery. Takie praktyki malarze często stosowali.
Uwiarygodniona fałszywka
Niedawno National Gallery, obawiając się, że jej "Samson i Dalila" będzie traktowany jak falsyfikat, przygotowała wystawę prac Rubensa. W centralnej części umieszczono właśnie "Samsona i Dalilę", a dookoła płótna - rzekomo wczesne obrazy barokowego mistrza. W ten sposób chciano uwiarygodnić "Samsona i Dalilę". - Wiele dzieł towarzyszących przypisano Rubensowi dopiero w XX wieku. Jest więc wielce prawdopodobne, że kopie mają dowodzić autentyczności innej kopii. To się okaże po przebadaniu tych obrazów - mówi "Wprost" Pisarek.
Dlaczego obraz, który na pierwszy rzut oka budzi wątpliwości, że wyszedł spod ręki Rubensa, został mu tak łatwo przypisany? Być może wynika to z faktu, że opinię jednego eksperta przyjęto jako pewnik. Na takiej samej zasadzie - bo zachwycił się nimi znany ekspert Abraham Bredius - w latach 40. XX wieku za prace Vermeera uznano falsyfikaty van Meegerena. Jego podróbki mają tyle szczegółów niezgodnych ze sposobem malowania Vermeera, że aż trudno uwierzyć, iż tylu ludzi dało się nabrać.
Aby pozbyć się wątpliwości, że odkryte w XX wieku obrazy Rubensa są falsyfikatami, należałoby przeprowadzić gruntowne badania. Tak potraktowano na przykład spuściznę Rembrandta, sprawdzając ponownie wszystkie przypisywane mu obrazy. W wypadku Rubensa wypadałoby to zrobić także z tego powodu, że w ciągu 40 lat namalował ponad 1400 obrazów i sporządził tysiące rysunków. Wiele z nich zostało namalowanych przy udziale jego uczniów, w tym Antona van Dycka. Kopii może być zatem na rynku wiele. Tym bardziej że żadna epoka (aż po wiek XIX) nie oparła się wpływom Rubensa. Stąd tak wiele dzieł przypomina jego płótna. Warto w tym kontekście pamiętać słowa wybitnego francuskiego malarza Eugene'a Delacroix. Udzielił on takiej rady Manetowi: "Trzeba oglądać Rubensa, inspirować się Rubensem, kopiować Rubensa".
Fot: Z. Furman
Na kopii certyfikatu, która zachowała się w archiwum londyńskiego muzeum, widnieje sporządzona przez Burcharda adnotacja, że obraz odnalazł się w pracowni francuskiego konserwatora Gastona Levy'ego. Co dziwne, nie sprawdził on nawet historii dzieła, lecz jedynie zaufał swojemu oku. Burchard przypisał jeszcze ponad 60 innych obrazów Rubensowi. Większość z nich uznaje się dziś za kopie. Katarzyna Krzyżagórska-Pisarek, polska historyk sztuki, zakwestionowała autentyczność "Samsona i Dalili".
Rubens i dociekliwa Polka
Pisarek jest absolwentką Sorbony, od szesnastu lat prowadzi badania nad spuścizną Rubensa. Najpierw sprawdziła pochodzenie obrazu "Samson i Dalila". W 1609 r. kupił go bogaty mieszkaniec Antwerpii Nicolas Rockox. Obraz zawisł w jego salonie nad kominkiem. Ostatnia wzmianka o dziele widnieje w inwentarzu Rockoksa spisanym w 1640 r., krótko po śmierci właściciela. W 1700 r. podobny obraz kupił książę Liechtensteinu. Skatalogowano go wtedy jako dzieło Jana van den Hoecke. W jego zbiorach znajdował się do 1881 r., kiedy znowu został sprzedany. Pięć dekad później obraz o tym samym tytule i rozmiarach pojawił się na paryskim rynku sztuki jako dzieło Gerrita van Honthorsta. Wtedy nabył go niemiecki potentat tytoniowy, u którego obraz pozostał aż do zakupu przez National Gallery. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie pojawił się szkic olejny do obrazu, odnaleziony rzekomo w antykwariacie w Yorku, oraz rysunek przygotowawczy do namalowania "Samsona i Dalili".
Pisarek dotarła do zdjęć szkicu olejnego wykonanych przed 1966 r. Widać na nich, że Samson - w przeciwieństwie do obrazu kupionego przez National Gallery - ma całą prawą nogą. Na szkicu olejnym z Cincinnati nie ma całej prawej nogi. Pisarek porównała także inne źródła: najważniejsze z nich to grafika Jacoba Mathama z 1613 r. oraz obraz przedstawiający widok salonu Rockoksa, namalowany w 1635 r. przez Fransa Franckena. Na nim właśnie nad kominkiem wisi obraz, na którym Samson ma całą nogę. - Uważam, że kompozycja z salonu o wiele bardziej trzyma się konwencji Rubensa - twierdzi Pisarek.
Mistrz ze sklejki
Nowe fakty w sprawie "Samsona i Dalili" z National Gallery pojawiły się po szczegółowym przebadaniu obrazu. Okazało się, że przyklejono go do cienkiej sklejki, jakiej używano na początku XX wieku. - Ktoś po prostu scheblował dębową deskę, na której namalowany był obraz, i cienką warstewkę przykleił do sklejki - opowiada Pisarek. Zaskakuje to, że doskonale zachowany obraz został przeniesiony na sklejkę. W National Gallery nie zachowała się żadna dokumentacja na ten temat, a przed zakupem nie wykonano zdjęć tyłu obrazu. Dlaczego renomowana galeria nie sprawdziła pochodzenia obrazu, nie porównała szkiców, które przetrwały?
Pisarek porównała liczbę żołnierzy znajdujących się na obrazie z National Gallery. We wszystkich wiarygodnych źródłach historycznych podano, że było ich trzech. W wersji z londyńskiego muzeum jest natomiast pięciu. Jedna z postaci nie ma zresztą żołnierskiego uniformu. Być może ten tajemniczy mężczyzna to autor dzieła z National Gallery. Takie praktyki malarze często stosowali.
Uwiarygodniona fałszywka
Niedawno National Gallery, obawiając się, że jej "Samson i Dalila" będzie traktowany jak falsyfikat, przygotowała wystawę prac Rubensa. W centralnej części umieszczono właśnie "Samsona i Dalilę", a dookoła płótna - rzekomo wczesne obrazy barokowego mistrza. W ten sposób chciano uwiarygodnić "Samsona i Dalilę". - Wiele dzieł towarzyszących przypisano Rubensowi dopiero w XX wieku. Jest więc wielce prawdopodobne, że kopie mają dowodzić autentyczności innej kopii. To się okaże po przebadaniu tych obrazów - mówi "Wprost" Pisarek.
Dlaczego obraz, który na pierwszy rzut oka budzi wątpliwości, że wyszedł spod ręki Rubensa, został mu tak łatwo przypisany? Być może wynika to z faktu, że opinię jednego eksperta przyjęto jako pewnik. Na takiej samej zasadzie - bo zachwycił się nimi znany ekspert Abraham Bredius - w latach 40. XX wieku za prace Vermeera uznano falsyfikaty van Meegerena. Jego podróbki mają tyle szczegółów niezgodnych ze sposobem malowania Vermeera, że aż trudno uwierzyć, iż tylu ludzi dało się nabrać.
Aby pozbyć się wątpliwości, że odkryte w XX wieku obrazy Rubensa są falsyfikatami, należałoby przeprowadzić gruntowne badania. Tak potraktowano na przykład spuściznę Rembrandta, sprawdzając ponownie wszystkie przypisywane mu obrazy. W wypadku Rubensa wypadałoby to zrobić także z tego powodu, że w ciągu 40 lat namalował ponad 1400 obrazów i sporządził tysiące rysunków. Wiele z nich zostało namalowanych przy udziale jego uczniów, w tym Antona van Dycka. Kopii może być zatem na rynku wiele. Tym bardziej że żadna epoka (aż po wiek XIX) nie oparła się wpływom Rubensa. Stąd tak wiele dzieł przypomina jego płótna. Warto w tym kontekście pamiętać słowa wybitnego francuskiego malarza Eugene'a Delacroix. Udzielił on takiej rady Manetowi: "Trzeba oglądać Rubensa, inspirować się Rubensem, kopiować Rubensa".
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 16/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.