Ludzie Marka Belki przejęli kontrolę nad Bankiem Gospodarki Żywnościowej
Jan Piński
Obrobić bank to jeszcze nic. Założyć bank - to dopiero jest interes" - mawiał dramaturg i pisarz Bertolt Brecht. Jeszcze większym interesem jest przejęcie istniejącego banku, najlepiej za jak najniższą cenę. Dwa lata temu "Wprost" (nr 37/2004) ostrzegał, że politycy lewicy z otoczenia ówczesnego premiera Belki i byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka szykują się do przejęcia BGŻ. Do zrealizowania tego celu wybrali Rabobank. To udziałowiec Eureko (ma 37 proc. akcji), spółki, która - jak wynika z raportu komisji śledczej ds. PZU - bezprawnie przejęła akcje największego polskiego ubezpieczyciela. Plan się powiódł.
Jak się dowiedział "Wprost", Rabobank, mniejszościowy akcjonariusz, bez płacenia premii skarbowi państwa za siedem lat przejmie kontrolę nad spółką, gdyż BGŻ wyemitował akcje zamienne na obligacje. Dlaczego Ministerstwo Skarbu kierowane już przez Andrzeja Mikosza, pierwszego szefa tego resortu w rządzie Marcinkiewicza, zgodziło się na tę emisję? Przypomnijmy, że działania Mikosza rodziły podejrzenia, iż sprzyja on przejęciu PZU przez Eureko (miał to być jeden z powodów jego dymisji). Warto także przypomnieć forsowany przez Mikosza pomysł rozwiązania kryzysowej sytuacji w PZU. Jak ujawniła na początku 2006 r. "Rzeczpospolita", chciał on, aby BPH został kupiony przez związany z Eureko Rabobank, który wraz PZU miał stworzyć grupę bankowo-ubezpieczeniową. Gdyby ów plan wszedł w życie, ludzie związani z Markiem Belką przejęliby nie tylko BGŻ, ale także PZU, bo po połączeniu tych instytucji udział skarbu państwa byłby mniejszy niż forsowanej przez nich koalicji Rabobanku i Eureko.
Plan doskonały
Przejęcie BGŻ sprawia wrażenie dobrze zaplanowanej akcji. Przygotowania do tego politycy lewicy rozpoczęli w 2002 r. To wówczas na BGŻ spadł istny desant współpracowników Belki. Za patrona tej operacji można uznać Jacka Bartkiewicza, dziś prezesa BGŻ, podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów w latach 2001--2002, kiedy resortem kierował Belka. W sierpniu 2004 r. został on nominowany z rekomendacji premiera Belki na szefa rady nadzorczej PKN Orlen. W 2004 r. w zarządzie BGŻ byli też Jacek Ratajczyk, szef gabinetu politycznego Belki w latach 2001-2002, i Marek Oleś (obecny wiceprezes BGŻ), który w latach 2001-2002 pracował w BIG Banku Gdańskim (w radzie nadzorczej tego banku zasiadał Belka). Zarząd w takim kształcie powstał, gdy resortem skarbu kierował Kaczmarek. Szefem rady nadzorczej BGŻ wówczas, gdy wybrano Rabobank jako inwestora, był Ireneusz Sitarski, bliski współpracownik Kaczmarka w resorcie skarbu w latach 2002-2003.
Akcję przejmowania BGŻ rozpoczęto w 2004 r. Skarb państwa systematycznie rezygnował z uprzywilejowanej pozycji w tym banku: z prawa wyznaczania prezesa przez ministra skarbu i w ogóle z kontroli nad bankiem. Najpierw zarząd wybrał sobie nowego inwestora, czyli Rabobank. Potem w porozumieniu z inwestorem uchwalono we wrześniu 2004 r. zmianę statutu. Zgodnie z nim, trzech z dziewięciu członków rady nadzorczej BGŻ nie może mieć powiązania z żadnym z akcjonariuszy: ani ze skarbem państwa, ani z EBOiR, ani z Rabobankiem. Pozostałe sześć miejsc jest dzielonych proporcjonalnie do akcjonariatu. Ponieważ wszystkie kluczowe decyzje (na przykład wybór prezesa) wymagają 80 proc. głosów, to już wtedy skarb państwa (mimo że był największym akcjonariuszem) stracił możliwość zmiany władz spółki. Zmiany te, bez sprzeciwu ze strony przedstawicieli skarbu państwa, weszły w życie 25 listopada zeszłego roku, a więc po zmianie rządu. Można się tylko domyślać, jak twardo negocjował zakup przez Rabobank akcji BGŻ prezes Bartkiewicz, wiedząc, że jego kwalifikacje ocenia przyszły pracodawca. Ostatnim etapem planu było sprowadzenie skarbu państwa do roli mniejszościowego akcjonariusza, bez konieczności wykupu należących do niego akcji. 27 czerwca 2005 r. walne zgromadzenie akcjonariuszy BGŻ podjęło uchwałę o wyemitowaniu 3 mln obligacji, które za siedem lat będzie można zamienić na akcje! 19 grudnia 2006 r. 70 proc. obligacji banku objął Rabobank (30 proc. - EBOiR). Tym samym przejęcie kontroli nad BGŻ stało się faktem. Skarb państwa, chociaż wciąż jest największym akcjonariuszem (ma 43,5 proc. akcji), nie dostał premii za oddanie kontroli nad spółką; wartość należących do niego akcji jest teraz mniejsza. Za siedem lat Rabobank zwyczajnie zamieni swoje obligacje na akcje banku i po prawdopodobnym wykupieniu pakietu, który teraz ma EBOiR, będzie miał około 57 proc. akcji BGŻ i pełnię władzy w spółce.
Fot: M.stelmach
Jan Piński
To nie resort skarbu, lecz zarząd BGŻ, na którego czele stoi Jacek Bartkiewicz, współpracownik Marka Belki, wybrał dla banku inwestora |
Jak się dowiedział "Wprost", Rabobank, mniejszościowy akcjonariusz, bez płacenia premii skarbowi państwa za siedem lat przejmie kontrolę nad spółką, gdyż BGŻ wyemitował akcje zamienne na obligacje. Dlaczego Ministerstwo Skarbu kierowane już przez Andrzeja Mikosza, pierwszego szefa tego resortu w rządzie Marcinkiewicza, zgodziło się na tę emisję? Przypomnijmy, że działania Mikosza rodziły podejrzenia, iż sprzyja on przejęciu PZU przez Eureko (miał to być jeden z powodów jego dymisji). Warto także przypomnieć forsowany przez Mikosza pomysł rozwiązania kryzysowej sytuacji w PZU. Jak ujawniła na początku 2006 r. "Rzeczpospolita", chciał on, aby BPH został kupiony przez związany z Eureko Rabobank, który wraz PZU miał stworzyć grupę bankowo-ubezpieczeniową. Gdyby ów plan wszedł w życie, ludzie związani z Markiem Belką przejęliby nie tylko BGŻ, ale także PZU, bo po połączeniu tych instytucji udział skarbu państwa byłby mniejszy niż forsowanej przez nich koalicji Rabobanku i Eureko.
Plan doskonały
Przejęcie BGŻ sprawia wrażenie dobrze zaplanowanej akcji. Przygotowania do tego politycy lewicy rozpoczęli w 2002 r. To wówczas na BGŻ spadł istny desant współpracowników Belki. Za patrona tej operacji można uznać Jacka Bartkiewicza, dziś prezesa BGŻ, podsekretarza stanu w Ministerstwie Finansów w latach 2001--2002, kiedy resortem kierował Belka. W sierpniu 2004 r. został on nominowany z rekomendacji premiera Belki na szefa rady nadzorczej PKN Orlen. W 2004 r. w zarządzie BGŻ byli też Jacek Ratajczyk, szef gabinetu politycznego Belki w latach 2001-2002, i Marek Oleś (obecny wiceprezes BGŻ), który w latach 2001-2002 pracował w BIG Banku Gdańskim (w radzie nadzorczej tego banku zasiadał Belka). Zarząd w takim kształcie powstał, gdy resortem skarbu kierował Kaczmarek. Szefem rady nadzorczej BGŻ wówczas, gdy wybrano Rabobank jako inwestora, był Ireneusz Sitarski, bliski współpracownik Kaczmarka w resorcie skarbu w latach 2002-2003.
Akcję przejmowania BGŻ rozpoczęto w 2004 r. Skarb państwa systematycznie rezygnował z uprzywilejowanej pozycji w tym banku: z prawa wyznaczania prezesa przez ministra skarbu i w ogóle z kontroli nad bankiem. Najpierw zarząd wybrał sobie nowego inwestora, czyli Rabobank. Potem w porozumieniu z inwestorem uchwalono we wrześniu 2004 r. zmianę statutu. Zgodnie z nim, trzech z dziewięciu członków rady nadzorczej BGŻ nie może mieć powiązania z żadnym z akcjonariuszy: ani ze skarbem państwa, ani z EBOiR, ani z Rabobankiem. Pozostałe sześć miejsc jest dzielonych proporcjonalnie do akcjonariatu. Ponieważ wszystkie kluczowe decyzje (na przykład wybór prezesa) wymagają 80 proc. głosów, to już wtedy skarb państwa (mimo że był największym akcjonariuszem) stracił możliwość zmiany władz spółki. Zmiany te, bez sprzeciwu ze strony przedstawicieli skarbu państwa, weszły w życie 25 listopada zeszłego roku, a więc po zmianie rządu. Można się tylko domyślać, jak twardo negocjował zakup przez Rabobank akcji BGŻ prezes Bartkiewicz, wiedząc, że jego kwalifikacje ocenia przyszły pracodawca. Ostatnim etapem planu było sprowadzenie skarbu państwa do roli mniejszościowego akcjonariusza, bez konieczności wykupu należących do niego akcji. 27 czerwca 2005 r. walne zgromadzenie akcjonariuszy BGŻ podjęło uchwałę o wyemitowaniu 3 mln obligacji, które za siedem lat będzie można zamienić na akcje! 19 grudnia 2006 r. 70 proc. obligacji banku objął Rabobank (30 proc. - EBOiR). Tym samym przejęcie kontroli nad BGŻ stało się faktem. Skarb państwa, chociaż wciąż jest największym akcjonariuszem (ma 43,5 proc. akcji), nie dostał premii za oddanie kontroli nad spółką; wartość należących do niego akcji jest teraz mniejsza. Za siedem lat Rabobank zwyczajnie zamieni swoje obligacje na akcje banku i po prawdopodobnym wykupieniu pakietu, który teraz ma EBOiR, będzie miał około 57 proc. akcji BGŻ i pełnię władzy w spółce.
Fot: M.stelmach
Więcej możesz przeczytać w 24/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.