Dlaczego w 1937 r. Hitler wręczył Thomasowi Watsonowi, założycielowi firmy IBM, medal "za zasługi dla Rzeszy"? Czy rzeczywiście technologia kart perforowanych opracowana przez amerykański koncern pomogła faszystowskim Niemcom w perfekcyjnym zrealizowaniu planu zagłady Żydów? Edwin Black, autor opublikowanej właśnie w USA książki "IBM i Holocaust", twierdzi, że sympatia dla nazistów oraz perspektywa zarobienia olbrzymich pieniędzy skłoniły jedną z największych korporacji na świecie do współpracy z niemiecką machiną zagłady.
Zdaniem Blacka, nowoczesne maszyny liczące, w których posiadanie Niemcy weszli za pośrednictwem firmy Dehomag (europejskiego oddziału koncernu IBM), pomogły im w lepszej organizacji państwa, a nawet w przeprowadzeniu w 1939 r. w Polsce osławionej "wojny błyskawicznej".
Nie jest tajemnicą, że kontakty IBM z Dehomagiem nie ustały nawet po wybuchu wojny w Europie. Ich rzeczywisty koniec przyniosło dopiero rozpoczęcie wojny między Niemcami i Stanami Zjednoczonymi. Tym, co zwróciło uwagę na książkę Edwina Blacka, jest jej prowokacyjna konkluzja. "Holocaust dokonałby się z firmą IBM albo bez niej, ale Holocaust, jaki znamy, zagłada ludzi na wielką skalę, to Holocaust technologii IBM. To ona umożliwiła nazistom osiągnięcie wielkiego wymiaru, szybkości i skuteczności [zagłady]" - uważa Black.
Black twierdzi, że Niemcy posłużyli się technologią kart perforowanych podczas spisów powszechnych w 1933 r. i w 1939 r. Właśnie dzięki amerykańskiej technologii mieli uzyskać dokładne informacje na temat struktury społeczeństwa, co pozwoliło im później na precyzyjne śledzenie osób pochodzenia żydowskiego. "Nie ulega wątpliwości - pisze Black, który przez trzy lata wnikliwie studiował materiały archiwalne w Niemczech i Ameryce - że do maja 1939 r. zarejestrowano, zbadano, ponumerowano i odpowiednio zaklasyfikowano niemal każdego praktykującego Żyda". Czy do osiągnięcia takiej precyzji potrzebne były amerykańskie maszyny? Black twierdzi, że tak, bowiem czas na opracowanie danych demograficznych narzucony przez przywódców III Rzeszy był niezwykle krótki. Tak krótki, że tradycyjnymi metodami nie można było przeprowadzić analiz. Rzeczywiście użyto kilkuset maszyn Holleritha dostarczonych przez firmę Dehomag, a w trakcie opracowania danych wykorzystano 80 mln kart perforowanych.
Niemcy deklarowali, że dokładne informacje potrzebne im są w celach podatkowych. Po co jednak urzędowi skarbowemu dane o pochodzeniu dziadków podatnika? W rzeczywistości pierwszym odbiorcą informacji opracowanych przez berliński Urząd Statystyczny było SD i Referat II 112 Adolfa Eichmanna. Nie rozstrzygniętą kwestią pozostaje jednak to, czy centrala firmy w Nowym Jorku udzieliła zezwolenia na wykorzystywanie swojej technologii do celów ewidencjonowania ludności. Edwin Black sugeruje, że poczynania nazistów nie były tajemnicą, a mimo to kierownictwo IBM nie odżegnało się od współpracy z Niemcami. "Pod koniec 1939 r. za zgodą Thomasa Watsona otwarto w Berlinie międzynarodową szkołę inżynier-ów-serwisantów IBM" - pisze Black. "Przedsiębiorstwo często organizowało w niej wykłady i pokazy dla dowódców wojskowych i przywódców politycznych". Biznesmeni mieli wywierać naciski na doradców ekonomicznych, zatrudnionych przez rządy swoich państw, by ci przyjęli ich propozycje ustępstw wobec Rzeszy, co w rezultacie miało uchronić świat od wojny". Czy była to wykorzystywana przez Hitlera naiwność Amerykanina, czy też cyniczna gra w imię "pragmatyzmu"?
Książka Blacka wywołała dyskusję, nim pojawiła się w sprzedaży. "To świetnie udokumentowane dzieło odsłania jeden z najtragiczniejszych przykładów w historii, kiedy zysk postawiono ponad moralnością" - uważa Fred Thierberger, były analityk Rady Prawnej Trybunału Norymberskiego. Nie brakuje jednak także sceptyków, twierdzących, że tezy Blacka są przesadzone, a maszyny Holleritha wykorzystywano przed II wojną światową w całej Europie. Znany badacz Holocaustu Raul Hilberg przyznaje, że Niemcy faktycznie posługiwali się technologią IBM, ale nie odgrywało to tak ważnej roli, jak sądzi Edwin Black. "Oni potrafili być wystarczająco skuteczni nawet wtedy, gdy używali ołówka i papieru" - twierdzi Hilberg.
Niezależnie od dyskusji historyków koncern IBM znalazł się w niezręcznej sytuacji. Przesadą byłoby oskarżanie Thomasa Watsona o współudział w Holocauście, jednak kwestia czystości etycznej prowadzonych z Niemcami interesów pozostaje otwarta. Rzecznik firmy Rob Wilson stwierdził, że "fakt używania maszyn Holleritha przez Niemców nie jest niczym nowym", jeśli jednak książka Blacka ujawni nowe fakty, wówczas "IBM zbada je i poprosi o to samo historyków".
Nie jest tajemnicą, że kontakty IBM z Dehomagiem nie ustały nawet po wybuchu wojny w Europie. Ich rzeczywisty koniec przyniosło dopiero rozpoczęcie wojny między Niemcami i Stanami Zjednoczonymi. Tym, co zwróciło uwagę na książkę Edwina Blacka, jest jej prowokacyjna konkluzja. "Holocaust dokonałby się z firmą IBM albo bez niej, ale Holocaust, jaki znamy, zagłada ludzi na wielką skalę, to Holocaust technologii IBM. To ona umożliwiła nazistom osiągnięcie wielkiego wymiaru, szybkości i skuteczności [zagłady]" - uważa Black.
Black twierdzi, że Niemcy posłużyli się technologią kart perforowanych podczas spisów powszechnych w 1933 r. i w 1939 r. Właśnie dzięki amerykańskiej technologii mieli uzyskać dokładne informacje na temat struktury społeczeństwa, co pozwoliło im później na precyzyjne śledzenie osób pochodzenia żydowskiego. "Nie ulega wątpliwości - pisze Black, który przez trzy lata wnikliwie studiował materiały archiwalne w Niemczech i Ameryce - że do maja 1939 r. zarejestrowano, zbadano, ponumerowano i odpowiednio zaklasyfikowano niemal każdego praktykującego Żyda". Czy do osiągnięcia takiej precyzji potrzebne były amerykańskie maszyny? Black twierdzi, że tak, bowiem czas na opracowanie danych demograficznych narzucony przez przywódców III Rzeszy był niezwykle krótki. Tak krótki, że tradycyjnymi metodami nie można było przeprowadzić analiz. Rzeczywiście użyto kilkuset maszyn Holleritha dostarczonych przez firmę Dehomag, a w trakcie opracowania danych wykorzystano 80 mln kart perforowanych.
Niemcy deklarowali, że dokładne informacje potrzebne im są w celach podatkowych. Po co jednak urzędowi skarbowemu dane o pochodzeniu dziadków podatnika? W rzeczywistości pierwszym odbiorcą informacji opracowanych przez berliński Urząd Statystyczny było SD i Referat II 112 Adolfa Eichmanna. Nie rozstrzygniętą kwestią pozostaje jednak to, czy centrala firmy w Nowym Jorku udzieliła zezwolenia na wykorzystywanie swojej technologii do celów ewidencjonowania ludności. Edwin Black sugeruje, że poczynania nazistów nie były tajemnicą, a mimo to kierownictwo IBM nie odżegnało się od współpracy z Niemcami. "Pod koniec 1939 r. za zgodą Thomasa Watsona otwarto w Berlinie międzynarodową szkołę inżynier-ów-serwisantów IBM" - pisze Black. "Przedsiębiorstwo często organizowało w niej wykłady i pokazy dla dowódców wojskowych i przywódców politycznych". Biznesmeni mieli wywierać naciski na doradców ekonomicznych, zatrudnionych przez rządy swoich państw, by ci przyjęli ich propozycje ustępstw wobec Rzeszy, co w rezultacie miało uchronić świat od wojny". Czy była to wykorzystywana przez Hitlera naiwność Amerykanina, czy też cyniczna gra w imię "pragmatyzmu"?
Książka Blacka wywołała dyskusję, nim pojawiła się w sprzedaży. "To świetnie udokumentowane dzieło odsłania jeden z najtragiczniejszych przykładów w historii, kiedy zysk postawiono ponad moralnością" - uważa Fred Thierberger, były analityk Rady Prawnej Trybunału Norymberskiego. Nie brakuje jednak także sceptyków, twierdzących, że tezy Blacka są przesadzone, a maszyny Holleritha wykorzystywano przed II wojną światową w całej Europie. Znany badacz Holocaustu Raul Hilberg przyznaje, że Niemcy faktycznie posługiwali się technologią IBM, ale nie odgrywało to tak ważnej roli, jak sądzi Edwin Black. "Oni potrafili być wystarczająco skuteczni nawet wtedy, gdy używali ołówka i papieru" - twierdzi Hilberg.
Niezależnie od dyskusji historyków koncern IBM znalazł się w niezręcznej sytuacji. Przesadą byłoby oskarżanie Thomasa Watsona o współudział w Holocauście, jednak kwestia czystości etycznej prowadzonych z Niemcami interesów pozostaje otwarta. Rzecznik firmy Rob Wilson stwierdził, że "fakt używania maszyn Holleritha przez Niemców nie jest niczym nowym", jeśli jednak książka Blacka ujawni nowe fakty, wówczas "IBM zbada je i poprosi o to samo historyków".
Więcej możesz przeczytać w 7/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.