Ściśle tajne są w Polsce informacje o tym, kto i w jakiej wysokości otrzymuje unijne dopłaty bezpośrednie
Co łączy księcia Alberta z Monako, niemieckie linie lotnicze Lufthansa, duńską służbę więzienną, koncern Nestlé i księcia Westminsteru? Wszyscy należą do grona największych odbiorców pieniędzy z pomocy Unii Europejskiej dla rolnictwa - wskazują Duńczyk Nils Mulvad i Brytyjczyk Jack Thurston, założyciele internetowego serwisu Farmsubsidy.org, tropiącego absurdy unijnej wspólnej polityki rolnej (CAP). Do tego zestawienia dodać można m.in. nasz Kościół katolicki (odzyskał do dziś około 60 tys. hektarów ziemi; po skarbie państwa jest drugim co do wielkości właścicielem gruntów w Polsce) czy byłego senatora Henryka Stokłosę, właściciela agrarnego imperium Farmutil i jednego z najbogatszych Polaków. Zresztą ten ostatni to potentat, jeśli chodzi o czerpanie z kasy Brukseli: według szacunków, jako właściciel 16 tys. ha ziemi otrzymał w 2004 r. około 6,6 mln zł unijnych dopłat, czyli ponadtrzykrotnie więcej niż największy prywatny beneficjent w Wielkiej Brytanii - Gerald Cavendish Grosvenor, szósty książę Westminsteru i najzamożniejszy Brytyjczyk (otrzymuje 2 mln zł dopłat rocznie)!
Rządy państw unii stają na głowie, by nie ujawniać imiennej listy osób i przedsiębiorstw otrzymujących subsydia, bo wówczas obywatele zrozumieliby, że 48,5 mld euro wydawanych rocznie na CAP z ich podatków (w ubiegłym roku nakłady na ten cel wzrosły o 11,2 proc.) trafia głównie do wielkich koncernów rolno-spożywczych i współczesnych latyfundystów, w tym do wielu polityków. Zaledwie w jedenastu państwach wspólnoty presja organizacji społecznych zmusiła władze do upublicznienia choćby częściowych informacji w tym zakresie; pozostałe, w tym Polska, traktują je jako ściśle tajne. - Obecne regulacje sprawiają, że z dotacji rolnych faktycznie korzystają często wielkie koncerny, a nie drobni farmerzy. Chcemy to zmienić, pierwszym krokiem będzie wprowadzenie transparentności ich przyznawania - mówi "Wprost" Mariann Fischer Boel, unijna komisarz ds. rolnictwa. Niestety, rządy państw unii, które 18 października przystały w końcu na ujawnienie list beneficjentów dopłat, odłożyły wprowadzenie tej decyzji w życie do roku 2009. Czyżby bały się, że prawda skompromituje i podważy całą ideę wspierania rolnictwa w unii?
Loża rolników i leśników
Wicepremier i minister rolnictwa Andrzej Lepper jest właścicielem gospodarstwa o powierzchni 42,5 ha. W ubiegłym roku z tego tytułu otrzymał prawie 25,4 tys. zł (dopłaty za 2004 r.), w tym roku - nieco ponad 26 tys. zł (dopłaty za 2005 r.). Wiemy o tym jednak wyłącznie dlatego, że jako poseł i członek rządu musiał złożyć oświadczenia majątkowe (należy do nielicznych polityków, którzy uwzględnili w nich otrzymane dopłaty).
Nie wiadomo, jakiej wysokości dopłaty otrzymują w Polsce inne osoby posiadające gospodarstwa lub działki rolne. Gdy dwa lata temu Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (zarządza systemem IACS, w którego ramach są dokonywane wypłaty dla rolników) przypadkowo ujawniła wykaz stu najwyższych wypłaconych dopłat (bez nazwisk odbiorców), okazało się, że największa jednorazowa płatność wyniosła 6,6 mln zł (otrzymał ją właśnie Henryk Stokłosa); kolejne trzy osoby otrzymały po 5 mln zł. W pierwszej setce nie było nikogo, kto dostałby mniej niż milion złotych. "Wprost" udało się uzyskać od ARiMR anonimowy wykaz trzech największych wypłat za 2005 r. w poszczególnych województwach (tych 48 płatności wyniosło od 237 tys. zł w świętokrzyskim do 6 mln zł w pomorskim).
W Polsce przekazywanie danych o odbiorcach dopłat bezpośrednich reguluje ustawa z 18 grudnia 2003 r. o krajowym systemie ewidencji producentów, gospodarstw rolnych oraz wniosków o przyznanie płatności. - Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi uważa, że zgodnie z przepisami tej ustawy [art. 5 ust. 3] dane indywidualne, takie jak nazwiska i wysokość otrzymanych dopłat, mogą być udostępniane wyłącznie organom statystyki publicznej - informuje Iwona Musiał, rzecznik ARiMR. Przypomnijmy, że w 2006 r. dopłaty dla polskich rolników pochodzące z puli CAP oraz przesunięte na ten cel z pieniędzy na rozwój obszarów wiejskich wyniosą w sumie 42 proc. tego, co dostają rolnicy ze "starej" unii. Do tego jeszcze pieniądze dołoży polski budżet, podnosząc te wypłaty do 65 proc. (takie rozwiązanie wynegocjowali w grudniu 2002 r. w Kopenhadze premier Leszek Miller i minister rolnictwa Jarosław Kalinowski). Dotychczas suma wypłaconych polskim rolnikom dopłat sięga 13 mld zł, z czego 5,4 mld zł to dofinansowanie z naszego budżetu. Na przykład Andrzeja Leppera polscy podatnicy wspierają kwotą około 8 tys. zł, a Stokłosie dołożyli około 2,2 mln zł. Przyjęta za rządów SLD ustawa stworzyła swoistą tajną lożę (w tym roku dopłaty ma otrzymać 1, 47 mln rolników), której członkowie korzystają w tajemnicy przed podatnikami z pieniędzy publicznych. Jest to niezgodne z konstytucją i ustawą o dostępie do informacji publicznej!
W czerwcu 2005 r. wniosek do ARiMR o ujawnienie listy beneficjentów złożył były szef Centrum Monitoringu i Wolności Prasy Andrzej Krajewski (w walce o ujawnienie beneficjentów unijnej pomocy wspomaga go Helsińska Fundacja Praw Człowieka). Gdy odmówiono mu, zaskarżył decyzję do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Sąd uznał, że agencja popełniła błędy formalne i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. - Urzędnicy ARiMR powinni znów rozpatrzyć mój wniosek z własnej inicjatywy. Tymczasem nic nie robią, licząc, że w końcu zrezygnuję i nie będą musieli niczego ujawniać - mówi Krajewski. Dlaczego wiedza o tym, kto pobiera dopłaty bezpośrednie i w jakiej wysokości, jest tak tajemna?
I ty możesz zostać rolnikiem
Kiedy we wrześniu tygodnik "European Voice" zamieścił wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, w którym ten stwierdził, że unia powinna "odejść od dotacji dla rolników", w Polsce rozpętała się burza: liderzy Samoobrony i PSL ciskali gromy na głowę premiera, stając w obronie "biednych rolników".
Tego rodzaju histeria wybucha w państwach unii, gdy tylko ktoś odważy się zaproponować najskromniejszą choćby reformę wspólnej polityki rolnej, która pochłania niemal 50 proc. unijnego budżetu. Dzieje się tak dlatego, że subsydia są instrumentem, za którego pomocą wpływowe lobby koncernów rolniczych i największych farmerów transferuje do własnych kieszeni miliardy euro. Gdyby został obalony mit, że trafiają one do niezamożnych rolników, podatnicy mogliby zażądać zakręcenia kurka z pieniędzmi.
Według raportu Komisji Europejskiej, opartego na danych z lat 2003-2004, koncentracja unijnych dotacji i subsydiów zwiększa się z roku na rok. Obecnie aż 80 proc. tych pieniędzy trafia do 20 proc. wnioskujących o dopłaty. W Holandii wyszło na jaw, że 190 tys. euro dopłat rocznie otrzymuje minister rolnictwa Cees Veerman, Brytyjczycy dowiedzieli się, że 500 tys. funtów rocznie dostaje królowa Elżbieta II. Jeszcze większy strumień pieniędzy płynie do odbiorców niefarmerów: rok temu w Wielkiej Brytanii szwajcarski koncern spożywczy Nestlé zainkasował 5,1 mln funtów dopłat, koncern cukrowniczy Tate & Lyle Europe wziął 88,7 mln funtów.
Nie ma podstaw sądzić, by w Polsce było inaczej. Dopłaty może dostać każdy, kto ma przynajmniej hektar ziemi nieodrolnionej (wystarczy raz w roku zaorać pole albo skosić łąkę). Dzięki dociekliwości dziennikarzy dowiedzieliśmy się, że eurodeputowany Paweł Piskorski za 1,25 mln zł kupił wiosną tego roku wspólnie z żoną 320 hektarów ziemi na Pomorzu, by m.in. posadzić las i pobierać unijne dotacje na zalesianie (teraz prowadzi szkolenia z pozyskiwania pieniędzy z Brukseli). Takich osób jest zapewne mnóstwo, w tym wielu polityków. Józef Pilarz, poseł Klubu Parlamentarnego Ruch Ludowo-Narodowy, ma 540-hektarowe gospodarstwo; największe gospodarstwo posła PO Mirosława Koźlakiewicza liczy 111,97 ha; duże gospodarstwa mają m.in. Wojciech Mojzesowicz z PiS, sekretarz stanu w kancelarii premiera (225 ha), były minister rolnictwa Artur Balazs (107 ha na Wolinie). Nawet gdyby nic nie uprawiali (za uprawy należą się wyższe dopłaty), w tym roku za hektar otrzymaliby 276,28 zł. Wielkie fundusze trafiają do osób, które doskonale prosperowałyby bez tej pomocy.
Ujawnianie takich informacji spowodowało, że w czerwcu 2006 r. komisarz Fischer Boel zaproponowała ustanowienie limitu dopłat dla gospodarstwa na 300 tys. euro rocznie. Choć straciłoby na tym tylko 2 tys. rolników w całej unii (sic!), wiejskie lobby w Brukseli utrąciło nawet ten projekt.
Wiejski raj podatkowy
W Polsce absurdalność systemu unijnych subsydiów uderza tym bardziej, że nasi politycy już dawno zafundowali rolnikom raj podatkowy. Jak szacuje Komisja Europejska, od chwili przystąpienia Polski do unii dochody naszych rolników wzrosły o 70 proc. W tym czasie dotacje z budżetu na przykład do KRUS nie tylko nie zmalały, ale nawet wzrosły - z 14,5 mld zł w 2005 r. do 15,2 mld zł planowanych na 2007 r. To połowa wpływów budżetowych z podatku od dochodów osobistych (PIT).
Nasi rolnicy (i wszyscy korzystający z tego statusu dzięki kupionej ziemi) jako jedyni w całej unii nie płacą podatku dochodowego. Obowiązuje ich niewielki zryczałtowany podatek gruntowy, zależny od ilości i jakości posiadanej ziemi. A skoro nie płacą PIT, nikt nie wie, ile naprawdę zarabiają. - Politycy szacują zamożność rolników "na oko", po liczbie ziaren na kłosie - ironizuje prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz, były doradca prezydenta RP ds. rolnictwa. Rolnicy płacą też niewielkie (obecnie 179 zł kwartalnie), niezależne od wysokości dochodu, składki na emeryturę w KRUS, oraz kilkukrotnie niższe niż inni obywatele składki na NFZ. Jak szacuje były minister finansów Stanisław Kluza, całkowite koszty wspomagania polskiego rolnictwa (dotacje, ulgi, zwolnienia, niezapłacone podatki) to 60 mld zł rocznie.
- Objęcie rolników podatkiem dochodowym i uzależnienie składki na KRUS od dochodu zwiększyłoby wpływy do budżetu o 5 mld zł rocznie - ocenia Duczkowska--Małysz. Gdyby politycy odważyli się na ten krok, wcale nie uderzyliby w najbiedniejszych. Ponad połowa z 1,8 mln gospodarstw rolnych w Polsce wytwarza żywność głównie na własny użytek, a skoro ich właściciele nie zarabiają, nie zapłaciliby PIT. W gronie podatników znalazłoby się około 300 tys. gospodarstw towarowych, produkujących na rynek, które mają się dobrze i stać je na płacenie podatków. Jak zauważa Rafał Antczak, główny ekonomista CASE, objęcie rolników PIT miałoby dodatkową zaletę. W ich interesie byłby podatek jak najniższy, więc populiści z Samoobrony czy PSL, popierający dziś zwiększanie wydatków z budżetu (czyli podnoszenie podatków nierolnikom), musieliby zmienić front. Być może ujawnienie najpóźniej w 2009 r. list beneficjentów unijnych subsydiów doprowadzi do takiego wrzenia wśród podatników oburzonych tym, na czyje utrzymanie łożą, że runie nie tylko kosztowna wspólna polityka rolna, ale zostanie zlikwidowana również legalna szara strefa podatkowa na polskiej wsi.
Rządy państw unii stają na głowie, by nie ujawniać imiennej listy osób i przedsiębiorstw otrzymujących subsydia, bo wówczas obywatele zrozumieliby, że 48,5 mld euro wydawanych rocznie na CAP z ich podatków (w ubiegłym roku nakłady na ten cel wzrosły o 11,2 proc.) trafia głównie do wielkich koncernów rolno-spożywczych i współczesnych latyfundystów, w tym do wielu polityków. Zaledwie w jedenastu państwach wspólnoty presja organizacji społecznych zmusiła władze do upublicznienia choćby częściowych informacji w tym zakresie; pozostałe, w tym Polska, traktują je jako ściśle tajne. - Obecne regulacje sprawiają, że z dotacji rolnych faktycznie korzystają często wielkie koncerny, a nie drobni farmerzy. Chcemy to zmienić, pierwszym krokiem będzie wprowadzenie transparentności ich przyznawania - mówi "Wprost" Mariann Fischer Boel, unijna komisarz ds. rolnictwa. Niestety, rządy państw unii, które 18 października przystały w końcu na ujawnienie list beneficjentów dopłat, odłożyły wprowadzenie tej decyzji w życie do roku 2009. Czyżby bały się, że prawda skompromituje i podważy całą ideę wspierania rolnictwa w unii?
Loża rolników i leśników
Wicepremier i minister rolnictwa Andrzej Lepper jest właścicielem gospodarstwa o powierzchni 42,5 ha. W ubiegłym roku z tego tytułu otrzymał prawie 25,4 tys. zł (dopłaty za 2004 r.), w tym roku - nieco ponad 26 tys. zł (dopłaty za 2005 r.). Wiemy o tym jednak wyłącznie dlatego, że jako poseł i członek rządu musiał złożyć oświadczenia majątkowe (należy do nielicznych polityków, którzy uwzględnili w nich otrzymane dopłaty).
Nie wiadomo, jakiej wysokości dopłaty otrzymują w Polsce inne osoby posiadające gospodarstwa lub działki rolne. Gdy dwa lata temu Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (zarządza systemem IACS, w którego ramach są dokonywane wypłaty dla rolników) przypadkowo ujawniła wykaz stu najwyższych wypłaconych dopłat (bez nazwisk odbiorców), okazało się, że największa jednorazowa płatność wyniosła 6,6 mln zł (otrzymał ją właśnie Henryk Stokłosa); kolejne trzy osoby otrzymały po 5 mln zł. W pierwszej setce nie było nikogo, kto dostałby mniej niż milion złotych. "Wprost" udało się uzyskać od ARiMR anonimowy wykaz trzech największych wypłat za 2005 r. w poszczególnych województwach (tych 48 płatności wyniosło od 237 tys. zł w świętokrzyskim do 6 mln zł w pomorskim).
W Polsce przekazywanie danych o odbiorcach dopłat bezpośrednich reguluje ustawa z 18 grudnia 2003 r. o krajowym systemie ewidencji producentów, gospodarstw rolnych oraz wniosków o przyznanie płatności. - Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi uważa, że zgodnie z przepisami tej ustawy [art. 5 ust. 3] dane indywidualne, takie jak nazwiska i wysokość otrzymanych dopłat, mogą być udostępniane wyłącznie organom statystyki publicznej - informuje Iwona Musiał, rzecznik ARiMR. Przypomnijmy, że w 2006 r. dopłaty dla polskich rolników pochodzące z puli CAP oraz przesunięte na ten cel z pieniędzy na rozwój obszarów wiejskich wyniosą w sumie 42 proc. tego, co dostają rolnicy ze "starej" unii. Do tego jeszcze pieniądze dołoży polski budżet, podnosząc te wypłaty do 65 proc. (takie rozwiązanie wynegocjowali w grudniu 2002 r. w Kopenhadze premier Leszek Miller i minister rolnictwa Jarosław Kalinowski). Dotychczas suma wypłaconych polskim rolnikom dopłat sięga 13 mld zł, z czego 5,4 mld zł to dofinansowanie z naszego budżetu. Na przykład Andrzeja Leppera polscy podatnicy wspierają kwotą około 8 tys. zł, a Stokłosie dołożyli około 2,2 mln zł. Przyjęta za rządów SLD ustawa stworzyła swoistą tajną lożę (w tym roku dopłaty ma otrzymać 1, 47 mln rolników), której członkowie korzystają w tajemnicy przed podatnikami z pieniędzy publicznych. Jest to niezgodne z konstytucją i ustawą o dostępie do informacji publicznej!
W czerwcu 2005 r. wniosek do ARiMR o ujawnienie listy beneficjentów złożył były szef Centrum Monitoringu i Wolności Prasy Andrzej Krajewski (w walce o ujawnienie beneficjentów unijnej pomocy wspomaga go Helsińska Fundacja Praw Człowieka). Gdy odmówiono mu, zaskarżył decyzję do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Sąd uznał, że agencja popełniła błędy formalne i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. - Urzędnicy ARiMR powinni znów rozpatrzyć mój wniosek z własnej inicjatywy. Tymczasem nic nie robią, licząc, że w końcu zrezygnuję i nie będą musieli niczego ujawniać - mówi Krajewski. Dlaczego wiedza o tym, kto pobiera dopłaty bezpośrednie i w jakiej wysokości, jest tak tajemna?
I ty możesz zostać rolnikiem
Kiedy we wrześniu tygodnik "European Voice" zamieścił wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, w którym ten stwierdził, że unia powinna "odejść od dotacji dla rolników", w Polsce rozpętała się burza: liderzy Samoobrony i PSL ciskali gromy na głowę premiera, stając w obronie "biednych rolników".
Tego rodzaju histeria wybucha w państwach unii, gdy tylko ktoś odważy się zaproponować najskromniejszą choćby reformę wspólnej polityki rolnej, która pochłania niemal 50 proc. unijnego budżetu. Dzieje się tak dlatego, że subsydia są instrumentem, za którego pomocą wpływowe lobby koncernów rolniczych i największych farmerów transferuje do własnych kieszeni miliardy euro. Gdyby został obalony mit, że trafiają one do niezamożnych rolników, podatnicy mogliby zażądać zakręcenia kurka z pieniędzmi.
Według raportu Komisji Europejskiej, opartego na danych z lat 2003-2004, koncentracja unijnych dotacji i subsydiów zwiększa się z roku na rok. Obecnie aż 80 proc. tych pieniędzy trafia do 20 proc. wnioskujących o dopłaty. W Holandii wyszło na jaw, że 190 tys. euro dopłat rocznie otrzymuje minister rolnictwa Cees Veerman, Brytyjczycy dowiedzieli się, że 500 tys. funtów rocznie dostaje królowa Elżbieta II. Jeszcze większy strumień pieniędzy płynie do odbiorców niefarmerów: rok temu w Wielkiej Brytanii szwajcarski koncern spożywczy Nestlé zainkasował 5,1 mln funtów dopłat, koncern cukrowniczy Tate & Lyle Europe wziął 88,7 mln funtów.
Nie ma podstaw sądzić, by w Polsce było inaczej. Dopłaty może dostać każdy, kto ma przynajmniej hektar ziemi nieodrolnionej (wystarczy raz w roku zaorać pole albo skosić łąkę). Dzięki dociekliwości dziennikarzy dowiedzieliśmy się, że eurodeputowany Paweł Piskorski za 1,25 mln zł kupił wiosną tego roku wspólnie z żoną 320 hektarów ziemi na Pomorzu, by m.in. posadzić las i pobierać unijne dotacje na zalesianie (teraz prowadzi szkolenia z pozyskiwania pieniędzy z Brukseli). Takich osób jest zapewne mnóstwo, w tym wielu polityków. Józef Pilarz, poseł Klubu Parlamentarnego Ruch Ludowo-Narodowy, ma 540-hektarowe gospodarstwo; największe gospodarstwo posła PO Mirosława Koźlakiewicza liczy 111,97 ha; duże gospodarstwa mają m.in. Wojciech Mojzesowicz z PiS, sekretarz stanu w kancelarii premiera (225 ha), były minister rolnictwa Artur Balazs (107 ha na Wolinie). Nawet gdyby nic nie uprawiali (za uprawy należą się wyższe dopłaty), w tym roku za hektar otrzymaliby 276,28 zł. Wielkie fundusze trafiają do osób, które doskonale prosperowałyby bez tej pomocy.
Ujawnianie takich informacji spowodowało, że w czerwcu 2006 r. komisarz Fischer Boel zaproponowała ustanowienie limitu dopłat dla gospodarstwa na 300 tys. euro rocznie. Choć straciłoby na tym tylko 2 tys. rolników w całej unii (sic!), wiejskie lobby w Brukseli utrąciło nawet ten projekt.
ZASTRZYK Z BRUKSELI I WARSZAWY |
---|
W Polsce funkcjonuje uproszczony system dopłat bezpośrednich. Na płatności składają się tzw. jednolita płatność obszarowa (uzależniona od liczby posiadanych hektarów) oraz tzw. uzupełniająca płatność obszarowa (uzależniona od powierzchni upraw). Podczas negocjacji z unią ustalono, że w tej formie będą one wypłacane w Polsce w latach 2004-2006 z możliwością przedłużenia tego okresu. W tych latach dopłaty dla polskich rolników miały być finansowane odpowiednio w 25 proc., 30 proc. i 35 proc. z budżetu unijnej wspólnej polityki rolnej (CAP). Unia zgodziła się, by zwiększyć te kwoty przez przesunięcie na dopłaty części pieniędzy z funduszy na rozwój obszarów wiejskich w ramach CAP. W ten sposób podwyższono wysokość dopłat z unijnej kasy do odpowiednio 36 proc., 39 proc. i 42 proc. poziomu docelowego (czyli tego, co dostają rolnicy w "starej" unii). Polski rząd zobowiązał się dołożyć do tego pieniądze z naszego budżetu, by podwyższyć dopłaty do odpowiednio 55 proc., 60 proc. oraz 65 proc. W tym roku rolnicy będą mogli dostać 276,28 zł za każdy hektar gruntów rolnych, dodatkowo 313,45 zł za każdy hektar upraw, a jeśli tą uprawą jest chmiel - 962,75 zł za hektar. Od czasu przystąpienia do unii ARiMR wypłaciła rolnikom 13 mld zł (dopłaty za 2004 r. i 2005 r.). W tym roku będzie to ponad 7,8 mld zł. |
Wiejski raj podatkowy
W Polsce absurdalność systemu unijnych subsydiów uderza tym bardziej, że nasi politycy już dawno zafundowali rolnikom raj podatkowy. Jak szacuje Komisja Europejska, od chwili przystąpienia Polski do unii dochody naszych rolników wzrosły o 70 proc. W tym czasie dotacje z budżetu na przykład do KRUS nie tylko nie zmalały, ale nawet wzrosły - z 14,5 mld zł w 2005 r. do 15,2 mld zł planowanych na 2007 r. To połowa wpływów budżetowych z podatku od dochodów osobistych (PIT).
Nasi rolnicy (i wszyscy korzystający z tego statusu dzięki kupionej ziemi) jako jedyni w całej unii nie płacą podatku dochodowego. Obowiązuje ich niewielki zryczałtowany podatek gruntowy, zależny od ilości i jakości posiadanej ziemi. A skoro nie płacą PIT, nikt nie wie, ile naprawdę zarabiają. - Politycy szacują zamożność rolników "na oko", po liczbie ziaren na kłosie - ironizuje prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz, były doradca prezydenta RP ds. rolnictwa. Rolnicy płacą też niewielkie (obecnie 179 zł kwartalnie), niezależne od wysokości dochodu, składki na emeryturę w KRUS, oraz kilkukrotnie niższe niż inni obywatele składki na NFZ. Jak szacuje były minister finansów Stanisław Kluza, całkowite koszty wspomagania polskiego rolnictwa (dotacje, ulgi, zwolnienia, niezapłacone podatki) to 60 mld zł rocznie.
- Objęcie rolników podatkiem dochodowym i uzależnienie składki na KRUS od dochodu zwiększyłoby wpływy do budżetu o 5 mld zł rocznie - ocenia Duczkowska--Małysz. Gdyby politycy odważyli się na ten krok, wcale nie uderzyliby w najbiedniejszych. Ponad połowa z 1,8 mln gospodarstw rolnych w Polsce wytwarza żywność głównie na własny użytek, a skoro ich właściciele nie zarabiają, nie zapłaciliby PIT. W gronie podatników znalazłoby się około 300 tys. gospodarstw towarowych, produkujących na rynek, które mają się dobrze i stać je na płacenie podatków. Jak zauważa Rafał Antczak, główny ekonomista CASE, objęcie rolników PIT miałoby dodatkową zaletę. W ich interesie byłby podatek jak najniższy, więc populiści z Samoobrony czy PSL, popierający dziś zwiększanie wydatków z budżetu (czyli podnoszenie podatków nierolnikom), musieliby zmienić front. Być może ujawnienie najpóźniej w 2009 r. list beneficjentów unijnych subsydiów doprowadzi do takiego wrzenia wśród podatników oburzonych tym, na czyje utrzymanie łożą, że runie nie tylko kosztowna wspólna polityka rolna, ale zostanie zlikwidowana również legalna szara strefa podatkowa na polskiej wsi.
WPROST EXTRA |
---|
ROLNA ŻYŁA ZŁOTA Najwyższe dopłaty unijne w 2005 r. do gospodarstwa (w mln zł)
|
Więcej możesz przeczytać w 43/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.