Wspólnik "Pruszkowa"

Wspólnik "Pruszkowa"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pruszkowscy gangsterzy nie mieli zamiaru skrzywdzić Dębskiego. Był dla nich zbyt cennym pośrednikiem i informatorem
Jarosław Sokołowski, pseudonim Masa, świadek koronny w sprawie gangu pruszkowskiego, twierdzi, że Jacek Dębski, zamordowany w kwietniu były prezes Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki, nawiązał kontakty z liderami przestępczego podziemia już 7-8 lat temu. To wtedy poznał szefów "Pruszkowa" - Andrzeja Kolikowskiego (Pershinga), braci Danielaków: Leszka (Wańkę) i Mirosława (Maliznę), Andrzeja Zielińskiego (Słowika) i samego Masę. Mniej więcej w tym samym czasie kontakty z przestępczym podziemiem nawiązał Ireneusz Sekuła, wicepremier w rządzie Mieczysława Rakowskiego.

O nominacji Dębskiego na prezesa UKFiT miała przesądzić rozmowa odbyta w restauracji w Katowicach. Obok samego Dębskiego i Masy wzięli w niej udział biznesmen Wojciech Paradowski, jeden z posłów AWS oraz dwaj przedsiębiorcy ze Śląska, którzy zbili majątek na przemycie papierosów i spirytusu. Poseł przedstawił potem kandydaturę Dębskiego politykom akcji i została ona przyjęta.

Partnerzy
Kontakty Dębskiego z Leszkiem Danielakiem nasiliły się w drugiej połowie 1999 r. Danielak znany był jako zapalony kibic, szczególnie interesowała go piłka nożna i koszykówka. Wraz ze swoim bratem Mirosławem inwestował w przemysł turystyczny: kupił m.in. dwa terminale promowe, cztery ośrodki wypoczynkowe, kilka linii autobusowych. W 1999 r. Dębskiego i Wańkę kilkakrotnie widziano na meczach dwóch podwarszawskich klubów trzeciej ligi piłki nożnej, sponsorowanych przez braci Danielaków.
Wedle zeznań Masy, na kilku spotkaniach towarzyskich (na początku 2000 r., już po śmierci Andrzeja Kolikowskiego) w których oprócz Dębskiego uczestniczyli bracia Danielakowie, Paweł Miller (pseudonim Małolat), biznesmen Stanisław M. z Gdańska oraz dwóch warszawskich adwokatów, snuto plany wspólnych przedsięwzięć po odejściu Dębskiego z Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki, czego się spodziewał po przewidywanej zmianie statusu UKFiT. Danielakowie przekonywali, że większość ich interesów stanowią przedsięwzięcia legalne (tak samo utrzymywał Stanisław M.), w które inwestuje wiele znanych warszawskich osobistości, więc zapraszają Jacka Dębskiego do współpracy. Oferta miała zostać przyjęta.

Przeciek, czyli nieudana zasadzka na Małolata
Po odejściu z urzędu Jacek Dębski próbował się w tej sprawie porozumieć z Masą, lecz ten siedział wówczas w areszcie. Dębski skontaktował się więc z Pawłem Millerem. Małolat odgrywał wtedy w gangu ważną rolę - był jego skarbnikiem, odpowiadał także za pranie brudnych pieniędzy. W tym celu założył fundację Dar Życia (pisaliśmy o tym we "Wprost" - nr 14), a potem pięć innych fundacji. Policjanci z Centralnego Biura Śledczego szacują, że poprzez fundacje "Pruszków" wyprał co najmniej 5 mln zł.
Kilka miesięcy temu policjanci z Centralnego Biura Śledczego przygotowali na strzelnicy w Rembertowie zasadzkę na Małolata. Sprawa stała się głośna, gdy politycy SLD, którzy w tym miejscu zorganizowali sobie towarzyskie spotkanie, oskarżyli funkcjonariuszy o nielegalną inwigilację. Paweł Miller nie pojawił się jednak na strzelnicy. Policjanci z CBŚ zakładają, że najprawdopodobniej ostrzegł go właśnie Jacek Dębski. Wcześniej Małolat miał mu proponować objęcie funkcji prezesa fundacji Dar Życia, lecz były minister sportu nie zdecydował się na to. W marcu tego roku policja zatrzymała Millera. Prokuratura zarzuca mu udział w związku przestępczym o charakterze zbrojnym.

Pruszkowska linia kredytowa
Jesienią ubiegłego roku Wańka zaproponował Jackowi Dębskiemu wspólne inwestycje. Jak się dowiedzieliśmy od prokuratora z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Dębski obiecał Leszkowi Danielakowi załatwienie na Mazurach terenów pod budowę hoteli oraz sprzedaż kilku należących do skarbu państwa ośrodków wypoczynkowych. Twierdził, że wszędzie ma znajomości, więc sprawę mógłby załatwić w ciągu trzech miesięcy. Masa miał zeznać, że w zamian Wańka przekazał Dębskiemu 200 tys. zł i zaproponował otwarcie kredytu w wysokości 500 tys. zł.
Wańka polecił też Jacka Dębskiego wspomnianemu Stanisławowi M. z Gdańska. On również inwestował w turystykę. I jemu Jacek Dębski obiecał załatwienie tanich nieruchomości oraz terenów pod budowę hoteli. Stanisław M. miał za to wręczyć Dębskiemu 100 tys. zł zaliczki. W ciągu kilku ostatnich lat Stanisław M., wcześniej zajmujący się m.in. przemytem narkotyków, stał się poważnym właścicielem ziemskim, skupując tereny w Trójmieście i na Kaszubach, głównie w pobliżu planowanych autostrad. Zainwestował m.in. w hotel w Świnoujściu i kasyno w Gdyni. Zawarł też porozumienie o podziale stref wpływów z braćmi Danielakami.

Cenny kontakt
Masa miał zeznać przesłuchującemu go prokuratorowi, że choć Jacek Dębski nie wypełnił prawie żadnego ze zobowiązań złożonych braciom Danielakom, Pawłowi Millerowi i Stanisławowi M., nie próbowano się na nim mścić, nie żądano zwrotu zaliczek. Był po prostu zbyt cennym pośrednikiem i informatorem, żeby długi miały przeszkodzić w dalszej współpracy. Przestano mu jedynie płacić. Prowadzący śledztwo wykluczają więc, by Dębskiego zamordowano na polecenie "Pruszkowa". Nieporozumieniem jest więc wskazywanie na Jeremiasza Barańskiego (pseudonim Baranina), rezydenta "Pruszkowa" w Wiedniu, jako na zleceniodawcę zabójstwa Jacka Dębskiego. Gang nie miał zamiaru skrzywdzić byłego ministra.
Dębski brał jednak zaliczki za załatwienie różnych kontraktów i zezwoleń także od drobnych gangsterów, najczęściej z warszawskiej Pragi. Dotarliśmy do dwóch z nich. Jacek H. przyznaje, że przekazał byłemu ministrowi prawie 100 tys. zł, by ten załatwił zakup terenów, którymi zarządza Agencja Mienia Wojskowego. Kiedy minęły wszystkie umówione terminy, Jacek Dębski oddał 20 tys. zł. Gdy wierzyciel zaczął naciskać, były minister postraszył go pruszkowskim gangiem. Zadzwonił nawet przy nim do Małolata, który dał Jackowi H. do zrozumienia, żeby dał spokój dłużnikowi. Kiedy następnego dnia H. potwierdził znajomości byłego ministra z "Pruszkowem", uznał zaliczkę za straconą. Inny wierzyciel, Piotr T., dał Dębskiemu w formie zaliczek 65 tys. zł - z powrotem nie otrzymał ani grosza. Jego Dębski straszył Urzędem Ochrony Państwa. Zarówno Jacek H., jak i Piotr T. słyszeli, że inni drobni warszawscy gangsterzy, którzy dawali Dębskiemu zaliczki, grozili, że nie pozwolą się wykiwać i zmuszą go do oddania długu.

Spóźniona ochrona
Prowadzący śledztwo ustalili, że w dniu śmierci Dębski dzwonił do Baraniny nie po to, by negocjować przesunięcie terminu zwrotu długu, lecz z prośbą o ochronę przed dłużnikami z warszawskiego półświatka. W tej sprawie miał się też kontaktować z ukrywającym się za granicą Słowikiem. Liderzy "Pruszkowa" obiecali pomoc. Jacek Dębski jednak zginął, zanim gang zorganizował mu ochronę.
Więcej możesz przeczytać w 19/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.