Marka Papałę zastrzelił Siergiej Sienkiv, ukraiński płatny morderca. Ryszard Bogucki, przestępca ściśle współpracujący z gangiem pruszkowskim, był na miejscu zbrodni po to, by zlikwidować wykonawcę wyroku na generale. Jednym ze zleceniodawców mógł być Edward Mazur, polonijny biznesmen z Chicago. Nie był on ostatnim ogniwem w łańcuchu zleceniodawców - za nim stali byli wysocy oficerowie milicji i służb specjalnych PRL, którzy zorganizowali największy i najgroźniejszy w Polsce gang narkotykowy ("Pruszków" był przez ten gang wynajmowany do osłaniania niektórych transakcji). Taką wersję zabójstwa gen. Papały za najbardziej prawdopodobną uznali warszawscy prokuratorzy, prowadzący śledztwo w sprawie tej zbrodni. Prokuratorzy nie wierzą jednak, że kiedykolwiek uda im się to udowodnić. Nie zebrano nawet wystarczających dowodów, by postawić zarzuty Siergiejowi Sienkivowi. Na razie jedynym kandydatem na oskarżonego jest Ryszard Bogucki. Edward Mazur wyjechał z Polski i nie zamierza wracać do kraju. Szefowie narkotykowego gangu nie tylko są na wolności, ale mają też świetne kontakty z policją. Edward Mazur spotkał się z reporterami "Wprost" w Mediolanie - przedstawił własną wersję okoliczności zabójstwa gen. Marka Papały.
Siergieja Sienkiva rozpoznało kilku świadków, którzy byli na miejscu zbrodni kilkadziesiąt sekund po oddaniu strzału. Wśród nich była żona Marka Papały. Żaden ze świadków nie był jednak stuprocentowo pewny, że widział właśnie Sienkiva. Zeznania tych samych świadków wystarczyły natomiast, by postawić zarzut współudziału w zbrodni Ryszardowi Boguckiemu. Zdaniem prokuratorów, Bogucki miał zabić Siergieja Sienkiva, by na tym trop się urywał. Sienkiv, wykorzystując ukształtowanie terenu (piaszczysto-trawiasty wąwóz, znajdujący się w pobliżu osiedla, na którym mieszkał Papała) zdołał jednak uciec. Na miejscu zbrodni znalazł się też złodziej samochodów Igor Ławrynowicz. Stwierdził on, że widział w okolicy Ryszarda Boguckiego. Co łączy domniemanych sprawców zbrodni z Edwardem Mazurem?
Świadek Mazur
Minęło pięć lat od zabójstwa gen. Marka Papały - były komendant główny policji został zamordowany 25 czerwca 1998 r. Edward Mazur był jedną z ostatnich osób, które widziały gen. Papałę żywego. Spotkał się z nim na przyjęciu - na imieninach żony Józefa Sasina. Sasin w PRL był generałem SB, szefem V Departamentu MSW, który zajmował się gospodarką. - Papała nie był na to przyjęcie zaproszony. Ale zadzwonił do mnie w sprawie wyjazdu do USA, który pomagałem mu załatwić. Spytałem Sasina, czy Papała może wpaść, żeby ze mną pogadać. Zgodził się. Papała przyjechał i chwilę pogadaliśmy. Mówił, że spieszy się na dworzec kolejowy, gdzie miał odebrać kogoś z rodziny - opowiada Mazur. Po przyjęciu u Sasina biznesmen udał się do mieszkania Andrzeja Szeląga (przy ulicy Nowoursynowskiej), obecnie szefa gospodarstwa pomocniczego przy kancelarii premiera. Tam zadzwonił do niego Michał Otrębski, ówczesny komendant stołecznej policji, i poinformował o zabiciu Papały. - Nie wiem, dlaczego Otrębski kazał mi przyjechać na miejsce zbrodni. Stałem tam bez sensu, podobnie jak kilkadziesiąt innych osób, wśród których był m.in. Leszek Miller. Potem pojechałem złożyć zeznania - relacjonuje Mazur.
Przez pierwsze kilka lat śledztwa nazwisko Mazura w ogóle się nie pojawiało. Gdy ministrem sprawiedliwości został Lech Kaczyński, przygotowano specjalny raport. Przy Mazurze znalazł się dopisek: "wątek wykluczony". Na początku ubiegłego roku nieoczekiwanie pojawił się świadek, który wskazał na udział Mazura w zbrodni. Był nim Artur Zirajewski, ps. Iwan, członek gangu płatnych morderców, w skład którego wchodził także Siergiej Sienkiv. Zirajewski zeznał, że Mazur spotkał się z nim w Gdańsku. Rozmowa dotyczyła zlecenia na "wysokiego psa". Mazur miał proponować, by wykonania wyroku podjął się ktoś z grupy Zirajewskiego i Sienkiva. Ten ostatni opowiadał też, że Mazur miał kontakty z czołowymi gangsterami "Pruszkowa" - Andrzejem Zielińskim (Słowikiem) i Ryszardem Boguckim. Kontakty Mazura ze Słowikiem potwierdza również Jarosław Sokołowski (Masa), świadek koronny w procesie "Pruszkowa". Mazur temu kategorycznie zaprzecza.
Po tym, co zeznał Zirajewski, Mazura poproszono o przyjazd do prokuratury w Gdańsku. Ustawiono go z kilkoma innymi mężczyznami. Podczas konfrontacji został rozpoznany przez Zirajewskiego. Mazur twierdzi, że po prostu wyróżniał się w tym towarzystwie, bo obok stali zwykli menele. Mazura zatrzymano i przewieziono do Warszawy. Wkrótce jednak go zwolniono, nie stawiając żadnego zarzutu i nie przesłuchując. Tuż po zwolnieniu biznesmen pojawił się na przyjęciu, w którym uczestniczyli m.in. minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik, jego zastępca Zbigniew Sobotka i doradca ministra Roman Kurnik. Kilka dni później Mazur wyjechał z Polski. Twierdzi, że chętnie wyjaśniłby, co robił i gdzie był w czasie, gdy miał się spotykać z Zirajewskim, ale w praktyce nie może tego zrobić. - Ani jemu, ani mnie jako jego adwokatowi zgodnie z prawem nie można przekazać żadnych informacji ze śledztwa - mówi mecenas Andrzej Morawski, reprezentujący Mazura w Polsce.
Dlaczego zginął Papała?
Najsłabszym punktem prokuratorskich materiałów mogących obciążać Edwarda Mazura jest motyw zbrodni. Prowadzący śledztwo przede wszystkim sprawdzali związki Mazura z Wojciechem D. Kiedy Marek Papała był komendantem głównym policji, D. pracował w jednym z urzędów podległych MSWiA. Ówczesny szef tego resortu Janusz Tomaszewski zamierzał go nawet awansować. Karierę Wojciecha D. przekreśliła jednak notatka Marka Papały, który poinformował Tomaszewskiego, że w mieszkaniu należącym do D. znaleziono 40 kg heroiny. Edward Mazur znał Wojciecha D., czego nigdy się nie wypierał. Jedna z hipotez śledztwa zakłada, że Wojciech D. miał ścisłe związki z funkcjonariuszami SB i milicji, którzy po 1989 r. zajęli się produkcją i przemytem amfetaminy (najpierw do Szwecji). Grupa ta obracała pieniędzmi znanych biznesmenów, zapewniając im odsetki nawet dziesięciokrotnie wyższe niż w bankach. Jednak każdy, kto powierzył im swoje pieniądze, stawał się zakładnikiem grupy, bo miała na niego haka. Wojciech D. był jednym z tych, którzy wciągali kolejne osoby do tego interesu. Marek Papała miał się dowiedzieć, jak działa grupa i ta wiedza była groźna przede wszystkim dla inwestorów spoza gangu. Dlatego mieli się oni zdecydować na "uciszenie" Papały.
Prokuratorzy rozważali hipotezę, czy Mazur mógł odgrywać podobną rolę jak Wojciech D. Sprawdzali też pogłoski, że Mazur mógł być czymś więcej niż inwestorem. Znające go osoby związane z PRL-owskimi służbami specjalnymi rozpuszczały bowiem wieści, że był ich współpracownikiem. Gdy resortem sprawiedliwości kierował Stanisław Iwanicki, prokuratura zażądała od ówczesnego Urzędu Ochrony Państwa informacji o związkach Mazura i Wojciecha D. z SB. UOP nie przedstawił żadnych dowodów na istnienie takich związków. Jeśli jednak byliby to czynni współpracownicy, prokuratura też nie otrzymałaby potwierdzenia. Związkom Mazura z SB zaprzecza w rozmowie z "Wprost" jeden z najwyższych oficerów tej służby w latach 80. - Spotkałem się z Edwardem Mazurem kilka razy, bo sprawdzałem wiarygodność jego pomysłów na inwestycje w Polsce. W takich wypadkach zawsze dokładnie sprawdzałem kartoteki dotyczące ludzi, z którymi się spotykam. W archiwach nie było o Mazurze ani słowa - mówi nasz rozmówca.
Zakładnik służb specjalnych?
Edward Mazur kategorycznie zaprzecza, by kiedykolwiek był związany ze służbami specjalnymi PRL. Przeciwnie - sugeruje, że to osoby wywodzące się z tych służb celowo wrobiły go w zabójstwo Marka Papały.
- Prawie na każdym przyjęciu w Polsce, na którym się pojawiałem, byli wysocy oficerowie policji, ludzie związani ze służbami. Wyglądało na to, jakby w Polsce bez nich nie dało się robić żadnych interesów. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że w jakiś sposób mnie osaczali. Myślę, że wprowadzanie mnie w to towarzystwo nie było przypadkowe - mówi "Wprost" Edward Mazur. Biznesmen przebywa za granicą, bo obawia się aresztowania w Polsce. Twierdzi, że są ludzie domagający się od niego rozliczenia z pieniędzy, które zarobił w naszym kraju. Przyznaje też, że kilka osób w Polsce pożyczało od niego duże sumy. Kto i na co pożyczał? Na to pytanie Mazur nie chce odpowiedzieć.
Edward Mazur ma 55 lat. Urodził się w Polsce, ale już jako szesnastolatek wyemigrował do USA. Po ukończeniu studiów inżynieryjnych w Chicago pracował na stanowiskach menedżerskich w dużych amerykańskich spółkach, m.in. United Technologies, Lockheed Martin i AG McKee & Co. Na przełomie lat 80. i 90. pojawił się w Polsce jako przedstawiciel firmy Cargill, specjalizującej się w przetwórstwie rolnym. Był odpowiedzialny za organizację biura tej spółki. W 1989 r. wraz ze Zbigniewem Komorowskim (obecnie posłem niezrzeszonym, wcześniej PSL) założył firmę Bakoma. Mazur wniósł do spółki 100 tys. dolarów gotówką oraz zaciągnął w zachodnich bankach kredyt w wysokości 2 mln dolarów. Kilka lat temu sprzedał część udziałów w Bakomie. Nadal jest jednak wspólnikiem Komorowskiego. Kilka milionów dolarów są warte jego udziały w spółce Bakoma Bis, należącej do obydwu biznesmenów. Mazur ma też udziały w kanadyjsko-polskiej spółce Stream Communications Inc., specjalizującej się w telewizji kablowej.
Towarzystwo
Edward Mazur nie potrafi wyjaśnić, dlaczego najwięcej znajomych miał wśród policjantów i byłych funkcjonariuszy peerelowskich służb specjalnych. Na początku lat 90. na jednym z przyjęć poznał Romana Kurnika, wówczas szefa kadr w Komendzie Głównej Policji, który wcześniej zajmował podobne stanowisko w MSW i był delegowany przez SB na placówkę w Tokio. Gdy komendantem głównym policji był Marek Papała, Kurnik został jego zastępcą. - To Kurnik poznał mnie z Papałą i kilkoma innymi znanymi policjantami - mówi Mazur. Mazur poznał też m.in. ówczesnego szefa warszawskiej policji Michała Otrębskiego, byłego komendanta głównego Jerzego Stańczyka oraz wspomnianego już gen. Józefa Sasina. Wszystkie te osoby, a przede wszystkim Kurnik, wprowadzały Mazura w kręgi polityczne. Najbardziej znanych polityków poznał na przyjęciach, które dwa razy do roku organizowane są w warszawskim hotelu Holiday Inn. Mazur wspomina, że na tych spotkaniach bywali m.in. Józef Oleksy i Waldemar Pawlak, a także biznesmeni, na przykład Zbigniew Niemczycki i Andrzej Szwerin, oraz policjanci, m.in. Marek Papała, Michał Otrębski, Jerzy Stańczyk, Roman Kurnik.
Mazur często bywał na prywatnych przyjęciach w domach znanych polityków, choć większość wypiera się bliskiej znajomości z nim. To, że Mazur bywał w jego domu, potwierdza Józef Oleksy, były premier. - To jakaś horrendalna sprawa. Przecież to był taki normalny facet. Nie wierzę w udział Mazura w sprawie zabójstwa gen. Papały. Ale zdaję sobie sprawę, że to nie jest sprawa wiary, tylko faktów. A tych nie znam, więc nie komentuję. Pamiętam go najlepiej z czasów, gdy przedstawiał się jako doradca premiera Waldemara Pawlaka. Nie wiem, czy pracował na tym stanowisku, czy zajmował się jedynie doradzaniem nieformalnym. Wiem, że zazwyczaj obracał się w kręgach ludzi związanych z władzą, mieliśmy wielu wspólnych znajomych. Bywał u mnie w domu, ale to nie była jakaś zażyła przyjaźń. Widywaliśmy się też na nieformalnych imprezach w hotelu Holiday Inn - mówi "Wprost" Józef Oleksy.
Edward Mazur obiecał Markowi Papale pomoc w sfinansowaniu kursu językowego w USA. - Znalazłem mu bardzo dobry ośrodek szkoleniowy i mieszkanie, w którym mógłby się zatrzymać. Powiedziałem też, że jeśli miałby finansowe problemy, mogę pokryć koszty - mówi Edward Mazur. Kurs angielskiego w jednej ze szkół niedaleko Chicago miał kosztować 1600 dolarów. Choć Papała nie był już wówczas komendantem głównym policji, to jednak pozostawał w czynnej służbie - był przygotowywany do wyjazdu do Brukseli, gdzie miał być oficerem łącznikowym polskiej policji. Mazur nie widzi nic niestosownego w finansowaniu kursu generała policji, choć w demokratycznym świecie coś takiego jest uznawane za formę korupcji. Nie widzi też nic złego w finansowaniu kursu córki Michała Otrębskiego, ówczesnego komendanta stołecznego policji. Miała uczestniczyć w tym samym kursie, na który zapisany był Papała. - Zapłaciłem wpisowe. To były drobne koszty wstępnej aplikacji. W sumie jakieś 50 dolarów - przyznaje Mazur. W demokratycznym kraju nawet 50 dolarów podarowane córce wysokiego oficera policji byłoby uznane za wystarczający powód do dymisji.
Co jest grane?
Gdy kilkanaście miesięcy po zabójstwie gen. Papały w mediach zaczęły się pojawiać informacje sugerujące uwikłanie Mazura w śmierć generała, biznesmen udał się do prowadzącego śledztwo prokuratora Jerzego Mierzewskiego. - Chciałem się dowiedzieć, co jest grane - mówi Mazur. Mierzewski powiedział mu, że nie musi się obawiać. Ostrzegł go jednak przed dalszymi kontaktami z byłymi oficerami SB i milicji. - Nie chciał powiedzieć, o kogo dokładnie chodzi, ale domyślałem się. Postąpiłem zgodnie z zaleceniem prokuratora - opowiada Mazur.
O okolicznościach zatrzymania i zwolnienia Mazura nikt nie chce mówić. - Absolutnie nie udzielę żadnych komentarzy - powiedział "Wprost" prokurator Jerzy Mierzewski. - Nic nie powiem, bo nic nie wiem - zapewnia Roman Kurnik, obecnie doradca szefa MSWiA Krzysztofa Janika. Tylko Lech Kaczyński jest pewien, że Mazur miał coś wspólnego z zabójstwem Papały. - Jeśli zajdzie potrzeba, udowodnię swoje racje przed sądem - mówi były minister sprawiedliwości, obecnie prezydent Warszawy. Kaczyński już wkrótce będzie miał okazję spełnić swoje obietnice. Za publiczne wypowiedzi na temat związków Mazura ze sprawą Papały biznesmen z Chicago pozwał go do sądu.
Jeśli Edward Mazur jest niewinny, dlaczego nie chce przyjechać do Polski i wyjaśnić wszystkiego. Dlaczego nie mówi, o czym rozmawiano na przyjęciu u gen. Sasina, po którym Papałę zastrzelono?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.