Plusy przesłoniły Danucie Waniek minusy, więc musiała swój błąd naprawić "Sądy sądami, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie" - to zdanie śmieszyło nas w znakomitej komedii "Sami swoi". Teraz okazuje się, że "sprawiedliwość po naszej stronie" może być motywem przewodnim postępowania przewodniczącej KRRiT Danuty Waniek.
Zniechęcona do sądów, które - jak zauważyła na posiedzeniu kierowanej przez siebie rady - "naruszają wszelkie reguły gry", postanowiła sama przypisać sobie uprawnienia władzy sądowniczej. Danuta Waniek powiedziała w programie "Gość Radia Zet" (w ubiegły piątek): "KRRiT wyłamuje się z tego trójpodziału władzy". Czyli konstytucyjny trójpodział władzy nie interesuje szefowej konstytucyjnej krajowej rady. Ze spokojem przewodnicząca Waniek mianowała się sądem i stwierdziła wygaśnięcie mandatu członka rady nadzorczej TVP SA i błyskawicznie powołała nowego - znacznie bardziej bliższego sercu niż poprzedni.
Bezprecedensowo ingerując w funkcjonowanie telewizji publicznej, Danuta Waniek kierowała się potrzebą przywrócenia porządku w tej firmie. Porządku, który został zakłócony utratą przez lewicę kontroli nad TVP.
Dajmy sobie wreszcie spokój z bajkami o tzw. sprawie Marka Ostrowskiego. Jako członek rady nadzorczej telewizji zatrudnił się on jednocześnie jako wicedyrektor Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego. Fakt ten, rzeczywiście budzący prawne wątpliwości, nie miał specjalnego znaczenia do czasu, gdy tenże Ostrowski głosował za zawieszeniem Ryszarda Pacławskiego, członka zarządu TVP (dodajmy - całkiem nieprzypadkowo związanego z lewicą).
Wszystko zaczęło się od tego, że odmówiłem przewodniczącej Waniek interwencji u Ostrowskiego, aby ten nie uczestniczył w podejmowaniu decyzji o zawieszeniu Pacławskiego. Teraz Danuta Waniek sama to publicznie przyznaje. Najwyraźniej przewodnicząca rady uważa, że jej członkowie są uprawnieni do wydawania poleceń członkom rad nadzorczych publicznych mediów, a ci są zobowiązani do posłuszeństwa. Przewodnicząca rady z zapałem podkreśla, że jest organem konstytucyjnym, więc kto śmiałby mu się sprzeciwić. Tymczasem powiedziałem Danucie Waniek tylko to, że Marek Ostrowski nie jest w żaden sposób zobowiązany do słuchania moich poleceń. Teraz trzeba więc ponieść tego konsekwencje.
Nie jest dziełem przypadku, że liczne spotkania, rozmowy i dyskusje w tzw. sprawie Ostrowskiego zaczynały się i kończyły od ataków na "nieprawidłowości" przy zawieszaniu Ryszarda Pacławskiego. Bo powody przyjęte w tej sprawie przez radę nadzorczą, działającą zgodnie z kodeksem spółek handlowych i statutem, były dla Danuty Waniek nieprzekonywające. Ba, pierwszym krokiem po zawieszeniu Pacławskiego było zwrócenie się przewodniczącej Waniek do kancelarii prawnej z pytaniem, jakie działania można podjąć, by znieść stan zawieszenia jej pupila.
Wątpliwości co do łączenia funkcji przez członka rady nadzorczej TVP to jedna sprawa, a orzekanie w tej sprawie - druga. W pierwszej kwestii zdania są podzielone, druga to wyłączna prerogatywa sądu. Dodajmy, że Marek Ostrowski i prezes TVP Jan Dworak natychmiast po pojawieniu się prawnych wątpliwości sami unieważnili zatrudnienie Ostrowskiego w WOT. Powództwo do sądu w tzw. sprawie Ostrowskiego skierowali Ryszard Pacławski, zarząd TVP SA i krajowa rada.
Sąd bardzo szybko rozczarował przewodniczącą Waniek. Powództwo krajowej rady zostało w dwóch instancjach odrzucone: sąd uznał, że KRRiT nie ma zdolności do występowania w tej sprawie. Pozostałe powództwa są rozpatrywane w normalnym trybie, choć Danuta Waniek skarży się, że sąd "nie chce zająć stanowiska". Dlatego nie mogła dłużej czekać i sąd zastąpiła. I złamała prawo, bo KRRiT pod jej przewodnictwem najpierw sama orzekła, że mandat Ostrowskiego wygasł, potem zaś wybrała na jego miejsce nowego członka. Znów zapewni on lewicy przewagę w radzie nadzorczej TVP SA. Oczywiście uznano, że zawieszenie Pacławskiego było nieważne, zatem w zarządzie telewizji znów większość ma lewica (trzech na pięciu członków tego organu jest związanych właśnie z tą formacją).
Praworządność, w rozumieniu Danuty Waniek, zatriumfowała. To ta sama praworządność, która nie pozwalała przewodniczącej zwolnić z pracy Janiny S., dyrektora departamentu prawnego KRRiT, i to mimo głośnych podejrzeń o jej udział w zniknięciu słów "lub czasopisma" z projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Tyle że wówczas przewodnicząca Waniek mówiła, iż sama w tej sprawie nie może orzekać, więc trzeba czekać na decyzje właściwych organów (Janina S. przestała być później pracownikiem KRRiT, ale z zupełnie innych powodów).
Mityczne już dziś nowe otwarcie w Telewizji Polskiej zakończyło się starym zamknięciem. W każdym razie zakończyło się według przewodniczącej Waniek, bo teraz apeluje ona o uspokojenie, rozsądek i dostosowanie się do podjętych już decyzji. Tych po jej myśli. Z żalem też przyznaje, że zaproponowane przez nią nowe otwarcie zostało przez wichrzycieli zaprzepaszczone, i to celowo. Bo przecież tak naprawdę chodziło o doprowadzenie przez Platformę Obywatelską do prywatyzacji publicznych mediów. A agent platformy Marek Ostrowski miał to ułatwić poprzez destabilizację funkcjonowania Telewizji Polskiej.
Nowe otwarcie zawiodło nie tylko Danutę Waniek. Według niej, miała to być forma reglamentowanej demokracji, w której i tak kontrolę sprawować będzie lewica. Coś jak otwarcie na Zachód w wykonaniu Edwarda Gierka. Tymczasem stało się inaczej i rada nadzorcza TVP uznała naiwnie, że jest organem niezależnego medium publicznego (co zresztą gwarantuje jej ustawa o radiofonii i telewizji). I za ten niedopuszczalny rozwój wydarzeń lewica bezpardonowo zaatakowała samą Danutę Waniek. Może i przewodnicząca KRRiT chciała dobrze, ale zapomniała o zasadzie rodem z komedii Barei "Miś". Bo "chodzi o to, żeby te plusy nie przesłoniły nam minusów". A Danucie Waniek przesłoniły, więc teraz musiała swój błąd naprawić.
Bezprecedensowo ingerując w funkcjonowanie telewizji publicznej, Danuta Waniek kierowała się potrzebą przywrócenia porządku w tej firmie. Porządku, który został zakłócony utratą przez lewicę kontroli nad TVP.
Dajmy sobie wreszcie spokój z bajkami o tzw. sprawie Marka Ostrowskiego. Jako członek rady nadzorczej telewizji zatrudnił się on jednocześnie jako wicedyrektor Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego. Fakt ten, rzeczywiście budzący prawne wątpliwości, nie miał specjalnego znaczenia do czasu, gdy tenże Ostrowski głosował za zawieszeniem Ryszarda Pacławskiego, członka zarządu TVP (dodajmy - całkiem nieprzypadkowo związanego z lewicą).
Wszystko zaczęło się od tego, że odmówiłem przewodniczącej Waniek interwencji u Ostrowskiego, aby ten nie uczestniczył w podejmowaniu decyzji o zawieszeniu Pacławskiego. Teraz Danuta Waniek sama to publicznie przyznaje. Najwyraźniej przewodnicząca rady uważa, że jej członkowie są uprawnieni do wydawania poleceń członkom rad nadzorczych publicznych mediów, a ci są zobowiązani do posłuszeństwa. Przewodnicząca rady z zapałem podkreśla, że jest organem konstytucyjnym, więc kto śmiałby mu się sprzeciwić. Tymczasem powiedziałem Danucie Waniek tylko to, że Marek Ostrowski nie jest w żaden sposób zobowiązany do słuchania moich poleceń. Teraz trzeba więc ponieść tego konsekwencje.
Nie jest dziełem przypadku, że liczne spotkania, rozmowy i dyskusje w tzw. sprawie Ostrowskiego zaczynały się i kończyły od ataków na "nieprawidłowości" przy zawieszaniu Ryszarda Pacławskiego. Bo powody przyjęte w tej sprawie przez radę nadzorczą, działającą zgodnie z kodeksem spółek handlowych i statutem, były dla Danuty Waniek nieprzekonywające. Ba, pierwszym krokiem po zawieszeniu Pacławskiego było zwrócenie się przewodniczącej Waniek do kancelarii prawnej z pytaniem, jakie działania można podjąć, by znieść stan zawieszenia jej pupila.
Wątpliwości co do łączenia funkcji przez członka rady nadzorczej TVP to jedna sprawa, a orzekanie w tej sprawie - druga. W pierwszej kwestii zdania są podzielone, druga to wyłączna prerogatywa sądu. Dodajmy, że Marek Ostrowski i prezes TVP Jan Dworak natychmiast po pojawieniu się prawnych wątpliwości sami unieważnili zatrudnienie Ostrowskiego w WOT. Powództwo do sądu w tzw. sprawie Ostrowskiego skierowali Ryszard Pacławski, zarząd TVP SA i krajowa rada.
Sąd bardzo szybko rozczarował przewodniczącą Waniek. Powództwo krajowej rady zostało w dwóch instancjach odrzucone: sąd uznał, że KRRiT nie ma zdolności do występowania w tej sprawie. Pozostałe powództwa są rozpatrywane w normalnym trybie, choć Danuta Waniek skarży się, że sąd "nie chce zająć stanowiska". Dlatego nie mogła dłużej czekać i sąd zastąpiła. I złamała prawo, bo KRRiT pod jej przewodnictwem najpierw sama orzekła, że mandat Ostrowskiego wygasł, potem zaś wybrała na jego miejsce nowego członka. Znów zapewni on lewicy przewagę w radzie nadzorczej TVP SA. Oczywiście uznano, że zawieszenie Pacławskiego było nieważne, zatem w zarządzie telewizji znów większość ma lewica (trzech na pięciu członków tego organu jest związanych właśnie z tą formacją).
Praworządność, w rozumieniu Danuty Waniek, zatriumfowała. To ta sama praworządność, która nie pozwalała przewodniczącej zwolnić z pracy Janiny S., dyrektora departamentu prawnego KRRiT, i to mimo głośnych podejrzeń o jej udział w zniknięciu słów "lub czasopisma" z projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Tyle że wówczas przewodnicząca Waniek mówiła, iż sama w tej sprawie nie może orzekać, więc trzeba czekać na decyzje właściwych organów (Janina S. przestała być później pracownikiem KRRiT, ale z zupełnie innych powodów).
Mityczne już dziś nowe otwarcie w Telewizji Polskiej zakończyło się starym zamknięciem. W każdym razie zakończyło się według przewodniczącej Waniek, bo teraz apeluje ona o uspokojenie, rozsądek i dostosowanie się do podjętych już decyzji. Tych po jej myśli. Z żalem też przyznaje, że zaproponowane przez nią nowe otwarcie zostało przez wichrzycieli zaprzepaszczone, i to celowo. Bo przecież tak naprawdę chodziło o doprowadzenie przez Platformę Obywatelską do prywatyzacji publicznych mediów. A agent platformy Marek Ostrowski miał to ułatwić poprzez destabilizację funkcjonowania Telewizji Polskiej.
Nowe otwarcie zawiodło nie tylko Danutę Waniek. Według niej, miała to być forma reglamentowanej demokracji, w której i tak kontrolę sprawować będzie lewica. Coś jak otwarcie na Zachód w wykonaniu Edwarda Gierka. Tymczasem stało się inaczej i rada nadzorcza TVP uznała naiwnie, że jest organem niezależnego medium publicznego (co zresztą gwarantuje jej ustawa o radiofonii i telewizji). I za ten niedopuszczalny rozwój wydarzeń lewica bezpardonowo zaatakowała samą Danutę Waniek. Może i przewodnicząca KRRiT chciała dobrze, ale zapomniała o zasadzie rodem z komedii Barei "Miś". Bo "chodzi o to, żeby te plusy nie przesłoniły nam minusów". A Danucie Waniek przesłoniły, więc teraz musiała swój błąd naprawić.
Więcej możesz przeczytać w 23/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.