Miażdżącej krytyce poddał redaktor Michał Zieliński program gospodarczy Prawa i Sprawiedliwości "Finanse publiczne - rozwój przez zatrudnienie" ("Wprost", nr 30). Nie bardzo wiem tylko, czy program, czy PiS. Obawiam się, że raczej wyraził swoje poglądy na temat partii. O syntetyczną diagnozę finansów państwa oraz kontekstu gospodarczego i społecznego nikt się bowiem ostatnio nie pokusił - ani z obozu władzy, ani z opozycji. Program zaprezentowany przez PiS jest dotychczas jedyną rzetelną podstawą do publicznej dyskusji o przyszłości polskiej gospodarki. W odróżnieniu od naszych politycznych rywali nie szukaliśmy łatwych, lecz pozornych recept mających doprowadzić do powszechnej szczęśliwości, tylko policzyliśmy - na ile może to zrobić opozycja nie mająca dostępu do rządowych danych - koszty i skutki poszczególnych decyzji gospodarczych.
Demografia i mitologia podatkowa
Polityk, jeśli jest osobą odpowiedzialną, nie może mówić o decyzjach ekonomicznych w oderwaniu od kontekstu społecznego. Stąd na przykład nasze zainteresowanie kwestią demograficzną, która jest ściśle powiązana z problemami ekonomicznymi.
Nasza diagnoza jest dramatyczna. Narastająca katastrofa demograficzna (ujemny przyrost naturalny wynosi 1,2 proc.) jest wzmacniana przez najwyższe w Europie bezrobocie. Wypycha ono młodych wykształconych ludzi na emigrację zarobkową, pogarszając jeszcze tragicznie złą proporcję pracujących do niepracujących w Polsce (pracujący Polak utrzymuje trzech niepracujących). Wysokie podatki i wpisana w nie zasada faktycznego karania za posiadanie dzieci, brak polityki państwa sprzyjającej tworzeniu nowych miejsc pracy i biurokratyczne przeszkody w zakładaniu firm nie pozwalają na zmianę trendów demograficznych ani znaczące zwiększenie zatrudnienia.
Zdajemy sobie sprawę, że dla polityki obniżania podatków nie ma alternatywy. Opracowaliśmy prorozwojową ścieżkę rzeczywistego obniżania podatków, uwzględniając wszystkie obecne grupy podatkowe. Nie jest prawdą, że w myśl naszej koncepcji obniżenia podatków część podatników będzie płacić więcej i że dotyczy to klasy średniej. Według naszych wstępnych obliczeń (szczegółowych nie możemy wykonać, bo nie mamy potrzebnych do tego danych z Ministerstwa Finansów), próg podatkowy znajdzie się między 80 tys. zł i 100 tys. zł. Oznacza to obniżkę podatku dla tzw. klasy średniej z obecnych 30 proc. do 18 proc. Górna stawka podatku (32 proc., po czterech latach - 28 proc.) pozostanie dla części podatników stanowiących niespełna 2 proc. wszystkich płacących podatki.
To jest program realnego obniżenia podatków. Forsowany niekiedy program 3 x 15 jest programem faktycznego podniesienia podatków dla 95 proc. podatników, dziś płacących około 13,2 proc. podatku efektywnego. Dwa progi podatkowe zamiast trzech, jedna ulga (prorodzinna, wspierająca na wstępnym etapie ubogie rodziny wielodzietne) zamiast całej listy ulg - to jest uproszczenie realne, nie propagandowe.
Kotwica budżetowa
Nie jest też prawdą, że zamierzamy kontynuować politykę zadłużania państwa. Proponujemy "kotwicę budżetową" w postaci deficytu budżetowego w wysokości 30 mld zł co roku przez cztery lata. Stanowi to niewiele ponad 3 proc. PKB w 2006 r. oraz niewiele ponad 2,3 proc. PKB w 2009 r.
Oznacza to konieczność uzyskania oszczędności w budżecie. Program przewiduje uzyskanie tych oszczędności przez zmianę formy tworzenia budżetu, jego pełną konsolidację, "odsztywnienie" wydatków z obecnych około 60 proc. do około 40 proc. oraz realizację programu "Tanie i sprawne państwo". Pozostałe pieniądze zostaną przeznaczone na programy aktywizacji inwestycji i miejsc pracy, czyli budowę dróg i autostrad, mieszkań, a także zwiększenie inwestycji w badania i rozwój. Podobny program z sukcesem realizował - nie socjalistyczny przecież - były premier Hiszpanii Jose Maria Aznar, doprowadzając w ciągu kilku lat do zmniejszenia bezrobocia o prawie połowę oraz do niebywałego rozwoju swojego kraju.
W wyborczej dyskusji niektóre partie proponują deficyt budżetowy w wysokości 15 mld zł. Nie przedstawiły one jednak programu oszczędności. Nasz program zmniejsza deficyt i opiera się na wyliczeniach; każdą rozsądną propozycję innych oszczędności przyjmiemy z zadowoleniem, ale nikt jej nie przedstawił.
Nie jest prawdą, że nie mamy programu prywatyzacji. Od dłuższego czasu prezentujemy program uporządkowania majątku skarbu państwa. Proces ten musi być podporządkowany zachowaniu bezpieczeństwa energetycznego i gospodarczego, w tym finansowego, państwa, tworzeniu marki polskiej oraz uzyskiwaniu rozsądnych cen za prywatyzowane firmy. W myśl naszego programu, w rękach skarbu państwa pozostanie około 100 spółek o strategicznym znaczeniu z udziałem państwa wynoszącym 100 proc., 50 proc. lub 25 proc. Na łamach "Wprost" wielokrotnie zwracano uwagę na niebezpieczeństwa związane z uzależnieniem energetycznym Polski czy dominacją zagranicznych podmiotów na rynku mediów. Bądźcie, państwo, konsekwentni i w imię ekonomicznego doktrynerstwa nie rezygnujcie z obrony interesu narodowego. Narzędziami rynkowymi posługują się nader często ci, którzy Polsce dobrze nie życzą.
To prawda, że eksperci jednej z partii mówią o prywatyzacji w ciągu dwóch lat całego majątku skarbu państwa. Tyle że jest to jedynie propaganda. Nie da się rozsądnie, przejrzyście i efektywnie sprywatyzować 1534 spółek skarbu państwa, w tym 456 jednoosobowych oraz 912 przedsiębiorstw państwowych, w ciągu dwóch lat. Ba, nie da się ich oddać za darmo w tym czasie. Minister musiałby podejmować prawie siedem decyzji prywatyzacyjnych dziennie. Brzmi to mile dla liberalnego ucha, ale może mieć skutki gorsze niż nieudany program NFI.
Praca odporna na nadużycia
Dlaczego redaktorowi Zielińskiemu nie podoba się, by szczególnie aktywni w tworzeniu miejsc pracy przedsiębiorcy osiągali nawet zerową stawkę CIT? Możliwość nadużyć została uwzględniona przez PiS we wcześniejszym programie "Promocja zatrudnienia", którego elementem jest projekt ustawy o tworzeniu nowych miejsc pracy. Artykuły 3. i 4. tego projektu zawierają definicję "nowego miejsca pracy", uniemożliwiającą zastosowanie mechanizmów, przed którymi przestrzega autor artykułu.
Można, oczywiście, nie zgadzać się z tym, że podstawowym problemem Polski jest zbyt niskie zatrudnienie, i forsować kontynuację dotychczasowej polityki. Można też młodych ekonomistów, którzy pod wodzą dr. Cezarego Mecha (czerpiąc doświadczenia z Hiszpanii i Irlandii) napisali i rzetelnie wyliczyli skutki finansowe tego programu, oskarżać
o nieuctwo. Można też fizykowi pracującemu od lat w Komisji Finansów Publicznych i przewodzącemu Komisji Skarbu Państwa, odmawiać prawa koordynowania polityki gospodarczej PiS i prezentowania programów. Tylko po co?
Jestem daleki od przekonania, że nasz program jest prawdą jedyną i kompletną. Po to jednak PiS go zaprezentował, by zainicjować dyskusję publiczną. Chętnie wysłuchamy wszelkiej krytyki. Przypominam jednak, że obowiązkiem polityka jest branie pod uwagę rzeczywistości społecznej. Najlepsze nawet pomysły, jeśli nie zyskają akceptacji obywateli, będą musiały wylądować w koszu. PiS postanowiło zerwać z niedobrą tradycją przedwyborczego hodowania socjalistycznych lub liberalnych gruszek na wierzbie. Jeśli dostaniemy sensowne i wyliczone (choćby i przez magistra sztuki) rozwiązania alternatywne, będziemy się tylko cieszyć. Nie jesteśmy doktrynerami, chcemy, by obywatele żyli w państwie porządnym i bogatym, urządzonym w sposób, który świadomie akceptują. Program gospodarczy jest jednym z najważniejszych narzędzi, ale tylko narzędzi, do budowy takiego państwa.
Więcej możesz przeczytać w 32/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.