Pułkownik Miodowicz najpewniej jest wspólnikiem Jaruckiej Mnożą się dowody obciążające Annę Jarucką. Odnalazł się list, który wiosną 2005 r. skierowała do Włodzimierza Cimoszewicza. Prosi w nim o protekcję w załatwieniu wyjazdu na placówkę dyplomatyczną do Rzymu. Pisze, że będzie wdzięczna do końca życia. List do Cimoszewicza nie dotarł, bo proszony o jego doręczenie kolega Jaruckiej nie miał odwagi przekazać go adresatowi.
Wywołało to wściekłość autorki, która postanowiła się na Cimoszewiczu zemścić i złożyć przed komisją śledczą fałszywe, obciążające go zeznania. Ten motyw sygnalizował już w trakcie przesłuchania Jaruckiej poseł Zbigniew Witaszek, który pytał, czy rzeczywiście powiedziała, że nawet mysz, jeśli chce, potrafi uśmiercić słonia.
Materiał dowodowy gromadzony przez prokuraturę obnaża intencje Jaruckiej. Najbardziej obciążająca jest ekspertyza wskazująca na sfałszowanie upoważnienia, które miał jej jakoby wystawić Cimoszewicz 20 kwietnia 2002 r. W świetle ustaleń biegłego nie ulega wątpliwości, że taki fakt w ogóle nie mógł zaistnieć. Nieprawdziwe jest zatem wszystko, co na ten temat Jarucka zeznała, włącznie z nagłaśnianą przez komisję śledczą zamianą oświadczenia majątkowego Cimoszewicza.
Mimo że osoba oskarżająca marszałka zostaje totalnie skompromitowana, niektórzy członkowie komisji śledczej dalej zachowują się co najmniej dziwnie. Można się było spodziewać, że w obliczu kłamstw Jaruckiej wprowadzeni w błąd posłowie odwrócą się od niej ze wstrętem. Tymczasem nic takiego się nie dzieje. Co więcej, posłowie Miodowicz, Giertych, Wassermann próbują tłumaczyć i ratować takiego świadka. Przybiera to wręcz humorystyczną formę. Kiedy wyszedł na jaw list Jaruckiej do Cimoszewicza, jeden ze śledczych komisji powiedział, że nie może komentować kserokopii dokumentu, bo taki materiał najłatwiej jest sfałszować. A przecież ten sam poseł kilka dni wcześniej nie miał zahamowań, by na podstawie kserokopii podrobionego upoważnienia ciskać gromy w marszałka.
Największym obrońcą Jaruckiej jest pułkownik Miodowicz. A przecież powinno być odwrotnie. As polskiego kontrwywiadu powinien być wściekły, że tak łatwo dał się wpuścić w maliny. To on przecież doprowadził Jarucką przed komisję i najdonioślej oskarżał Cimoszewicza na podstawie sfałszowanych dokumentów. Skoro w obliczu oczywistych dowodów fałszerstwa nadal wspiera autorkę prowokacji, to najpewniej mamy tu do czynienia nie z głupotą, ale ze zdradą. Gdyby Miodowicz zwyczajnie nabrał się na fałszerstwa Jaruckiej, nie stałby tak wytrwale u jej boku. Najpewniej więc jest jej wspólnikiem! Dlatego nie chce udzielać wyjaśnień, a na pytania reaguje inwektywami. Czas zmienić taktykę, Panie Pułkowniku, bo takimi zachowaniami tylko pogrąża się Pan w oczach opinii publicznej.
Materiał dowodowy gromadzony przez prokuraturę obnaża intencje Jaruckiej. Najbardziej obciążająca jest ekspertyza wskazująca na sfałszowanie upoważnienia, które miał jej jakoby wystawić Cimoszewicz 20 kwietnia 2002 r. W świetle ustaleń biegłego nie ulega wątpliwości, że taki fakt w ogóle nie mógł zaistnieć. Nieprawdziwe jest zatem wszystko, co na ten temat Jarucka zeznała, włącznie z nagłaśnianą przez komisję śledczą zamianą oświadczenia majątkowego Cimoszewicza.
Mimo że osoba oskarżająca marszałka zostaje totalnie skompromitowana, niektórzy członkowie komisji śledczej dalej zachowują się co najmniej dziwnie. Można się było spodziewać, że w obliczu kłamstw Jaruckiej wprowadzeni w błąd posłowie odwrócą się od niej ze wstrętem. Tymczasem nic takiego się nie dzieje. Co więcej, posłowie Miodowicz, Giertych, Wassermann próbują tłumaczyć i ratować takiego świadka. Przybiera to wręcz humorystyczną formę. Kiedy wyszedł na jaw list Jaruckiej do Cimoszewicza, jeden ze śledczych komisji powiedział, że nie może komentować kserokopii dokumentu, bo taki materiał najłatwiej jest sfałszować. A przecież ten sam poseł kilka dni wcześniej nie miał zahamowań, by na podstawie kserokopii podrobionego upoważnienia ciskać gromy w marszałka.
Największym obrońcą Jaruckiej jest pułkownik Miodowicz. A przecież powinno być odwrotnie. As polskiego kontrwywiadu powinien być wściekły, że tak łatwo dał się wpuścić w maliny. To on przecież doprowadził Jarucką przed komisję i najdonioślej oskarżał Cimoszewicza na podstawie sfałszowanych dokumentów. Skoro w obliczu oczywistych dowodów fałszerstwa nadal wspiera autorkę prowokacji, to najpewniej mamy tu do czynienia nie z głupotą, ale ze zdradą. Gdyby Miodowicz zwyczajnie nabrał się na fałszerstwa Jaruckiej, nie stałby tak wytrwale u jej boku. Najpewniej więc jest jej wspólnikiem! Dlatego nie chce udzielać wyjaśnień, a na pytania reaguje inwektywami. Czas zmienić taktykę, Panie Pułkowniku, bo takimi zachowaniami tylko pogrąża się Pan w oczach opinii publicznej.
Więcej możesz przeczytać w 36/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.