Pacyfikację Pawłokomy sprowokował oddział NKWD, który uprowadził Polaków
Wnocy 3 marca 1945 r. ukraińską wieś Pawłokoma w powiecie brzozowskim otoczyło kilkuset uzbrojonych żołnierzy Armii Krajowej pod dowództwem Józefa Bissa ps. Wacław. O świcie, na sygnał, ruszyli do ataku. Na ich widok większość mieszkańców opuściła w popłochu domostwa, szukając schronienia w cerkwi, w nadziei, że jej mury i sacrum obronią ich przed złem.
Wedle relacji świadków, niemalże wszystkie osoby napotykane po drodze zabijano na miejscu. W tej fazie akcji zastrzelonych zostało co najmniej 50 osób, w tym wiele kobiet i dzieci. Zamordowano wtedy również niemal wszystkich Ukraińców mieszkających na tzw. przysiółkach. Ich ciała leżały nie pochowane jeszcze przez wiele tygodni.
Ukraińców zgromadzonych w cerkwi podano selekcji: mężczyzn, kobiety i dzieci w wieku powyżej siedmiu lat, według innych źródeł 10 lat, wyprowadzano i pędzono na stary, nieczynny już cmentarz greckokatolicki, ustawiano nad dołami i rozstrzeliwano. Wedle dotychczasowych ustaleń strony ukraińskiej, zamordowano około 366 osób. Jedynie matki z małymi dziećmi, łącznie około 40 osób, pod eskortą kilku uzbrojonych mężczyzn doprowadzono do najbliższej ukraińskiej wsi Siedliska. Dalej mieli iść już sami - "na Ukrainę, za Zbrucz".
Na początku września 1945 r. większość tych, którzy ocaleli z masakry, została wysiedlona przymusowo przez wojsko do USRR. Kilkanaście rodzin, które uniknęły wywózki na Wschód, w maju 1947 r. deportowano w ramach akcji "Wisła" na poniemieckie ziemie północnej Polski. Dokładnie siedem miesięcy później, 3 października 1945 r., Pawłokomę otoczyła sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii "Barona". Miejscowych Polaków i tych, którzy zasiedlili poukraińskie gospodarstwa, wypędzono przez San do Dynowa, a wieś spalono. Tak oto dobieg-ła kresu 500-letnia historia Pawłokomy.
Zbrodnia bez powodu
W 1952 r., przy okazji śledztwa prowadzonego w innej błahej sprawie, aresztowano kilku uczestników akcji w Pawłokomie. Ich zeznania składane w trakcie śledztwa, jak również w procesie, który rozpoczął się w sierpniu 1953 r., ujawniają wiele nieznanych dotychczas faktów w sprawie Pawłokomy.
Przede wszystkim podważają dotychczasową wersję, według której bezpośrednią przyczyną przeprowadzenia akcji w Pawłokomie było uprowadzenie i zamordowanie w końcu stycznia 1945 r. przez nieznany oddział UPA siedmiu Polaków. Od stycznia do marca 1945 r. w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie było zwartego oddziału UPA, a z pewnością takiego, który liczyłby 60 żołnierzy. Sotnie UPA, które sformowano latem 1944 r. z uwagi na koncentrację wojsk radzieckich przed styczniową ofensywą, po powrocie z zimowego rajdu karpackiego przebywały w tym czasie daleko w Beskidach lub zostały rozformowane. W okolicznych wsiach ukraińskich istniały wyłącznie nieliczne i słabo uzbrojone oddziały samoobrony. Oddziały UPA zapuściły się w rejon Pawłokomy pierwszy i ostatni raz dopiero w październiku 1945 r. i tylko po to, by ją spalić i wypędzić Polaków, którzy zdążyli zasiedlić domy po wymordowanych Ukraińcach.
Jaki cel - militarny czy propagandowy - miałaby wyprawa UPA do Pawłokomy, zakończona uprowadzeniem siedmiu Polaków i jednej Ukrainki, z których najważniejszą funkcję pełnił sołtys, a dwie inne osoby znalazły się tam przypadkowo? Wystarczy spojrzeć na mapę, by stwierdzić, że upowcy musieliby pokonać kilkanaście kilometrów przez teren, na którym znajdowały się wsie zamieszkane wyłącznie przez ludność polską i gdzie stacjonowały silne oddziały AK.
Uprowadzenia dokonał najprawdopodobniej oddział NKWD stacjonujący w Sanoku, który wielokrotnie zapuszczał się na ten teren, stanowiący do niedawna zaplecze frontu. Dwa tygodnie po ataku na Pawłokomę prawdopodobnie ten sam oddział pojawił się w rejonie Dynowa. Wzięty przez pomyłkę za UPA został zaatakowany przez kompanię "Wacława". Pomyłka wyszła na jaw dopiero po kilkugodzinnym boju.
Zatem był to pretekst. Odwet za uprowadzenie Polaków z Pawłokomy wzięto już wcześniej, i to dwukrotnie. Pierwszy raz, kiedy 22 lutego 1945 r. milicja z Brzozowa aresztowała jako zakładników 11 Ukraińców z Pawłokomy. Poddani brutalnemu śledztwu w celu ustalenia miejsca pobytu uprowadzonych Polaków, według relacji Marii Trojan, żony jednego z aresztowanych, nigdy nie wrócili do rodzinnej wsi. W tym czasie dowództwo rzeszowskiej organizacji AK wydało rozkaz zlikwidowania w odwecie zamożnej ukraińskiej rodziny braci Prokopów z Dynowa. Zastrzelono osiem osób, a więc tyle, ile uprowadzono w Pawłokomie, w tym troje dzieci. Ciała wrzucono do nieczynnej studni na rynku w Dynowie i do Sanu. W egzekucji brali udział m.in. Antoni Gerula i Bronisław Gąsecki z Dynowa. To właśnie ich bracia zostali uprowadzeni w Pawłokomie. Był to więc rodzaj ich rodzinnej wendety.
Ukraińcy za San
Wszystko wskazuje na to, iż atak na Pawłokomę miał bezpośredni związek z rozpoczętą na tym terenie akcją przesiedleńczą zamieszkałej tu ludności ukraińskiej na radziecką Ukrainę, a tajemnicze zniknięcie Polaków wykorzystano jako pretekst do oczyszczenia tego terenu z Ukraińców. Pomysł to nienowy, mający tragiczny pierwowzór w wydarzeniach, które rozegrały się dwa lata wcześniej na Wołyniu. Los, jaki spotkał mieszkańców Pawłokomy, miał być ostrzeżeniem dla tych, którzy wahali się przed podjęciem decyzji o wyjeździe z Polski.
Wyjeżdżać dobrowolnie do "sowieckiego raju" nikt nie chciał. Hasło "Ukraińcy za San" nabrało wtedy dramatycznego znaczenia. Ataki trwały do kwietnia. 29 IV 1945 r.w Siedliskach w powiecie Brzozów doszło do podpisania porozumienia między przedstawicielami AK i OUN na tym terenie, które na pewien czas powstrzymało walki.
6 marca 1945 r. przedstawiciel rejonowy Rządu Tymczasowego RP do spraw ewakuacji ludności ukraińskiej z Polski w Przemyślu J. Wójcik alarmował: "Od 25 II br. do tej pory mają miejsce na terenie pow. przemyskiego gmina Dubiecko, Krzywcza, Orzechowce i w innych miejscowościach napady, rabunki i morderstwa ludności ukraińskiej, są wypadki, że ludność ukraińska opuszcza całe wsie, ucieka tak, jak stoi, i zgłasza się masowo do pełnomocnika USRR, żądając natychmiastowego wywiezienia ich za granicę. Biuro jest formalnie oblężone. (...) Zwracaliśmy się do władz wojewódzkich, do starostwa, do komendy garnizonu, ażeby przedsięwzięli jakieś kroki w celu ukrócenia rabunków, napadów i morderstw, w celu zaprowadzenia jakiegoś ładu i porządku. Do tej pory w tym kierunku nic nie zrobili".
Nie chodziło zatem tylko o Pawłokomę, ale o zaplanowaną i dobrze zorganizowaną akcję ataków na wsie ukraińskie położone w kilku sąsiednich powiatach. To właśnie w tym kontekście należy rozpatrywać genezę ataku oddziałów Armii Krajowej na Pawłokomę.
Wedle relacji świadków, niemalże wszystkie osoby napotykane po drodze zabijano na miejscu. W tej fazie akcji zastrzelonych zostało co najmniej 50 osób, w tym wiele kobiet i dzieci. Zamordowano wtedy również niemal wszystkich Ukraińców mieszkających na tzw. przysiółkach. Ich ciała leżały nie pochowane jeszcze przez wiele tygodni.
Ukraińców zgromadzonych w cerkwi podano selekcji: mężczyzn, kobiety i dzieci w wieku powyżej siedmiu lat, według innych źródeł 10 lat, wyprowadzano i pędzono na stary, nieczynny już cmentarz greckokatolicki, ustawiano nad dołami i rozstrzeliwano. Wedle dotychczasowych ustaleń strony ukraińskiej, zamordowano około 366 osób. Jedynie matki z małymi dziećmi, łącznie około 40 osób, pod eskortą kilku uzbrojonych mężczyzn doprowadzono do najbliższej ukraińskiej wsi Siedliska. Dalej mieli iść już sami - "na Ukrainę, za Zbrucz".
Na początku września 1945 r. większość tych, którzy ocaleli z masakry, została wysiedlona przymusowo przez wojsko do USRR. Kilkanaście rodzin, które uniknęły wywózki na Wschód, w maju 1947 r. deportowano w ramach akcji "Wisła" na poniemieckie ziemie północnej Polski. Dokładnie siedem miesięcy później, 3 października 1945 r., Pawłokomę otoczyła sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii "Barona". Miejscowych Polaków i tych, którzy zasiedlili poukraińskie gospodarstwa, wypędzono przez San do Dynowa, a wieś spalono. Tak oto dobieg-ła kresu 500-letnia historia Pawłokomy.
Zbrodnia bez powodu
W 1952 r., przy okazji śledztwa prowadzonego w innej błahej sprawie, aresztowano kilku uczestników akcji w Pawłokomie. Ich zeznania składane w trakcie śledztwa, jak również w procesie, który rozpoczął się w sierpniu 1953 r., ujawniają wiele nieznanych dotychczas faktów w sprawie Pawłokomy.
Przede wszystkim podważają dotychczasową wersję, według której bezpośrednią przyczyną przeprowadzenia akcji w Pawłokomie było uprowadzenie i zamordowanie w końcu stycznia 1945 r. przez nieznany oddział UPA siedmiu Polaków. Od stycznia do marca 1945 r. w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie było zwartego oddziału UPA, a z pewnością takiego, który liczyłby 60 żołnierzy. Sotnie UPA, które sformowano latem 1944 r. z uwagi na koncentrację wojsk radzieckich przed styczniową ofensywą, po powrocie z zimowego rajdu karpackiego przebywały w tym czasie daleko w Beskidach lub zostały rozformowane. W okolicznych wsiach ukraińskich istniały wyłącznie nieliczne i słabo uzbrojone oddziały samoobrony. Oddziały UPA zapuściły się w rejon Pawłokomy pierwszy i ostatni raz dopiero w październiku 1945 r. i tylko po to, by ją spalić i wypędzić Polaków, którzy zdążyli zasiedlić domy po wymordowanych Ukraińcach.
Jaki cel - militarny czy propagandowy - miałaby wyprawa UPA do Pawłokomy, zakończona uprowadzeniem siedmiu Polaków i jednej Ukrainki, z których najważniejszą funkcję pełnił sołtys, a dwie inne osoby znalazły się tam przypadkowo? Wystarczy spojrzeć na mapę, by stwierdzić, że upowcy musieliby pokonać kilkanaście kilometrów przez teren, na którym znajdowały się wsie zamieszkane wyłącznie przez ludność polską i gdzie stacjonowały silne oddziały AK.
Uprowadzenia dokonał najprawdopodobniej oddział NKWD stacjonujący w Sanoku, który wielokrotnie zapuszczał się na ten teren, stanowiący do niedawna zaplecze frontu. Dwa tygodnie po ataku na Pawłokomę prawdopodobnie ten sam oddział pojawił się w rejonie Dynowa. Wzięty przez pomyłkę za UPA został zaatakowany przez kompanię "Wacława". Pomyłka wyszła na jaw dopiero po kilkugodzinnym boju.
Zatem był to pretekst. Odwet za uprowadzenie Polaków z Pawłokomy wzięto już wcześniej, i to dwukrotnie. Pierwszy raz, kiedy 22 lutego 1945 r. milicja z Brzozowa aresztowała jako zakładników 11 Ukraińców z Pawłokomy. Poddani brutalnemu śledztwu w celu ustalenia miejsca pobytu uprowadzonych Polaków, według relacji Marii Trojan, żony jednego z aresztowanych, nigdy nie wrócili do rodzinnej wsi. W tym czasie dowództwo rzeszowskiej organizacji AK wydało rozkaz zlikwidowania w odwecie zamożnej ukraińskiej rodziny braci Prokopów z Dynowa. Zastrzelono osiem osób, a więc tyle, ile uprowadzono w Pawłokomie, w tym troje dzieci. Ciała wrzucono do nieczynnej studni na rynku w Dynowie i do Sanu. W egzekucji brali udział m.in. Antoni Gerula i Bronisław Gąsecki z Dynowa. To właśnie ich bracia zostali uprowadzeni w Pawłokomie. Był to więc rodzaj ich rodzinnej wendety.
Ukraińcy za San
Wszystko wskazuje na to, iż atak na Pawłokomę miał bezpośredni związek z rozpoczętą na tym terenie akcją przesiedleńczą zamieszkałej tu ludności ukraińskiej na radziecką Ukrainę, a tajemnicze zniknięcie Polaków wykorzystano jako pretekst do oczyszczenia tego terenu z Ukraińców. Pomysł to nienowy, mający tragiczny pierwowzór w wydarzeniach, które rozegrały się dwa lata wcześniej na Wołyniu. Los, jaki spotkał mieszkańców Pawłokomy, miał być ostrzeżeniem dla tych, którzy wahali się przed podjęciem decyzji o wyjeździe z Polski.
Wyjeżdżać dobrowolnie do "sowieckiego raju" nikt nie chciał. Hasło "Ukraińcy za San" nabrało wtedy dramatycznego znaczenia. Ataki trwały do kwietnia. 29 IV 1945 r.w Siedliskach w powiecie Brzozów doszło do podpisania porozumienia między przedstawicielami AK i OUN na tym terenie, które na pewien czas powstrzymało walki.
6 marca 1945 r. przedstawiciel rejonowy Rządu Tymczasowego RP do spraw ewakuacji ludności ukraińskiej z Polski w Przemyślu J. Wójcik alarmował: "Od 25 II br. do tej pory mają miejsce na terenie pow. przemyskiego gmina Dubiecko, Krzywcza, Orzechowce i w innych miejscowościach napady, rabunki i morderstwa ludności ukraińskiej, są wypadki, że ludność ukraińska opuszcza całe wsie, ucieka tak, jak stoi, i zgłasza się masowo do pełnomocnika USRR, żądając natychmiastowego wywiezienia ich za granicę. Biuro jest formalnie oblężone. (...) Zwracaliśmy się do władz wojewódzkich, do starostwa, do komendy garnizonu, ażeby przedsięwzięli jakieś kroki w celu ukrócenia rabunków, napadów i morderstw, w celu zaprowadzenia jakiegoś ładu i porządku. Do tej pory w tym kierunku nic nie zrobili".
Nie chodziło zatem tylko o Pawłokomę, ale o zaplanowaną i dobrze zorganizowaną akcję ataków na wsie ukraińskie położone w kilku sąsiednich powiatach. To właśnie w tym kontekście należy rozpatrywać genezę ataku oddziałów Armii Krajowej na Pawłokomę.
BYŁ TAKI CZAS |
---|
"Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą" - pisząc ostatnie słowa "Ogniem i mieczem" Henryk Sienkiewicz niemal proroczo przewidział relacje polsko-ukraińskie czasu II wojny światowej. Pod hasłem "Lachy za San" przez cały rok 1943 odbywały się rzezie na Wołyniu. Ich ofiarami było kilkadziesiąt tysięcy (co najmniej 60 tys.) pomordowanych w okrutny sposób Polaków. Setki tysięcy uciekinierów na zawsze porzuciły Wołyń. Akcje Ukraińskiej Powstańczej Armii na ziemi lwowskiej i przemyskiej w latach 1944-1945 miały "oczyścić" te tereny z Polaków Mord w Pawłokomie był największą i najokrutniejszą egzekucją w Polsce po 1945 r. Akcja "Wisła" była przeprowadzoną przez władze PRL masową akcją wysiedlania ludności ukraińskiej z jej macierzystych terenów. W obozie koncentracyjnym w Jaworznie w wyniku okrutnego traktowania zmarły setki Ukraińców. Większość tych wydarzeń, które budują do dziś negatywne stereotypy narodowe, była efektem inspiracji Niemców i Sowietów pragnących trwale poróżnić nasze narody. Zaś wojna domowa wyzwala do dziś - czego dowody mieliśmy niedawno w byłej Jugosławii - tak wielkie pokłady okrucieństwa, że prowadzi do trwałego skłócenia ludzi nader często związanych więzami rodzinnymi. Jeden z żołnierzy AK uczestniczących w mordzie pawłokomskim pytany o to, jak doszło do rzezi, rozłożył ręce i odpowiedział: "Był taki czas...". (JMN) |
Więcej możesz przeczytać w 20/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.