Apartament lub niewielki dom nad morzem w Hiszpanii czy na chorwackich wyspach nad Adriatykiem kosztuje tyle, ile trzy- lub czteropokojowe mieszkanie w Warszawie!
Przy odrobinie szczęścia za niewiele większe pieniądze kupimy domek w atrakcyjnym miejscu we Włoszech albo Francji. Wydane na zagraniczny apartament 400 tys. zł może się nam zwrócić w ciągu 5-7 lat, nawet po uwzględnieniu związanych z jego zakupem dodatkowych kosztów administracyjnych i kredytu. Niektóre nieruchomości położone wzdłuż hiszpańskich plaż zyskują na wartości nawet 100 proc. rocznie. Nic więc dziwnego, że coraz więcej Polaków interesuje się nieruchomościami na południu Europy.
Słońce w cenie
-Rocznie odwiedza nas co najmniej stu klientów zainteresowanych kupnem nieruchomości za granicą. Kilkudziesięciu z nich zawiera transakcje - informuje Andrzej Stangret z agencji nieruchomości zagranicznych Carisma w Gdyni. Pracownicy wrocławskiego TB System, który współpracuje tylko z hiszpańskimi developerami, odbierają dziennie kilka telefonów i kilkanaście e-maili z pytaniami dotyczącymi warunków takiego zakupu. Znawcy rynku szacują, że co najmniej kilka tysięcy naszych rodaków odebrało w ostatnich latach klucze do swych zagranicznych rezydencji bądź mieszkań. Większość z nich to osoby prowadzące działalność gospodarczą, dobrze opłacani menedżerowie lub zamożni rentierzy.
Posiadłości kupują tam, dokąd najchętniej podróżują, czyli w basenie Morza Śródziemnego - we Francji, Włoszech czy w Hiszpanii (zwłaszcza w Blanes czy Lloret de Mar na Costa Brava). Mniejszym zainteresowaniem cieszy się równie malownicza Portugalia, gdyż Polacy nie mogą uzyskać tam kredytu hipotecznego. Dysponujący gotówką mają jednak szansę znaleźć na portugalskich wyspach na Atlantyku - Maderze albo Azorach - niewielki dom (100-120 m2) już za 400 tys. zł. W ostatnich latach modna staje się Chorwacja, gdzie niewielkie mieszkanie bądź dom w segmencie kilkadziesiąt metrów od brzegu Adriatyku na wyspie Krk kupić można za równowartość kawalerki w większym polskim mieście.
Costa Polaco
Wrocławianina Marka Kiżuka, przedsiębiorcę, na dom w Hiszpanii namówił cztery lata temu znajomy, który nabył tam willę. Kiżuk kupił w Walencji, nieopodal Alicante, apartament o powierzchni 100 m2 w jednym z dwóch ośmiopiętrowych budynków tworzących zamknięte miniosiedle 800 m od plaży (zapłacił za nie 350 tys. zł). Za ogrodzeniem - baseny, korty, ogród, restauracje. - To jest prawdziwa wieża Babel. Mieszkają tu Anglicy, Niemcy, Holendrzy, Szwedzi i coraz więcej Polaków. Kolejny mój znajomy z Wrocławia właśnie podpisał umowę kupna apartamentu w pobliżu - opowiada Kiżuk.
Najdroższym wybrzeżem Hiszpanii jest Costa del Sol, gdzie sezon trwa większą część roku, a luksusowe osiedla i okazałe domy przedzielone są polami golfowymi. W Marbelli rezydencje za kilka milionów dolarów mają między innymi Antonio Banderas i Franz Beckenbauer. Tanie apartamenty można nabyć na Costa Brava (poza samą Barceloną), lecz pośrednicy częściej polecają Białe Wybrzeże (Costa Blanca) w okolicach Alicante. Przez ponad pół roku temperatura nie spada tam poniżej 28-30o C, odległość od kraju nie wyklucza dojazdu autem, ceny nieruchomości nie są wygórowane, a one same - wysokiej klasy. Na nowe mieszkanie w apartamentowcu (40-45 m2) na osiedlu z parkingiem, basenem i ogrodem wystarczy 200 tys. zł, na niewielki dom (60-70 m2) z tarasem i ogrodem trzeba wydać 280-350 tys. zł. Kawalerki o powierzchni 18-20 m2 kosztują zaś 120-130 tys. zł. Wszystko to niedaleko plaży. W głębi lądu, 100-200 km od morza, za podobną cenę można już nabyć spore ziemskie posiadłości. Jeden z klientów TB System, skuszony ceną, kupił niedawno wiejski dom z kilkoma hektarami gaju pomarańczowego. Zdecydowana większość naszych rodaków (80 proc.) decyduje się na domy wolno stojące, a zaledwie 10 proc. na domki w zabudowie szeregowej i tyle samo na najtańsze apartamenty. Ceny nieruchomości są na ogół nieco wyższe niż w Warszawie, lecz hiszpańskie firmy budowlane oddają nowe obiekty "pod klucz" (nie ma praktycznie tylko łóżek i mebli w salonie) i dają na nie dziesięcioletnią gwarancję - rzecz nie do pomyślenia u nas, gdzie developerzy przekazują klientom domy w stanie surowym. Co więcej, na zakup domu w Hiszpanii bez problemu uzyskamy ponadwukrotnie niżej oprocentowany niż w Polsce kredyt hipoteczny, ze spłatą rozłożoną nawet na 15 lat.
Sąsiad Berlusconi?
Zdecydowanie mniej Polaków interesuje się nieruchomościami poza Europą, na przykład w USA. Wysokie ceny, obowiązek wizowy i koszty przelotu zazwyczaj skutecznie zniechęcają marzących o nadmorskim domu w Palm Beach; jednak nie wszystkich. Józef Wojciechowski, właściciel i prezes warszawskiej firmy developerskiej JW Construction, swoją amerykańską posiadłość na Florydzie odwiedza przynajmniej trzy razy w roku. - W sąsiedztwie mieszka kilku Polaków, którzy dorobili się w kraju i kupili niewielkie apartamenty na Florydzie. Cena metra kwadratowego sięga tu tysiąca dolarów, czyli nie jest wyższa niż w Warszawie - mówi Wojciechowski. Mając 400 tys. zł, możemy się rozejrzeć za drewnianym domem z dwoma lub trzema sypialniami, kilka przecznic od plaży na Przylądku Kennedy'ego na Florydzie. - Jeśli wpłacimy 20 proc. wartości domu, a na resztę weźmiemy kredyt, miesięczne raty wyniosą kilkaset dolarów - mówi Jerzy Rzeczkowski z biura podróży Blue Sky Travel w Poznaniu, które kontaktuje zainteresowanych kupnem nieruchomości w USA z tamtejszymi pośrednikami.
Coraz więcej osób myśli również o własnym kącie w Chorwacji czy Hiszpanii jako przystani na czas emerytury. Daleko nam wciąż do wielokrotnie zamożniejszych Niemców, Brytyjczyków lub Skandynawów, którzy jeszcze w trakcie aktywnego życia zawodowego upatrują sobie wymarzone domy nad Morzem Śródziemnym, a po zakończeniu kariery przenoszą się na południe.
Krzysztof Trębski
Współpraca: Krzysztof Grzegrzółka
Pełny tekst "Własnego kąta na riwierze" w najnowszym, 1023 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 1 lipca.
W numerze także: Randka z klawiaturą
Słońce w cenie
-Rocznie odwiedza nas co najmniej stu klientów zainteresowanych kupnem nieruchomości za granicą. Kilkudziesięciu z nich zawiera transakcje - informuje Andrzej Stangret z agencji nieruchomości zagranicznych Carisma w Gdyni. Pracownicy wrocławskiego TB System, który współpracuje tylko z hiszpańskimi developerami, odbierają dziennie kilka telefonów i kilkanaście e-maili z pytaniami dotyczącymi warunków takiego zakupu. Znawcy rynku szacują, że co najmniej kilka tysięcy naszych rodaków odebrało w ostatnich latach klucze do swych zagranicznych rezydencji bądź mieszkań. Większość z nich to osoby prowadzące działalność gospodarczą, dobrze opłacani menedżerowie lub zamożni rentierzy.
Posiadłości kupują tam, dokąd najchętniej podróżują, czyli w basenie Morza Śródziemnego - we Francji, Włoszech czy w Hiszpanii (zwłaszcza w Blanes czy Lloret de Mar na Costa Brava). Mniejszym zainteresowaniem cieszy się równie malownicza Portugalia, gdyż Polacy nie mogą uzyskać tam kredytu hipotecznego. Dysponujący gotówką mają jednak szansę znaleźć na portugalskich wyspach na Atlantyku - Maderze albo Azorach - niewielki dom (100-120 m2) już za 400 tys. zł. W ostatnich latach modna staje się Chorwacja, gdzie niewielkie mieszkanie bądź dom w segmencie kilkadziesiąt metrów od brzegu Adriatyku na wyspie Krk kupić można za równowartość kawalerki w większym polskim mieście.
Costa Polaco
Wrocławianina Marka Kiżuka, przedsiębiorcę, na dom w Hiszpanii namówił cztery lata temu znajomy, który nabył tam willę. Kiżuk kupił w Walencji, nieopodal Alicante, apartament o powierzchni 100 m2 w jednym z dwóch ośmiopiętrowych budynków tworzących zamknięte miniosiedle 800 m od plaży (zapłacił za nie 350 tys. zł). Za ogrodzeniem - baseny, korty, ogród, restauracje. - To jest prawdziwa wieża Babel. Mieszkają tu Anglicy, Niemcy, Holendrzy, Szwedzi i coraz więcej Polaków. Kolejny mój znajomy z Wrocławia właśnie podpisał umowę kupna apartamentu w pobliżu - opowiada Kiżuk.
Najdroższym wybrzeżem Hiszpanii jest Costa del Sol, gdzie sezon trwa większą część roku, a luksusowe osiedla i okazałe domy przedzielone są polami golfowymi. W Marbelli rezydencje za kilka milionów dolarów mają między innymi Antonio Banderas i Franz Beckenbauer. Tanie apartamenty można nabyć na Costa Brava (poza samą Barceloną), lecz pośrednicy częściej polecają Białe Wybrzeże (Costa Blanca) w okolicach Alicante. Przez ponad pół roku temperatura nie spada tam poniżej 28-30o C, odległość od kraju nie wyklucza dojazdu autem, ceny nieruchomości nie są wygórowane, a one same - wysokiej klasy. Na nowe mieszkanie w apartamentowcu (40-45 m2) na osiedlu z parkingiem, basenem i ogrodem wystarczy 200 tys. zł, na niewielki dom (60-70 m2) z tarasem i ogrodem trzeba wydać 280-350 tys. zł. Kawalerki o powierzchni 18-20 m2 kosztują zaś 120-130 tys. zł. Wszystko to niedaleko plaży. W głębi lądu, 100-200 km od morza, za podobną cenę można już nabyć spore ziemskie posiadłości. Jeden z klientów TB System, skuszony ceną, kupił niedawno wiejski dom z kilkoma hektarami gaju pomarańczowego. Zdecydowana większość naszych rodaków (80 proc.) decyduje się na domy wolno stojące, a zaledwie 10 proc. na domki w zabudowie szeregowej i tyle samo na najtańsze apartamenty. Ceny nieruchomości są na ogół nieco wyższe niż w Warszawie, lecz hiszpańskie firmy budowlane oddają nowe obiekty "pod klucz" (nie ma praktycznie tylko łóżek i mebli w salonie) i dają na nie dziesięcioletnią gwarancję - rzecz nie do pomyślenia u nas, gdzie developerzy przekazują klientom domy w stanie surowym. Co więcej, na zakup domu w Hiszpanii bez problemu uzyskamy ponadwukrotnie niżej oprocentowany niż w Polsce kredyt hipoteczny, ze spłatą rozłożoną nawet na 15 lat.
Sąsiad Berlusconi?
Zdecydowanie mniej Polaków interesuje się nieruchomościami poza Europą, na przykład w USA. Wysokie ceny, obowiązek wizowy i koszty przelotu zazwyczaj skutecznie zniechęcają marzących o nadmorskim domu w Palm Beach; jednak nie wszystkich. Józef Wojciechowski, właściciel i prezes warszawskiej firmy developerskiej JW Construction, swoją amerykańską posiadłość na Florydzie odwiedza przynajmniej trzy razy w roku. - W sąsiedztwie mieszka kilku Polaków, którzy dorobili się w kraju i kupili niewielkie apartamenty na Florydzie. Cena metra kwadratowego sięga tu tysiąca dolarów, czyli nie jest wyższa niż w Warszawie - mówi Wojciechowski. Mając 400 tys. zł, możemy się rozejrzeć za drewnianym domem z dwoma lub trzema sypialniami, kilka przecznic od plaży na Przylądku Kennedy'ego na Florydzie. - Jeśli wpłacimy 20 proc. wartości domu, a na resztę weźmiemy kredyt, miesięczne raty wyniosą kilkaset dolarów - mówi Jerzy Rzeczkowski z biura podróży Blue Sky Travel w Poznaniu, które kontaktuje zainteresowanych kupnem nieruchomości w USA z tamtejszymi pośrednikami.
Coraz więcej osób myśli również o własnym kącie w Chorwacji czy Hiszpanii jako przystani na czas emerytury. Daleko nam wciąż do wielokrotnie zamożniejszych Niemców, Brytyjczyków lub Skandynawów, którzy jeszcze w trakcie aktywnego życia zawodowego upatrują sobie wymarzone domy nad Morzem Śródziemnym, a po zakończeniu kariery przenoszą się na południe.
Krzysztof Trębski
Współpraca: Krzysztof Grzegrzółka
Pełny tekst "Własnego kąta na riwierze" w najnowszym, 1023 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 1 lipca.
W numerze także: Randka z klawiaturą