19 Polaków zginęło, a 32 odniosło obrażenia, w tym część ciężkie, w wypadku autokarowym, do jakiego doszło w poniedziałek rano na Węgrzech w pobliżu jeziora Balaton.
Wśród ofiar jest dziesięciu mężczyzn, siedem kobiet i dwoje dzieci. W stanie zagrożenia życia znajduje się również kierowca.
Rzecznik policji węgierskiej Jozsef Koranyi nie wyklucza, że liczba ofiar śmiertelnych może wzrosnąć, ponieważ stan niektórych spośród 32 rannych jest bardzo ciężki - jedna osoba jest w stanie krytycznym, a 17 odniosło poważne obrażenia.
Według rzecznika MSZ Bogusława Majewskiego, lista śmiertelnych ofiar wypadku polskiego autokaru na Węgrzech może być znana we wtorek rano. Tego dnia na Węgry uda się misja MSZ, która "wzmocni" wydział konsularny ambasady RP.
Dodał jednak, że procedura identyfikacji jest bardzo pracochłonna i w wielu przypadkach wymagać będzie przyjazdu na miejsce rodzin ofiar.
Według Majewskiego, MSZ udzieli pomocy w przejeździe rodzin na Węgry. Jak powiedział rzecznik, "rozpatrywane są różne opcje - zarówno z przewoźnikiem jak i przedstawicielami parafii organizującej wyjazd". Dodał, że "po stronie organizatora wycieczki jest gotowość zapewnienia przejazdu rodzinom ofiar".
Osobną kwestią - jak mówił rzecznik - jest sprowadzenie do kraju poszkodowanych w wyniku wypadku. "Decyzja będzie wydawana w oparciu o opinię lekarską; różni ludzie w różnych warunkach będą musieli wracać - w zorganizowany sposób nie da się tego przeprowadzić i tym właśnie zajmuje się m.in. zespół kryzysowy MSZ" - powiedział Majewski.
Bogdan Zoltan, dyżurny lekarz na oddziale intensywnej terapii ze szpitala w węgierskiej miejscowości Keszthely, który zajmuje się 11 rannymi, mówi, że dwie osoby są w stanie ciężkim, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Poza tym jeden ranny będzie musiał przejść operację złamanej nogi. Pozostali odnieśli mniej groźne kontuzje.
Dr Sandor Marton , dyżurny lekarz ze szpitala w Marcali, przekazał, że w tym szpitalu znajduje się 11 pacjentów, w tym dwoje na intensywnej terapii: stan jednej osoby jest krytyczny, drugiej - ciężki lecz stabilny. Dwie osoby przeszły operacje w powodu otwartych złamań nóg. Pozostali są lekko ranni.
Ranni znajdują się w trzech szpitalach w miejscowościach Kesthely, Koposzfar i Marcali.
Jak poinformowała konsul ambasady RP Teresa Notz, wypadek miał miejsce o godz. 2.00. Autokar o numerach rejestracyjnych LB 02930 jechał trasą M-7 w pobliżu Balatonu. Na rondzie skręcił w kierunku na Nygykanizsa, ale nagle, z nieznanej przyczyny zjechał z drogi i przewrócił się. "To najstraszniejszy wypadek, jaki widzieliśmy. Nigdy jeszcze nie spotkaliśmy tak pokiereszowanego autokaru" - powiedziała pani konsul.
Policja węgierska jako prawdopodobne przyczyny wypadku bierze pod uwagę zmęczenie, a nawet zaśnięcie kierowcy oraz dużą prędkość przy wjeździe na skrzyżowanie.
"Specjaliści ustalają co spowodowało wypadek. Obecnie są podejrzenia, że przyczyną wypadku była duża prędkość i hamowanie przed skrzyżowaniem. Prawdopodobnie autobus wjechał na skrzyżowanie z prędkością 80 km/h, a w warunkach ruchu okrężnego jest to i tak dużo" - powiedział major Ferenc Vass z węgierskiej policji.
Charge d'affaires ambasady RP w Budapeszcie Roman Kowalski wyklucza zmęczenie. Twierdzi, że tuż przed wypadkiem kierowcy dokonali zmiany za kierownicą. Jego zdaniem autobus wpadł na rondo wyhamowujące szybkość (specyficzna forma konstruowania skrzyżowań na Węgrzech), ponieważ prawdopodobnie nie zauważył nieoświetlonego skrętu. Najechał lewym kołem na wysoki krawężnik, przewrócił się na dach i spadł do pobliskiego rowu. Według polskiego charge d'affaires, który powołuje się na źródła policyjne, przed rondem nie było śladów hamowania.
"Pojazd jest całkowicie zmiażdżony. Nie jestem w stanie odcyfrować numerów rejestracyjnych" - relacjonował tuż po wypadku Jarosław Wilczewski, współpracujący z lokalną policją Polak od 13 lat mieszkający na Węgrzech.
Autokar wiózł pielgrzymów ze Stoczka koło Czemiernik w Lubelskiem do sanktuarium maryjnego w Medjugorie w Bośni Hercegowinie. W autobusie znajdowało się 51 pasażerów.
Spośród 19 śmiertelnych ofiar wypadku autobusu na Węgrzech zidentyfikowano już ciała dziesięciu, w tym 14-letniego chłopca.
Wśród ofiar śmiertelnych jest niezidentyfikowana jeszcze 5-6- letnia dziewczynka.
Węgierski premier Peter Medgyessy zadeklarował, że Węgry pokryją wszelkie koszty podróży i pobytu na terenie kraju rodzin ofiar i rannych w wypadku polskiego autobusu.
"Podobne deklaracje najdalej idącej pomocy mamy także od prezydenta, ministra spraw zagranicznych, ogromnej rzeszy osób prywatnych i instytucji. Musimy jednak zająć się przede wszystkim organizacją pomocy dla tych, którzy są ofiarami tej katastrofy" - powiedział charge d'affaires ambasady polskiej w Budapeszcie Roman Kowalski.
"To jedna z najstraszniejszych katastrof drogowych na Węgrzech, katastrofa, która zaszokowała ogromną część społeczeństwa" - powiedział PAP Udvarhelyi Szabolcs z Węgierskiego Radia. Dodał, że Radio otrzymuje wiele deklaracji pomocy dla Polaków. "Ludzie chcą oddawać krew, przekazywać pomoc materialną, pomagać rodzinom rannych i zabitych" - dodał węgierski dziennikarz.
Informacji o wypadku udziela ambasada RP w Budapeszcie. Tel. (00361) 35-11-300, 35-11-301, 35-11-302.
em, les, pap
Rzecznik policji węgierskiej Jozsef Koranyi nie wyklucza, że liczba ofiar śmiertelnych może wzrosnąć, ponieważ stan niektórych spośród 32 rannych jest bardzo ciężki - jedna osoba jest w stanie krytycznym, a 17 odniosło poważne obrażenia.
Według rzecznika MSZ Bogusława Majewskiego, lista śmiertelnych ofiar wypadku polskiego autokaru na Węgrzech może być znana we wtorek rano. Tego dnia na Węgry uda się misja MSZ, która "wzmocni" wydział konsularny ambasady RP.
Dodał jednak, że procedura identyfikacji jest bardzo pracochłonna i w wielu przypadkach wymagać będzie przyjazdu na miejsce rodzin ofiar.
Według Majewskiego, MSZ udzieli pomocy w przejeździe rodzin na Węgry. Jak powiedział rzecznik, "rozpatrywane są różne opcje - zarówno z przewoźnikiem jak i przedstawicielami parafii organizującej wyjazd". Dodał, że "po stronie organizatora wycieczki jest gotowość zapewnienia przejazdu rodzinom ofiar".
Osobną kwestią - jak mówił rzecznik - jest sprowadzenie do kraju poszkodowanych w wyniku wypadku. "Decyzja będzie wydawana w oparciu o opinię lekarską; różni ludzie w różnych warunkach będą musieli wracać - w zorganizowany sposób nie da się tego przeprowadzić i tym właśnie zajmuje się m.in. zespół kryzysowy MSZ" - powiedział Majewski.
Bogdan Zoltan, dyżurny lekarz na oddziale intensywnej terapii ze szpitala w węgierskiej miejscowości Keszthely, który zajmuje się 11 rannymi, mówi, że dwie osoby są w stanie ciężkim, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Poza tym jeden ranny będzie musiał przejść operację złamanej nogi. Pozostali odnieśli mniej groźne kontuzje.
Dr Sandor Marton , dyżurny lekarz ze szpitala w Marcali, przekazał, że w tym szpitalu znajduje się 11 pacjentów, w tym dwoje na intensywnej terapii: stan jednej osoby jest krytyczny, drugiej - ciężki lecz stabilny. Dwie osoby przeszły operacje w powodu otwartych złamań nóg. Pozostali są lekko ranni.
Ranni znajdują się w trzech szpitalach w miejscowościach Kesthely, Koposzfar i Marcali.
Jak poinformowała konsul ambasady RP Teresa Notz, wypadek miał miejsce o godz. 2.00. Autokar o numerach rejestracyjnych LB 02930 jechał trasą M-7 w pobliżu Balatonu. Na rondzie skręcił w kierunku na Nygykanizsa, ale nagle, z nieznanej przyczyny zjechał z drogi i przewrócił się. "To najstraszniejszy wypadek, jaki widzieliśmy. Nigdy jeszcze nie spotkaliśmy tak pokiereszowanego autokaru" - powiedziała pani konsul.
Policja węgierska jako prawdopodobne przyczyny wypadku bierze pod uwagę zmęczenie, a nawet zaśnięcie kierowcy oraz dużą prędkość przy wjeździe na skrzyżowanie.
"Specjaliści ustalają co spowodowało wypadek. Obecnie są podejrzenia, że przyczyną wypadku była duża prędkość i hamowanie przed skrzyżowaniem. Prawdopodobnie autobus wjechał na skrzyżowanie z prędkością 80 km/h, a w warunkach ruchu okrężnego jest to i tak dużo" - powiedział major Ferenc Vass z węgierskiej policji.
Charge d'affaires ambasady RP w Budapeszcie Roman Kowalski wyklucza zmęczenie. Twierdzi, że tuż przed wypadkiem kierowcy dokonali zmiany za kierownicą. Jego zdaniem autobus wpadł na rondo wyhamowujące szybkość (specyficzna forma konstruowania skrzyżowań na Węgrzech), ponieważ prawdopodobnie nie zauważył nieoświetlonego skrętu. Najechał lewym kołem na wysoki krawężnik, przewrócił się na dach i spadł do pobliskiego rowu. Według polskiego charge d'affaires, który powołuje się na źródła policyjne, przed rondem nie było śladów hamowania.
"Pojazd jest całkowicie zmiażdżony. Nie jestem w stanie odcyfrować numerów rejestracyjnych" - relacjonował tuż po wypadku Jarosław Wilczewski, współpracujący z lokalną policją Polak od 13 lat mieszkający na Węgrzech.
Autokar wiózł pielgrzymów ze Stoczka koło Czemiernik w Lubelskiem do sanktuarium maryjnego w Medjugorie w Bośni Hercegowinie. W autobusie znajdowało się 51 pasażerów.
Spośród 19 śmiertelnych ofiar wypadku autobusu na Węgrzech zidentyfikowano już ciała dziesięciu, w tym 14-letniego chłopca.
Wśród ofiar śmiertelnych jest niezidentyfikowana jeszcze 5-6- letnia dziewczynka.
Węgierski premier Peter Medgyessy zadeklarował, że Węgry pokryją wszelkie koszty podróży i pobytu na terenie kraju rodzin ofiar i rannych w wypadku polskiego autobusu.
"Podobne deklaracje najdalej idącej pomocy mamy także od prezydenta, ministra spraw zagranicznych, ogromnej rzeszy osób prywatnych i instytucji. Musimy jednak zająć się przede wszystkim organizacją pomocy dla tych, którzy są ofiarami tej katastrofy" - powiedział charge d'affaires ambasady polskiej w Budapeszcie Roman Kowalski.
"To jedna z najstraszniejszych katastrof drogowych na Węgrzech, katastrofa, która zaszokowała ogromną część społeczeństwa" - powiedział PAP Udvarhelyi Szabolcs z Węgierskiego Radia. Dodał, że Radio otrzymuje wiele deklaracji pomocy dla Polaków. "Ludzie chcą oddawać krew, przekazywać pomoc materialną, pomagać rodzinom rannych i zabitych" - dodał węgierski dziennikarz.
Informacji o wypadku udziela ambasada RP w Budapeszcie. Tel. (00361) 35-11-300, 35-11-301, 35-11-302.
em, les, pap