Słup ognia nadal bucha z szybu odwiertu gazu w Wierzchowicach koło Milicza na Dolnym Śląsku. Dowodzący akcją ratowniczą określają sytuację jako trudną, ale stabilną.
Sztab kryzysowy powołany na czas gaszenia pożaru w magazynie gazu ziemnego w Wierzchowicach bierze pod uwagę trzy metody postępowania przy gaszeniu pożaru.
"Na początek spróbujemy zaczopować otwór, skąd wydobywa się gaz. Dlatego musimy dostać się w pobliże szybu. Temperatura pod głowicą otworu ma jedynie 25 stopni Celsjusza. Jeśli uda się nam wtłoczyć tam wodę, będzie po akcji" - powiedział Zbigniew Szczygieł, komendant wojewódzki straży pożarnej we Wrocławiu. "Ten pomysł jest tu najprostszy i jednocześnie najszybszy".
Trwają też przygotowania do zastosowania drugiej metody - budowany jest zbiornik wodny o pojemności 3 tys. m sześc. Woda ze zbiornika przy pomocy pomp i działek wodnych ma zalać otwór, z którego ulatnia się gaz.
"Jeśli to się nie powiedzie, zastosujemy trzecie wyjście, czyli otwór ratunkowy. Ok. 300 m od płonącego szybu powstanie inny, którym wtłoczona będzie woda, by przerwać dostawy gazu" - mówił Szczygieł.
W Wierzchowicach miał miejsce niekontrolowany wypływ gazu w trakcie wiercenia otworu wiertniczego na złożu - w powstającym magazynie gazu. Gaz się zapalił i podpalił sąsiadującą z szybem wieżę wiertniczą, która w rezultacie runęła.
Z jednego z szybów bucha 60-metrowy słup ognia, widoczny w promieniu pięciu kilometrów. Przy każdym silniejszym podmuchu wiatru ogień bucha jeszcze wyżej. Straż pożarna chłodzi pozostałe trzy szyby wodą tak, by nie doszło tam również do wybuchu. Zagrożona jest też druga wieża wiertnicza oddalona od miejsca wypadku o ok. 30-40 metrów.
Na miejsce przybyły wyspecjalizowane jednostki ratownictwa górniczego z Zielonej Góry i Krakowa. By mogły zająć się ulatniającym się gazem, najpierw ubrani w żaroodporne kombinezony strażacy musieli wejść w ogień i przywiązać stalowe liny do elementów zawalonej wieży. Następnie odciągnięto konstrukcję.
Policja i straż nie dopuszczają w okolice szybów żadnych osób. Pozamykano też wszystkie drogi dojazdowe. Mieszkańcy okolicznych wiosek obawiają się kolejnych eksplozji, sztab kryzysowy zapewnia jednak, że nie ma żadnego zagrożenia dla mieszkańców i nie widzi potrzeby ewakuacji. Najbliższe zabudowania znajdują się w odległości ok. 800 m od płonącego szybu.
Pożar nie spowodował ofiar śmiertelnych. W trwającej od niedzieli akcji ratunkowej ucierpiało już pięciu strażaków: trzech zatruło się dymem, dwóch doznało niewielkich obrażeń. Strażaka z raną kolana przewieziono do szpitala. W Wierzchowicach bez przerwy pracuje 120 strażaków. Na miejscu jest też 30 specjalistycznych wozów.
Nie oszacowano dotąd strat.
Akcja gaszenia pożaru, który wybuchł ok. 9.00 rano w niedzielę, może potrwać nawet kilka dni.
Gospodarzem obszaru, na którym doszło do wypadku, jest milicki oddział Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Sztab akcji ratowniczej wciąż nie zna przyczyn wybuchu. Ma je ustalić w ciągu kilku dni specjalna komisja. "W momencie zdarzenia prowadzone były prace przy rozbudowie magazynu gazu ziemnego. Dopiero specjalna komisja oceni, dlaczego doszło do tego wybuchu, to jednak potrwa parę dni" - powiedział Mieczyław Jakiel, wiceprezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Pracownicy magazynu gazu ziemnego z Wierzchowic uważają wypadek za błąd w sztuce wiertniczej.
Prace przy odwiertach gazu w niedzielę prowadziła firma Nafta Piła. Jej pracownicy nie chcieli rozmawiać z PAP. "To była sekunda i stało się" - powiedział jeden z mężczyzn.
Według informacji zamieszczonych na stronach internetowych Zielonogórski Zakład Górnictwa Nafty i Gazu, oddział PGNIG, prowadzi w Wierzchowicach budowę Podziemnego Magazynu Gazu. Po rozbudowie do planowanej pojemności 4,3 mld metrów sześciennych, ma to być jeden z największych tego typu magazynów w Europie.
em, IrP, pap
"Na początek spróbujemy zaczopować otwór, skąd wydobywa się gaz. Dlatego musimy dostać się w pobliże szybu. Temperatura pod głowicą otworu ma jedynie 25 stopni Celsjusza. Jeśli uda się nam wtłoczyć tam wodę, będzie po akcji" - powiedział Zbigniew Szczygieł, komendant wojewódzki straży pożarnej we Wrocławiu. "Ten pomysł jest tu najprostszy i jednocześnie najszybszy".
Trwają też przygotowania do zastosowania drugiej metody - budowany jest zbiornik wodny o pojemności 3 tys. m sześc. Woda ze zbiornika przy pomocy pomp i działek wodnych ma zalać otwór, z którego ulatnia się gaz.
"Jeśli to się nie powiedzie, zastosujemy trzecie wyjście, czyli otwór ratunkowy. Ok. 300 m od płonącego szybu powstanie inny, którym wtłoczona będzie woda, by przerwać dostawy gazu" - mówił Szczygieł.
W Wierzchowicach miał miejsce niekontrolowany wypływ gazu w trakcie wiercenia otworu wiertniczego na złożu - w powstającym magazynie gazu. Gaz się zapalił i podpalił sąsiadującą z szybem wieżę wiertniczą, która w rezultacie runęła.
Z jednego z szybów bucha 60-metrowy słup ognia, widoczny w promieniu pięciu kilometrów. Przy każdym silniejszym podmuchu wiatru ogień bucha jeszcze wyżej. Straż pożarna chłodzi pozostałe trzy szyby wodą tak, by nie doszło tam również do wybuchu. Zagrożona jest też druga wieża wiertnicza oddalona od miejsca wypadku o ok. 30-40 metrów.
Na miejsce przybyły wyspecjalizowane jednostki ratownictwa górniczego z Zielonej Góry i Krakowa. By mogły zająć się ulatniającym się gazem, najpierw ubrani w żaroodporne kombinezony strażacy musieli wejść w ogień i przywiązać stalowe liny do elementów zawalonej wieży. Następnie odciągnięto konstrukcję.
Policja i straż nie dopuszczają w okolice szybów żadnych osób. Pozamykano też wszystkie drogi dojazdowe. Mieszkańcy okolicznych wiosek obawiają się kolejnych eksplozji, sztab kryzysowy zapewnia jednak, że nie ma żadnego zagrożenia dla mieszkańców i nie widzi potrzeby ewakuacji. Najbliższe zabudowania znajdują się w odległości ok. 800 m od płonącego szybu.
Pożar nie spowodował ofiar śmiertelnych. W trwającej od niedzieli akcji ratunkowej ucierpiało już pięciu strażaków: trzech zatruło się dymem, dwóch doznało niewielkich obrażeń. Strażaka z raną kolana przewieziono do szpitala. W Wierzchowicach bez przerwy pracuje 120 strażaków. Na miejscu jest też 30 specjalistycznych wozów.
Nie oszacowano dotąd strat.
Akcja gaszenia pożaru, który wybuchł ok. 9.00 rano w niedzielę, może potrwać nawet kilka dni.
Gospodarzem obszaru, na którym doszło do wypadku, jest milicki oddział Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Sztab akcji ratowniczej wciąż nie zna przyczyn wybuchu. Ma je ustalić w ciągu kilku dni specjalna komisja. "W momencie zdarzenia prowadzone były prace przy rozbudowie magazynu gazu ziemnego. Dopiero specjalna komisja oceni, dlaczego doszło do tego wybuchu, to jednak potrwa parę dni" - powiedział Mieczyław Jakiel, wiceprezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Pracownicy magazynu gazu ziemnego z Wierzchowic uważają wypadek za błąd w sztuce wiertniczej.
Prace przy odwiertach gazu w niedzielę prowadziła firma Nafta Piła. Jej pracownicy nie chcieli rozmawiać z PAP. "To była sekunda i stało się" - powiedział jeden z mężczyzn.
Według informacji zamieszczonych na stronach internetowych Zielonogórski Zakład Górnictwa Nafty i Gazu, oddział PGNIG, prowadzi w Wierzchowicach budowę Podziemnego Magazynu Gazu. Po rozbudowie do planowanej pojemności 4,3 mld metrów sześciennych, ma to być jeden z największych tego typu magazynów w Europie.
em, IrP, pap