Polska pilnie potrzebuje zagranicznych inwestycji. Bez tego niemożliwe będzie unowocześnienie naszej gospodarki
Do Polski napływa jednak także kapitał niejasnego pochodzenia. Interpol, FBI oraz współpracujące z UOP wywiady ostrzegają, że nasz kraj nie stawia żadnych barier tamujących napływ brudnych pieniędzy. Podczas seminarium dla krajów Europy Środkowej i Wschodniej, zorganizowanego w marcu ubiegłego roku w Warszawie, Andrzej Parafianowicz z MSWiA alarmował, że w Polsce rocznie pierze się 1,5-10 mld USD.
Tymczasem w transakcjach handlowych od lat obowiązuje u nas schemat: im większą gotówką dysponuje zagraniczny inwestor, tym większą czołobitność i uległość przejawiają wobec niego urzędnicy państwowi oraz reprezentanci władz samorządowych. Inaczej jest w krajach Unii Europejskiej. - Biznesmeni, szczególnie ci, których fortuny rozkwitają z niczego, nie mogą się obrażać, gdy powołane do tego instytucje państwowe prześwietlają ich interesy. Zdobywanie "kapitału założycielskiego" odbywa się przecież często na drodze przestępstwa. Sprawdzając pochodzenie kapitału, chcemy uniemożliwić legalizowanie interesów przestępcom, a osoby uczciwe uwolnić od podejrzeń - mówi John Abbott, dyrektor Państwowej Służby Wywiadu Kryminalnego Wielkiej Brytanii (NCIS).
W Polsce nikt nie pyta zagranicznych inwestorów o pochodzenie ich milionowych fortun. Zdarza się wręcz, że urzędnicy, którzy załatwiali różne sprawy, porzucają swoje dotychczasowe stanowiska i przechodzą do firm niedawnych klientów. Skoro nie bada się pochodzenia inwestowanego kapitału, cień podejrzeń pada na wszystkich, czyli także na tych, którzy wzbogacili się dzięki własnej pracy, pomysłowości, umiejętnościom. Co więcej, jeśli nie sprawdza się pochodzenia kapitału, trudno się dziwić, że Polska uznawana jest za największą pralnię środkowej Europy, a w rankingu odporności na korupcję plasujemy się na odległym 44. miejscu. Jednym z najbardziej dynamicznych inwestorów zagranicznych jest w ostatnich latach Sabri Bekdas, Turek ze Stambułu. - Pierwszy milion dolarów zarobiłem na tureckim bazarze. Teraz mam w Stambule hotel i fabrykę obuwia - mówi Bekdas. - Pan Bekdas rozpoczynał karierę kupiecką jako siedmioletnie dziecko. Potem miał skromny zakład jubilerski w Stambule - mówi Lubomir Dyś, były wieloletni pracownik polskich służb dyplomatycznych (pracował m.in. w Stambule), obecnie dyrektor Reform Company, firmy Sabriego Bekdasa. - Mówi się, że Bekdas inwestuje w produkcję butów, w tekstylia, ale poważni handlowcy z tej branży, z którymi mamy kontakt, nie słyszeli o jego firmach - mówi Marek Leszczyński, attaché handlowy polskiego konsulatu w Stambule. Na pytanie o źródła kapitału swojego pracodawcy - w Polsce zamierza on zainwestować niemal 200 mln dolarów - Lubomir Dyś odpowiada krótko: "No comments".
W Polsce na oficjalnych przyjęciach z udziałem Sabriego Bekdasa goszczą najwyżsi tureccy urzędnicy. 20 października 1999 r. na uroczystość otwarcia biurowca Reform Plaza przy Alejach Jerozolimskich specjalnym samolotem przyleciało 16 tureckich parlamentarzystów i pięciu ministrów. Zaproszono także prezydenta Kwaśniewskiego, ale się nie pojawił. Przybył natomiast minister Ryszard Kalisz. "Cieszę się, że do stolicy płynie kapitał z innego niż dotychczas kierunku" - mówił podczas zatknięcia wiechy nad Reform Plaza wojewoda mazowiecki Maciej Gielecki. "Im więcej Turcy u nas zainwestują, tym pewniej zagłosują za przyjęciem Polski do NATO" - dodawał ówczesny prezydent Warszawy Marcin Święcicki. W interesach Bekdasowi doradzają najlepsi polscy eksperci finansowi, w tym były wiceminister finansów.
Rozmach inwestycji Sabriego Bekdasa robi wrażenie: budynek Reform Plaza ma 31 kondygnacji, 117 metrów wysokości, 56 tys. metrów kwadratowych powierzchni użytkowej, pięciopoziomowy parking na 436 samochodów, na dachu lądowisko dla helikopterów, a wewnątrz ogromne, wznoszące się na sześć kondygnacji akwarium. Bekdas mówi, że budowa biurowca pochłonęła 46 mln USD, sam projekt kosztował 2,5 mln USD. - Porównując ceny w Warszawie uważam, że budujemy bardzo tanio, bo w granicach 60 proc. obowiązujących w stolicy stawek, ale przy znacznie wyższym standardzie - zaznacza dyrektor Dyś. Turecki biznesmen - poprzez swoje firmy - posiada obecnie w centrum Warszawy prawie 5 hektarów ziemi (w formie wieczystej dzierżawy), z tego niemal 4 hektary w okolicach Dworca Zachodniego, przy Alejach Jerozolimskich. Właśnie tam wznosi dziewięciokondygnacyjny Reform Center o powierzchni 206 tys. m kw. Na parterze tego komplek- su biurowo-handlowo-rekreacyjnego, pośrodku atrium nakrytego wielką szklaną kopułą, ma być sztuczne lodowisko w kształcie koła o powierzchni 500 m kw., multipleks z ośmioma salami kinowymi, parking na prawie dwa tysiące samochodów. Tak wielkiej inwestycji w Warszawie jeszcze nie widziano.
Należąca do Sabriego Bekdasa Reform Company spółka z o.o. została założona w sierpniu 1994 r. Powstała z połączenia LSW Center (firmy powołanej przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą - jej kapitałem była nieruchomość przy Alejach Jerozolimskich 123, warta 27,5 mld starych złotych) z turecką firmą Reform Plaza, której prezesem był Sabri Bekdas. W styczniu 1995 r. - po odkupieniu udziałów polskiego partnera przez Turków - LSW Center zmieniła nazwę na Reform Company. Kapitał założycielski Reform Company wynosił 2,75 mln zł.
Drugim obok Warszawy miastem, w którym Sabri Bekdas zamierza inwestować, jest Szczecin. Chce tu zbudować korty tenisowe, baseny, halę widowiskowo-sportową, kompleksy odnowy biologicznej i nowoczesne centrum konferencyjno-prasowe. Pod koniec grudnia został właścicielem pierwszo- ligowej drużyny piłkarskiej Pogoń. Udziały kupił poprzez spółkę Mat Trade, której większościowym udziałowcem jest jego dziewiętnastoletni syn Mateusz, posiadający polskie obywatelstwo. - Pan Bekdas rozpoczął spłatę należności klubu wobec wierzycieli (5 mln zł). Jeszcze przed podpisaniem aktu notarialnego przekazał klubowi 1,65 mln zł - podlicza Artur Korneluk, dotychczasowy prezes, a obecnie dyrektor do spraw sportowych Pogoni. Bekdas ściągnął do Pogoni Janusza Wójcika, byłego trenera kadry narodowej. Ma być menedżerem. "Naszą wspólną Pogoń widzę ogromną. To klub wszystkich szczecinian, a nie tylko własność Bekdasa. Najważniejsze, że pozostała nazwa - kibice nie będą mieli wrażenia, że ich drużyna została sprzedana. Lepiej przecież brzmi nazwa Pogoń niż na przykład Daewoo Szczecin" - mówił Sabri Bekdas po podpisaniu aktu notarialnego powołującego do życia Sportową Spółkę Akcyjną Pogoń.
- Przed podpisaniem umowy sprawdziliśmy wiarygodność inwestora - podkreśla Jerzy Krawiec, który w imieniu zarządu miasta negocjował warunki porozumienia. Pod przyszłe inwestycje Bekdasa w Szczecinie miasto wydzierżawiło ponad 8,5 ha ziemi na 30 lat. - Gdyby inwestor nie wywiązywał się z przyjętych w umowie dzierżawy zobowiązań, umowa ta może zostać rozwiązana w trybie natychmiastowym. Jesteśmy przecież właścicielami tych gruntów - zapewnia Jerzy Krawiec. O przekazaniu miejskich terenów w trzydziestoletnią dzierżawę zadecydowali szczecińscy radni, którzy w kwietniu ubiegłego roku podjęli stosowną uchwałę. - Podczas sesji wiceprezydent przekonywał radnych, że dzierżawa jest dla miasta korzystna, gdyż zawsze można ją wypowiedzieć. Tymczasem jeżeli wartość przyszłej inwestycji przekroczy wartość dzierżawionego terenu, obligatoryjnie własność trzeba będzie przenieść na dzierżawcę - jeśli tylko dzierżawca, czyli firma Mat Trade, zażąda tego od miasta. Tak stanowią przepisy prawa cywilnego. Wszystko, co pan Bekdas wybuduje w Szczecinie, będzie należało do niego - obojętnie, jaka to będzie inwestycja: korty z basenem czy hipermarket. Zdecydowanie korzystniejsze dla miasta byłoby wieczyste użytkowanie - mówi mecenas Włodzimierz Łyczywek, były radny Szczecina. Niektórzy obecni szczecińscy radni uważają, że wartość planowanej inwestycji szybko przewyższy wartość wydzierżawionego przez miasto gruntu. Teren w Szczecinie wyceniono bowiem na ok. 12 mln zł, zaś firma Bekdasa chce zainwestować 50-100 mln USD, czyli 200-400 mln zł. Sabri Bekdas nigdy nie był przesłuchiwany przez polskie służby specjalne, ale dokumenty jego firmy dwa lata temu trafiły do Urzędu Ochrony Państwa. - Sprawdzaliśmy wszystkie kontakty osób przesłuchiwanych w związku z zabójstwem sześciu obywateli tureckich. Sprawdzaliśmy zatem różne osoby i różne firmy. Jedną z nich była Reform Company - wyjaśnia kpt. Magdalena Kluczyńska, rzecznik prasowy UOP. Sprawa, o której wspomniała Kluczyńska, wiąże się z wydarzeniami sprzed dwóch lat, kiedy na przejściu granicznym w Cieszynie w tureckim autokarze znaleziono 80 kg heroiny. Trzy tygodnie później sześciu Turków nielegalnie wywożących z Polski 2 mln USD zamordowano strzałami z bliskiej odległości. Egzekutorami byli organizatorzy udaremnionego wcześniej przemytu. Niedawno okazało się, że w Polsce bywał często (pod fałszywymi nazwiskami) dobrze znany amerykańskim służbom specjalnym turecki przemytnik diamentów, broni i narkotyków, zajmujący się też praniem brudnych pieniędzy. Jak dowiedzieliśmy się z wiarygodnych źródeł, Turek dysponował numerami telefonów do jednej z firm Bekdasa w naszym kraju. Były to jedyne "polskie" numery telefonów zapisane w jego notesie.
Tymczasem w transakcjach handlowych od lat obowiązuje u nas schemat: im większą gotówką dysponuje zagraniczny inwestor, tym większą czołobitność i uległość przejawiają wobec niego urzędnicy państwowi oraz reprezentanci władz samorządowych. Inaczej jest w krajach Unii Europejskiej. - Biznesmeni, szczególnie ci, których fortuny rozkwitają z niczego, nie mogą się obrażać, gdy powołane do tego instytucje państwowe prześwietlają ich interesy. Zdobywanie "kapitału założycielskiego" odbywa się przecież często na drodze przestępstwa. Sprawdzając pochodzenie kapitału, chcemy uniemożliwić legalizowanie interesów przestępcom, a osoby uczciwe uwolnić od podejrzeń - mówi John Abbott, dyrektor Państwowej Służby Wywiadu Kryminalnego Wielkiej Brytanii (NCIS).
W Polsce nikt nie pyta zagranicznych inwestorów o pochodzenie ich milionowych fortun. Zdarza się wręcz, że urzędnicy, którzy załatwiali różne sprawy, porzucają swoje dotychczasowe stanowiska i przechodzą do firm niedawnych klientów. Skoro nie bada się pochodzenia inwestowanego kapitału, cień podejrzeń pada na wszystkich, czyli także na tych, którzy wzbogacili się dzięki własnej pracy, pomysłowości, umiejętnościom. Co więcej, jeśli nie sprawdza się pochodzenia kapitału, trudno się dziwić, że Polska uznawana jest za największą pralnię środkowej Europy, a w rankingu odporności na korupcję plasujemy się na odległym 44. miejscu. Jednym z najbardziej dynamicznych inwestorów zagranicznych jest w ostatnich latach Sabri Bekdas, Turek ze Stambułu. - Pierwszy milion dolarów zarobiłem na tureckim bazarze. Teraz mam w Stambule hotel i fabrykę obuwia - mówi Bekdas. - Pan Bekdas rozpoczynał karierę kupiecką jako siedmioletnie dziecko. Potem miał skromny zakład jubilerski w Stambule - mówi Lubomir Dyś, były wieloletni pracownik polskich służb dyplomatycznych (pracował m.in. w Stambule), obecnie dyrektor Reform Company, firmy Sabriego Bekdasa. - Mówi się, że Bekdas inwestuje w produkcję butów, w tekstylia, ale poważni handlowcy z tej branży, z którymi mamy kontakt, nie słyszeli o jego firmach - mówi Marek Leszczyński, attaché handlowy polskiego konsulatu w Stambule. Na pytanie o źródła kapitału swojego pracodawcy - w Polsce zamierza on zainwestować niemal 200 mln dolarów - Lubomir Dyś odpowiada krótko: "No comments".
W Polsce na oficjalnych przyjęciach z udziałem Sabriego Bekdasa goszczą najwyżsi tureccy urzędnicy. 20 października 1999 r. na uroczystość otwarcia biurowca Reform Plaza przy Alejach Jerozolimskich specjalnym samolotem przyleciało 16 tureckich parlamentarzystów i pięciu ministrów. Zaproszono także prezydenta Kwaśniewskiego, ale się nie pojawił. Przybył natomiast minister Ryszard Kalisz. "Cieszę się, że do stolicy płynie kapitał z innego niż dotychczas kierunku" - mówił podczas zatknięcia wiechy nad Reform Plaza wojewoda mazowiecki Maciej Gielecki. "Im więcej Turcy u nas zainwestują, tym pewniej zagłosują za przyjęciem Polski do NATO" - dodawał ówczesny prezydent Warszawy Marcin Święcicki. W interesach Bekdasowi doradzają najlepsi polscy eksperci finansowi, w tym były wiceminister finansów.
Rozmach inwestycji Sabriego Bekdasa robi wrażenie: budynek Reform Plaza ma 31 kondygnacji, 117 metrów wysokości, 56 tys. metrów kwadratowych powierzchni użytkowej, pięciopoziomowy parking na 436 samochodów, na dachu lądowisko dla helikopterów, a wewnątrz ogromne, wznoszące się na sześć kondygnacji akwarium. Bekdas mówi, że budowa biurowca pochłonęła 46 mln USD, sam projekt kosztował 2,5 mln USD. - Porównując ceny w Warszawie uważam, że budujemy bardzo tanio, bo w granicach 60 proc. obowiązujących w stolicy stawek, ale przy znacznie wyższym standardzie - zaznacza dyrektor Dyś. Turecki biznesmen - poprzez swoje firmy - posiada obecnie w centrum Warszawy prawie 5 hektarów ziemi (w formie wieczystej dzierżawy), z tego niemal 4 hektary w okolicach Dworca Zachodniego, przy Alejach Jerozolimskich. Właśnie tam wznosi dziewięciokondygnacyjny Reform Center o powierzchni 206 tys. m kw. Na parterze tego komplek- su biurowo-handlowo-rekreacyjnego, pośrodku atrium nakrytego wielką szklaną kopułą, ma być sztuczne lodowisko w kształcie koła o powierzchni 500 m kw., multipleks z ośmioma salami kinowymi, parking na prawie dwa tysiące samochodów. Tak wielkiej inwestycji w Warszawie jeszcze nie widziano.
Należąca do Sabriego Bekdasa Reform Company spółka z o.o. została założona w sierpniu 1994 r. Powstała z połączenia LSW Center (firmy powołanej przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą - jej kapitałem była nieruchomość przy Alejach Jerozolimskich 123, warta 27,5 mld starych złotych) z turecką firmą Reform Plaza, której prezesem był Sabri Bekdas. W styczniu 1995 r. - po odkupieniu udziałów polskiego partnera przez Turków - LSW Center zmieniła nazwę na Reform Company. Kapitał założycielski Reform Company wynosił 2,75 mln zł.
Drugim obok Warszawy miastem, w którym Sabri Bekdas zamierza inwestować, jest Szczecin. Chce tu zbudować korty tenisowe, baseny, halę widowiskowo-sportową, kompleksy odnowy biologicznej i nowoczesne centrum konferencyjno-prasowe. Pod koniec grudnia został właścicielem pierwszo- ligowej drużyny piłkarskiej Pogoń. Udziały kupił poprzez spółkę Mat Trade, której większościowym udziałowcem jest jego dziewiętnastoletni syn Mateusz, posiadający polskie obywatelstwo. - Pan Bekdas rozpoczął spłatę należności klubu wobec wierzycieli (5 mln zł). Jeszcze przed podpisaniem aktu notarialnego przekazał klubowi 1,65 mln zł - podlicza Artur Korneluk, dotychczasowy prezes, a obecnie dyrektor do spraw sportowych Pogoni. Bekdas ściągnął do Pogoni Janusza Wójcika, byłego trenera kadry narodowej. Ma być menedżerem. "Naszą wspólną Pogoń widzę ogromną. To klub wszystkich szczecinian, a nie tylko własność Bekdasa. Najważniejsze, że pozostała nazwa - kibice nie będą mieli wrażenia, że ich drużyna została sprzedana. Lepiej przecież brzmi nazwa Pogoń niż na przykład Daewoo Szczecin" - mówił Sabri Bekdas po podpisaniu aktu notarialnego powołującego do życia Sportową Spółkę Akcyjną Pogoń.
- Przed podpisaniem umowy sprawdziliśmy wiarygodność inwestora - podkreśla Jerzy Krawiec, który w imieniu zarządu miasta negocjował warunki porozumienia. Pod przyszłe inwestycje Bekdasa w Szczecinie miasto wydzierżawiło ponad 8,5 ha ziemi na 30 lat. - Gdyby inwestor nie wywiązywał się z przyjętych w umowie dzierżawy zobowiązań, umowa ta może zostać rozwiązana w trybie natychmiastowym. Jesteśmy przecież właścicielami tych gruntów - zapewnia Jerzy Krawiec. O przekazaniu miejskich terenów w trzydziestoletnią dzierżawę zadecydowali szczecińscy radni, którzy w kwietniu ubiegłego roku podjęli stosowną uchwałę. - Podczas sesji wiceprezydent przekonywał radnych, że dzierżawa jest dla miasta korzystna, gdyż zawsze można ją wypowiedzieć. Tymczasem jeżeli wartość przyszłej inwestycji przekroczy wartość dzierżawionego terenu, obligatoryjnie własność trzeba będzie przenieść na dzierżawcę - jeśli tylko dzierżawca, czyli firma Mat Trade, zażąda tego od miasta. Tak stanowią przepisy prawa cywilnego. Wszystko, co pan Bekdas wybuduje w Szczecinie, będzie należało do niego - obojętnie, jaka to będzie inwestycja: korty z basenem czy hipermarket. Zdecydowanie korzystniejsze dla miasta byłoby wieczyste użytkowanie - mówi mecenas Włodzimierz Łyczywek, były radny Szczecina. Niektórzy obecni szczecińscy radni uważają, że wartość planowanej inwestycji szybko przewyższy wartość wydzierżawionego przez miasto gruntu. Teren w Szczecinie wyceniono bowiem na ok. 12 mln zł, zaś firma Bekdasa chce zainwestować 50-100 mln USD, czyli 200-400 mln zł. Sabri Bekdas nigdy nie był przesłuchiwany przez polskie służby specjalne, ale dokumenty jego firmy dwa lata temu trafiły do Urzędu Ochrony Państwa. - Sprawdzaliśmy wszystkie kontakty osób przesłuchiwanych w związku z zabójstwem sześciu obywateli tureckich. Sprawdzaliśmy zatem różne osoby i różne firmy. Jedną z nich była Reform Company - wyjaśnia kpt. Magdalena Kluczyńska, rzecznik prasowy UOP. Sprawa, o której wspomniała Kluczyńska, wiąże się z wydarzeniami sprzed dwóch lat, kiedy na przejściu granicznym w Cieszynie w tureckim autokarze znaleziono 80 kg heroiny. Trzy tygodnie później sześciu Turków nielegalnie wywożących z Polski 2 mln USD zamordowano strzałami z bliskiej odległości. Egzekutorami byli organizatorzy udaremnionego wcześniej przemytu. Niedawno okazało się, że w Polsce bywał często (pod fałszywymi nazwiskami) dobrze znany amerykańskim służbom specjalnym turecki przemytnik diamentów, broni i narkotyków, zajmujący się też praniem brudnych pieniędzy. Jak dowiedzieliśmy się z wiarygodnych źródeł, Turek dysponował numerami telefonów do jednej z firm Bekdasa w naszym kraju. Były to jedyne "polskie" numery telefonów zapisane w jego notesie.
Więcej możesz przeczytać w 5/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.