Pracownicy ożarowskiej fabryki kabli uważają, że spotkało ich nieszczęście - prywatyzacja. A właściciel prywatny, w przeciwieństwie do spółek państwowych, czyli niczyich, musi patrzeć w przyszłość. Konkurencja na światowych rynkach jest ostra i aby jej w przyszłości sprostać, już teraz trzeba racjonalizować produkcję. TeleFonika zrobiła więc to samo co jej przyszli konkurenci i co w ogóle jest normalnym sposobem rozwoju każdej zdrowej firmy - dotychczasową produkcję trzech zakładów postanowiła skoncentrować w dwóch, trzeci zamykając. Normalne, zgodne z logiką rynku postępowanie TeleFoniki skończyło się ponad 200 dniami okupacji firmy, 35 mln zł strat i bijatyką z ochroniarzami i policją, której kosztów - zwłaszcza tych poniesionych przez podatników - nikt publicznie nie podsumuje. Co najistotniejsze, sprawcy bijatyk nie spotkali się z potępieniem. Przeciwnie, bronią przecież swoich miejsc pracy. Całe szczęście, że TeleFonika jest firmą polską. Gdyby ożarowską fabrykę wykupił, nie daj Boże, koncern zagraniczny, jedna trzecia posłów rzucanie kamieniami w tiry i policjantów podniosłaby zapewne do rangi czynu patriotycznego na miarę obrony Westerplatte.
W przeszłości obrona miejsc pracy przed nowoczesnością - technologiczną czy organizacyjną - prowadziła nie tylko do starć z policją, ale nawet do powstań, jak w wypadku tkaczy w Lyonie w latach 1831 i 1834. Luddystom nie udało się zatrzymać nowoczesności, ale pozostali w historii jako symbol tępego oporu przeciwko postępowi cywilizacyjnemu. Nie zawsze luddyści ponosili zresztą klęski. Niedługo po wystąpieniach Ludda w tej samej Wielkiej Brytanii uchwalono tzw. locomotiv act, dławiący w zarodku rozwój motoryzacji. Stało się to pod naciskiem towarzystw pocztowych - by chronić miejsca pracy woźniców, stajennych i siodlarzy. Dopiero po kilkunastu latach Anglicy uświadomili sobie, ile może ich kosztować zacofanie wobec dynamicznie rozwijającego motoryzację kontynentu.
Dziesięć tysięcy górników wyprowadzonych przez związkowców na ulice Katowic nigdy nie słyszało o Nedzie Luddzie, ale łatwo by z nim znaleźli wspólny język. Górników obchodzi tylko jedno: utrzymanie stanu obecnego. "Nie pozwolimy na zamykanie kopalń" - i już. Kopalnie te budowano na potrzeby machiny zbrojeniowej Układu Warszawskiego i nie mają one w normalnej gospodarce racji bytu. Z wydobywanym przez nie węglem nie ma co robić. Niektóre z nich są tak technologicznie zacofane, że w celu wydobycia tony węgla trzeba w elektrowniach zasilających kopalnie spalić go tyle samo lub nawet więcej. Sumy przeznaczane na utrzymywanie kopalń zaczynają już zagrażać stabilności publicznych finansów. To nie są jednak dla polskich luddystów argumenty. Interesuje ich tylko jedno: nie dopuścić do likwidacji miejsc pracy.
Konanie nierentownych kopalń ciągnie się już dwunasty rok i gdyby nie perspektywa wejścia do Unii Europejskiej, mogłoby trwać aż do ostatecznego bankructwa Rzeczypospolitej. Energetyka jest bowiem państwowa, co znaczy, że tak naprawdę nikomu nie zależy na jej modernizacji. Dyrektorzy kopalń i spółek węglowych nauczyli się doskonale zarabiać na deficycie, zresztą najbardziej zależy im na życzliwości działaczy związkowych. Stąd z zasady występują ramię w ramię ze swymi podwładnymi przeciwko wszelkimi próbom zmian. Efekt - szacuje się, że górnictwo wydoiło już budżet III RP na 40 mld zł. A przecież bezpośrednie dopłaty i "oddłużenia" na koszt podatników to tylko drobna część kosztów. Znacznie więcej tracimy przez to, że dla dogodzenia egoizmowi wąskiej grupy utrzymuje się Polskę w zacofaniu, konserwując coraz bardziej archaiczny i nieopłacalny model energetyki opartej niemal wyłącznie na spalaniu węgla.
Oczywiście tracący pracę górnicy i pracownicy fabryki kabli zasługują na współczucie. Nie dlatego, że tracą pracę, tylko dlatego, że mają małe szanse na nową. Ten stan rzeczy jest wynikiem dławienia gospodarki przez państwową biurokrację i podatki. Współczucie dla bezrobotnych winno się przejawiać w staraniach o przyspieszenie rozwoju gospodarczego. Tymczasem w Polsce przybiera ono formę przeciwną - walki o utrzymanie kraju w technologicznym zacofaniu, nowoczesność bowiem zawsze zaczyna się od zwolnień. W efekcie największą przeszkodą w rozwoju Polski staje się stopniowo nie brak inwestorów, ale antymodernizacyjna mentalność samych Polaków.
Rafał A. Ziemkiewicz
Kto, gdzie i jakie pomniki Neda Ludda stawia w Polsce? Pełny tekst "Gniewu ludda" wraz z rankingami popularności w najnowszym 1045 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 2 grudnia.
W numerze także: Gust świata (Britney Spears, bin Laden i Saddam Husajn to najpopularniejsze osoby w internecie. Marylka, Frytka - najpopularniejszymi Polkami.)
oraz
Luka Rydzyka (To nie Tadeusz Rydzyk jest winien tego, że Radio Maryja nie figuruje w żadnym spisie podatników i nie płaci podatków. Winna jest ustawa podatkowa.)