Pracę przerwali też pracownicy służb oczyszczania miasta i przedszkoli.
Do akcji protestacyjnych wezwał Związek Zawodowy Pracowników Sektora Usług "ver.di", który domaga się dla trzech milionów zatrudnionych podwyżek płac w wysokości ponad 3 proc. Na środę zapowiedziano kolejną rundę negocjacji płacowych.
Reprezentujący pracodawców minister spraw wewnętrznych Otto Schily opowiada się jednak za zamrożeniem płac w przyszłym roku. Zdaniem ministra podwyżka spowoduje konieczność zbiorowych zwolnień pracowników. Kryzys ekonomiczny oraz malejące wpływy podatkowe doprowadziły do dużego deficytu w budżecie centralnym Niemiec oraz budżetach landów i gmin.
Kilka krajów związkowych chce wprowadzić zmiany w przepisach regulujących wynagrodzenia. Mają one umożliwić pracodawcom obniżenie pensji w landach przeżywających kłopoty finansowe. Inicjatorem takiego rozwiązania jest Berlin, którego finanse znajdują się w katastrofalnym stanie.
Takie rozwiązanie skrytykował przewodniczący Niemieckiego Związku Urzędników Erhard Geyer podczas wiecu pod Bramą Brandenburską. W proteście przeciwko zamrożeniu urzędniczych płac w niedzielę protestowało w Berlinie blisko 40 tys. urzędników.
Do strajku pracowników transportu miejskiego wezwały również trzy główne włoskie centrale związkowe. O różnych godzinach przestaną jeździć autobusy, tramwaje i metro w różnych regionach Włoch. Ma jednak zostać zapewnione 30 proc. połączeń.
Poniedziałkowy 24-godzinny strajk ma być formą sprzeciwu wobec nieodnowienia zbiorowego układu pracy. W ramach nowego układu zbiorowego związki domagają się podwyżki średniego wynagrodzenia miesięcznego i ustalenia tygodniowego czasu pracy na 38 godzin.
W poniedziałek późnym popołudniem przewidziano także manifestację w Rzymie.
Kolejne strajki mają odbyć się w styczniu i w lutym.
em, pap