Na świecie digitariat jest wciąż mniejszością, gdyż na 6 mld mieszkańców naszej planety tylko 580 mln ma możliwość korzystania z sieci. Mało tego, 60 proc. mieszkańców Ziemi nigdy nie używało telefonu. Jedynie w takich krajach, jak USA bądź Wielka Brytania, dostęp do Internetu ma ponad 70 proc. gospodarstw domowych. W Stanach Zjednoczonych tylko w ubiegłym roku przybyło 10 mln internautów. W Szwecji i Finlandii jedno stałe łącze internetowe przypada na sześć osób. Digitariat jest liczny w państwach zachodnich, gdyż dostęp do sieci kosztuje tam zaledwie 0,8 proc. przeciętnych miesięcznych dochodów, podczas gdy na przykład mieszkańcy wielu krajów Azji czy Afryki muszą wydać prawie 200 proc. miesięcznych dochodów.
Znaczenie digitariatu będzie szybko rosło, ponieważ w najbliższych dwóch, trzech dekadach większość nowych przedsięwzięć gospodarczych i miejsc pracy powstanie w branżach związanych z produkcją sprzętu elektronicznego bądź dostarczaniem zawartości dla internetowych mediów. Państwa i grupy społeczne, które nie zdołają się na czas przestawić na wytwarzanie nowego typu dóbr, będą miały coraz mniej do zaoferowania sąsiadom i coraz więcej trudności z konkurowaniem na wewnętrznym rynku towarów i usług. Na końcu tego procesu mamy wizję społeczeństwa przyszłości nakreśloną przez Billa Gatesa. Przewiduje on, iż docelowo 20 proc. ludzkości będzie należeć do finansowej elity pracującej w otoczeniu wysokich technologii. Dla 80 proc. pozostanie praca w usługach. Większość tych usług będzie świadczył digitariat.
Socjologowie i ekonomiści zwracają uwagę, że we współczesnym świecie bardzo szybko pogłębia się digital gap, czyli cyfrowa wyrwa cywilizacyjna. Świat dzieli się na cyfrową merytokrację (obejmuje ona zarówno kognitariat, jak i digitariat) oraz cyfrowych analfabetów. - W Polsce kognitariat i digitariat spod znaku Billa Gatesa stanowi zdecydowaną mniejszość. Większość to nadal społeczeństwo przemysłowe, któremu patronuje Henry Ford, czyli cyfrowi analfabeci - mówi Artur Kościański z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Przepaść między cyfrowymi merytokratami a analfabetami dobrze ilustrują wyniki badań przeprowadzonych wśród mieszkańców studenckiego miasteczka krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. "Jesteśmy lepiej zorientowani w światowych nowościach, jesteśmy komunikatywni i dociekliwi, mamy lepszą wyobraźnię i wiedzę" - mówią o sobie młodzi digitariusze. Przez otoczenie, które można zaliczyć do cyfrowych analfabetów, są oni postrzegani jako osoby wyizolowane ze społeczeństwa, skupione wyłącznie na poszerzaniu swoich kompetencji, więc na swój sposób aspołeczne. Z badań wynika tymczasem, że z reguły są to ludzie o szerokich horyzontach, ekstrawertyczni, nastawieni na współpracę.
W krajach Zachodu digitariat dobrze sobie radzi na rynku. - Przeciętny informatyk zarabia zwykle dwa razy więcej niż wynosi średnia pensja. Osoby zajmujące wyższe stanowiska - nawet pięciokrotnie więcej. Digitariat szybko oddala się więc materialnie od informacyjnego lumpenproletariatu - mówi prof. Lesław H. Haber, autor badań prowadzonych w krakowskim miasteczku studenckim AGH. Przykładem szybkiej kariery przedstawicieli digitariatu są Tomasz Michalik i Michał Wiecha, którzy stali się członkami kognitariatu. Mając po 23 lata, założyli w Krakowie firmę Insignia Net, zajmującą się przygotowywaniem serwisów i aplikacji internetowych. Jako nastolatkowie spędzali po kilkanaście godzin na dobę w sieci, dlatego teraz wiedzą, jakich aplikacji potrzebują konkretni klienci. To daje im przewagę nad konkurencją.
Badania przeprowadzone na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku wykazały, że cyfrowa niekompetencja oznacza dzisiaj dwu-, trzykrotnie niższe dochody, niższy status społeczny, mniejsze zainteresowanie polityką i sprawami społecznymi. Skutki cyfrowego analfabetyzmu mogą wkrótce poznać polscy rolnicy. Jeszcze przed wstąpieniem do Unii Europejskiej grupa ta będzie potrzebować informacji na temat unijnego prawa, zasad korzystania z unijnych funduszy. Niewiedza i niekompetencja może ich właściwie odciąć od tych pieniędzy.
Krzysztof Brazda
Pełny tekst w najnowszym, 1059 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 10 marca.
W numerze także: Osioł trojański Ameryki (Polskę trzeba "zdyscyplinować" i "zeuropeizować" - orzeczono w Paryżu i Berlinie. Jak powinniśmy odpowiedzieć?).