Postaram się odpowiedzieć na całość tych pytań. W tej chwili jest to już nasza wojna, bo w niej uczestniczymy. Uważam, że w tym momencie, oddzielając zupełnie dyskusję o tym co było wcześniej, powinien obowiązywać normalny zdrowy odruch. Nasi tam są, naszym się należy polityczne wsparcie i wsparcie polskiej opinii publicznej, bo bez tego trudno utrzymać wiarygodność państwa w innych, być może trudniejszych sytuacjach, które przed nami w przyszłości również staną. Jest to moment próby dla polskiej opinii publicznej nie tylko w stosunku do problemu aktywnego zwalczania terroryzmu, nie tylko próby stosunku do Stanów Zjednoczonych. Ale jest to także próba naszego stosunku do żołnierzy polskich, do zaangażowań polskich w trudnych momentach. I myślę, że żołnierzom to się po prostu należy, muszą czuć poparcie polskiej opinii publicznej. Również władze państwa polskiego bez względu na to czy popełnimy, czy nie popełnimy błędu w okresie poprzedzającym samą decyzję, powinny czuć pewien kredyt zaufania. Zakładam, jak poseł opozycyjny, że polscy minister spraw zagranicznych, prezydent, premier, minister obrony narodowej jednak wiedzą więcej ode mnie. Minister Cimoszewicz po spotkaniu z sekretarzem stanu USA został przekonany. Mnie przekonuje polski minister spraw zagranicznych, ja daję mu pewien kredyt zaufania, ufam, że jest on przekonany w sposób niebudzący wątpliwości. Więc władzom państwa polskiego, bez względu na to czy się je krytykuje, czy się je popiera w polityce bieżącej, w takim trudnym momencie należy się kredyt zaufania. Dlatego jest to częściowo nasza wojna i nie możemy mieć pod tym względem wątpliwości.
Natomiast pytanie - czy musiało do tego dojść? W moim przekonaniu - musiało z dwóch powodów. Pierwszy i najważniejszy - traumatyczne doświadczenia Amerykanów po uderzeniu 11 września, kiedy to najpotężniejszy kraj na świecie został ugodzony w samo serce przez wąską grupę fanatyków, prawdopodobnie nie dysponujących ani gigantycznymi pieniędzmi, ani gigantycznymi strukturami. To była niewielka zdeterminowana grupa, , która potrafiła uderzyć w samo serce supermocarstwa. To oczywiście wywołuje reakcję społeczeństwa amerykańskiego i władz. Naturalną reakcją było ogłoszenie krucjaty antyterrorystycznej. Jednak terror istniał cały czas, może nie miał aż tak spektakularnego charakteru, ale ani skala ofiar, ani dotkliwość uderzeń terrorystycznych wcześniej nie zawsze były mniejsze. Więc była to reakcja na fakt uderzenia w samo serce Ameryki, a nie na sam fakt nasilania się terroryzmu na świecie. To był najważniejszy powód, dla którego do tego musiało dojść. Ogłoszono "oś zła", krucjatę antyterrorystyczną, zbudowano koalicję antyterrorystyczną. No i jak ta strzelba na ścianie, co musiała wystrzelić. Drugi powód, dlaczego musiało dojść - ta determinacja amerykańska się zderzyła z bezradnością świata i Organizacji Narodów Zjednoczonych, z której postanowień Saddam Husajn uczynił przedmiot pośmiewiska (bezradność w obliczu tego, że istniały podejrzenia a nawet pewność co do posiadania broni zabronionej, co do chęci rzeczywistego rozbrojenia itd.). Ja nie bardzo widziałem sytuację, w której można byłoby to odwrócić.
Pytanie drugie o samą wojnę - zostawię jej przebieg panom generałom, wolę mówić o tym, co jest niż prorokować, z prorokami różnie bywa, szczególnie we własnym kraju. Mogę powiedzieć tylko, że będzie to w dalszym ciągu pewna próba walki Goliata i Dawida. Tak jak uderzenie terrorystyczne - uderzenie wąskiej zdeterminowanej grupy w supermocarstwo - skuteczne, zakończone spektakularnym sukcesem, ale nie rzucono Ameryki na kolana. Teraz będziemy mieli inną próbę zderzenia się dwóch koncepcji działań zbrojnych. Jednej opartej o zdeterminowany (albo nie zdeterminowany - bo tego nie wiemy) zmobilizowany naród w stanie walki, uzbrojony, walczący w systemie rozproszonym w oparciu o własną determinację, a nie przewagę techniczną, organizacyjną, czy finansową. Będzie wielka próba sił - z jednej strony żarliwość (albo może się okazać, że tej żarliwości już nie ma, na co osobiście liczę), a z drugiej strony potęga, organizacja i nowoczesność.
Rola Polski. Uważam, że zostały popełnione poważne błędy przez stronę polską na etapie dochodzenia do decyzji. A z drugiej strony, sytuacja była niesłychanie skomplikowana - Polska ma dzisiaj dwa strategiczne cele, z których żaden nie jest ważniejszy od drugiego. Po pierwsze, utrzymanie szczególnych relacji z USA i podtrzymanie partnerstwa polsko-amerykańskiego, które znalazło się w obliczu próby ze względu na determinację amerykańską. Nie można sobie wyobrazić, że w imię drugiego strategicznego celu, integracji europejskiej, Polska ten pierwszy cel może przekreślić. Ale Polska popełniła błąd nadgorliwości. Polska polityka było pozbawiona finezji, umiejętności tworzenia wrażenia uczestniczenia w grze. Deklaracja ministra Cimoszewicza o bezwarunkowym poparciu była błędem. Nikt poza sferą polityczną w USA tego nie zauważył, natomiast zauważyli to przeciwnicy Polski w sferach europejskich. Na obecnym etapie powinniśmy grać głównie o to, żeby nie zrazić sobie Unii Europejskiej, jednak nam się to nie udało. Ale kiedy Polska podjęła decyzję to musi być w niej bardzo konsekwentna. Trzeba zrobić wszystko, żeby mobilizować polską opinię publiczną, obdzielać rząd kredytem zaufania w tym obszarze i prezentować jedność w zakresie polskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Możemy wygrać płacąc pewną cenę. Jeśli sukces Amerykanów będzie szybki, Polska będzie w obozie zwycięzców, po tej stronie, która miała rację, i zdoła podtrzymać swoje szczególne więzi z Amerykanami. W takim przypadku Europa, szczególnie Francja, będzie musiała weryfikować swoją politykę, a nie Polska. Innym elementem wygrania może być uczestniczenie Polaków w procesie odbudowy. Mam tu jednak pewne wątpliwości, bo jak mówił prezydent Wałęsa, nam zawsze najgorzej wychodzą końcówki. Obawiam się, że Czesi nie idąc na wojnę właśnie na tym zarobią.
Przewiduję kłopoty z ratyfikacją traktatu w Belgii. Brakuje mi inicjatywy ze strony rządu polskiego i prezydenta, która by próbowała zniwelować to zagrożenie przez koordynowanie polityki nie tylko rządowej, ale też partyjnej. Tu brakuje polityki, jaka była prowadzona przed wejściem Polski do NATO.
Natomiast światowy ład to jest temat na odrębną dyskusję i zachęcam "Wprost", żeby to zorganizować, bo ta wojna będzie miała daleko idące skutki w postaci rozstrzygnięcia kwestii na rzecz jednobiegunowego urządzenia świata.