To prawda, że Polsce od lat nie udaje się wypracować sprawnego aparatu państwowego. Podobnie jest z jego działaniem na międzynarodowej arenie. Nie można tu brać za wzór Hiszpanii, która jest w zupełnie innej sytuacji.
A co do naszego miejsca. Po tej wojnie świat będzie inny i NATO też będzie inne. Już dziś widać, że NATO staje się swego rodzaju klubem dyskusyjnym. Więc może warto spojrzeć na nasze interesy przez pryzmat naszych interesów, a nie pryzmat właśnie klubu dyskusyjnego?
płk Ryszard Tabor, ekspert Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego:
Wśród Arabów Saddam uchodzi za Salladyna przełomu XX/XXI wieku. Uderzenie na Irak pozbawi świat arabski wzorca. Dzięki temu będzie go łatwiej opanować. Dziś koalicja antyiracka składa się z dwóch państw: USA i Wielkiej Brytanii. Mają wspólny system dowodzenia, wspólny język i nie powtórzą błędów z 1991 r. Błędem Iraku był natomiast brak uderzenia wyprzedzającego. Mogli to zrobić zanim zaatakowali Amerykanie. Z tego wynika, że przygotowują się do obrony obiektowej, zwłaszcza większych miast. Ale nie poznamy szybko prawdy o obecnej wojnie z Irakiem. Fachowe opracowania "Pustynnej burzy" z 1991 r. pojawiły się dopiero pięć lat po wojnie. Porównałem je z wcześniejszymi oficjalnymi danymi - były diametralnie różne.
Tadeusz Wróbel, publicysta "Polski Zbrojnej":
Dlaczego Amerykanie zaatakowali? Irak jest doskonałym terenem do pokazania amerykańskiej przewagi. Jest najsłabszy ogniwem "osi zła". Aż się prosił, żeby go zaatakować. Drugim powodem było pokazanie wrogom i sojusznikom USA, że kraj jest konsekwentny. Zostawienie przy władzy Saddama Husajna, który przez 12 lat grał wszystkim na nosie, byłoby odbierane w wielu środowiskach arabskich jako przejaw słabości i niekonsekwencja Ameryki, że można sobie z nią na wiele pozwolić. Bush postanowił to skończyć.
Jesteśmy w bardzo niewygodnej sytuacji. Znajdujemy się tysiące kilometrów od areny działań, jesteśmy zdani na wyrywkowe doniesienia agencyjne. Te informacje są filtrowane przez Amerykanów. Pierwsze informacje o ataku były wczoraj wieczorem, a do nas dotarły dziś rano. Czyli po kilku godzinach. Czyli były blokowane. I z tym będziemy mieli do czynienia non stop. Wojnę w Iraku poprzedziła ogromna kampania propagandowa. Nie wiemy dokładnie, co się dzieje w pobliżu Kirkut, nie wiemy, co się dzieje na pograniczu jordańskim. A trzeba ten teren opanować, bo to jedyne miejsce, skąd Irakijczycy mogą wystrzelić Scudy w kierunku Izraela. Tę sytuację będziemy mieć cały czas.
Niepokoi mnie Turcja, bowiem jeśli Turcy zdecydują się wejść samodzielnie do północnego Iraku, to będzie jatka. Wszyscy wiedzą, jak Kurdowie "lubią" się z Turkami. Amerykanie zaapelowali do Turcji, aby nie weszli do Iraku, bo to by całkowicie skomplikowało sytuację. Padło tu już pytanie: dlaczego Saddam jest gotowy poświęcić życie swoich rodaków? Jest to perfidne, ale na świecie pojawiło się przekonanie, że im więcej osób zginie, tym większa będzie presja na USA, aby zakończyły wojnę.
Adam Kułach, ekspert z Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu Ministerstwa Spraw Zagranicznych:
Polska nie złamała kanonów dyplomacji. Nasze stanowisko w sprawie Iraku wynika ze świadomości naszych interesów. Jeśli uznamy, że naszymi interesami w sprawie bezpieczeństwa jest bliski sojusz z USA i jeśli uznamy, że naszym drugim celem jest członkostwo we wspólnocie europejskiej, to nasze stanowisko od początku kryzysu jest niczym innym tylko próbą wyraźnego opowiedzenia się za realizacją tych celów. Trzeba pamiętać, że UE nie wypracowała jednolitego stanowiska w sprawie kryzysu irackiego. Szereg krajów europejskich zajęło stanowisko bliskie Stanom Zjednoczonym i deklaracja premierów z końca stycznia była reakcją na wezwanie do podkreślenia istoty więzi euroatlantyckiej. Jest to także pierwsza próba pokazania się na arenie międzynarodowej jako członka wspólnoty europejskiej. Przecież od maja przyszłego roku będziemy współtworzyć politykę zagraniczną UE. Udział Polski w koalicji antyirackiej to nie tylko spłata długu wobec USA. To także inwestycja w nasze przyszłe bezpieczeństwo. Zresztą widać, że krytyczne stanowisko wielu krajów europejskich jest teraz słabiej akcentowane. Widać, że wiele państw, które sprzeciwia się temu konfliktowi wspomagają USA: użyczają przestrzeń powietrzną, swoje bazy wojskowe. To forma myślenia o tym, co będzie po zakończeniu konfliktu.
Nie widzę sprzeczności między sformułowaniem stan wojny i użyciu siły zbrojnej. Odbywa się to na podstawie ustawy, podejmuje ją prezes Rady Ministrów. Nie mamy na razie informacji, aby któryś członek koalicji antyirackiej ogłosił stan wojny. Nie ma takiej potrzeby, bowiem działania koalicji są w zasadzie przedłużeniem koalicji z 1990 r. opierających się na dwóch rezolucjach Rady Bezpieczeństwa. W przyszłości z pewnością będziemy obserwowali dyskusję na temat przyszłości ONZ, roli NATO i UE i jej polityki bezpieczeństwa. Pamiętajmy, że inne organizacje wyjdą z tego konfliktu zmienione np. Liga Arabska.
Janusz Onyszkiewicz:
Kilka uwag na zakończenie. Przede wszystkim o Rosji i Francji. Moim zdaniem, Rosja nie patrzy na Irak przez pryzmat cen ropy. Są one ważne, ale także jej sprzedaż i czysty zysk z łącznej sprzedaży. Moskwa ma tam poważne interesy - chce przede wszystkim odzyskać poważny dług, jakiego Saddam jej nigdy nie odda. Irak podpisał wstępne umowy z Łukoilem, a potem się z nich wycofał. Jak pisał były szef CIA, po kampanii w Bagdadzie zostaną zainstalowane władze, które przychylnym okiem patrzeć na uczestników tej kampanii. A jeśli ktoś nie weźmie w niej udziału, to nie ma szans na profity. Rosji nie wypada jednak być bardziej proamerykańskim niż Francja, dlatego trzyma się Paryża. Teraz jednak widać, że Moskwa składa pewne propozycje Waszyngtonowi i zapewnia, że relacje z nimi są najważniejsze.
Francja postrzega swoje miejsce w konflikcie i UE według powiedzenia lorda Ismaya: "NATO jest po to, aby "keep America in, Russia out and Germany under"". Można czasami odnieść wrażenie, że niektórym francuskim politykom chodzi o to, aby "keep Germany under" - to zostaje, "keep America out and France above"! To jest rzecz niedobra, mam nadzieję, że Francja się zorientuje, że niczemu to nie służy: ani UE, NATO i samej Francji.
Piotr Gabryel:
Dziękuję za spotkanie. Mam nadzieję, że spotkamy się teraz na paradzie zwycięstwa w Bagdadzie, a zaraz potem w redakcji Wprost, aby odpowiedzieć na pytania stawiane dziś.