"Są to Cytotec w ilości 180 sztuk oraz Mifegyne w ilości 45 sztuk. Leki te podawane są łącznie" - wyjaśniła rzeczniczka Izby Celnej w Gdyni, Jolanta Twardowska. O istnieniu na pływającej klinice aborcyjnej nielegalnych leków Urząd Celny powiadomił prokuratora.
Na pokładzie "Langenort" celnicy odkryli także 29 rodzajów leków przeterminowanych oraz 11 podlegających przy aplikowaniu kontroli lekarza. Zostały one zabezpieczone, podobnie jak farmaceutyki nie istniejące w Polskim Rejestrze Leków. 19 rodzajów leków zostało zwolnionych z zajęcia.
Twardowska wyjaśniła, że dopóki holenderski statek znajduje się w polskim obszarze celnym, załoga nie będzie miała dostępu do zajętych leków. Gdyby jednak "Langenort" wyszedł z Władysławowa na wody eksterytorialne (12 mil od brzegu), to załoga może zdjąć plomby na medykamentach. A przy ponownym przybiciu do portu statek musi przejść odprawę celną. "Langenort", własność holenderskich feministek z organizacji "Kobiety na falach", wpłynął do Władysławowa w niedzielę bez zezwolenia kapitana portu. Na statku miały być udzielane porady na temat antykoncepcji i planowania rodziny; media informowały też, że za darmo rozdawane na nim będą niedozwolone w Polsce tabletki wczesnoporonne. Przeciwko wpłynięciu statku zaprotestowała m.in. Liga Polskich Rodzin i Młodzież Wszechpolska.
W poniedziałek na statku zostały przeprowadzone kontrole celników i inspektorów portowych Port State Control (PSC). Po 4-godzinnej kontroli celników i farmakologa kontener-gabinet ginekologiczny znajdujący się na statku został odplombowany; leki, które się tam znajdowały, umieszczono w zaplombowanej szafie.
Wcześniej zakończyła się kontrola inspektorów Port State Control (PSC), która potwierdziła, że "Langenort" spełnia wymogi polskiego prawa w zakresie żeglugi. Inspektorzy stwierdzili, że załoga posiada odpowiednie kwalifikacje, a jednostka dysponuje odpowiednim wyposażeniem.
Inspektorzy sprawdzali też, czy statek rzeczywiście miał kłopoty z silnikiem przed wejściem do portu. To jeden z podawanych przez kapitana "Langenorta" powodów wpłynięcia do Władysławowa bez zezwolenia. "Faktycznie były problemy z chłodzeniem, sytuacja była na tyle groźna, że zapewnienie bezpieczeństwa załodze i uniknięcie ryzyka kolizji z innym statkiem sugerowały wejście do portu" - powiedział inspektor PSC Edward Zasadzki.
We wtorek kapitan portu we Władysławowie Kazimierz Undro wręczył dowódcy holenderskiego statku-kliniki aborcyjnej "Langenort" pismo informujące o wszczęciu postępowania w sprawie wejścia jednostki do portu bez zezwolenia. Oznacza to, że statek nie ma prawa opuścić portu do czasu zakończenia postępowania. Może jednak przemieszczać się na jego terenie.
Decyzji w sprawie kary finansowej dla "Langenorta" za wejście do portu bez zezwolenia można się spodziewać w środę. "Kara zapewne będzie. Jak się wchodzi do czyjegoś domu, to się puka, a one weszły bez pukania" - oznajmił kapitan Undro.
Maksymalna wysokość kary wynosi 20-krotność polskiej średniej pensji krajowej w roku ubiegłym, według wskaźnika Głównego Urzędu Statystycznego. Taka grzywna jest nakładana w wyjątkowych przypadkach, gdy np. dochodzi do skażenia środowiska naturalnego w porcie bądź uszkodzenia nabrzeża. Od wymierzonej kary finansowej kapitan ukaranego statku może się odwołać w ciągu 14 dni.
Nieoficjalnie wiadomo, że holenderska jednostka chce zmienić miejsce postoju i wypłynąć z zamkniętej części portu do nabrzeża, gdzie swobodnie mogą się poruszać ludzie.
Undro ostrzegł jednak załogę "Langenorta", że może w ten sposób narazić się na "nieprzyjazne gesty". We władysławowskim porcie nadal bowiem są protestujący przeciw wizycie w Polsce pływającej kliniki aborcyjnej.
Zgodnie z polską ustawą o planowaniu rodziny, legalnie ciążę można usunąć, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie kobiety lub noszonego przez nią dziecka i gdy ciąża powstała w wyniku gwałtu. Do obrotu w Polsce nie jest dopuszczona także tzw. pigułka wczesnoporonna.
sg, pap
Czytaj też: Opieczętowaliście statek, opieczętujcie granice!