Jednak jeszcze w poniedziałek Kowalczyk pisał w specjalnym oświadczeniu: "Moje zeznania nie mogą w żadnym zakresie obciążać Pana Zbigniewa Sobotki. Nie uzyskał on ode mnie informacji dotyczących planowanej akcji w Starachowicach" - przypomina dziennik.
Według prokuratury szef policji nie mówi prawdy. Posiadany przez "GW" dokument, podpisany przez prokuratora okręgowego z Kielc Aleksandrę Tomaszewską, stwierdza: "O planowanych (przez CBŚ) działaniach Komendant Główny Policji poinformował nadzorującego policję Sekretarza Stanu w MSWiA Zbigniewa Sobotkę, a ten przekazał te informację nieuprawnionemu do jej uzyskania posłowi na Sejm Henrykowi Długoszowi. (...) W zeznaniach złożonych w dniu 20 sierpnia 2003 r. Antoni Kowalczyk stwierdził, że informował Zbigniewa Sobotkę o działaniach planowanych przez CBŚ Wydział XIII w Kielcach wobec dwudziestu kilku osób, wśród których mieli znajdować się m.in. samorządowcy. Z analizy zeznań Antoniego Kowalczyka wynika, że treścią tych informacji były wiadomości o szczegółach planowanych działań przez CBŚ" - pisze prok. Tomaszewska.
Z dokumentu wynika również, że komendant główny policji bardzo się interesował planowaną operacją. Przesłuchiwany jako świadek szef CBŚ Kazimierz Szwajcowski zeznał, że 20 marca przekazał gen. Kowalczykowi "najszerszą wiedzę" o planowanej akcji i że "Antoni Kowalczyk żywo interesował się wątkiem samorządowym".
25 marca w siedzibie SLD przy ul. Rozbrat w Warszawie Sobotka przekazał informację o akcji Długoszowi. Ten zaś zaraz powiedział o tym obecnemu tam posłowi Sojuszu Andrzejowi Jagielle. Dzień później o 8.14 i 9.30 Jagiełło dzwonił do starosty starachowickiego Mieczysława S., ostrzegając go o planowanej operacji. Wtedy wymienił nazwisko i funkcję Sobotki. "Nazwisko Zbigniewa Sobotki wypowiedziane zostało w naturalnym ciągu słów, przekonywująco i pewnie" - pisze prokuratura.
Po telefonie od posła starosta Mieczysław S. ostrzegł Leszka S., przywódcę grupy przestępczej, z którą był związany on sam oraz Marek B., wiceprzewodniczący rady powiatu. Uprzedzony o niebezpieczeństwie Leszek S. przyprowadził na spotkanie z podstawionymi przez policję tajnymi agentami dodatkowych członków swojego gangu i usiłował zaprowadzić działających pod przykryciem policjantów "w inne umówione miejsce". Przekazanie przez Sobotkę informacji o planowanych działaniach policji mogło stanowić "narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu nieokreślonej grupy policjantów" - podkreśla prok. Tomaszewska.
Wczoraj na podstawie tego dokumentu sejmowa komisja regulaminowa opowiedziała się jednogłośnie za uchyleniem Sobotce immunitetu poselskiego - przypomina dziennik.
Jednak szef MSWiA Krzysztof Janik nadal twierdzi, że gen. Antoni Kowalczyk i b. wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Zbigniew Sobotka (SLD) są niewinni w sprawie starachowickiej. "Ja mam pewne przesłanki, żeby sądzić, iż żaden z nich w tej sprawie nie popełnił błędu, ale proszę o to, żebym mógł te przesłanki zweryfikować osobiście i jak sądzę mam do tego prawo" - powiedział Janik. Zaprzeczył też, że istniała tajna dyrektywa SLD, iż jeżeli będą zatrzymywani ludzie z SLD to resort ma być o tym zawiadomiony. "Nie było takiej dyrektywy" - powiedział szef MSWiA.
em, pap