Brać przykład z Bułgarów
Motyw nie wykorzystanej szansy w stosunkach Polski z USA pojawia się w bardzo wielu głosach ekspertów. Za oceanem dostrzeżono, że nasz kraj, jak napisał niedawno Thomas Friedmann, czołowy komentator dziennika "The New Yor Times", "jest bardziej proamerykański od samej Ameryki". Jeremy Shapiro z prestiżowego Brookings Institute powiada jednak brutalnie: - Nie dostaniecie nic tylko dlatego, że pomagacie USA. Powinniście się bardziej jednoznacznie zdecydować, co jest dla was najważniejsze, i konsekwentnie o to walczyć.
Winniśmy choćby brać przykład z Bułgarów, którzy za swoje zaangażowanie po stronie USA wystawili rachunek, targując się niemal o każdego dolara. Sofia zyskała gwarancje na poczet zwrotu długów Iraku i pomocy w modernizacji armii - prawie 2 mld dolarów. W kolejce ustawiają się państwa Ameryki Środkowej, a nawet przeciwnicy wojny z Rosji czy Francji, oczekujący lukratywnych kontraktów jako zaliczki na poczet zmiany stanowiska. Polacy tymczasem najpierw oznajmili, że ich nie stać na wysłanie żołnierzy do Iraku, a potem - ignorując sztukę dyplomacji - upominali się o swoje niemal wyłącznie za pośrednictwem mediów.
Ślepa uliczka wizowa
Kompletnie bez sensu skupiliśmy się na sprawie wiz. Marek Siwiec po wizycie u Condoleezzy Rice 21 stycznia wyraził nawet pogląd, że kwestia wiz może pogorszyć stosunki polsko-amerykańskie. Uczynienie ze sprawy wiz osi naszych interesów jest absurdem z dwóch powodów. Wizy to zdecydowanie za niska cena za polskie poparcie w Iraku, co potwierdził w rozmowie ze mną jeden z amerykańskich dyplomatów. Przede wszystkim jednak, domagając się zmian w reżimie wizowym, dowodzimy kompletnej nieznajomości realiów Ameryki i tego, co stanowi fundament amerykańskiego stylu myślenia - szacunku do własnego prawa.
Rachunek za Irak
Polska, wtedy gdy było to potrzebne, nie wystawiła rachunku za Irak. Będąc sojusznikiem obdarzonym doskonałą opinią, zaczyna wystawiać ten rachunek w niewłaściwym czasie i w niewłaściwej formie. Domagając się kontraktów w Iraku, nie zrobiliśmy prawie nic, by polskie firmy były rzetelnie przygotowane do wygrywania przetargów. Brytyjskie władze tymczasem w zarządzanej przez siebie strefie wręcz załatwiają kontrakty dla własnych przedsiębiorstw. Hiszpanie i Włosi, nie mając w Iraku obszarów bezpośrednio przez siebie zarządzanych, wynajęli profesjonalnych lobbystów, by załatwiali im kontrakty u poddostawców firm amerykańskich. Na tym właśnie między innymi polega zachodnia sztuka walki.
Kowalski, daj mi szansę!
Polska, korzystając z roku, najwyżej dwóch, jakie pozostały do końca naszej "hossy" w Ameryce, powinna przede wszystkim zadbać o pomoc w modernizacji naszej armii. Niezbędna jest zarówno wymiana sprzętu, jak i przebudowa struktury wojska. To Amerykanie tymczasem proponują, że przekażą nam samoloty Hercules czy samochody Hummer. Precyzyjnej polskiej listy potrzeb dotychczas nie stworzono.
Tuż przed wyprawą Aleksandra Kwaśniewskiego do Waszyngtonu zaczynamy krzyczeć o wizach. Z półukłonu nagle przechodzimy do wygrażania pięścią. Za plecami zresztą Amerykanów, głównie na użytek własnej opinii publicznej. A to z Waszyngtonu popłynęły sygnały, iż problem wizowy trzeba rozwiązać. Są sygnały wskazujące, że prezydent Bush zaproponuje ułatwienia w legalizacji pobytu imigrantów, że łatwiej będzie o wizę dającą prawo do pracy, wreszcie, że będziemy mogli po wprowadzeniu tych ułatwień "wyzerować licznik" dotyczący odmów przyznania wizy (czyli liczyć odmowy, biorąc pod uwagę wyłącznie rok 2004) i przy wyraźnej poprawie sytuacji wrócić do rozmowy o ich zniesieniu już w 2005 r.
Jerzy Marek Nowakowski. Współpraca: Jan Fijor, Wojciech Koziński
Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 26 stycznia.
W numerze także: Wróblen konsoliduje (W wyścigu wygrywa ten, komu najbardziej zależy na transakcji, a Orlenowi Unipetrol jest bardziej potrzebny niż Shellowi).