Dwa w jednym
Ostatnia dekada nie była twórcza dla złotego dziecka kina popularnego. Porażką okazały się "Cztery pokoje" (1995) - składanka czterech nowel wyreżyserowanych przez różnych reżyserów. Widzów nie zachwycił również późniejszy o dwa lata "Jackie Brown", ekranizacja powieści Elmore'a Leonarda. Przez następne lata Tarantino "czuł się świetnie, odpoczywał i oglądał mnóstwo filmów". Chętnie też opowiadał, czego by nie nakręcił. Kiedy tylko zabierał się do pracy, natychmiast jego wyobraźnię zaprzątał następny pomysł. W efekcie powstawały tylko projekty projektów.
Powodem, dla którego Tarantino w końcu napisał jedną ze swych historii do końca, były trzydzieste urodziny jego ulubionej aktorki - Umy Thurman. Pierwsza wersja scenariusza filmu "Kill Bill" była urodzinowym prezentem dla aktorki. Kiedy jednak w 2001 r. miały się rozpocząć zdjęcia, okazało się, że Thurman jest w ciąży. Tarantino zdecydował, że poczeka. Nie marnował jednak czasu: pisał kolejne wersje dialogów, wybierał resztę obsady, szukał właściwej muzyki. Przygotował się tak dobrze, że po zdjęciach okazało się, iż materiału ma na dwa filmy. Producenci bracia Harvey i Bob Weinsteinowe zdecydowali podzielić materiał na dwie części. Tym razem nie powtórzyli błędu sprzed kilku lat, gdy zrezygnowali z "Władcy Pierścieni", chcąc jednego dwugodzinnego filmu, podczas gdy reżyser Peter Jackson upierał się, że świata Tolkiena nie da się pokazać w jednym obrazie.
Rzemieślnik
Najnowsze dzieło Tarantino to filmowy ekstrakt kiczu, ale zrobiony z ogromnym wdziękiem i zręcznością. Z mieszaniny zwykle pogardzanych azjatyckich filmów akcji, kreskówek czy amerykańskiego kina klasy C reżyser stworzył wartość niepowtarzalną - jak Roy Lichtenstein, który w swych obrazach wyolbrzymił konwencję komiksu. Rozmach świata wykreowanego na potrzeby historii o zemście panny młodej wręcz oszałamia.
Tarantino nie zapomina, że przy wszystkich zachwytach i debatach o jego artyzmie, jest przede wszystkim rzemieślnikiem, który wyrabia solidne produkty. Dlatego wzorem braci Wachowskich chce swoje rękodzieło sprzedawać na wszystkie możliwe sposoby (różne wersje DVD, komiksy, gry itp.). A potem znowu nas zaskoczy, bo jest zbyt pomysłowy i inteligentny, by wyprzedzili go tacy naśladowcy, jak Alejandro Gozales Inarritu, twórca "Amores Perros" i "21 gramów".
Kamil Śmiałkowski
Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 19 kwietnia.