Prymus kursów KGB i pogromca demokratycznej opozycji jest najbliższym współpracownikiem Jerzego Urbana
Czym w wolnej Polsce zajmuje się wyszkolony przez KGB pułkownik Służby Bezpieczeństwa? Osoba, która odpowiada m.in. za uwięzienie emisariuszy paryskiej "Kultury" i współpracowników Radia Wolna Europa, rozstrzyga, co jest etyczne w mediach. Były pułkownik SB Hipolit Starszak został przez Jerzego Urbana rekomendowany do sądu koleżeńskiego Izby Wydawców Prasy. Starszak jest najbliższym współpracownikiem Jerzego Urbana, dyrektorem spółki Urma, wydającej tygodnik "Nie". Ostatnim stanowiskiem Starszaka w PRL była funkcja zastępcy prokuratora generalnego. Jak wynika z akt personalnych, odtajnionych przez Instytut Pamięci Narodowej (teczka IPN 710/466), brał on udział w najgłośniejszych sprawach politycznych prowadzonych przez SB od połowy lat 60.
O osiągnięciach Starszaka w SB warto pamiętać, bo Jerzy Urban - od czasu złożenia zeznań przed komisją w sprawie Rywina - jest traktowany przez część polityków i mediów jako osoba wiarygodna, piętnująca kapitalizm polityczny i tropiąca bezstronnie wszelkie afery. Taka też jest opinia tych samych kręgów o tygodniku "Nie".
Marcowy kapitan
Funkcjonariuszem bezpieki Starszak został - jak sam twierdzi - przez przypadek. Zawsze chciał pracować jako prokurator. W 1962 r. ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ale na miejsce w prokuraturze nie miał podobno szans, gdyż pochodził z prowincji i nie miał żadnych znajomości. Dlatego wybrał Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Resortem tym kierował wtedy Mieczysław Moczar. Starszak trafił do Biura Śledczego. Oficerski kurs ukończył z wyróżnieniem i rekomendacją do nagrody w macierzystej jednostce. Podpisując wniosek o awans w maju 1965 r., dyrektor Biura Śledczego MSW płk. Idzi Bryniarski zanotował: "Po krótkim okresie pracy dał się poznać jako zdolny pracownik, wyróżniający się wśród innych oficerów śledczych nawet o większym stażu pracy. (...) W ostatnim czasie prowadzi kilkuosobową sprawę szpiegowską, w której uzyskał poważne wyniki".
"Ukierunkowany na prowadzenie postępowań karnych o charakterze politycznym" Hipolit Starszak prawdziwą karierę zaczął robić w 1968 r. "Szczególnie duży wkład pracy [Starszak] dał z siebie po wydarzeniach marcowych, zwłaszcza w zakresie opracowania wyników postępowania w sprawach tzw. komandosów" [nazywano tak młodych intelektualistów, organizatorów protestów w marcu 1968 r.] - pisał płk Józef Chomętowski, szef Biura Śledczego, uzasadniając w ten sposób wniosek o awans porucznika Starszaka na stopień kapitana. Starszak twierdzi, że opracował tylko raport o "komandosach" na zjazd PZPR, ale nie brał bezpośrednio udziału w śledztwach, zakończonych wyrokami od 2 do 3,5 lat więzienia. - Może robiłem to incydentalnie - mówi. Gdy Karol Modzelewski i Jacek Kuroń jako posłowie Sejmu kontraktowego (1989-1991) ujrzeli Starszaka, reprezentującego w ławach rządowych prokuraturę PRL, stwierdzili, że jest to funkcjonariusz, który ich przesłuchiwał po Marcu '68.
Starszak prowadził śledztwo przeciwko szpiegowi CIA Jerzemu Strawie, którego sąd wojskowy skazał na śmierć przez rozstrzelanie (była to przedostatnia egzekucja w PRL osoby skazanej za współpracę z obcym wywiadem). - Nawet polubiłem Strawę. Spędziliśmy razem kilka miesięcy - wspomina Starszak wielogodzinne przesłuchania. Do dziś pamięta miejsce i rok urodzenia Strawy oraz imię jego niemieckiej żony.
Łowca szpiegów
Rok 1969 upłynął dla Starszaka pod znakiem sprawy tzw. taterników - jak nazwano grupę młodych ludzi, którzy przerzucali do kraju literaturę emigracyjną, w tym paryską "Kulturę". Śledztwo zapoczątkowane zatrzymaniem dwójki Polaków przez czechosłowacką bezpiekę (StB) w tatrzańskim Smokovcu przejął Wydział I Biura Śledczego MSW, specjalizujący się w ściganiu szpiegów. Działania prowadzone przez kpt. Starszaka doprowadziły do skazania emisariuszy "Kultury" na karę od 2 do 4,5 roku więzienia. - Przy zatrzymanych znaleziono m.in. instrukcję od Jerzego Giedroycia z pytaniami, które głęboko ingerowały w wewnętrzne sprawy naszego państwa - mówi Hipolit Starszak. Nadal uważa, że wypełnianie ankiet dla niezależnego miesięcznika emigracyjnego to była praca dla obcego wywiadu.
Po sukcesach w tropieniu szpiegów Starszak zaczął szkolić w tej dziedzinie pracowników innych departamentów MSW. W Biurze Śledczym zwalczał też tzw. dywersję ideologiczną. Za osiągnięcia na tym polu został starszym inspektorem. W opinii służbowej za okres od listopada 1968 r. do marca 1971 r., którą sporządził naczelnik Wydziału Inspekcji płk S. Dereń, czytamy: "szczególnie dużo pracy i inwencji włożył w wyjaśnienie i udokumentowanie skomplikowanej sprawy karnej przeciwko grupie osób współdziałających z Rozgłośnią Radia Wolna Europa". Ocenianego bardzo wysoko oficera przeniesiono do Wydziału Inspekcji Biura Śledczego, który koordynował postępowania karne o szpiegostwo w całym kraju.
Podczas walk wewnętrznych koterii z Rakowieckiej (centrali SB w Warszawie) w pierwszych latach rządów Gierka kapitan Starszak zdobył zaufanie nowego kierownictwa MSW, zwalczając frakcję moczarowską. Doprowadził do skazania na 6 lat więzienia wiceministra MSW gen. Ryszarda Matejewskiego.
Pojętny uczeń KGB
Cenionego w centrali SB oficera przedterminowo awansowano na majora. 9 czerwca 1973 r. major Starszak wysłał raport do dyrektora Biura Kadr MSW płk. Bonifacego Jedynaka. Prosił o skierowanie na "przeszkolenie na rocznym kursie stacjonarnym w Wyższej Szkole Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) przy Radzie Ministrów ZSRR. (...) Obowiązki, które wykonuję w MSW, wymagają stałego doskonalenia wiedzy i umiejętności praktycznych. (...) realizację tego wymogu, w szczególności w odniesieniu do niezbędnej w pracy śledczej wiedzy operacyjnej, zapewnia skorzystanie z bogatych doświadczeń radzieckich organów bezpieczeństwa". W polskiej grupie Starszak był najlepszym słuchaczem kursu. Świadectwo z ogólną oceną bardzo dobrą wymienia kilkanaście przedmiotów, które studiował, m.in. działania kontrwywiadowcze organów służby bezpieczeństwa przeciwko wywiadom państw imperialistycznych (158 godzin), organizację pracy i kierowania w radzieckim kontrwywiadzie (22 godziny), psychologię specjalną (30 godzin), kryminalistykę radziecką (112 godzin).
Po powrocie z Moskwy na mjr. Hipolita Starszaka w ciągu kilku lat spłynął deszcz odznaczeń, m.in. srebrny medal Za zasługi dla obronności kraju, złota odznaka Za zasługi w ochronie porządku publicznego oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Ten ostatni - jak wynika z tajnej opinii służbowej szefa Biura Śledczego MSW płk. Tadeusza Kwiatkowskiego - był nagrodą "za uzyskane rezultaty w sprawie przeciwko współpracownikowi wywiadu RFN Ludwikowi Cendrzakowi". Zamożnemu adwokatowi, który jeździł luksusowym mercedesem, SB zarzuciła próbę wyniesienia materiałów wywiadowczych podczas widzenia z klientem, aresztowanym za szpiegostwo dla RFN. Adwokat nigdy nie przyznał się do winy, mimo sugestii, że zostanie łagodniej potraktowany, jeśli poprosi o łaskę. Z wyrokiem 15 lat więzienia osadzono go w najcięższym zakładzie karnym PRL - w Barczewie. W sąsiedniej celi siedział dawny klient Cendrzaka, hitlerowski gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch. Kiedy po dziesięciu latach adwokat wyszedł na wolność, miał zrujnowane zdrowie. Zmarł niecałe trzy lata później. W 1992 r. Cendrzak został pośmiertnie oczyszczony z zarzutów szpiegostwa i zrehabilitowany. Jego syn Krzysztof Cendrzak nie wyklucza, że zwróci się wkrótce do Instytutu Pamięci Narodowej z zapytaniem, czy wobec jego ojca nie dopuszczono się zbrodni sądowej.
Pogromca antysocjalistycznego podziemia
W 1978 r. ppłk Hipolit Starszak został wicedyrektorem Biura Śledczego MSW. Tropiciela imperialistycznych agentów w pełni doceniono jednak dopiero podczas przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego, w maju 1981 r. Ówczesny szef MSW gen. Mirosław Milewski zwrócił się do władz PZPR o zgodę na mianowanie płk. Starszaka dyrektorem Biura Śledczego. "W pełni gwarantuje właściwe wykonanie zadań na proponowanym stanowisku" - zapewnił gen. Milewski, który nawet w bezpiece uchodził za osobę zbyt blisko powiązaną z Sowietami. Nominację Starszak otrzymał już od nowego szefa MSW, gen. Czesława Kiszczaka. "W okresie stanu wojennego (...) płk H. Starszak, kierując Biurem Śledczym MSW, osobiście przyczynił się do prawidłowego wykonywania zadań na odcinku rozpoznawania i zwalczania opozycyjnej działalności podziemia antysocjalistycznego" - ta opinia Kiszczaka była przepustką do dalszej kariery Starszaka.
Po wprowadzeniu stanu wojennego Starszak poznał swego przyszłego chlebodawcę - Jerzego Urbana, wówczas rzecznika rządu. Biuro Śledcze MSW dostarczało Urbanowi przed konferencjami prasowymi informacje spreparowane na podstawie materiałów operacyjnych. Po śmiertelnym pobiciu przez milicjantów w maju 1983 r. maturzysty Grzegorza Przemyka funkcjonariusze biura wzięli udział w tuszowaniu tej zbrodni, za co najbardziej zaufany człowiek Starszaka i jego następca, płk Zbigniew Pudysz, dostał później nagrodę szefa MSW.
W sierpniu 1983 r. Starszak został szefem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Siedlcach, ale już w marcu 1984 r. objął funkcję zastępcy prokuratora generalnego PRL. Pozostawał funkcjonariuszem SB, urlopowanym do pracy poza MSW. Z prokuratury odwołał go w 1990 r. premier Tadeusz Mazowiecki. Starszak nie poddał się weryfikacji funkcjonariuszy SB.
Opiekun wiewiórek
W lutym 1991 r. stary znajomy Starszaka - Jerzy Urban, który od pięciu miesięcy wydawał tygodnik "Nie", zatrudnił go jako dyrektora w swej spółce Urma. Dawni koledzy Starszaka z SB - nazywani w "Nie" wiewiórkami - podrzucali dziennikarzom bezpieczniackie papiery kompromitujące wrogów postkomunistów. Starszak, przed ukazaniem się artykułów, opiniuje je, weryfikuje i akceptuje do druku. "Nie" broniło polonijnego przedsiębiorcę Edwarda Mazura, który przez płatnego mordercę Siergieja Sienkiva został wskazany jako zleceniodawca zabójstwa byłego szefa policji gen. Marka Papały. Kiedy dwa i pół roku temu funkcjonariusze CBŚ zatrzymali Mazura na zlecenie prokuratury, biznesmen skontaktował się właśnie ze Starszakiem. Mazura wkrótce zwolniono - z policyjnej izby zatrzymań pojechał na imprezę z czołówką polityków SLD w stołecznej restauracji Belvedere.
Gdy Jerzy Urban podczas przesłuchań przed sejmową komisją w sprawie Rywina odegrał rolę sprawiedliwego, nie tylko on zaczął być traktowany jako osoba wiarygodna, ale także były pułkownik SB Hipolit Starszak. Dzięki temu został szefem sądu koleżeńskiego Polskiej Izby Wydawców Prasy. Jest mało prawdopodobne, by osoby, które go na to stanowisko wybrały, wiedziały o jego roli w procesach politycznych i dławieniu wolności słowa. Bo Starszak w roli arbitra moralności to już nie ironia historii, lecz parodia.
O osiągnięciach Starszaka w SB warto pamiętać, bo Jerzy Urban - od czasu złożenia zeznań przed komisją w sprawie Rywina - jest traktowany przez część polityków i mediów jako osoba wiarygodna, piętnująca kapitalizm polityczny i tropiąca bezstronnie wszelkie afery. Taka też jest opinia tych samych kręgów o tygodniku "Nie".
Marcowy kapitan
Funkcjonariuszem bezpieki Starszak został - jak sam twierdzi - przez przypadek. Zawsze chciał pracować jako prokurator. W 1962 r. ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ale na miejsce w prokuraturze nie miał podobno szans, gdyż pochodził z prowincji i nie miał żadnych znajomości. Dlatego wybrał Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Resortem tym kierował wtedy Mieczysław Moczar. Starszak trafił do Biura Śledczego. Oficerski kurs ukończył z wyróżnieniem i rekomendacją do nagrody w macierzystej jednostce. Podpisując wniosek o awans w maju 1965 r., dyrektor Biura Śledczego MSW płk. Idzi Bryniarski zanotował: "Po krótkim okresie pracy dał się poznać jako zdolny pracownik, wyróżniający się wśród innych oficerów śledczych nawet o większym stażu pracy. (...) W ostatnim czasie prowadzi kilkuosobową sprawę szpiegowską, w której uzyskał poważne wyniki".
"Ukierunkowany na prowadzenie postępowań karnych o charakterze politycznym" Hipolit Starszak prawdziwą karierę zaczął robić w 1968 r. "Szczególnie duży wkład pracy [Starszak] dał z siebie po wydarzeniach marcowych, zwłaszcza w zakresie opracowania wyników postępowania w sprawach tzw. komandosów" [nazywano tak młodych intelektualistów, organizatorów protestów w marcu 1968 r.] - pisał płk Józef Chomętowski, szef Biura Śledczego, uzasadniając w ten sposób wniosek o awans porucznika Starszaka na stopień kapitana. Starszak twierdzi, że opracował tylko raport o "komandosach" na zjazd PZPR, ale nie brał bezpośrednio udziału w śledztwach, zakończonych wyrokami od 2 do 3,5 lat więzienia. - Może robiłem to incydentalnie - mówi. Gdy Karol Modzelewski i Jacek Kuroń jako posłowie Sejmu kontraktowego (1989-1991) ujrzeli Starszaka, reprezentującego w ławach rządowych prokuraturę PRL, stwierdzili, że jest to funkcjonariusz, który ich przesłuchiwał po Marcu '68.
Starszak prowadził śledztwo przeciwko szpiegowi CIA Jerzemu Strawie, którego sąd wojskowy skazał na śmierć przez rozstrzelanie (była to przedostatnia egzekucja w PRL osoby skazanej za współpracę z obcym wywiadem). - Nawet polubiłem Strawę. Spędziliśmy razem kilka miesięcy - wspomina Starszak wielogodzinne przesłuchania. Do dziś pamięta miejsce i rok urodzenia Strawy oraz imię jego niemieckiej żony.
Łowca szpiegów
Rok 1969 upłynął dla Starszaka pod znakiem sprawy tzw. taterników - jak nazwano grupę młodych ludzi, którzy przerzucali do kraju literaturę emigracyjną, w tym paryską "Kulturę". Śledztwo zapoczątkowane zatrzymaniem dwójki Polaków przez czechosłowacką bezpiekę (StB) w tatrzańskim Smokovcu przejął Wydział I Biura Śledczego MSW, specjalizujący się w ściganiu szpiegów. Działania prowadzone przez kpt. Starszaka doprowadziły do skazania emisariuszy "Kultury" na karę od 2 do 4,5 roku więzienia. - Przy zatrzymanych znaleziono m.in. instrukcję od Jerzego Giedroycia z pytaniami, które głęboko ingerowały w wewnętrzne sprawy naszego państwa - mówi Hipolit Starszak. Nadal uważa, że wypełnianie ankiet dla niezależnego miesięcznika emigracyjnego to była praca dla obcego wywiadu.
Po sukcesach w tropieniu szpiegów Starszak zaczął szkolić w tej dziedzinie pracowników innych departamentów MSW. W Biurze Śledczym zwalczał też tzw. dywersję ideologiczną. Za osiągnięcia na tym polu został starszym inspektorem. W opinii służbowej za okres od listopada 1968 r. do marca 1971 r., którą sporządził naczelnik Wydziału Inspekcji płk S. Dereń, czytamy: "szczególnie dużo pracy i inwencji włożył w wyjaśnienie i udokumentowanie skomplikowanej sprawy karnej przeciwko grupie osób współdziałających z Rozgłośnią Radia Wolna Europa". Ocenianego bardzo wysoko oficera przeniesiono do Wydziału Inspekcji Biura Śledczego, który koordynował postępowania karne o szpiegostwo w całym kraju.
Podczas walk wewnętrznych koterii z Rakowieckiej (centrali SB w Warszawie) w pierwszych latach rządów Gierka kapitan Starszak zdobył zaufanie nowego kierownictwa MSW, zwalczając frakcję moczarowską. Doprowadził do skazania na 6 lat więzienia wiceministra MSW gen. Ryszarda Matejewskiego.
Pojętny uczeń KGB
Cenionego w centrali SB oficera przedterminowo awansowano na majora. 9 czerwca 1973 r. major Starszak wysłał raport do dyrektora Biura Kadr MSW płk. Bonifacego Jedynaka. Prosił o skierowanie na "przeszkolenie na rocznym kursie stacjonarnym w Wyższej Szkole Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) przy Radzie Ministrów ZSRR. (...) Obowiązki, które wykonuję w MSW, wymagają stałego doskonalenia wiedzy i umiejętności praktycznych. (...) realizację tego wymogu, w szczególności w odniesieniu do niezbędnej w pracy śledczej wiedzy operacyjnej, zapewnia skorzystanie z bogatych doświadczeń radzieckich organów bezpieczeństwa". W polskiej grupie Starszak był najlepszym słuchaczem kursu. Świadectwo z ogólną oceną bardzo dobrą wymienia kilkanaście przedmiotów, które studiował, m.in. działania kontrwywiadowcze organów służby bezpieczeństwa przeciwko wywiadom państw imperialistycznych (158 godzin), organizację pracy i kierowania w radzieckim kontrwywiadzie (22 godziny), psychologię specjalną (30 godzin), kryminalistykę radziecką (112 godzin).
Po powrocie z Moskwy na mjr. Hipolita Starszaka w ciągu kilku lat spłynął deszcz odznaczeń, m.in. srebrny medal Za zasługi dla obronności kraju, złota odznaka Za zasługi w ochronie porządku publicznego oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Ten ostatni - jak wynika z tajnej opinii służbowej szefa Biura Śledczego MSW płk. Tadeusza Kwiatkowskiego - był nagrodą "za uzyskane rezultaty w sprawie przeciwko współpracownikowi wywiadu RFN Ludwikowi Cendrzakowi". Zamożnemu adwokatowi, który jeździł luksusowym mercedesem, SB zarzuciła próbę wyniesienia materiałów wywiadowczych podczas widzenia z klientem, aresztowanym za szpiegostwo dla RFN. Adwokat nigdy nie przyznał się do winy, mimo sugestii, że zostanie łagodniej potraktowany, jeśli poprosi o łaskę. Z wyrokiem 15 lat więzienia osadzono go w najcięższym zakładzie karnym PRL - w Barczewie. W sąsiedniej celi siedział dawny klient Cendrzaka, hitlerowski gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch. Kiedy po dziesięciu latach adwokat wyszedł na wolność, miał zrujnowane zdrowie. Zmarł niecałe trzy lata później. W 1992 r. Cendrzak został pośmiertnie oczyszczony z zarzutów szpiegostwa i zrehabilitowany. Jego syn Krzysztof Cendrzak nie wyklucza, że zwróci się wkrótce do Instytutu Pamięci Narodowej z zapytaniem, czy wobec jego ojca nie dopuszczono się zbrodni sądowej.
Pogromca antysocjalistycznego podziemia
W 1978 r. ppłk Hipolit Starszak został wicedyrektorem Biura Śledczego MSW. Tropiciela imperialistycznych agentów w pełni doceniono jednak dopiero podczas przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego, w maju 1981 r. Ówczesny szef MSW gen. Mirosław Milewski zwrócił się do władz PZPR o zgodę na mianowanie płk. Starszaka dyrektorem Biura Śledczego. "W pełni gwarantuje właściwe wykonanie zadań na proponowanym stanowisku" - zapewnił gen. Milewski, który nawet w bezpiece uchodził za osobę zbyt blisko powiązaną z Sowietami. Nominację Starszak otrzymał już od nowego szefa MSW, gen. Czesława Kiszczaka. "W okresie stanu wojennego (...) płk H. Starszak, kierując Biurem Śledczym MSW, osobiście przyczynił się do prawidłowego wykonywania zadań na odcinku rozpoznawania i zwalczania opozycyjnej działalności podziemia antysocjalistycznego" - ta opinia Kiszczaka była przepustką do dalszej kariery Starszaka.
Po wprowadzeniu stanu wojennego Starszak poznał swego przyszłego chlebodawcę - Jerzego Urbana, wówczas rzecznika rządu. Biuro Śledcze MSW dostarczało Urbanowi przed konferencjami prasowymi informacje spreparowane na podstawie materiałów operacyjnych. Po śmiertelnym pobiciu przez milicjantów w maju 1983 r. maturzysty Grzegorza Przemyka funkcjonariusze biura wzięli udział w tuszowaniu tej zbrodni, za co najbardziej zaufany człowiek Starszaka i jego następca, płk Zbigniew Pudysz, dostał później nagrodę szefa MSW.
W sierpniu 1983 r. Starszak został szefem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Siedlcach, ale już w marcu 1984 r. objął funkcję zastępcy prokuratora generalnego PRL. Pozostawał funkcjonariuszem SB, urlopowanym do pracy poza MSW. Z prokuratury odwołał go w 1990 r. premier Tadeusz Mazowiecki. Starszak nie poddał się weryfikacji funkcjonariuszy SB.
Opiekun wiewiórek
W lutym 1991 r. stary znajomy Starszaka - Jerzy Urban, który od pięciu miesięcy wydawał tygodnik "Nie", zatrudnił go jako dyrektora w swej spółce Urma. Dawni koledzy Starszaka z SB - nazywani w "Nie" wiewiórkami - podrzucali dziennikarzom bezpieczniackie papiery kompromitujące wrogów postkomunistów. Starszak, przed ukazaniem się artykułów, opiniuje je, weryfikuje i akceptuje do druku. "Nie" broniło polonijnego przedsiębiorcę Edwarda Mazura, który przez płatnego mordercę Siergieja Sienkiva został wskazany jako zleceniodawca zabójstwa byłego szefa policji gen. Marka Papały. Kiedy dwa i pół roku temu funkcjonariusze CBŚ zatrzymali Mazura na zlecenie prokuratury, biznesmen skontaktował się właśnie ze Starszakiem. Mazura wkrótce zwolniono - z policyjnej izby zatrzymań pojechał na imprezę z czołówką polityków SLD w stołecznej restauracji Belvedere.
Gdy Jerzy Urban podczas przesłuchań przed sejmową komisją w sprawie Rywina odegrał rolę sprawiedliwego, nie tylko on zaczął być traktowany jako osoba wiarygodna, ale także były pułkownik SB Hipolit Starszak. Dzięki temu został szefem sądu koleżeńskiego Polskiej Izby Wydawców Prasy. Jest mało prawdopodobne, by osoby, które go na to stanowisko wybrały, wiedziały o jego roli w procesach politycznych i dławieniu wolności słowa. Bo Starszak w roli arbitra moralności to już nie ironia historii, lecz parodia.
Więcej możesz przeczytać w 21/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.