Martwa legenda
Po odzyskaniu niepodległości i przywróceniu wolności w Polsce odbyły się tylko dwie edycje Jarocina, lecz okazały się porażką. - Gdy skończył się PRL, zniknął polityczny kontekst Jarocina i impreza stała się tylko kolejnym festiwalem. W dodatku bez pomysłu - mówi Robert Leszczyński, uczestnik Jarocina, obecnie rzecznik Przystanku Woodstock. Przystanek Woodstock nie jest w stanie odgrzać legendy Jarocina, tak jak organizatorom Woodstock bis (w 25. rocznicę imprezy) nie udało się wskrzesić legendy festiwalu z 1969 r. Również później, gdy zdecydowano się zorganizować powtórkę Woodstock dla współczesnej młodzieży, impreza okazała się klapą. Młodzi ludzie nie mieli ochoty przejmować się legendami swoich rodziców. Festiwal relacjonowała na żywo MTV a miliony osób mogły obejrzeć śmierć legendy.
Przystanek przeszłość
Jerzy Owsiak próbuje obecnemu pokoleniu młodzieży zaszczepić jakąś pokoleniową legendę, która byłaby kopią jego doświadczenia. Jest to jednak atrakcja głównie dla młodzieży z małych miast, która ma niewiele okazji do przeżywania atmosfery wielkiej imprezy. Uczestników festiwalu - jak zauważa dr Jacek Kurzępa, socjolog badający ich od kilku lat - cechuje "neoplemienna potrzeba identyfikowania się z osobami mającymi podobne blokady rozwojowe. Młodzież małomiasteczkowa jest sfrustrowana rzeczywistością i pozbawiona szans na ekspresję niepokojów w lokalnych społecznościach, więc uczestniczy w przystanku".
Można wątpić, czy uczestnicy Przystanku Woodstock stworzą swego rodzaju pokolenie. Czy zresztą próba znalezienia im jednoczącej ideologii przez Owsiaka ma sens? Młodych interesuje praca, kariera i ustawienie się na rynku. Jarocin czy Przystanek Woodstock to relikty poprzedniej epoki. Pozostaje więc tylko muzyka, tyle że większość rockmanów uważa imprezę Owsiaka za reklamę jego osoby i nie bardzo ma ochotę w tym uczestniczyć.
Paweł Rusak
Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 26 lipca.