Socjalistyczne próby stworzenia "nowego człowieka" zawsze kończyły się fiaskiem Socjalizm jest złem w każdej postaci, obojętnie: międzynarodowy czy narodowy, wprowadzany przez tajną policję czy regulacje parlamentarne. Efekty są bowiem łatwo przewidywalne i zawsze szkodliwe. Uczy nas tego zarówno historia, jak i współczesność. Sięgnijmy do dwóch przykładów z XIX wieku, a więc do socjalizmu "przedpaństwowego".
Gospodarka planowa gen. Arakczejewa
Majątek Gruzino, należący do generała Aleksieja Arakczejewa, był w początkach XIX wieku miejscem mało znanego eksperymentu. Otóż gen. Arakczejew postanowił stworzyć - wedle wskazań Rousseau - "nowego człowieka", który w sprzyjających warunkach pozbyłby się egoistycznych potrzeb i pracował radośnie na rzecz wspólnoty. I pomieniony generał stworzył swoim pańszczyźnianym mużykom takie właśnie warunki. Kazał zbudować szkołę, przychodnię, osuszył błotniste drogi w swoim majątku, kazał pobudować domy z kamienia i cegły, a następnie zburzyć stare chłopskie domy (dając wzór późniejszym satrapom w rodzaju Juliusa Nyerere czy Nicolae Ceausţescu).
Zegary na wieżach wskazywały mużykom czas na posiłki, pracę i sen. Ale nawet dla przywykłych do knuta rosyjskich chłopów było to ewidentnie trudne do przełknięcia - pracowali leniwie przez wyznaczone 10 godzin dziennie i mimo srogich kar uciekali z majątku Arakczejewa. Generał postanowił więc zadbać i o reprodukcję siły roboczej. Aby zwiększyć dzietność swoich poddanych, tworzył listy zdolnych do rodzenia panien i wdów, a następnie wywierał presję, by szukały partnerów. Każdy związek małżeński musiał zostać zaakceptowany przez generała. W trosce o wydajność pracy kazał sobie regularnie przedstawiać raporty o stanie zdrowia siły roboczej. Zatwierdzał też kary chłosty za lenistwo i inne przewinienia oraz osobiście sprawdzał na plecach swoich mużyków, czy rozkazy zostały wykonane z dostateczną surowością. Każdy chłop musiał nosić przy sobie książeczkę kar i innych związanych z pracą wydarzeń (prototyp komunistycznych dowodów osobistych, gdzie musiały być wpisywane wszystkie kolejne miejsca pracy i zamieszkania).
Potomkowie generała odeszli od eksperymentu z wychowywaniem "nowego człowieka"; po prostu doszli do wniosku, że jego efekty ekonomiczne są gorsze od efektów tradycyjnej gospodarki pańszczyźnianej. Eksperyment ewidentnie się nie udał. Oczywiście metody były typowe dla azjatycko-bizantyjskiej mentalności dominującej w Rosji od początków jej historii. Dlaczego Arakczejew miałby inaczej traktować swoich pańszczyźnianych chłopów, skoro car Iwan Groźny na pytanie ambasadora Anglii, kim są otaczający cara strojnie odziani dworzanie, odpowiedział krótko: "Moi niewolnicy".
Szlachetne marzenia o raju głupców
Tyle o metodach, ale - jak podkreślam w tytule - Cyryl (czytaj: efekty) jest zawsze taki sam, niezależnie od metod. Inny wczesny XIX-wieczny eksperyment, tym razem z nowożytnej ojczyzny wolności, pokazuje, że socjalizm oparty na indywidualnym wyborze - dokonywanym przez członków dobrowolnych wspólnot - tak samo przynosi ekonomiczną klęskę. Chodzi mi o historię wysiłków Brytyjczyka Roberta Owena, zdolnego menedżera i przedsiębiorcy. I on podchwycił tradycyjny socjalistyczny nonsens, że ludzie nie odpowiadają za swój charakter i swoje działania, gdyż są one rezultatem zewnętrznych warunków: środowiska, w jakim przyszło im żyć (tę filozofię do dziś wyznają politycznie poprawni idioci). Dlatego w owenowskich "wioskach jedności i współpracy" ludzie mieli się dzielić wszystkim, bez jakiegokolwiek prawa do prywatności. Mieli być kształceni do piętnastego roku życia, kiedy to stawaliby się "ludźmi nowej rasy przewyższającymi fizycznie, intelektualnie i moralnie wszystkich żyjących do tej pory na Ziemi". Oczywiście tacy nowi, wspaniali ludzie z owenowskiej utopii mieli pracować nieporównanie wydajniej niż inni, co zapewniałoby im niebywały dobrobyt.
Owen kupił w 1825 r. od religijnej wspólnoty w Stanach Zjednoczonych świetnie prosperującą wioskę, faktycznie firmę rolniczo-przetwórczą. Nazwał ją Nowa Harmonia i zapełnił Amerykanami, którzy odpowiedzieli na jego wezwanie do budowy nowej społeczności. Zasiedlenie wioski idealistycznie nastawionymi ochotnikami to metoda jakże odmienna od metody gen. Arakczejewa. A jak Cyryl? Zgodnie z oczekiwaniami (nie Owena, rzecz jasna, tylko ludzi rozumiejących prawidła ekonomii!), Cyryl był taki sam.
Ochotnicy już na starcie nie zasiali ani wiosną, ani latem wszystkich użytków rolnych należących do wspólnoty. Tak samo nie troszczyli się zbytnio o to, co później zasiali, dopuszczając do zniszczenia ogrodzeń i wyrządzenia szkód w zbiorach przez (widocznie marnie karmiony) żywy inwentarz. Kiepska praca zaowocowała - jak w każdym socjalizmie - niedoborami.
W zachowanych listach jednego z owenitów czytamy: "Szwendające się bez przeszkód świnie były naszym Panem i Władcą na polach i w ogrodach tego roku. Jesteśmy więc, jak byliśmy, bez warzyw, z wyjątkiem tego, co kupimy; przypuszczam, że obywać się będziemy tej zimy bez kartofli, kalarepy i kapusty". Kwitnąca działalność rzemieślnicza również podupadła. Kiedy jeden z członków owej religijnej wspólnoty, która sprzedała Owenowi swą własność, odwiedził Nową Harmonię, odnotował, że "uliczki są pełne próżniaków, którzy mają coś do zrobienia, do czego wystarczyłby jeden zamiast dziesięciu". Znana z "realsocu" zasada: "Czy się stoi, czy się leży, każdemu to samo się należy" została więc przyswojona przez członków wspólnoty w bardzo krótkim czasie.
Owen subsydiował nieróbstwo i marnotrawstwo, usiłował mobilizować członków wspólnoty do solidniejszej pracy, zakazał picia alkoholu (rzecz oczywista, bez skutku!), ale nie przynosiło to produkcyjnych efektów. Tak samo kolejne mityngi i reorganizacje. Jak wszyscy szlachetni głupcy, nie potrafił się też przyznać do porażki. Winił za to ludzi, którzy przyszli do Nowej Harmonii, gdyż wychowani w indywidualistycznym systemie nie mieli niezbędnych cech do wspólnego harmonijnego działania. Owen nie rozumiał, że tym samym stwierdza, iż socjalizm jest nierealizowalny. Ponieważ "nowego człowieka" można wychować tylko w socjalizmie, więc nie istnieje droga "stąd do utopii". I dlatego próba Owena i wiele innych musiały się zakończyć fiaskiem.
Unijne metody i unijny Cyryl
Wiele spośród unijnych pomysłów przypomina owenowskie działania. To właśnie socjalistyczne marzenia szlachetnych głupców tkwią u podstaw zachęcania do programowania długookresowego, karty praw socjalnych czy pomysłów z radami pracowniczymi, które nasi lokalni (znacznie mniej szlachetni) głupcy usiłują nam wepchnąć jako rzekomy unijny obowiązek.
Od Owena unijni szlachetni głupcy różnią się jednak tym, że on werbował ochotników i tylko oni ponosili konsekwencje swoich niefortunnych wyborów. Tymczasem unijnego Cyryla, czyli konsekwencje socjalistycznego zidiocenia, będziemy ponosić my wszyscy.
Majątek Gruzino, należący do generała Aleksieja Arakczejewa, był w początkach XIX wieku miejscem mało znanego eksperymentu. Otóż gen. Arakczejew postanowił stworzyć - wedle wskazań Rousseau - "nowego człowieka", który w sprzyjających warunkach pozbyłby się egoistycznych potrzeb i pracował radośnie na rzecz wspólnoty. I pomieniony generał stworzył swoim pańszczyźnianym mużykom takie właśnie warunki. Kazał zbudować szkołę, przychodnię, osuszył błotniste drogi w swoim majątku, kazał pobudować domy z kamienia i cegły, a następnie zburzyć stare chłopskie domy (dając wzór późniejszym satrapom w rodzaju Juliusa Nyerere czy Nicolae Ceausţescu).
Zegary na wieżach wskazywały mużykom czas na posiłki, pracę i sen. Ale nawet dla przywykłych do knuta rosyjskich chłopów było to ewidentnie trudne do przełknięcia - pracowali leniwie przez wyznaczone 10 godzin dziennie i mimo srogich kar uciekali z majątku Arakczejewa. Generał postanowił więc zadbać i o reprodukcję siły roboczej. Aby zwiększyć dzietność swoich poddanych, tworzył listy zdolnych do rodzenia panien i wdów, a następnie wywierał presję, by szukały partnerów. Każdy związek małżeński musiał zostać zaakceptowany przez generała. W trosce o wydajność pracy kazał sobie regularnie przedstawiać raporty o stanie zdrowia siły roboczej. Zatwierdzał też kary chłosty za lenistwo i inne przewinienia oraz osobiście sprawdzał na plecach swoich mużyków, czy rozkazy zostały wykonane z dostateczną surowością. Każdy chłop musiał nosić przy sobie książeczkę kar i innych związanych z pracą wydarzeń (prototyp komunistycznych dowodów osobistych, gdzie musiały być wpisywane wszystkie kolejne miejsca pracy i zamieszkania).
Potomkowie generała odeszli od eksperymentu z wychowywaniem "nowego człowieka"; po prostu doszli do wniosku, że jego efekty ekonomiczne są gorsze od efektów tradycyjnej gospodarki pańszczyźnianej. Eksperyment ewidentnie się nie udał. Oczywiście metody były typowe dla azjatycko-bizantyjskiej mentalności dominującej w Rosji od początków jej historii. Dlaczego Arakczejew miałby inaczej traktować swoich pańszczyźnianych chłopów, skoro car Iwan Groźny na pytanie ambasadora Anglii, kim są otaczający cara strojnie odziani dworzanie, odpowiedział krótko: "Moi niewolnicy".
Szlachetne marzenia o raju głupców
Tyle o metodach, ale - jak podkreślam w tytule - Cyryl (czytaj: efekty) jest zawsze taki sam, niezależnie od metod. Inny wczesny XIX-wieczny eksperyment, tym razem z nowożytnej ojczyzny wolności, pokazuje, że socjalizm oparty na indywidualnym wyborze - dokonywanym przez członków dobrowolnych wspólnot - tak samo przynosi ekonomiczną klęskę. Chodzi mi o historię wysiłków Brytyjczyka Roberta Owena, zdolnego menedżera i przedsiębiorcy. I on podchwycił tradycyjny socjalistyczny nonsens, że ludzie nie odpowiadają za swój charakter i swoje działania, gdyż są one rezultatem zewnętrznych warunków: środowiska, w jakim przyszło im żyć (tę filozofię do dziś wyznają politycznie poprawni idioci). Dlatego w owenowskich "wioskach jedności i współpracy" ludzie mieli się dzielić wszystkim, bez jakiegokolwiek prawa do prywatności. Mieli być kształceni do piętnastego roku życia, kiedy to stawaliby się "ludźmi nowej rasy przewyższającymi fizycznie, intelektualnie i moralnie wszystkich żyjących do tej pory na Ziemi". Oczywiście tacy nowi, wspaniali ludzie z owenowskiej utopii mieli pracować nieporównanie wydajniej niż inni, co zapewniałoby im niebywały dobrobyt.
Owen kupił w 1825 r. od religijnej wspólnoty w Stanach Zjednoczonych świetnie prosperującą wioskę, faktycznie firmę rolniczo-przetwórczą. Nazwał ją Nowa Harmonia i zapełnił Amerykanami, którzy odpowiedzieli na jego wezwanie do budowy nowej społeczności. Zasiedlenie wioski idealistycznie nastawionymi ochotnikami to metoda jakże odmienna od metody gen. Arakczejewa. A jak Cyryl? Zgodnie z oczekiwaniami (nie Owena, rzecz jasna, tylko ludzi rozumiejących prawidła ekonomii!), Cyryl był taki sam.
Ochotnicy już na starcie nie zasiali ani wiosną, ani latem wszystkich użytków rolnych należących do wspólnoty. Tak samo nie troszczyli się zbytnio o to, co później zasiali, dopuszczając do zniszczenia ogrodzeń i wyrządzenia szkód w zbiorach przez (widocznie marnie karmiony) żywy inwentarz. Kiepska praca zaowocowała - jak w każdym socjalizmie - niedoborami.
W zachowanych listach jednego z owenitów czytamy: "Szwendające się bez przeszkód świnie były naszym Panem i Władcą na polach i w ogrodach tego roku. Jesteśmy więc, jak byliśmy, bez warzyw, z wyjątkiem tego, co kupimy; przypuszczam, że obywać się będziemy tej zimy bez kartofli, kalarepy i kapusty". Kwitnąca działalność rzemieślnicza również podupadła. Kiedy jeden z członków owej religijnej wspólnoty, która sprzedała Owenowi swą własność, odwiedził Nową Harmonię, odnotował, że "uliczki są pełne próżniaków, którzy mają coś do zrobienia, do czego wystarczyłby jeden zamiast dziesięciu". Znana z "realsocu" zasada: "Czy się stoi, czy się leży, każdemu to samo się należy" została więc przyswojona przez członków wspólnoty w bardzo krótkim czasie.
Owen subsydiował nieróbstwo i marnotrawstwo, usiłował mobilizować członków wspólnoty do solidniejszej pracy, zakazał picia alkoholu (rzecz oczywista, bez skutku!), ale nie przynosiło to produkcyjnych efektów. Tak samo kolejne mityngi i reorganizacje. Jak wszyscy szlachetni głupcy, nie potrafił się też przyznać do porażki. Winił za to ludzi, którzy przyszli do Nowej Harmonii, gdyż wychowani w indywidualistycznym systemie nie mieli niezbędnych cech do wspólnego harmonijnego działania. Owen nie rozumiał, że tym samym stwierdza, iż socjalizm jest nierealizowalny. Ponieważ "nowego człowieka" można wychować tylko w socjalizmie, więc nie istnieje droga "stąd do utopii". I dlatego próba Owena i wiele innych musiały się zakończyć fiaskiem.
Unijne metody i unijny Cyryl
Wiele spośród unijnych pomysłów przypomina owenowskie działania. To właśnie socjalistyczne marzenia szlachetnych głupców tkwią u podstaw zachęcania do programowania długookresowego, karty praw socjalnych czy pomysłów z radami pracowniczymi, które nasi lokalni (znacznie mniej szlachetni) głupcy usiłują nam wepchnąć jako rzekomy unijny obowiązek.
Od Owena unijni szlachetni głupcy różnią się jednak tym, że on werbował ochotników i tylko oni ponosili konsekwencje swoich niefortunnych wyborów. Tymczasem unijnego Cyryla, czyli konsekwencje socjalistycznego zidiocenia, będziemy ponosić my wszyscy.
Więcej możesz przeczytać w 34/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.