Kto się boi sejmowej komisji śledczej? To nie będzie "pełzający zamach stanu", jak mówi prezydent Kwaśniewski, lecz prawdziwy polityczny przewrót, z tym że w pełni legalny - taki finał prac komisji śledczej badającej aferę Orlenu przewiduje Roman Giertych. W demokratycznej III RP nie ma zagrożenia zamachem stanu, jeśli więc ktoś używa takiego argumentu, to znaczy, ze obawia się skutków działania prawa. Czyżby prezydent Aleksander Kwaśniewski, tak chętnie szermujący sloganami o "obronie konstytucyjnego porządku" III RP, spodziewał się bomby za fasadą, którą sam stworzył? Kto i dlaczego boi się komisji śledczej? Kto jest gotów zablokować jej prace tak, by opinia publiczna nie poznała kulis funkcjonowania III RP?
Czego się boi prezydent Kwaśniewski?
"Draństwo", "pełzający zamach stanu", "destabilizacja państwa" - takie słowa padają z ust prezydenta w kontekście prac komisji śledczej. Dlaczego prezydent mediator, którego do niedawna nikt nie był w stanie wyprowadzić z równowagi, zaczyna mieć kłopoty z opanowaniem emocji? - Komisja do spraw Orlenu może się stać dla prezydenta tym, czym komisja do spraw afery Rywina była dla Leszka Millera - uważa Jan Rokita, lider PO. Jest w tym sugestia, że skoro Miller musiał ustąpić, to podobnie będzie z Kwaśniewskim. Prezydent już traci, co potwierdzają najnowsze sondaże. W najnowszym badaniu Pentora więcej osób ocenia prezydenturę Kwaśniewskiego negatywnie (52 proc.) niż pozytywnie (48 proc.). - Niewątpliwie Kwaśniewski tolerował patologie. Wprowadza go to w krąg odpowiedzialności nie tylko politycznej, ale i prawnej - ocenia Zbigniew Ziobro z PiS.
Wyraźnie przestraszony prezydent wycofuje się z lansowanego przez siebie pomysłu przyspieszonych wyborów na wiosnę. Teraz chce, by odbyły się one w konstytucyjnym terminie. Chodzi o to, by nowy, zdominowany przez centroprawicę parlament nie mógł się zabrać do rozliczenia Kwaśniewskiego przed upływem jego kadencji. Zgodnie z konstytucją, oskarżenie prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe (potrzeba dwóch trzecich głosów) oznaczałoby odsunięcie go od pełnienia urzędu. Tuż przed końcem dziesięcioletniego urzędowania byłaby to dla Kwaśniewskiego katastrofa.
Zbigniew Ziobro uważa, że Kwaśniewski stał się architektem i patronem "systemu moralnego trzęsawiska", który odsłania druga już komisja śledcza. Ten system obejmuje nie tylko polityków i biznesmenów, ale też sędziów, prokuratorów, oficerów służb specjalnych. Jeden z członków speckomisji opowiada, jak dwa tygodnie temu na utajnionym posiedzeniu zeznawał funkcjonariusz ABW. Na wszystkie pytania odpowiadał: "Nie pamiętam". Jeden z posłów spytał w końcu: "Jak pan może, do cholery, niczego nie pamiętać?!". Na co funkcjonariusz ABW odparował: "Żyję w kraju, w którym prezydent nie pamięta, czy ma magisterium. Dlaczego taki robaczek jak ja ma nie mieć prawa do niepamięci?".
Czego się boi dwór Kwaśniewskiego?
Kwaśniewski przez dziewięć lat budował mechanizm rozległego, zataczającego liczne kręgi dworu, złożonego z polityków i biznesmenów. Tych ludzi łączyło jedno: wspólne interesy. I to bynajmniej nie duchowe - ocenia Jan Rokita. Nic dziwnego, że wielu dworaków musi teraz przeżywać ciężkie chwile. Paradoksalnie, znacznie cięższe niż Jan Kulczyk, którego w pewnym stopniu chroni jego potęga oraz stopnie zażyłości i wtajemniczenia. Komisja śledcza dopiero dotyka wspólnych interesów prezydenta i jego dworu, jest więc tylko kwestią czasu, kiedy wypłyną nowe, głośne nazwiska.
Powody do niepokoju ma Marek Ungier, szef gabinetu prezydenta. I nie tylko dlate go, że to on poinformował byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka o toczącym się w jego sprawie śledztwie ABW. Niektórzy mówią, że rozmowa Ungiera z Kaczmarkiem to będą "nowe Starachowice". Zdaniem prof. Piotra Kruszyńskiego, jeśli Ungier dowiedział się o śledztwie służbowo i poinformował o tym, popełnił przestępstwo. Na tym rola Ungiera jednak się nie kończy, bo wiele wskazuje na to, że był on zwornikiem dworu. Sporo mógłby o tym powiedzieć Roman Kluska, były prezes Optimusa, jeszcze niedawno prześladowany przez urząd skarbowy i prokuraturę. Jeśli Kluska zostałby wezwany przed komisję, mógłby powiedzieć, na kogo się powoływano, proponując mu olbrzymią łapówkę (30 mln zł) za uniknięcie kłopotów.
Czego się boi lewica?
Błaha z pozoru sprawa Marii Oleksy, żony marszałka Sejmu, która w 2002 r. zasiadała w radzie nadzorczej spółki JK Energy&Logistics (dostarczającej m.in. paliwa do spółki PKP Cargo, co wcześniej robił PKN Orlen), może być detonatorem. Chodzi o powiązania polityków SLD i członków ich rodzin ze spółkami, które zarabiały krocie dzięki publicznym zamówieniom i wygrywanym w niejasnych okolicznościach przetargom. Nic dziwnego, że politycy lewicy podjęli w ubiegłym tygodniu desperacką próbę sparaliżowania prac komisji śledczej. SLD zagroził wycofaniem z niej swoich posłów, co dałoby mu podstawę do kwestionowania obiektywizmu, a nawet legalności prac komisji. Wyjście zapowiedział też Andrzej Celiński z SDPL. - Na miejscu Celińskiego też bym zrezygnował. W świetle mojej wiedzy na temat jego powiązań ze sprawami, które badamy, nie mam wątpliwości, że w pracach tej komisji nie powinien brać udziału - mówi Roman Giertych, lider LPR. Przed miesiącem były prokurator Andrzej Czyżewski, mieszkający w Niemczech, ujawnił, że trzy lata temu dostarczył Celińskiemu materiały o nadużyciach na rynku paliw, ale ten nie przekazał ich dalej. Celiński zdecydowanie temu zaprzecza.
Czego się boją służby specjalne?
Kiedy Zbigniew Siemiątkowski w październiku 2001 r. przejmował od Zbigniewa Nowka funkcję szefa Urzędu Ochrony Państwa, przez pierwsze dni pracy poruszał się w asyście silnej obstawy. Teraz też przyznano mu ochronę. Prawicowi posłowie z komisji śledczej zastanawiają się, czy nie chodzi tu o odwrócenie uwagi od wyjaśnienia roli służb specjalnych nie tylko w sprawie Orlenu, ale też w innych strategicznych spółkach skarbu państwa. Wyjaśnienia domaga się sprawa, jak doszło do tego, że około 1994 r., gdy rządził SLD, służby specjalne przestały się interesować spółką J&S i jej właścicielami Grzegorzem Jankilewiczem i Sławomirem Smołokowskim. Czyżby polskie służby specjalne podjęły wtedy jakąś grę z wywiadem Rosji? Otwarte pozostaje też pytanie, czy sprawa spotkania Kulczyka i Ałganowa w Wiedniu nie była elementem tej gry między polskim i rosyjskim wywiadem.
Skutkiem prac komisji ds. Orlenu może być nie tylko trzęsienie ziemi na szczytach Agencji Wywiadu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Wojskowych Służb Informacyjnych. To trzęsienie ziemi może też dotknąć oficerów operacyjnych. � Obawiam się, że funkcjonariusze służb będą się teraz bali wykonać jakiekolwiek polecenie przełożonych, żeby się nie narazić na wmanewrowanie w sprawę, która ich zdecydowanie przerasta - mówi Piotr Niemczyk, były wiceszef wywiadu UOP. Na tym nie kończą się problemy służb, bo przy okazji działań komisji wyszło na jaw, że nikt tak naprawdę nie nadzoruje ich pracy ani nie potrafi sensownie wyznaczyć im celów.
Czego się boi prokuratura?
Dla Zbigniewa Ziobry najcenniejsze w pracach komisji śledczej ds. Orlenu jest odsłonięcie patologicznych mechanizmów rządzących wymiarem sprawiedliwości. - Dotychczas panowała zasada, że byli awansowani prokuratorzy usłużni, politycznie dyspozycyjni. Prokurator Zygmunt Kapusta za zasługi w ukręcaniu łba aferze Rywina awansował do Prokuratury Krajowej. Prokurator Danuta Bator, pisząca pytania, jakie jej podwładni mają zadać Leszkowi Millerowi, też została prokuratorem krajowym. Tymczasem uczciwi prokuratorzy byli spychani na margines - mówi Zbigniew Ziobro.
Zmowa milczenia wokół patologii w prokuraturze zaczyna pękać. Usłużny dotychczas Zygmunt Kapusta przed komisją nagle zaczął się oburzać na polityczne naciski na prokuraturę. - Najwyraźniej tacy jak on zaczynają wyczuwać, że są tylko pionkami w grze toczącej się znacznie wyżej. I nie chcą być kozłami ofiarnymi - mówi Ziobro.
Czego się boją polityczni kapitaliści?
Już wtedy, gdy powstawała komisja ds. Orlenu, posłowie liczyli, że podważy ona fundamenty polskiego kapitalizmu politycznego. I tak się zaczyna dziać, o czym świadczy choćby panika w otoczeniu prezydenta Kwaśniewskiego. - Z posiedzenia na posiedzenie odsłaniamy chore mechanizmy rządzące polskim biznesem i polityką. Już widać, że komisja ds. Orlenu będzie miała znaczenie nie tylko dla Orlenu. Byłoby naiwnością sądzić, że wszystkie patologie skupiły się tylko w tej jednej spółce. Dlatego przypuszczam, że ciężkie chwile przechodzą ci, którzy uczestniczyli w nieprawidłowościach w innych spółkach z udziałem skarbu państwa - ocenia Andrzej Aumiller, członek komisji z Unii Pracy.
Wśród patologii, które odsłoni komisja, wymienia się nie tylko procesy prywatyzacji, ale też brak nadzoru nad spółkami z udziałem skarbu państwa. - Członkowie rad nadzorczych nauczyli się, że biorą pieniądze za nic. Dlatego nie wierzę, że to ostatnia komisja śledcza. Może nam nawet grozić lawina takich spraw - przewiduje Aumiller. Jego zdaniem, w kolejnej kadencji Sejmu posłowie zajrzą za kulisy prywatyzacji takich firm, jak KGHM, PZU, Telekomunikacja Polska, a także banków i firm energetycznych.
Od patologii do sanacji
Dzięki transmisjom z prac komisji część prawdy o mechanizmach rządzących polityką i gospodarką już poznała cała Polska. Coraz więcej polityków zdaje sobie sprawę, że trzeba z tym coś zrobić. Dlatego opozycja prowadzi rozmowy w sprawie postawienia przed Trybunałem Stanu głównych bohaterów afer Rywina i Orlenu.
Najważniejsze jest to, że dzięki komisjom śledczym po raz pierwszy od piętnastu lat pojawiła się szansa na przerwanie kumpelsko-polityczno-biznesowych układów, które paraliżowały rozwój państwa i gospodarki. Przy okazji wyszło na jaw, że gruntownego leczenia wymagają prokuratura i służby specjalne. Przykład Włoch (m.in. akcja "Czyste ręce") pokazuje, że takich operacji nie da się przeprowadzić w białych rękawiczkach, że muszą spaść głowy, i to wcale nie pionków. To może tłumaczyć strach tak wielu osób przed tym, co jeszcze ujawni komisja ds. Orlenu.
"Draństwo", "pełzający zamach stanu", "destabilizacja państwa" - takie słowa padają z ust prezydenta w kontekście prac komisji śledczej. Dlaczego prezydent mediator, którego do niedawna nikt nie był w stanie wyprowadzić z równowagi, zaczyna mieć kłopoty z opanowaniem emocji? - Komisja do spraw Orlenu może się stać dla prezydenta tym, czym komisja do spraw afery Rywina była dla Leszka Millera - uważa Jan Rokita, lider PO. Jest w tym sugestia, że skoro Miller musiał ustąpić, to podobnie będzie z Kwaśniewskim. Prezydent już traci, co potwierdzają najnowsze sondaże. W najnowszym badaniu Pentora więcej osób ocenia prezydenturę Kwaśniewskiego negatywnie (52 proc.) niż pozytywnie (48 proc.). - Niewątpliwie Kwaśniewski tolerował patologie. Wprowadza go to w krąg odpowiedzialności nie tylko politycznej, ale i prawnej - ocenia Zbigniew Ziobro z PiS.
Wyraźnie przestraszony prezydent wycofuje się z lansowanego przez siebie pomysłu przyspieszonych wyborów na wiosnę. Teraz chce, by odbyły się one w konstytucyjnym terminie. Chodzi o to, by nowy, zdominowany przez centroprawicę parlament nie mógł się zabrać do rozliczenia Kwaśniewskiego przed upływem jego kadencji. Zgodnie z konstytucją, oskarżenie prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe (potrzeba dwóch trzecich głosów) oznaczałoby odsunięcie go od pełnienia urzędu. Tuż przed końcem dziesięcioletniego urzędowania byłaby to dla Kwaśniewskiego katastrofa.
Zbigniew Ziobro uważa, że Kwaśniewski stał się architektem i patronem "systemu moralnego trzęsawiska", który odsłania druga już komisja śledcza. Ten system obejmuje nie tylko polityków i biznesmenów, ale też sędziów, prokuratorów, oficerów służb specjalnych. Jeden z członków speckomisji opowiada, jak dwa tygodnie temu na utajnionym posiedzeniu zeznawał funkcjonariusz ABW. Na wszystkie pytania odpowiadał: "Nie pamiętam". Jeden z posłów spytał w końcu: "Jak pan może, do cholery, niczego nie pamiętać?!". Na co funkcjonariusz ABW odparował: "Żyję w kraju, w którym prezydent nie pamięta, czy ma magisterium. Dlaczego taki robaczek jak ja ma nie mieć prawa do niepamięci?".
Czego się boi dwór Kwaśniewskiego?
Kwaśniewski przez dziewięć lat budował mechanizm rozległego, zataczającego liczne kręgi dworu, złożonego z polityków i biznesmenów. Tych ludzi łączyło jedno: wspólne interesy. I to bynajmniej nie duchowe - ocenia Jan Rokita. Nic dziwnego, że wielu dworaków musi teraz przeżywać ciężkie chwile. Paradoksalnie, znacznie cięższe niż Jan Kulczyk, którego w pewnym stopniu chroni jego potęga oraz stopnie zażyłości i wtajemniczenia. Komisja śledcza dopiero dotyka wspólnych interesów prezydenta i jego dworu, jest więc tylko kwestią czasu, kiedy wypłyną nowe, głośne nazwiska.
Powody do niepokoju ma Marek Ungier, szef gabinetu prezydenta. I nie tylko dlate go, że to on poinformował byłego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka o toczącym się w jego sprawie śledztwie ABW. Niektórzy mówią, że rozmowa Ungiera z Kaczmarkiem to będą "nowe Starachowice". Zdaniem prof. Piotra Kruszyńskiego, jeśli Ungier dowiedział się o śledztwie służbowo i poinformował o tym, popełnił przestępstwo. Na tym rola Ungiera jednak się nie kończy, bo wiele wskazuje na to, że był on zwornikiem dworu. Sporo mógłby o tym powiedzieć Roman Kluska, były prezes Optimusa, jeszcze niedawno prześladowany przez urząd skarbowy i prokuraturę. Jeśli Kluska zostałby wezwany przed komisję, mógłby powiedzieć, na kogo się powoływano, proponując mu olbrzymią łapówkę (30 mln zł) za uniknięcie kłopotów.
Czego się boi lewica?
Błaha z pozoru sprawa Marii Oleksy, żony marszałka Sejmu, która w 2002 r. zasiadała w radzie nadzorczej spółki JK Energy&Logistics (dostarczającej m.in. paliwa do spółki PKP Cargo, co wcześniej robił PKN Orlen), może być detonatorem. Chodzi o powiązania polityków SLD i członków ich rodzin ze spółkami, które zarabiały krocie dzięki publicznym zamówieniom i wygrywanym w niejasnych okolicznościach przetargom. Nic dziwnego, że politycy lewicy podjęli w ubiegłym tygodniu desperacką próbę sparaliżowania prac komisji śledczej. SLD zagroził wycofaniem z niej swoich posłów, co dałoby mu podstawę do kwestionowania obiektywizmu, a nawet legalności prac komisji. Wyjście zapowiedział też Andrzej Celiński z SDPL. - Na miejscu Celińskiego też bym zrezygnował. W świetle mojej wiedzy na temat jego powiązań ze sprawami, które badamy, nie mam wątpliwości, że w pracach tej komisji nie powinien brać udziału - mówi Roman Giertych, lider LPR. Przed miesiącem były prokurator Andrzej Czyżewski, mieszkający w Niemczech, ujawnił, że trzy lata temu dostarczył Celińskiemu materiały o nadużyciach na rynku paliw, ale ten nie przekazał ich dalej. Celiński zdecydowanie temu zaprzecza.
Czego się boją służby specjalne?
Kiedy Zbigniew Siemiątkowski w październiku 2001 r. przejmował od Zbigniewa Nowka funkcję szefa Urzędu Ochrony Państwa, przez pierwsze dni pracy poruszał się w asyście silnej obstawy. Teraz też przyznano mu ochronę. Prawicowi posłowie z komisji śledczej zastanawiają się, czy nie chodzi tu o odwrócenie uwagi od wyjaśnienia roli służb specjalnych nie tylko w sprawie Orlenu, ale też w innych strategicznych spółkach skarbu państwa. Wyjaśnienia domaga się sprawa, jak doszło do tego, że około 1994 r., gdy rządził SLD, służby specjalne przestały się interesować spółką J&S i jej właścicielami Grzegorzem Jankilewiczem i Sławomirem Smołokowskim. Czyżby polskie służby specjalne podjęły wtedy jakąś grę z wywiadem Rosji? Otwarte pozostaje też pytanie, czy sprawa spotkania Kulczyka i Ałganowa w Wiedniu nie była elementem tej gry między polskim i rosyjskim wywiadem.
Skutkiem prac komisji ds. Orlenu może być nie tylko trzęsienie ziemi na szczytach Agencji Wywiadu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Wojskowych Służb Informacyjnych. To trzęsienie ziemi może też dotknąć oficerów operacyjnych. � Obawiam się, że funkcjonariusze służb będą się teraz bali wykonać jakiekolwiek polecenie przełożonych, żeby się nie narazić na wmanewrowanie w sprawę, która ich zdecydowanie przerasta - mówi Piotr Niemczyk, były wiceszef wywiadu UOP. Na tym nie kończą się problemy służb, bo przy okazji działań komisji wyszło na jaw, że nikt tak naprawdę nie nadzoruje ich pracy ani nie potrafi sensownie wyznaczyć im celów.
Czego się boi prokuratura?
Dla Zbigniewa Ziobry najcenniejsze w pracach komisji śledczej ds. Orlenu jest odsłonięcie patologicznych mechanizmów rządzących wymiarem sprawiedliwości. - Dotychczas panowała zasada, że byli awansowani prokuratorzy usłużni, politycznie dyspozycyjni. Prokurator Zygmunt Kapusta za zasługi w ukręcaniu łba aferze Rywina awansował do Prokuratury Krajowej. Prokurator Danuta Bator, pisząca pytania, jakie jej podwładni mają zadać Leszkowi Millerowi, też została prokuratorem krajowym. Tymczasem uczciwi prokuratorzy byli spychani na margines - mówi Zbigniew Ziobro.
Zmowa milczenia wokół patologii w prokuraturze zaczyna pękać. Usłużny dotychczas Zygmunt Kapusta przed komisją nagle zaczął się oburzać na polityczne naciski na prokuraturę. - Najwyraźniej tacy jak on zaczynają wyczuwać, że są tylko pionkami w grze toczącej się znacznie wyżej. I nie chcą być kozłami ofiarnymi - mówi Ziobro.
Czego się boją polityczni kapitaliści?
Już wtedy, gdy powstawała komisja ds. Orlenu, posłowie liczyli, że podważy ona fundamenty polskiego kapitalizmu politycznego. I tak się zaczyna dziać, o czym świadczy choćby panika w otoczeniu prezydenta Kwaśniewskiego. - Z posiedzenia na posiedzenie odsłaniamy chore mechanizmy rządzące polskim biznesem i polityką. Już widać, że komisja ds. Orlenu będzie miała znaczenie nie tylko dla Orlenu. Byłoby naiwnością sądzić, że wszystkie patologie skupiły się tylko w tej jednej spółce. Dlatego przypuszczam, że ciężkie chwile przechodzą ci, którzy uczestniczyli w nieprawidłowościach w innych spółkach z udziałem skarbu państwa - ocenia Andrzej Aumiller, członek komisji z Unii Pracy.
Wśród patologii, które odsłoni komisja, wymienia się nie tylko procesy prywatyzacji, ale też brak nadzoru nad spółkami z udziałem skarbu państwa. - Członkowie rad nadzorczych nauczyli się, że biorą pieniądze za nic. Dlatego nie wierzę, że to ostatnia komisja śledcza. Może nam nawet grozić lawina takich spraw - przewiduje Aumiller. Jego zdaniem, w kolejnej kadencji Sejmu posłowie zajrzą za kulisy prywatyzacji takich firm, jak KGHM, PZU, Telekomunikacja Polska, a także banków i firm energetycznych.
Od patologii do sanacji
Dzięki transmisjom z prac komisji część prawdy o mechanizmach rządzących polityką i gospodarką już poznała cała Polska. Coraz więcej polityków zdaje sobie sprawę, że trzeba z tym coś zrobić. Dlatego opozycja prowadzi rozmowy w sprawie postawienia przed Trybunałem Stanu głównych bohaterów afer Rywina i Orlenu.
Najważniejsze jest to, że dzięki komisjom śledczym po raz pierwszy od piętnastu lat pojawiła się szansa na przerwanie kumpelsko-polityczno-biznesowych układów, które paraliżowały rozwój państwa i gospodarki. Przy okazji wyszło na jaw, że gruntownego leczenia wymagają prokuratura i służby specjalne. Przykład Włoch (m.in. akcja "Czyste ręce") pokazuje, że takich operacji nie da się przeprowadzić w białych rękawiczkach, że muszą spaść głowy, i to wcale nie pionków. To może tłumaczyć strach tak wielu osób przed tym, co jeszcze ujawni komisja ds. Orlenu.
ALEKSANDER JARUZELSKI |
---|
Wojciech Jaruzelski (1981) Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią Padają wezwania do fizycznej rozprawy z "czerwonymi", z ludźmi o odmiennych poglądach. Mnożą się wypadki terroru, pogróżek i samosądów moralnych, a także bezpośredniej przemocy Słowa wypowiedziane w Radomiu, obrady w Gdańsku odsłoniły bez reszty prawdziwe zamiary jej [opozycji] przywódczych kręgów. Zamiary te potwierdza w skali masowej codzienna praktyka, narastająca agresywność ekstremistów, jawne dążenie do całkowitego rozbioru socjalistycznej polskiej państwowości Trzeba powiedzieć: dość! Trzeba zapobiec, zagrodzić drogę konfrontacji, którą zapowiedzieli otwarcie przywódcy "Solidarności" Aleksander Kwaśniewski (2004) Komisja dokonuje demontażu III Rzeczypospolitej Będę występował w obronie swojego własnego imienia i mojej żony, tym bardziej że to, co jest wypowiadane pod adresem mojej małżonki oraz fundacji, to jest już po prostu draństwo Mamy Polskę nieodpowiedzialności i tego, co obserwowaliśmy w wykonaniu polskiej opozycji. Polskę, gdzie można destabilizować kraj, gdzie można wręcz proponować pełzający przewrót tylko po to, żeby wyszło na nasze. Żebyśmy mogli wreszcie być przy władzy Podjąłem zdecydowaną walkę z tymi, którzy chcą zdestabilizować państwo i ruszyli na polską demokrację. To PO, PiS, LPR, Samoobrona. Im chodzi o to, byśmy wszyscy tonęli w mętnej wodzie |
CO PO ORLENIE? |
---|
LUDWIK DORN (PiS) Kolejne komisje śledcze powinny wyjaśnić aferę FOZZ, sprawę Laboratorium Frakcjonowania Osocza, inwigilacji prawicy w pierwszej połowie lat 90. oraz aferę jednorękich bandytów. Zagłosowałbym też za powołaniem komisji, która wyjaśniłaby wprowadzenie wadliwych dowodów rejestracyjnych, co sprawia wrażenie działania na zlecenie zorganizowanych gangów złodziei samochodów. JANUSZ LEWANDOWSKI (PO) Komisje śledcze powinny zbadać aferę FOZZ, i to nie tylko w sferze samych wydarzeń sprzed piętnastu lat, ale też niejasnych poczynań wymiaru sprawiedliwości, który nie potrafił doprowadzić do wyjaśnienia tej sprawy. Ciekawym materiałem do parlamentarnego śledztwa są też wychodzące na jaw dziwne powiązania handlowe polskich firm ze służbami specjalnymi dawnego imperium sowieckiego. BOGDAN LEWANDOWSKI (SDPL) Przyjęło się, że komisje śledcze badają sprawy związane z okresem rządów lewicy, ale myślę, że także rządy prawicy dostarczyłyby dobrego materiału do ich prac. Przykładem mogą być okoliczności zabójstwa ministra Jacka Dębskiego i jego związki ze środowiskiem mafijnym. Posłowie mogliby się też przyjrzeć procesom prywatyzacji oraz pojawieniu się w Polsce przestępczości zorganizowanej. |
Więcej możesz przeczytać w 46/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.