Nie rezygnując z przysługującej mediom funkcji kontrolnej, muszą one z dobrą wolą towarzyszyć działaniom IPN - instytucji zaufania publicznego - której autorytet może zapewnić pożądany przebieg odtajniania dokumentów. Dziennikarze nie powinni na własną rękę wyprzedzać takich działań, chyba że byłyby one zagrożone przez przeciwników ujawniania prawdy.
REM postuluje, by media jak najpełniej korzystały z wiedzy specjalistów IPN, jednocześnie podkreślając, że obecnie najważniejszym zadaniem jest ciągłe powtarzanie, iż krążący w internecie skorowidz nazwisk NIE JEST listą agentów.
Zwracamy uwagę, że niektóre publikacje np. Gazety Wyborczej ("Ubecka lista krąży po Polsce" , "Barbarzyństwo Wildsteina") dezinformowały odbiorców, nasilając atmosferę wzajemnych podejrzeń. Przestrzegamy przed próbami instrumentalnego traktowania mediów przez przeciwników odsłaniania prawdy o historii Polski - napisała rada.
****
Tymczasem, jak poinformował Andrzej Arseniuk z IPN, tylko do warszawskiego oddziału instytutu wpłynęło ponad 300 wniosków o dostęp do akt, znacznie więcej niż wcześniej.
W środę kolegium instytutu uznało, że osobom pokrzywdzonym, których nazwiska znalazły się na "liście Wildsteina", należy udostępniać ich teczki w trybie przyspieszonym. Prezes IPN Leon Kieres zapewnił, że dołoży starań, by wnioski rozpatrywać tak szybko, jak to możliwe, choć być może trzeba będzie ograniczyć działalność naukowo-badawczą IPN.
Po spotkaniu z premierem Markiem Belką, Kieres powiedział, że nie dojdzie do paraliżu pracy IPN, jeśli rząd wesprze finansowo instytut. Premier zadeklarował, że zarekomenduje rządowi pozytywne rozpatrzenie wniosku prezesa IPN o pomoc finansową. Szczegółowy wniosek w tej sprawie Kieres ma przedstawić premierowi w piątek. "Uzgodniłem z panem premierem, że do czasu zajęcia się sprawą przez rząd, co powinno nastąpić na jego następnym posiedzeniu, wysokość niezbędnej kwoty pozostanie nieujawniona" - powiedział.
Jeszcze w środę premier - pytany, czy widzi możliwość zwiększenia budżetu IPN - mówił: "Szczerze mówiąc, nie wiem czy jest taka potrzeba. Przede wszystkim budżet jest już uchwalony, zatwierdzony. Myślę, że dla tej jednej przyczyny trudno byłoby występować o jego nowelizację, ja zresztą nie jestem przekonany, czy jest to potrzebne".
Podczas spotkania z premierem Kieres miał go poinformować, że opowiada się za poszerzeniem kręgu osób uprawnionych do dostępu do teczek, ale nie za "bezrefleksyjnym publikowaniem list, co miało miejsce w ostatnich dniach".
Jak spodziewa się szef IPN, o swoje teczki może wystąpić ok. 5 proc. osób z listy zawierającej 240 tys. nazwisk tajnych współpracowników i funkcjonariuszy służb specjalnych PRL oraz tych, których wytypowały one do ewentualnej współpracy (na liście są też osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN). Tę listę inwentarzową IPN wyniósł były już publicysta "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein, a nieznane osoby umieściły w internecie. IPN nie bierze za to odpowiedzialności i podkreśla, że mogą tam być dopisywane kolejne nazwiska. Lista, co podkreśla zarówno IPN, jak i sam Wildstein, nie jest tożsama z listą agentów.
em, pap