W Polsce udaje się pomagać pacjentom w stanie o wiele cięższym niż Terri Schiavo Gdyby to Michael Schiavo decydował o tym, czy Janowi Pawłowi II robić tracheotomię, z pewnością powiedziałby, że nie warto. Bo po co męczyć człowieka ciężko schorowanego, w dodatku pozbawionego bliskiej rodziny. Michael Schiavo ma odwagę patrzeć w oczy swej żonie Terri i skazywać ją na śmierć. Udało mu się przekonać sądy różnych instancji, że Terri "nie chce żyć jak warzywo". Przez 15 lat mogła tak żyć, a teraz powinna umrzeć. Trudno sobie wyobrazić większą bezduszność. Na pytanie Larry'ego Kinga z CNN, jak może pozwolić Terri umrzeć z głodu, Michael Schiavo odparł, że jej śmierć jest bezbolesna. Powiedzieli mu to lekarze. Tyle że ci często się mylą. Kto dał Michaelowi Schiavo i lekarzom prawo orzekania o sensie cudzego życia, zwłaszcza jeśli ten ktoś nie może sam zabrać głosu. Tak mogą myśleć tylko członkowie eutanacji - nowej rasy panów życia i śmierci.
Przebudzeni
Prof. Jan Talar, szef kliniki rehabilitacji bydgoskiej Akademii Medycznej, bez wahania podjąłby się dalszego leczenia Terri Schiavo. - Nie ma przypadków beznadziejnych. Mam pacjentów w stanie o wiele gorszym niż Terriy Schiavo i widzę stałą poprawę. Z tego, co widać w telewizji, z chorą jest stały kontakt: śmieje się, porusza oczami, nie można więc stwierdzić, że nic nie czuje, że jej mózg dawno umarł. Najłatwiej jest orzec wobec takiego pacjenta stan wegetatywny i przeznaczyć go na dawcę organów - podkreśla "Wprost" prof. Talar. I wie, co mówi, bo ma na swoim koncie ponad 150 wybudzeń ze śpiączki - jest w tej dziedzinie jednym z najwybitniejszych specjalistów na świecie. Przebudzeni przez niego prowadzą normalne życie: rodzą dzieci, pracują, studiują. Jedna z pierwszych pacjentek oddziału prof. Talara miała być dawcą organów. Tymczasem w ubiegłym roku zdała maturę.
Pacjentem prof. Talara jest Bogdan Krzepkowski z Kobylan koło Opatowa. Gdy dwa lata temu jego samochód czołowo zderzył się z autobusem, lekarze w szpitalu w Łodzi oświadczyli, że przy tak rozległym uszkodzeniu mózgu, nigdy nie się nie obudzi. To samo powiedziano w klinice w Poznaniu. Od prawie dwóch lat Bogdan Krzepkowski uczy się życia na nowo. Żyje dzięki uporowi żony, która zawiozła go do prof. Talara. Już potrafi się ubrać, wróciła mu pamięć, coraz lepiej radzi sobie z wymawianiem pełnych zdań. Niedawno zaczął chodzić - na razie jeszcze niezdarnie.
Michael Schiavo nie dałby żadnych szans żużlowcowi Piotrowi Winiarzowi, ofierze wypadku na torze. Uważany przez wielu lekarzy za "warzywo", dziś Winiarz przygotowuje się do powrotu do sportu. Jest koronnym dowodem na to, jak bardzo mogą się mylić lekarze, jak nietrafne mogą być decyzje o eutanazji. Badania w dwóch najlepszych szpitalach w Bostonie - Brigham Hospital i Women's Hospital - wykazały, że aż w 22 proc. wypadkach uznanych za nieuleczalne dało się leczyć z widocznymi postępami. Annały medycyny są pełne takich przypadków. Najbardziej spektakularnym jest sprawa Terry'ego Wallisa. Obudził się on ze śpiączki po 19 latach. W dniu odwiedzin pielęgniarka spytała go, czy wie, kto do niego przyjechał. Bez wahania odpowiedział: "Mama".
Yolanda Black z New Jersey wybudziła się dzień po tym, jak sąd pozwolił jej "umrzeć z godnością" i pobrać organy. Barbara Blodgett zapadła w śpiączkę po wypadku samochodowym. Była wtedy w trzecim miesiącu ciąży. Pół roku później urodziła zdrowe dziecko i odzyskała przytomność.
Bezkontaktowi kontaktowi
Stan, w jakim znajduje się Terri Schiavo, nazywa się permanent vegetative state (PVS) - stanem stałej wegetacji. Od prawie pięciu lat w takim stanie znajduje się córka znanej aktorki Ewy Błaszczyk - 11-letnia Ola. Dla tych, których bliscy są w stanie PVS, nadzieją są wyniki badań Keitha Andrewsa ze szpitala Atkinson Morley w Londynie. Dowiódł on, że ponad 50 proc. pacjentów na pozór "bez kontaktu" może być w pełni świadomych, tyle że nie są w stanie się porozumieć ze światem. Andrews twierdzi, że kwalifikowanie pacjentów jako bezkontaktowych odbywa się na podstawie 30-60-minutowych pobieżnych testów. Tymczasem, aby takie testy były w pełni wiarygodne, powinny trwać sześć tygodni i polegać na obserwacji oraz zapisie aktywności mózgu. Kiedy Andrews przeprowadził takie solidne testy, okazało się, że niektóre "warzywa" reagują na głos. Część z nich udało się potem wybudzić, na przykład 19-letniego Goeffreya. W standardowych testach uzyskał on 12 na 100 punktów i uznano go za "warzywo". Po wybudzeniu Goeffrey opowiadał, że podczas testu, gdy proszono go poruszanie różnymi częściami ciała, wszystko rozumiał, ale nie był w stanie niczego wykonać.
Prof. Jacek Łuczak, pionier polskiej medycyny paliatywnej, zauważa, że skoro można orzec, iż jakość czyjegoś życia jest na tyle niska, że należy je przerwać, to gdzie przebiega granica, za którą jest się odartym z godności "warzywem". Prof. Łuczak zauważa dodawanie do kategorii "warzyw" kolejnych grup chorych. Gdyby chcieć ulżyć w cierpieniu najciężej chorym Polakom, co odpowiadałoby zapewne eutanacji, oznaczałoby to eliminację ludności miasta wielkości Torunia. Bo ponad 200 tys. osób wymaga obecnie w Polsce opieki paliatywno-hospicyjnej.
Misjonarze śmierci
Dużą dowolność w kwalifikowaniu chorych do grupy "warzyw" potwierdzają historie 130 pacjentów uśmierconych na ich własną prośbę przez osławionego doktora śmierć - Jacka Kevorkiana. Tylko co czwarty z nich był terminalnie chory, natomiast aż jedna piąta mogłaby nadal żyć, bo większość z nich cierpiała na depresję z powodu samotności. Na tej samej zasadzie dr Philip Sutorius zabił zastrzykiem holenderskiego senatora Edwarda Brongersmę, który odczuwał "zmęczenie życiem". W obronę Sutoriusa zaangażowała się minister zdrowia Els Borst, która poparła pomysł przepisywania trucizny "starym ludziom, którzy mają już dość życia, nawet jeśli byliby fizycznie zdrowi".
W styczniu 2005 r. holenderscy lekarze uśmiercili grupę ciężko chorych niemowląt. Inicjator tego przedsięwzięcia dr Eduard Verhagen argumentował, że dzieci te bardzo cierpią, a "nie mogą samodzielnie wyrazić swej woli". Verhagen uznał, że zna ich wolę i może ją wypełnić. To przykład coraz powszechniejszego zjawiska kryptanazji, czyli eutanazji bez wiedzy i zgody pacjenta. Według raportu holenderskiego ministerstwa zdrowia z 1990 r., aż 11,3 proc. wszystkich zgonów w tym kraju było wynikiem kryptanazji. Bardzo często dokonywano jej pod presją rodziny.
Dr Karl Guning z Holandii przytacza taką historię: "Pewien stary człowiek był w agonii. Jego syn zwrócił się do lekarzy, by przyspieszyli zgon, by mógł zorganizować pogrzeb ojca przed wyjazdem na wakacje. Lekarz, nie mający dostatecznego doświadczenia, zaaplikował starcowi takie dawki morfiny, że zamiast go zabić, uśmierzył ból. Po powrocie rodziny z wakacji staruszek był w świetnym humorze".
Jednym z czołowych ideologów eutanacji jest Australijczyk Peter Singer, szef katedry etyki na uniwersytecie Princeton. Uważa on, że osoby upośledzone umysłowo oraz noworodki (nawet w pełni zdrowe) nie są osobami, gdyż nie są świadomi faktu swego istnienia. Zabicie takiej istoty nie jest zatem moralnie naganne. "Człowiek, który przychodzi na świat, nie ma prawa do życia" - uważa Singer. Takie prawo zostaje mu przyznane, gdy spełnia określone warunki: po pierwsze, konieczna jest zgoda rodziców na jego dalsze życie. Jeżeli rodzice nie chcą dziecka, powinni móc je uśmiercić do 28. dnia po urodzeniu, gdyż w tej fazie "noworodek nie jest osobą w sensie etycznie znaczącym".
Zabójstwo z wygody
Medycyna paliatywna rozwinęła się w ostatnich latach tak bardzo, że według danych WHO ból da się wyeliminować w 95 proc. ciężkich chorób. Najczęściej nie chodzi więc o skrócenie cierpień, lecz o wygodę i stan konta krewnych chorych. Dr Franco De Conno, dyrektor Instytutu Onkologii w Mediolanie, mówi otwarcie: "Eutanazja to prawdziwy biznes dla towarzystw ubezpieczeniowych, służby zdrowia i krewnych, którzy w ten sposób uwalniają się od ciężaru opieki nad chorymi". Francuski onkolog prof. Lucien Israel uważa, że dyskusja o eutanazji jest dziś najgłośniejsza w tych krajach, w których systemy ubezpieczeń znajdują się na granicy bankructwa.
- Wola życia człowieka ciężko czy nawet śmiertelnie chorego jest zdecydowanie wyższa niż u ludzi zdrowych - mówi prof. Jacek Łuczak. Dla takich osób każde 15 minut to wielki dar. Potwierdzają to badania przeprowadzone w amerykańskich hospicjach. Śmiertelnie chorzy ludzie, jeśli tylko zostali otoczeni odpowiednią opieką, wcale nie prosili o eutanazję - tylko 1-2 proc. powiedziało, że pragnie umrzeć.
Film "Za wszelką cenę" Clinta Eastwooda, obsypany Oscarami, jest w finale głosem za eutanazją: sparaliżowaną bokserkę trener zabija zastrzykiem na jej życzenie. Tymczasem przykład wielu sparaliżowanych czy nieuleczalnie chorych pokazuje, że mimo kalectwa mogą oni prowadzić twórcze życie. Jak choćby genialny fizyk Stephen Hawking. W latach 60. lekarze dawali mu zaledwie dwa lata życia. Na takiej podstawie można by podjąć decyzję o eutanazji. Podobnie jest z Rubenem Gallego, który urodził się niepełnosprawny i sowieccy lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Matce powiedziano nawet, że jej syn zmarł przy porodzie. A jednak chłopiec przeżył, został pisarzem i zdobył wiele literackich nagród. W swoich wspomnieniach "Białe na czarnym" Gallego opisuje jak w latach 80. w ZSRR przeniesiono go z domu dziecka do domu starców. Spośród 30-osobowej grupy przeżył tylko on, reszta umarła z głodu. Na taką samą śmierć Michael Schiavo chce dziś skazać swoją żonę.
Mariola Wower z wielkopolskiego Stęszewa ma dzisiaj 41 lat - tak jak Terri Schiavo. W 1992 r. miała ciężki wypadek samochodowy. - Lekarze nie dawali mi żadnych szans. Nawet na siedzenie na wózku. Miałam być "warzywem". Pół roku po wypadku przeczytałam książkę "Joni" - o niepełnosprawnej malarce. Zapamiętałam zdanie "Bóg zamykając przed nami drzwi, zostawia uchylone okno" - opowiada "Wprost" Mariola Wower. Trzy lata po wypadku pojechała na plener malarski. Dziś maluje, pisze wiersze i wychowuje dwoje dzieci.
Szlachetne cierpienie
Sposób myślenia eutanacji, która obsadza się w roli panów życia i śmierci, zadziwiająco przypomina argumenty używane przez funkcjonariuszy systemów totalitarnych. W 1920 r. Karl Binding i Alfred Hoche wydali książkę "Zgoda na niszczenie bezwartościowego życia". Postulowali w niej, by dla własnego dobra pozbawiać życia nieuleczalnie chorych na ich prośbę, a znajdujących się w śpiączce i psychicznie chorych - bez ich zgody. W czasach Trzeciej Rzeszy ta ideologia doprowadziła do zabicia 275-400 tys. osób.
Podczas procesów norymberskich eutanazję potępiono jako zbrodnię, po II wojnie światowej wróciła pod hasłami ulżenia osobom cierpiącym. Tymczasem cierpienie to nieodłączna część człowieczeństwa. "Miałem wspaniałe życie - cierpiałem" - napisał w jednym z ostatnich wierszy Zbigniew Herbert. Cierpienie Jana Pawła II na oczach świata daje nadzieję milionom chorych, że godnie można żyć w każdym stanie zdrowia. Nawet jeśli miałoby to stwarzać dyskomfort przedstawicielom eutanacji.
Prof. Jan Talar, szef kliniki rehabilitacji bydgoskiej Akademii Medycznej, bez wahania podjąłby się dalszego leczenia Terri Schiavo. - Nie ma przypadków beznadziejnych. Mam pacjentów w stanie o wiele gorszym niż Terriy Schiavo i widzę stałą poprawę. Z tego, co widać w telewizji, z chorą jest stały kontakt: śmieje się, porusza oczami, nie można więc stwierdzić, że nic nie czuje, że jej mózg dawno umarł. Najłatwiej jest orzec wobec takiego pacjenta stan wegetatywny i przeznaczyć go na dawcę organów - podkreśla "Wprost" prof. Talar. I wie, co mówi, bo ma na swoim koncie ponad 150 wybudzeń ze śpiączki - jest w tej dziedzinie jednym z najwybitniejszych specjalistów na świecie. Przebudzeni przez niego prowadzą normalne życie: rodzą dzieci, pracują, studiują. Jedna z pierwszych pacjentek oddziału prof. Talara miała być dawcą organów. Tymczasem w ubiegłym roku zdała maturę.
Pacjentem prof. Talara jest Bogdan Krzepkowski z Kobylan koło Opatowa. Gdy dwa lata temu jego samochód czołowo zderzył się z autobusem, lekarze w szpitalu w Łodzi oświadczyli, że przy tak rozległym uszkodzeniu mózgu, nigdy nie się nie obudzi. To samo powiedziano w klinice w Poznaniu. Od prawie dwóch lat Bogdan Krzepkowski uczy się życia na nowo. Żyje dzięki uporowi żony, która zawiozła go do prof. Talara. Już potrafi się ubrać, wróciła mu pamięć, coraz lepiej radzi sobie z wymawianiem pełnych zdań. Niedawno zaczął chodzić - na razie jeszcze niezdarnie.
Michael Schiavo nie dałby żadnych szans żużlowcowi Piotrowi Winiarzowi, ofierze wypadku na torze. Uważany przez wielu lekarzy za "warzywo", dziś Winiarz przygotowuje się do powrotu do sportu. Jest koronnym dowodem na to, jak bardzo mogą się mylić lekarze, jak nietrafne mogą być decyzje o eutanazji. Badania w dwóch najlepszych szpitalach w Bostonie - Brigham Hospital i Women's Hospital - wykazały, że aż w 22 proc. wypadkach uznanych za nieuleczalne dało się leczyć z widocznymi postępami. Annały medycyny są pełne takich przypadków. Najbardziej spektakularnym jest sprawa Terry'ego Wallisa. Obudził się on ze śpiączki po 19 latach. W dniu odwiedzin pielęgniarka spytała go, czy wie, kto do niego przyjechał. Bez wahania odpowiedział: "Mama".
Yolanda Black z New Jersey wybudziła się dzień po tym, jak sąd pozwolił jej "umrzeć z godnością" i pobrać organy. Barbara Blodgett zapadła w śpiączkę po wypadku samochodowym. Była wtedy w trzecim miesiącu ciąży. Pół roku później urodziła zdrowe dziecko i odzyskała przytomność.
Bezkontaktowi kontaktowi
Stan, w jakim znajduje się Terri Schiavo, nazywa się permanent vegetative state (PVS) - stanem stałej wegetacji. Od prawie pięciu lat w takim stanie znajduje się córka znanej aktorki Ewy Błaszczyk - 11-letnia Ola. Dla tych, których bliscy są w stanie PVS, nadzieją są wyniki badań Keitha Andrewsa ze szpitala Atkinson Morley w Londynie. Dowiódł on, że ponad 50 proc. pacjentów na pozór "bez kontaktu" może być w pełni świadomych, tyle że nie są w stanie się porozumieć ze światem. Andrews twierdzi, że kwalifikowanie pacjentów jako bezkontaktowych odbywa się na podstawie 30-60-minutowych pobieżnych testów. Tymczasem, aby takie testy były w pełni wiarygodne, powinny trwać sześć tygodni i polegać na obserwacji oraz zapisie aktywności mózgu. Kiedy Andrews przeprowadził takie solidne testy, okazało się, że niektóre "warzywa" reagują na głos. Część z nich udało się potem wybudzić, na przykład 19-letniego Goeffreya. W standardowych testach uzyskał on 12 na 100 punktów i uznano go za "warzywo". Po wybudzeniu Goeffrey opowiadał, że podczas testu, gdy proszono go poruszanie różnymi częściami ciała, wszystko rozumiał, ale nie był w stanie niczego wykonać.
Prof. Jacek Łuczak, pionier polskiej medycyny paliatywnej, zauważa, że skoro można orzec, iż jakość czyjegoś życia jest na tyle niska, że należy je przerwać, to gdzie przebiega granica, za którą jest się odartym z godności "warzywem". Prof. Łuczak zauważa dodawanie do kategorii "warzyw" kolejnych grup chorych. Gdyby chcieć ulżyć w cierpieniu najciężej chorym Polakom, co odpowiadałoby zapewne eutanacji, oznaczałoby to eliminację ludności miasta wielkości Torunia. Bo ponad 200 tys. osób wymaga obecnie w Polsce opieki paliatywno-hospicyjnej.
Misjonarze śmierci
Dużą dowolność w kwalifikowaniu chorych do grupy "warzyw" potwierdzają historie 130 pacjentów uśmierconych na ich własną prośbę przez osławionego doktora śmierć - Jacka Kevorkiana. Tylko co czwarty z nich był terminalnie chory, natomiast aż jedna piąta mogłaby nadal żyć, bo większość z nich cierpiała na depresję z powodu samotności. Na tej samej zasadzie dr Philip Sutorius zabił zastrzykiem holenderskiego senatora Edwarda Brongersmę, który odczuwał "zmęczenie życiem". W obronę Sutoriusa zaangażowała się minister zdrowia Els Borst, która poparła pomysł przepisywania trucizny "starym ludziom, którzy mają już dość życia, nawet jeśli byliby fizycznie zdrowi".
W styczniu 2005 r. holenderscy lekarze uśmiercili grupę ciężko chorych niemowląt. Inicjator tego przedsięwzięcia dr Eduard Verhagen argumentował, że dzieci te bardzo cierpią, a "nie mogą samodzielnie wyrazić swej woli". Verhagen uznał, że zna ich wolę i może ją wypełnić. To przykład coraz powszechniejszego zjawiska kryptanazji, czyli eutanazji bez wiedzy i zgody pacjenta. Według raportu holenderskiego ministerstwa zdrowia z 1990 r., aż 11,3 proc. wszystkich zgonów w tym kraju było wynikiem kryptanazji. Bardzo często dokonywano jej pod presją rodziny.
Dr Karl Guning z Holandii przytacza taką historię: "Pewien stary człowiek był w agonii. Jego syn zwrócił się do lekarzy, by przyspieszyli zgon, by mógł zorganizować pogrzeb ojca przed wyjazdem na wakacje. Lekarz, nie mający dostatecznego doświadczenia, zaaplikował starcowi takie dawki morfiny, że zamiast go zabić, uśmierzył ból. Po powrocie rodziny z wakacji staruszek był w świetnym humorze".
Jednym z czołowych ideologów eutanacji jest Australijczyk Peter Singer, szef katedry etyki na uniwersytecie Princeton. Uważa on, że osoby upośledzone umysłowo oraz noworodki (nawet w pełni zdrowe) nie są osobami, gdyż nie są świadomi faktu swego istnienia. Zabicie takiej istoty nie jest zatem moralnie naganne. "Człowiek, który przychodzi na świat, nie ma prawa do życia" - uważa Singer. Takie prawo zostaje mu przyznane, gdy spełnia określone warunki: po pierwsze, konieczna jest zgoda rodziców na jego dalsze życie. Jeżeli rodzice nie chcą dziecka, powinni móc je uśmiercić do 28. dnia po urodzeniu, gdyż w tej fazie "noworodek nie jest osobą w sensie etycznie znaczącym".
Zabójstwo z wygody
Medycyna paliatywna rozwinęła się w ostatnich latach tak bardzo, że według danych WHO ból da się wyeliminować w 95 proc. ciężkich chorób. Najczęściej nie chodzi więc o skrócenie cierpień, lecz o wygodę i stan konta krewnych chorych. Dr Franco De Conno, dyrektor Instytutu Onkologii w Mediolanie, mówi otwarcie: "Eutanazja to prawdziwy biznes dla towarzystw ubezpieczeniowych, służby zdrowia i krewnych, którzy w ten sposób uwalniają się od ciężaru opieki nad chorymi". Francuski onkolog prof. Lucien Israel uważa, że dyskusja o eutanazji jest dziś najgłośniejsza w tych krajach, w których systemy ubezpieczeń znajdują się na granicy bankructwa.
- Wola życia człowieka ciężko czy nawet śmiertelnie chorego jest zdecydowanie wyższa niż u ludzi zdrowych - mówi prof. Jacek Łuczak. Dla takich osób każde 15 minut to wielki dar. Potwierdzają to badania przeprowadzone w amerykańskich hospicjach. Śmiertelnie chorzy ludzie, jeśli tylko zostali otoczeni odpowiednią opieką, wcale nie prosili o eutanazję - tylko 1-2 proc. powiedziało, że pragnie umrzeć.
Film "Za wszelką cenę" Clinta Eastwooda, obsypany Oscarami, jest w finale głosem za eutanazją: sparaliżowaną bokserkę trener zabija zastrzykiem na jej życzenie. Tymczasem przykład wielu sparaliżowanych czy nieuleczalnie chorych pokazuje, że mimo kalectwa mogą oni prowadzić twórcze życie. Jak choćby genialny fizyk Stephen Hawking. W latach 60. lekarze dawali mu zaledwie dwa lata życia. Na takiej podstawie można by podjąć decyzję o eutanazji. Podobnie jest z Rubenem Gallego, który urodził się niepełnosprawny i sowieccy lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Matce powiedziano nawet, że jej syn zmarł przy porodzie. A jednak chłopiec przeżył, został pisarzem i zdobył wiele literackich nagród. W swoich wspomnieniach "Białe na czarnym" Gallego opisuje jak w latach 80. w ZSRR przeniesiono go z domu dziecka do domu starców. Spośród 30-osobowej grupy przeżył tylko on, reszta umarła z głodu. Na taką samą śmierć Michael Schiavo chce dziś skazać swoją żonę.
Mariola Wower z wielkopolskiego Stęszewa ma dzisiaj 41 lat - tak jak Terri Schiavo. W 1992 r. miała ciężki wypadek samochodowy. - Lekarze nie dawali mi żadnych szans. Nawet na siedzenie na wózku. Miałam być "warzywem". Pół roku po wypadku przeczytałam książkę "Joni" - o niepełnosprawnej malarce. Zapamiętałam zdanie "Bóg zamykając przed nami drzwi, zostawia uchylone okno" - opowiada "Wprost" Mariola Wower. Trzy lata po wypadku pojechała na plener malarski. Dziś maluje, pisze wiersze i wychowuje dwoje dzieci.
Szlachetne cierpienie
Sposób myślenia eutanacji, która obsadza się w roli panów życia i śmierci, zadziwiająco przypomina argumenty używane przez funkcjonariuszy systemów totalitarnych. W 1920 r. Karl Binding i Alfred Hoche wydali książkę "Zgoda na niszczenie bezwartościowego życia". Postulowali w niej, by dla własnego dobra pozbawiać życia nieuleczalnie chorych na ich prośbę, a znajdujących się w śpiączce i psychicznie chorych - bez ich zgody. W czasach Trzeciej Rzeszy ta ideologia doprowadziła do zabicia 275-400 tys. osób.
Podczas procesów norymberskich eutanazję potępiono jako zbrodnię, po II wojnie światowej wróciła pod hasłami ulżenia osobom cierpiącym. Tymczasem cierpienie to nieodłączna część człowieczeństwa. "Miałem wspaniałe życie - cierpiałem" - napisał w jednym z ostatnich wierszy Zbigniew Herbert. Cierpienie Jana Pawła II na oczach świata daje nadzieję milionom chorych, że godnie można żyć w każdym stanie zdrowia. Nawet jeśli miałoby to stwarzać dyskomfort przedstawicielom eutanacji.
Więcej możesz przeczytać w 13/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.