Siedem powodów, dla których warto mieć liczne potomstwo Narzekasz na brak pieniędzy, jesteś biedny - zainwestuj w dzieci" - przekonywał Francuzów Charles de Gaulle. Większość finansowych imperiów nigdy by nie powstała, gdyby nie wielodzietne rodziny. Archie Campbell, amerykański kupiec, dopiero po narodzinach czwartego dziecka zaryzykował i wraz ze wspólnikiem Jacobem Fetterem kupił First National Bank. Szybko podwoił kapitał i doskonale sobie radził nawet podczas wielkiego kryzysu. By utrzymać dziesięcioro dzieci, John Deibele rzucił pracę w tartaku i założył w Nowym Jorku fabrykę materiałów budowlanych. Wkrótce stał się jednym z najbogatszych mieszkańców powiatu Noble. Podobnie powstały fortuny Johna Rockefellera - pierwszego miliardera, który wychował sześcioro dzieci, i Mayera Amschela, założyciela rodu Rothschildów, ojca dziesięciorga dzieci. Także arystokratycznym rodom wielodzietność umożliwiała pomnażanie bogactwa czy przetrwanie w trudnych czasach.
Narzekasz na brak pieniędzy, jesteś biedny - zainwestuj w dzieci" - przekonywał Francuzów Charles de Gaulle. Większość finansowych imperiów nigdy by nie powstała, gdyby nie wielodzietne rodziny. Archie Campbell, amerykański kupiec, dopiero po narodzinach czwartego dziecka zaryzykował i wraz ze wspólnikiem Jacobem Fetterem kupił First National Bank. Szybko podwoił kapitał i doskonale sobie radził nawet podczas wielkiego kryzysu. By utrzymać dziesięcioro dzieci, John Deibele rzucił pracę w tartaku i założył w Nowym Jorku fabrykę materiałów budowlanych. Wkrótce stał się jednym z najbogatszych mieszkańców powiatu Noble. Podobnie powstały fortuny Johna Rockefellera - pierwszego miliardera, który wychował sześcioro dzieci, i Mayera Amschela, założyciela rodu Rothschildów, ojca dziesięciorga dzieci. Także arystokratycznym rodom wielodzietność umożliwiała pomnażanie bogactwa czy przetrwanie w trudnych czasach.
Mitem jest przekonanie, że wielodzietne rodziny są z reguły patologiczne i skazane na pomoc socjalną. - Liczne potomstwo tylko motywuje do większej przedsiębiorczości - mówi "Wprost" prof. Jay Belsky z Institute for the Study of Children, Families and Social Issues na Birkbeck University w Londynie. Jego badania wykazały, że ci, którzy mają więcej niż jedno dziecko, są zwykle energiczniejsi, intensywniej pracują, efektywniej wykorzystują czas i mają większą motywację do zakładania własnych przedsiębiorstw i pomnażania majątku niż samotni, bezdzietni lub wychowujący jedynaka. - Rodzice z determinacją gromadzą majątek, by przekazać go dzieciom. Matki, wychowując potomstwo, mogą jednocześnie pomagać w prowadzeniu przedsiębiorstwa, a dzieci uczą się od rodziców zarządzania - mówi "Wprost" Gary Becker, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 1992 r.
Atut pierwszy: dziecięcy katalizator przedsiębiorczości
Jerzy Jamontt z Mikołowa, prezes zakładów produkujących elementy przepływowe turbin, stracił pracę, kiedy na świat miało przyjść jego drugie dziecko. By zapewnić rodzinie byt, rozsyłał swoje CV wszędzie tam, gdzie szukano menedżerów, i został zaakceptowany na stanowisko prezesa dużej firmy. Dzieci (ma ich troje) okazały się dla niego swoistym katalizatorem przedsiębiorczości. Podobnie było w wypadku aktora Zbigniewa Zamachowskiego, ojca czworga dzieci (w wieku od 4 do 10 lat). - Kiedyś grałem dla własnej satysfakcji, teraz pracuję głównie dla moich dzieci - mówi "Wprost" Zamachowski. Jako ojciec rodziny nie hamletyzuje na temat tego, czy aktor powinien grać w reklamach.
Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, założył przychodnię lekarską, gdy urodziło mu się czwarte dziecko (obecnie ma ośmioro potomków). - Staramy się przełamywać stereotyp zaniedbanej wielodzietnej rodziny, skazanej na pomoc państwa. Z pensji lekarza na etacie nie utrzymałbym tak licznej rodziny, więc musiałem być bardziej przedsiębiorczy - mówi "Wprost".
W rodzinie Pospieszalskich (dziewięcioro dzieci) pojawienie się kolejnego dziecka nigdy nie powodowało obniżenia poziomu życia. - Nasz ojciec, architekt, z każdym kolejnym dzieckiem był coraz bardziej zapobiegliwy i twardszy w negocjacjach - opowiada "Wprost" Jan Pospieszalski, muzyk i współautor programu "Warto rozmawiać". Także Bronisław Komorowski, poseł PO, uważa, że bycie ojcem kilkorga dzieci wyrabia rzutkość i zaradność. Aby utrzymać wielodzietną rodzinę, pracował w Austrii jako kelner, handlował kosmetykami i długopisami.
Kompozytor muzyki filmowej Jan A.P. Kaczmarek po wyjeździe do USA przez pierwsze kilka lat żył na kredyt, bo Amerykanie nie akceptowali jego muzyki. - Utrzymanie domu wymagało wielu wyrzeczeń, ale rodzina była uzasadnieniem moich wysiłków i poświęceń - podkreśla kompozytor w wywiadzie dla miesięcznika "Pani".
Atut drugi: rodzinna wytwórnia kapitału
Arystoteles uważał, że ekonomia rozwinęła się z zarządzania "gospodarstwem rodzinnym". Pierwsze gospodarstwa rodzinne powstały przed 12 tys. lat, gdy część naszych przodków porzuciła koczowniczy tryb życia i zaczęła uprawiać ziemię. Szybko okazało się, że rolników stać na wychowanie większej liczby dzieci niż członków grup łowiecko-zbierackich. Uprawianie ziemi i hodowla zwierząt wymagały większego współdziałania i podziału pracy. - W rodzinie najlepiej rozwijają się cechy decydujące o rozwoju społeczeństwa: solidarność, uczciwość, ofiarność, pracowitość, odkrywczość, zdolność do współpracy i szacunek dla prawa - uważa prof. Gary Becker, autor "Traktatu o rodzinie". W wielodzietnych rodzinach powstaje zatem nie tylko największa część kapitału, ale też najcenniejsza - kapitał społeczny. Dobrze ilustrują to zwyczaje panujące w domu Janusza Onyszkiewicza, byłego ministra obrony narodowej. Na drzwiach wejściowych domu Onyszkiewiczów wisi grafik dyżurów określający podział domowych obowiązków. Jest też "książka wyjść", do której dzieci wpisują, z kim i dokąd wychodzą i kiedy wrócą. Czwórka dzieci kompozytora Jana A.P. Kaczmarka świetnie sobie radzi nawet w Hollywood. Najstarszy syn Szymon pracuje przy produkcjach filmowych Spielberga, a Anastazja pisze scenariusze. - Wielodzietna rodzina jest szkołą zarządzania, bo zmusza rodziców nie tylko do intensywniejszej pracy, ale i konsekwentnego egzekwowania od dzieci posłuszeństwa i wykonywania obowiązków - uważa prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dobrze funkcjonująca wielodzietna rodzina była głównym wrogiem totalitaryzmów i dyktatorów XX wieku
- Lenina, Stalina, Hitlera, a potem Mao oraz Pol Pota i Czerwonych Khmerów. "Również w nadchodzącej epoce gospodarki postindustrialnej rodzina, a nie jednostka, będzie najważniejszym podmiotem rynkowej rywalizacji" - twierdzi politolog Francis Fukuyama w książce "O zaufaniu jako kapitale społecznym". Fukuyama uważa, że niezbędnym warunkiem tworzenia dobrobytu jest wzajemne zaufanie między gospodarczymi partnerami, a środowiskiem, które szczególnie sprzyja pojawianiu się ludzi godnych zaufania, jest dobrze funkcjonująca wielodzietna rodzina. Roman Kluska, założyciel Optimusa, nie ma wątpliwości, że jego firma odniosła sukces dzięki godnym zaufania pracownikom mającym liczne rodziny. - Zamiast wydawać miliony euro na ochronę przed kradzieżami, postawiłem na uczciwość pracowników. Wysokie stanowiska powierzałem osobom mającym dzieci, bo przekonałem się, że na nich można polegać. To oni mają silny kręgosłup moralny i są uczciwi - opowiada Kluska, obecnie właściciel firmy ProDoKs.
Atut trzeci: dziecięca szkoła współpracy i konkurencji
Rodzice, którzy decydują się tylko na jedno dziecko, bo są przekonani, że inwestują w jego "jakość", mylą się. Psychologowie twierdzą bowiem, że dopiero gdy ma się troje dzieci, uczą się one współpracy (dwoje dzieci często z sobą destrukcyjnie rywalizuje). - Dziecko królewicz, któremu rodzice poświęcają czas i pieniądze bez ograniczeń, w późniejszym życiu nie potrafi rezygnować z przyjemności, odczuwa lęk przed przyszłością i brak poczucia bezpieczeństwa, zamyka się w sobie i staje się "samotnym królem" - mówi prof. Jean-Didier Lecaillon, autor książki "Rodzina źródłem dobrobytu".
Badania amerykańskiego National Institute of Child Health and Human Development dowodzą, że dwulatki, które dużo czasu spędzają w grupie liczącej więcej niż troje dzieci, gdy dorosną, mają mniej problemów w kontaktach z innymi i lepiej współpracują w dużych zespołach. Przekonał się o tym Jan Pospieszalski. Dla niego wielodzietna rodzina była poligonem, na którym nauczył się konkurować. Rozwinął zmysł organizacyjny, bo był jednym z najstarszych pośród rodzeństwa. - Zawsze byłem animatorem wspólnego rodzinnego muzykowania. To między innymi dlatego moi bracia Mateusz i Marcin są dziś jednymi z najbardziej wziętych muzyków i aranżerów w Polsce - mówi Jan Pospieszalski.
Atut czwarty: sposób na wyuczoną bezradność
Dzieci, których rodzice zajmują się jedynie domem, wcale się lepiej nie rozwijają. Dziecko wzrastające w rodzinie, która intensywnie pracuje, jest przez nią stymulowane: szybciej się rozwija, a później dąży do zrealizowania takiego samego modelu życia. - Ci, którzy nie potrafią sobie radzić w życiu, podświadomie uczą dzieci bezradności. Z kolei osoby mało aktywne są często apodyktyczne i wychowują pokolenia mało ambitne, nie mające napędu do działania - mówi "Wprost" prof. Kazimierz Pospiszyl z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.
Cynthia Miller z Brown University School of Medicine wykazała (w poradniku dla pracujących rodziców "Parenting and the Strong-Willed Child"), że związek emocjonalny dzieci z rodzicami przebywającymi w domu wcale nie jest silniejszy niż z tymi, którzy dużo pracują. Bezpieczeństwo zapewnia im nie tyle bierne przebywanie z nimi, ile przestrzeganie tzw. rodzinnych rytuałów. Badania Anne O'Connor, psychologa dziecięcego z National Institute of Child Health and Development, pokazały, że dzieci pracujących matek uczą się w szkole lepiej niż dzieci gospodyń domowych. - Lepiej spędzić z dziećmi dwie godziny dziennie na rozmowie, zabawie czy spacerze, niż być z nimi cały dzień i traktować jak zło konieczne - przekonuje prof. Zbigniew Nęcki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Atut piąty: szkoła praktycznego autorytetu
Przedsiębiorczy i aktywni zawodowo rodzice mają większy autorytet, nawet u wyjątkowo buntowniczych nastolatków. Dzieci chcą bowiem, żeby rodzice im imponowali - przekonują badania socjologów. Szczególnie autorytet ojca powinien być oparty na jego sukcesach w pracy zawodowej, na uznaniu sąsiadów, przyjaciół i rodziny. - Dla chłopców od związku emocjonalnego z ojcem ważniejsze jest to, jak bardzo ten ojciec jest przedsiębiorczy. Bardziej się liczy, ile wygrał spraw, aniżeli to, że jest adwokatem - tłumaczy prof. Zbigniew Nęcki. Z kolei odczuwana przez ojca satysfakcja z pracy powoduje szybszy rozwój intelektualny synów i podnosi iloraz inteligencji córek. - Nasze dzieci są samodzielne, chętnie pełnią funkcje przywódcze i zawsze nadają ton rówieśnikom - mówi dr Konstanty Radziwiłł. Potwierdzają to także starsze dzieci Bronisława Komorowskiego, które podczas wakacji pracują, na przykład wyjeżdżają jako opiekunowie na obozy.
Aż siedmioro na dziesięcioro dzieci przedsiębiorców w wieku 14-19 lat chce założyć własne firmy, a 85 proc. młodych biznesmenów przyznaje, że zasad przedsiębiorczości nauczyło się w domu - wykazał sondaż Kauffman Center for Entrepreneurial Leadership. Władimir Pawłow z Instytutu Administracji Biznesu w Moskwie dowiódł, że najlepsi biznesmeni to synowie przedsiębiorczych ojców, a bizneswoman miały przedsiębiorcze matki, które w córkach kształtowały odwagę, niezależność, ambicje i odpowiedzialność.
Joe Philips, z trzeciego pokolenia słynnych producentów sprzętu RTV, nauczył się zarządzania biznesem przy rodzinnym stole. Richard Branson, szef Virgin Atlantic Airways (35 tys. pracowników i roczny dochód 7,9 mld dolarów), w rodzinie nauczył się ryzyka i kreatywności. Wzorem dla niego była pełna energii i niestrudzona bizneswoman, czyli matka Eve Branson. Podobnie było w wypadku Debby Hopkins, dyrektora finansowego w firmie Boeing. Także dla Arthura Blanka, jednego z sześciorga rodzeństwa, współtwórcy Home Depot, przykładem byli rodzice: ojciec, zakładając hurtownię leków, zaryzykował cały rodzinny majątek, a matka po śmierci męża przejęła zarządzanie firmą.
Atut szósty: demograficzna dywidenda
Thomas Robert Malthus przekonywał na początku XIX wieku, że wzrost liczby ludności stanowi dla rozwoju gospodarki większe zagrożenie niż wojny. Takie katastroficzne prognozy okazały się błędne, a stagnacja demograficzna jeszcze w żadnym kraju nie przyczyniła się do ekonomicznego wzrostu. Rondo Cameron, historyk ekonomii, wykazał, że w Europie w ostatnich trzystu latach okresy wzrostu demograficznego pokrywają się z okresami dynamicznego rozwoju gospodarek. Wzrost liczby ludności powoduje spadek kapitału na mieszkańca, ale tylko w początkowym etapie i dotyczy jedynie krajów rozwijających się. W dłuższym okresie "dywidenda demograficzna" zapewnia utrzymanie stałego poziomu dochodu.
- Dla rozwoju gospodarki pożyteczniejsze są osoby, które dużo zarabiają, żeby dużo wydawać, niż te, które mają duży dochód tylko dlatego, że mało wydają - uważa noblista Gary Becker. Z jego wyliczeń wynika, że w zamożnych krajach rodzina przynosi aż 30 proc. dochodu narodowego. W USA koszty wychowania i opieki nad dziećmi do 18. roku życia sięgają 250 tys. dolarów, a jeśli doliczyć do tego wydatki na naukę, to są one co najmniej dwukrotnie wyższe (w Polsce są oceniane na 6 mln zł). Ekonomiści stworzyli nawet teorię "twórczej presji": rosnąca liczba ludności zwiększa kreatywność społeczeństw, zmuszając je do poszukiwania nowych źródeł dochodów. Brak demograficznej presji powoduje z kolei "twórczą stagnację".
Większe zatrudnienie kobiet i przekształcenie rodzin jednodochodowych w dwudochodowe zwiększyło produktywność społeczną i wydatki na konsumpcję, ale na krótko. W dodatku na kredyt, bo skutkiem wzrostu zatrudnienia i wykształcenia kobiet jest spadek liczby dzieci i gwałtowne starzenie się społeczeństw, szczególnie w Europie. Rodziny mające co najmniej pięcioro dzieci stanowią na naszym kontynencie zaledwie 10 proc. małżeństw. We Francji rodzin wielodzietnych już prawie nie ma. Aż połowa polskich małżeństw wychowuje jedynaków. Zaledwie 16 proc. polskich rodzin ma więcej niż czworo potomstwa. Liczba dzieci na kobietę spadła w ostatnim dziesięcioleciu z 2,05 do 1,37. Większość Polaków uważa, że optymalna liczba dzieci w rodzinie to dwoje. Jedynie 5 proc. naszych rodaków nie dziwią małżeństwa z czworgiem czy pięciorgiem dzieci.
Atut siódmy: skarbnica narodowej tradycji
Za piętnaście, dwadzieścia lat aż 20 proc. Polaków będzie w wieku emerytalnym, a spadek rozrodczości uniemożliwi zastępowanie pokoleń. Może też zahamować rozwój technologiczny kraju, bo starzejący się obywatele gorzej przystosowują się do zmian na rynku pracy, niechętnie się przemieszczają i są znacznie mniej innowacyjni od młodych - ostrzega Jean-Claude Chesnais, autor "La population du monde" (Populacja świata). Trudno oczekiwać, że w przyszłości emigracja, wywodząca się na ogół z innego kręgu religijnego i kulturowego, zwiększy liczbę dzieci w rodzinie i wypełni lukę na rynku pracy. I nie tylko na tym rynku, bo jak przekonywał już marszałek Józef Piłsudski, to rodziny, a nie politycy czy potężne armie, ratują tożsamość, tradycję i kulturę narodów.
Mitem jest przekonanie, że wielodzietne rodziny są z reguły patologiczne i skazane na pomoc socjalną. - Liczne potomstwo tylko motywuje do większej przedsiębiorczości - mówi "Wprost" prof. Jay Belsky z Institute for the Study of Children, Families and Social Issues na Birkbeck University w Londynie. Jego badania wykazały, że ci, którzy mają więcej niż jedno dziecko, są zwykle energiczniejsi, intensywniej pracują, efektywniej wykorzystują czas i mają większą motywację do zakładania własnych przedsiębiorstw i pomnażania majątku niż samotni, bezdzietni lub wychowujący jedynaka. - Rodzice z determinacją gromadzą majątek, by przekazać go dzieciom. Matki, wychowując potomstwo, mogą jednocześnie pomagać w prowadzeniu przedsiębiorstwa, a dzieci uczą się od rodziców zarządzania - mówi "Wprost" Gary Becker, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 1992 r.
Atut pierwszy: dziecięcy katalizator przedsiębiorczości
Jerzy Jamontt z Mikołowa, prezes zakładów produkujących elementy przepływowe turbin, stracił pracę, kiedy na świat miało przyjść jego drugie dziecko. By zapewnić rodzinie byt, rozsyłał swoje CV wszędzie tam, gdzie szukano menedżerów, i został zaakceptowany na stanowisko prezesa dużej firmy. Dzieci (ma ich troje) okazały się dla niego swoistym katalizatorem przedsiębiorczości. Podobnie było w wypadku aktora Zbigniewa Zamachowskiego, ojca czworga dzieci (w wieku od 4 do 10 lat). - Kiedyś grałem dla własnej satysfakcji, teraz pracuję głównie dla moich dzieci - mówi "Wprost" Zamachowski. Jako ojciec rodziny nie hamletyzuje na temat tego, czy aktor powinien grać w reklamach.
Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, założył przychodnię lekarską, gdy urodziło mu się czwarte dziecko (obecnie ma ośmioro potomków). - Staramy się przełamywać stereotyp zaniedbanej wielodzietnej rodziny, skazanej na pomoc państwa. Z pensji lekarza na etacie nie utrzymałbym tak licznej rodziny, więc musiałem być bardziej przedsiębiorczy - mówi "Wprost".
W rodzinie Pospieszalskich (dziewięcioro dzieci) pojawienie się kolejnego dziecka nigdy nie powodowało obniżenia poziomu życia. - Nasz ojciec, architekt, z każdym kolejnym dzieckiem był coraz bardziej zapobiegliwy i twardszy w negocjacjach - opowiada "Wprost" Jan Pospieszalski, muzyk i współautor programu "Warto rozmawiać". Także Bronisław Komorowski, poseł PO, uważa, że bycie ojcem kilkorga dzieci wyrabia rzutkość i zaradność. Aby utrzymać wielodzietną rodzinę, pracował w Austrii jako kelner, handlował kosmetykami i długopisami.
Kompozytor muzyki filmowej Jan A.P. Kaczmarek po wyjeździe do USA przez pierwsze kilka lat żył na kredyt, bo Amerykanie nie akceptowali jego muzyki. - Utrzymanie domu wymagało wielu wyrzeczeń, ale rodzina była uzasadnieniem moich wysiłków i poświęceń - podkreśla kompozytor w wywiadzie dla miesięcznika "Pani".
Atut drugi: rodzinna wytwórnia kapitału
Arystoteles uważał, że ekonomia rozwinęła się z zarządzania "gospodarstwem rodzinnym". Pierwsze gospodarstwa rodzinne powstały przed 12 tys. lat, gdy część naszych przodków porzuciła koczowniczy tryb życia i zaczęła uprawiać ziemię. Szybko okazało się, że rolników stać na wychowanie większej liczby dzieci niż członków grup łowiecko-zbierackich. Uprawianie ziemi i hodowla zwierząt wymagały większego współdziałania i podziału pracy. - W rodzinie najlepiej rozwijają się cechy decydujące o rozwoju społeczeństwa: solidarność, uczciwość, ofiarność, pracowitość, odkrywczość, zdolność do współpracy i szacunek dla prawa - uważa prof. Gary Becker, autor "Traktatu o rodzinie". W wielodzietnych rodzinach powstaje zatem nie tylko największa część kapitału, ale też najcenniejsza - kapitał społeczny. Dobrze ilustrują to zwyczaje panujące w domu Janusza Onyszkiewicza, byłego ministra obrony narodowej. Na drzwiach wejściowych domu Onyszkiewiczów wisi grafik dyżurów określający podział domowych obowiązków. Jest też "książka wyjść", do której dzieci wpisują, z kim i dokąd wychodzą i kiedy wrócą. Czwórka dzieci kompozytora Jana A.P. Kaczmarka świetnie sobie radzi nawet w Hollywood. Najstarszy syn Szymon pracuje przy produkcjach filmowych Spielberga, a Anastazja pisze scenariusze. - Wielodzietna rodzina jest szkołą zarządzania, bo zmusza rodziców nie tylko do intensywniejszej pracy, ale i konsekwentnego egzekwowania od dzieci posłuszeństwa i wykonywania obowiązków - uważa prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dobrze funkcjonująca wielodzietna rodzina była głównym wrogiem totalitaryzmów i dyktatorów XX wieku
- Lenina, Stalina, Hitlera, a potem Mao oraz Pol Pota i Czerwonych Khmerów. "Również w nadchodzącej epoce gospodarki postindustrialnej rodzina, a nie jednostka, będzie najważniejszym podmiotem rynkowej rywalizacji" - twierdzi politolog Francis Fukuyama w książce "O zaufaniu jako kapitale społecznym". Fukuyama uważa, że niezbędnym warunkiem tworzenia dobrobytu jest wzajemne zaufanie między gospodarczymi partnerami, a środowiskiem, które szczególnie sprzyja pojawianiu się ludzi godnych zaufania, jest dobrze funkcjonująca wielodzietna rodzina. Roman Kluska, założyciel Optimusa, nie ma wątpliwości, że jego firma odniosła sukces dzięki godnym zaufania pracownikom mającym liczne rodziny. - Zamiast wydawać miliony euro na ochronę przed kradzieżami, postawiłem na uczciwość pracowników. Wysokie stanowiska powierzałem osobom mającym dzieci, bo przekonałem się, że na nich można polegać. To oni mają silny kręgosłup moralny i są uczciwi - opowiada Kluska, obecnie właściciel firmy ProDoKs.
Atut trzeci: dziecięca szkoła współpracy i konkurencji
Rodzice, którzy decydują się tylko na jedno dziecko, bo są przekonani, że inwestują w jego "jakość", mylą się. Psychologowie twierdzą bowiem, że dopiero gdy ma się troje dzieci, uczą się one współpracy (dwoje dzieci często z sobą destrukcyjnie rywalizuje). - Dziecko królewicz, któremu rodzice poświęcają czas i pieniądze bez ograniczeń, w późniejszym życiu nie potrafi rezygnować z przyjemności, odczuwa lęk przed przyszłością i brak poczucia bezpieczeństwa, zamyka się w sobie i staje się "samotnym królem" - mówi prof. Jean-Didier Lecaillon, autor książki "Rodzina źródłem dobrobytu".
Badania amerykańskiego National Institute of Child Health and Human Development dowodzą, że dwulatki, które dużo czasu spędzają w grupie liczącej więcej niż troje dzieci, gdy dorosną, mają mniej problemów w kontaktach z innymi i lepiej współpracują w dużych zespołach. Przekonał się o tym Jan Pospieszalski. Dla niego wielodzietna rodzina była poligonem, na którym nauczył się konkurować. Rozwinął zmysł organizacyjny, bo był jednym z najstarszych pośród rodzeństwa. - Zawsze byłem animatorem wspólnego rodzinnego muzykowania. To między innymi dlatego moi bracia Mateusz i Marcin są dziś jednymi z najbardziej wziętych muzyków i aranżerów w Polsce - mówi Jan Pospieszalski.
Atut czwarty: sposób na wyuczoną bezradność
Dzieci, których rodzice zajmują się jedynie domem, wcale się lepiej nie rozwijają. Dziecko wzrastające w rodzinie, która intensywnie pracuje, jest przez nią stymulowane: szybciej się rozwija, a później dąży do zrealizowania takiego samego modelu życia. - Ci, którzy nie potrafią sobie radzić w życiu, podświadomie uczą dzieci bezradności. Z kolei osoby mało aktywne są często apodyktyczne i wychowują pokolenia mało ambitne, nie mające napędu do działania - mówi "Wprost" prof. Kazimierz Pospiszyl z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.
Cynthia Miller z Brown University School of Medicine wykazała (w poradniku dla pracujących rodziców "Parenting and the Strong-Willed Child"), że związek emocjonalny dzieci z rodzicami przebywającymi w domu wcale nie jest silniejszy niż z tymi, którzy dużo pracują. Bezpieczeństwo zapewnia im nie tyle bierne przebywanie z nimi, ile przestrzeganie tzw. rodzinnych rytuałów. Badania Anne O'Connor, psychologa dziecięcego z National Institute of Child Health and Development, pokazały, że dzieci pracujących matek uczą się w szkole lepiej niż dzieci gospodyń domowych. - Lepiej spędzić z dziećmi dwie godziny dziennie na rozmowie, zabawie czy spacerze, niż być z nimi cały dzień i traktować jak zło konieczne - przekonuje prof. Zbigniew Nęcki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Atut piąty: szkoła praktycznego autorytetu
Przedsiębiorczy i aktywni zawodowo rodzice mają większy autorytet, nawet u wyjątkowo buntowniczych nastolatków. Dzieci chcą bowiem, żeby rodzice im imponowali - przekonują badania socjologów. Szczególnie autorytet ojca powinien być oparty na jego sukcesach w pracy zawodowej, na uznaniu sąsiadów, przyjaciół i rodziny. - Dla chłopców od związku emocjonalnego z ojcem ważniejsze jest to, jak bardzo ten ojciec jest przedsiębiorczy. Bardziej się liczy, ile wygrał spraw, aniżeli to, że jest adwokatem - tłumaczy prof. Zbigniew Nęcki. Z kolei odczuwana przez ojca satysfakcja z pracy powoduje szybszy rozwój intelektualny synów i podnosi iloraz inteligencji córek. - Nasze dzieci są samodzielne, chętnie pełnią funkcje przywódcze i zawsze nadają ton rówieśnikom - mówi dr Konstanty Radziwiłł. Potwierdzają to także starsze dzieci Bronisława Komorowskiego, które podczas wakacji pracują, na przykład wyjeżdżają jako opiekunowie na obozy.
Aż siedmioro na dziesięcioro dzieci przedsiębiorców w wieku 14-19 lat chce założyć własne firmy, a 85 proc. młodych biznesmenów przyznaje, że zasad przedsiębiorczości nauczyło się w domu - wykazał sondaż Kauffman Center for Entrepreneurial Leadership. Władimir Pawłow z Instytutu Administracji Biznesu w Moskwie dowiódł, że najlepsi biznesmeni to synowie przedsiębiorczych ojców, a bizneswoman miały przedsiębiorcze matki, które w córkach kształtowały odwagę, niezależność, ambicje i odpowiedzialność.
Joe Philips, z trzeciego pokolenia słynnych producentów sprzętu RTV, nauczył się zarządzania biznesem przy rodzinnym stole. Richard Branson, szef Virgin Atlantic Airways (35 tys. pracowników i roczny dochód 7,9 mld dolarów), w rodzinie nauczył się ryzyka i kreatywności. Wzorem dla niego była pełna energii i niestrudzona bizneswoman, czyli matka Eve Branson. Podobnie było w wypadku Debby Hopkins, dyrektora finansowego w firmie Boeing. Także dla Arthura Blanka, jednego z sześciorga rodzeństwa, współtwórcy Home Depot, przykładem byli rodzice: ojciec, zakładając hurtownię leków, zaryzykował cały rodzinny majątek, a matka po śmierci męża przejęła zarządzanie firmą.
Atut szósty: demograficzna dywidenda
Thomas Robert Malthus przekonywał na początku XIX wieku, że wzrost liczby ludności stanowi dla rozwoju gospodarki większe zagrożenie niż wojny. Takie katastroficzne prognozy okazały się błędne, a stagnacja demograficzna jeszcze w żadnym kraju nie przyczyniła się do ekonomicznego wzrostu. Rondo Cameron, historyk ekonomii, wykazał, że w Europie w ostatnich trzystu latach okresy wzrostu demograficznego pokrywają się z okresami dynamicznego rozwoju gospodarek. Wzrost liczby ludności powoduje spadek kapitału na mieszkańca, ale tylko w początkowym etapie i dotyczy jedynie krajów rozwijających się. W dłuższym okresie "dywidenda demograficzna" zapewnia utrzymanie stałego poziomu dochodu.
- Dla rozwoju gospodarki pożyteczniejsze są osoby, które dużo zarabiają, żeby dużo wydawać, niż te, które mają duży dochód tylko dlatego, że mało wydają - uważa noblista Gary Becker. Z jego wyliczeń wynika, że w zamożnych krajach rodzina przynosi aż 30 proc. dochodu narodowego. W USA koszty wychowania i opieki nad dziećmi do 18. roku życia sięgają 250 tys. dolarów, a jeśli doliczyć do tego wydatki na naukę, to są one co najmniej dwukrotnie wyższe (w Polsce są oceniane na 6 mln zł). Ekonomiści stworzyli nawet teorię "twórczej presji": rosnąca liczba ludności zwiększa kreatywność społeczeństw, zmuszając je do poszukiwania nowych źródeł dochodów. Brak demograficznej presji powoduje z kolei "twórczą stagnację".
Większe zatrudnienie kobiet i przekształcenie rodzin jednodochodowych w dwudochodowe zwiększyło produktywność społeczną i wydatki na konsumpcję, ale na krótko. W dodatku na kredyt, bo skutkiem wzrostu zatrudnienia i wykształcenia kobiet jest spadek liczby dzieci i gwałtowne starzenie się społeczeństw, szczególnie w Europie. Rodziny mające co najmniej pięcioro dzieci stanowią na naszym kontynencie zaledwie 10 proc. małżeństw. We Francji rodzin wielodzietnych już prawie nie ma. Aż połowa polskich małżeństw wychowuje jedynaków. Zaledwie 16 proc. polskich rodzin ma więcej niż czworo potomstwa. Liczba dzieci na kobietę spadła w ostatnim dziesięcioleciu z 2,05 do 1,37. Większość Polaków uważa, że optymalna liczba dzieci w rodzinie to dwoje. Jedynie 5 proc. naszych rodaków nie dziwią małżeństwa z czworgiem czy pięciorgiem dzieci.
Atut siódmy: skarbnica narodowej tradycji
Za piętnaście, dwadzieścia lat aż 20 proc. Polaków będzie w wieku emerytalnym, a spadek rozrodczości uniemożliwi zastępowanie pokoleń. Może też zahamować rozwój technologiczny kraju, bo starzejący się obywatele gorzej przystosowują się do zmian na rynku pracy, niechętnie się przemieszczają i są znacznie mniej innowacyjni od młodych - ostrzega Jean-Claude Chesnais, autor "La population du monde" (Populacja świata). Trudno oczekiwać, że w przyszłości emigracja, wywodząca się na ogół z innego kręgu religijnego i kulturowego, zwiększy liczbę dzieci w rodzinie i wypełni lukę na rynku pracy. I nie tylko na tym rynku, bo jak przekonywał już marszałek Józef Piłsudski, to rodziny, a nie politycy czy potężne armie, ratują tożsamość, tradycję i kulturę narodów.
Rodzinna polisa |
---|
Członkowie licznych, dobrze funkcjonujących rodzin rzadziej niż inni zapadają na choroby serca, a nawet na AIDS - przekonują brytyjscy epidemiolodzy. Lepiej też radzą sobie ze stresem, rzadziej dotyka ich depresja i nerwice, a dzieci z reguły nie są nadpobudliwe. Badania dr Andrei Sherriff z Uniwersytetu w Bristolu sugerują, że dzieci wychowujące się w większej grupie rzadziej chorują na astmę i alergie. Wielodzietna rodzina zapewnia również poczucie bezpieczeństwa, łagodzi lęk i poczucie zagrożenia. - Taka rodzina jest najlepszą polisą - mówi Jan Pospieszalski. - Gdy kogoś z nas spotka nieszczęście, w rodzinie zawsze znajdzie oparcie. |
Sukces niejedno ma dziecko! |
---|
Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej 8 dzieci Lech Wałęsa, były prezydent RP 8 dzieci Robert Friedrich, muzyk (czeka na narodziny siódmego) 6 dzieci Jan Pietrzak, satyryk 5 dzieci Bronisław Komorowski, poseł PO 5 dzieci Janusz Onyszkiewicz, były minister Obrony Narodowej 5 dzieci Róża Thun, prezes Fundacji im. R. Schumana 4 dzieci Małgorzata Ostrowska-Królikowska, aktorka 4 dzieci Zbigniew Zamachowski, aktor 4 dzieci |
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.