Jak wiedza z teczek bezpieki zmieni historię PRL?
Spuścizna po komunistycznym aparacie bezpieczeństwa jest pierwszorzędnym źródłem wiedzy o Polsce Ludowej. Można tak stwierdzić wbrew opiniom wielu publicystów, polityków, a nawet duchownych, którzy nieustannie przekonują, że teczki bezpieki mają taką samą wartość źródłowo-poznawczą w odniesieniu do Polski i Polaków jak "Protokoły mędrców Syjonu" w odniesieniu do Żydów. Bez teczek bezpieki nie da się prawdziwie opisać dziejów PRL. Wystarczy sięgnąć po jakiekolwiek dokumenty wytworzone przez aparat bezpieczeństwa PRL, by lepiej zrozumieć, czym była Polska Ludowa i kim byli jej budowniczowie.
Już w sierpniu 1948 r. gen. Mieczysław Moczar zdradził tajemnicę Polski Ludowej, mówiąc wprost: "Związek Radziecki jest nie tylko naszym sojusznikiem - to jest powiedzenie dla narodu. Dla nas, partyjniaków, ZSRR jest naszą Ojczyzną, a granice nasze nie jestem w stanie dziś określić, dziś są za Berlinem, a jutro będą na Gibraltarze". I właśnie w tych słowach zawiera się cała prawda o PRL, a dokumenty zgromadzone w IPN jeszcze dobitniej tę prawdę unaoczniają.
Prawda o utrwalaczach władzy ludowej
Dostęp do takich źródeł jak akta bezpieki umożliwia podjęcie rzetelnych badań nad okresem PRL na podstawie dokumentów, a nie - jak to było dotychczas - na podstawie komunistycznej propagandy, spekulacji, wspomnień, przecieków czy osobistych doświadczeń byłych członków PZPR. Teczki bezpieki dają przede wszystkim możliwość weryfikacji wielu utartych czy wręcz zmitologizowanych opinii i faktów. Większość dotychczasowych studiów (powstałych przed 2000 r.) należy uznać za niepełne, niewystarczające, zdezaktualizowane lub po prostu niewiarygodne.
Bez zaglądania do teczek nie poznalibyśmy rozmiarów tzw. drugiej konspiracji czy skali mordów sądowych. Dzięki dokumentacji przejętej przez IPN wiemy, że w okresie "umacniania władzy ludowej" ponad 5 tys. osób skazano na karę śmierci (ponad połowa wyroków została wykonana). Lista straconych, zmarłych w więzieniach i w aresztach śledczych w latach 1944-1956 obejmuje ponad 9 tys. nazwisk. Poznanie przestępczej działalności bezpieki (tworzenie tzw. komand śmierci, porwania, morderstwa, pobicia etc.) to bodaj najbardziej wymierny skutek otwarcia teczek.
Prawda o "Solidarności"
Dobrym przykładem wpływu informacji z teczek na weryfikację i pogłębienie naszej wiedzy o PRL mogą być dzieje "Solidarności". Akta bezpieki okazały się wręcz niezbędnym źródłem w odtwarzaniu wewnętrznych dziejów "Solidarności" (organizacji struktur, strategii negocjacyjnej w latach 1980-1981, tworzenia struktur podziemnych w stanie wojennym, sporów ideowych, koncepcji walki, kwestii porozumienia z władzami etc.). Również polityka władz PRL wobec związku w latach 1980-1981 i 1981-1989 stała się dla nas bardziej przejrzysta i zrozumiała (sposoby zwalczania "Solidarności", metody rozpracowania operacyjnego przez SB, dezintegracja wewnętrzna, przygotowania do stanu wojennego, infiltracja, warianty porozumienia w 1989 r.).
Paradoksalnie, dokumentacja SB to również źródło wiedzy o obliczu socjologicznym i statystycznym "Solidarności". Przykładem mogą być pionierskie analizy domorosłych socjologów z SB na temat dynamiki przyrostu członków związku, poziomu ich wykształcenia, pochodzenia społecznego, członkostwa w PZPR, SD i ZSL, konfliktów z prawem, deklarowanych poglądów (np. stosunku do KOR), obsady personalnej poszczególnych branż i ogniw związkowych czy wreszcie liczebności i uplasowania agentury (w różnych ogniwach związkowych działało ponad 1800 tajnych współpracowników).
Prawda o ucieczce Bujaka
Wiadomo już, że niektóre wydarzenia uważane dotychczas za najbardziej bohaterskie karty z okresu walki z komunizmem, trzeba opisać na nowo. Przykładem może być słynna ucieczka Zbigniewa Bujaka po zatrzymaniu przez bezpiekę 2 marca 1983 r. Łukasz Kamiński, historyk IPN, dotarł do dokumentów bezpieki, z których wynika, że ucieczka Bujaka była w rzeczywistości "elementem większej operacji Departamentu II", która miała doprowadzić do "wyeliminowania Aleksandra Małachowskiego z roli głównego ideologa związku i wprowadzenia na to miejsce własnego źródła informacji". Niedawno otrzymaliśmy pośrednie potwierdzenie tego, co można wyczytać z dokumentów SB na temat "sprytu" Bujaka. W dziennikach byłego premiera Mieczysława F. Rakowskiego (pod datą 5 listopada 1984 r.) znalazł się taki zapisek: "Informacja od Urbana. Resort spraw wewnętrznych wie, gdzie jest Bujak, ale nie zdejmuje go, ponieważ służy za kanał do przerzucania naszych agentów. Nie wiem, jak to robią, ale tak właśnie mi powiedział".
Prawda o bohaterach i kanaliach
Teczki bezpieki pomagają głównie w obalaniu mitów. Prawda o PRL bywa brutalna dla udawanych bohaterów, którzy po latach okazali się współpracownikami SB. Dziś wiemy, że odgrywali oni kluczową rolę we wszystkich jej działaniach. Potwierdza to wypowiedź jednego z szefów SB gen. Adama Krzysztoporskiego, który podczas narady resortowej pod koniec lat 70. powiedział, że prawie 70 proc. "informacji o zagrożeniach pochodzi z naszych osobowych źródeł informacji". Nie było w PRL grupy społecznej i środowiska rozpracowywanego przez SB, gdzie nie byłoby agenta. Ujawnienie agentury SB i przeszłości agenturalnej osób z pierwszych stron gazet wywołuje zresztą największe kontrowersje. Obrona przed zarzutem o współpracę z SB przybiera często rozpaczliwe formy, by się odwołać tylko do przykładu Lecha Wałęsy, publicznie błagającego Wojciecha Jaruzelskiego o wystawienie mu świadectwa moralności. Desperacja Wałęsy jest również spowodowana działalnością IPN. Warto przypomnieć, że kiedy w 2001 r. ukazało się w Polsce słynne archiwum Mitrochina, opisujące zasoby archiwalne KGB, w którym znalazły się dość jednoznaczne opinie na temat przeszłości przywódcy "Solidarności", Wałęsa nie protestował. W archiwum Mitrochina jest mowa o tym, że z archiwów KGB ma wynikać, iż jedną z form nacisku na Wałęsę w okresie internowania było przypominanie mu, że w przeszłości współpracował z SB, że "pobierał pieniądze i dostarczał informacji". Gen. Czesław Kiszczak miał kiedyś poinformować KGB, że Wałęsę skonfrontowano nawet z "jednym z jego byłych oficerów prowadzących SB i rozmowa została nagrana".
Kim był agent Bolek?
Na początku tego roku sprawa tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek powróciła ze zdwojoną siłą za sprawą fragmentu mojej książki "Oczami bezpieki". Na dwóch stronach omówiłem odnalezione w gdańskim IPN dokumenty dotyczące agenta Bolka, pracownika wydziału W-4 Stoczni Gdańskiej im. Lenina, aktywnego uczestnika rewolty grudniowej 1970 r. i członka rady zakładowej. Są to zarówno notatki funkcjonariuszy SB, jak i dwa donosy agenturalne TW Bolka (przepisane na maszynie). W swojej książce nie rozstrzygam, kto był Bolkiem, choć muszę przyznać, że dane biograficzne i pracownicze TW Bolka są zbieżne z życiorysem Lecha Wałęsy.
Z dokumentów bezpieki wynika, że TW Bolek był wykorzystywany w rozpracowaniu Józefa Szylera - pochodzącego ze Śląska elektryka z wydziału W-4 Stoczni Gdańskiej, którego SB zakwalifikowała do "najaktywniejszych z inspiratorów do inicjowania przerw w pracy i wystąpień". Pierwszy z donosów Bolka (z 17 kwietnia 1971 r.) dotyczy próby ponownego podpalenia gmachu KW PZPR w Gdańsku w styczniu 1971 r. oraz nastrojów wśród załogi stoczni po wystąpieniu Edwarda Gierka na plenum KC PZPR. Drugi donos (z 27 kwietnia 1971 r.) traktuje o nastrojach wśród stoczniowców po masakrze grudniowej i dyskusjach na temat sposobów uczczenia pamięci poległych kolegów. W obu donosach TW Bolek dość dokładnie opisuje sytuację w stoczni, a do najbardziej nieprzejednanych ("agresywnych") zalicza Jana Jasińskiego i Henryka Jagielskiego, którego denuncjuje SB, informując, iż 1 maja 1971 r. zamierza on rzucić pod trybunę honorową czerwoną flagę. Donosy TW Bolka są szczegółowe i robią wrażenie szczerej współpracy z oficerem prowadzącym.
Norweskie dossier Bolka
Kilka "niewinnych" stron z mojej książki na temat Bolka wywołało histeryczną reakcję Lecha Wałęsy. Rozpoczął on internetową krucjatę przeciw wszystkim, którzy wracają do tej sprawy. Wreszcie złożył wniosek do prokuratury powszechnej o zbadanie stawianych mu zarzutów. Mając w kieszeni wyrok Sądu Lustracyjnego z 2000 r., wystąpił również do IPN o status pokrzywdzonego.
Niemal we wszystkich wypowiedziach byłego prezydenta przewijał się motyw przewodni: według niego, sprawa Bolka to efekt bezpardonowej walki bezpieki z przywódcą "Solidarności", której elementem było spreparowanie materiałów agenturalnych. Prawda jest o wiele bardziej skomplikowana. Otwarcie zachowanych archiwów bezpieki daje możliwość przynajmniej częściowego jej wyjaśnienia. Istotnie, w 1982 r. w związku ze zgłoszeniem kandydatury Wałęsy do pokojowej Nagrody Nobla bezpieka przeprowadziła akcję mającą zdyskredytować przywódcę "Solidarności" w oczach członków Komitetu Noblowskiego. W ramach kilku operacji specjalnych (m.in. "Sąd", "Zadra" i "Ambasador") SB przekazała członkom komitetu materiały kompromitujące Wałęsę jako agenta o pseudonimie Bolek. Jednak z dostępnych dziś źródeł bezpieki wynika, iż w jakiejś części fikcyjna teczka Bolka zawierała też materiały autentyczne. W aktach Biura Studiów i Analiz MSW, które prowadziło operacje przeciw Wałęsie, jest mowa o tym, że chodzi o "przedłużenie współpracy o minimum dziesięć lat" i "kontynuację przerwanej uprzednio współpracy z resortem". Sprawa wymaga dalszych badań. Już teraz trzeba jednak dokonać rozróżnienia między autentycznymi materiałami z początku lat 70. a tymi, które preparowano w MSW w 1982 r. Natomiast z faktu istnienia tajemnego planu zdyskredytowania Wałęsy w stanie wojennym przez wytworzenie i upublicznienie fikcyjnej dokumentacji nie można wyprowadzać wniosku, że wszystkie materiały na jego temat są "ubecką fałszywką".
Nieszczera spowiedź Maleszki
Bodaj jedynym konfidentem bezpieki, który przyznał się do współpracy, był publicysta "Gazety Wyborczej" Lesław Maleszka. Jego publiczna spowiedź na łamach "Gazety" okazała się jednak nieszczera. Donosy Maleszki, kryjącego się pod pseudonimami Return, Tomek czy Ketman, są porażające. Ich cynizm, drobiazgowość i szkodliwość zadają kłam opowieściom tych, którzy agentów bezpieki zaliczają do ofiar systemu. Czytałem setki lub nawet tysiące donosów agenturalnych, ale jeden z nich - właśnie Maleszki - zrobił na mnie wyjątkowe wrażenie. W raporcie z 31 sierpnia 1977 r. Return napisał, w jaki sposób można powstrzymać antykomunistyczną działalność. Niespełna rok przed pobiciem Henryka Wujca i Macieja Kuronia podczas wykładu Jacka Kuronia w jego mieszkaniu Maleszka podsuwa bezpiece pomysł rozbijania niezależnych spotkań i dyskusji m.in. przez nasyłanie bojówek. Radzi, żeby "tworzyć kilkuosobowe grupy aktywistów SZSP, ostro włączające się w każdą dyskusję publiczną, która mogłaby prowadzić do zamętu (należy rozbijać wszystkie wiece, niszczyć rozwieszone teksty przez dopisywanie na nich humorystyczno-dyskredytujących komentarzy itd.)".
Teczkowa lekcja historii
Akta SB są dla badacza nieporównywalną z niczym rewelacją. Trzeba też wyraźnie powiedzieć, że ich lektura stwarza możliwość dotknięcia często spraw jeszcze gorących, czasem nawet nie zakończonych, wyjaśniających genezę i patologie III Rzeczypospolitej. Stąd też funkcjonowanie IPN i prace historyków zaczęły budzić społeczne zainteresowanie, a więc również i emocje. Sypią się gromy, nagany, pouczenia ze strony "ludzi światłych", ale to wszystko jest nieważne wobec wzrostu zainteresowania zwykłych ludzi własną historią. Dzięki nim akta bezpieki stały się społeczną własnością. Coraz więcej osób składa wnioski o status pokrzywdzonego w IPN, a konferencje naukowe i wystawy o PRL wyszły poza naukowo-sekciarski świat. Dzięki pionowi edukacyjnemu IPN prawda o PRL weszła do szkół i uniwersytetów (często wbrew kadrze nauczycielskiej). Ludzie kojarzeni z IPN stali się bohaterami mediów, a ich opinie są często uznawane za niepodważalne. W tym tkwią również niebezpieczeństwa, z których trzeba sobie zdawać sprawę (uwikłanie w polityczne gry, pokusa sensacyjności, pospieszność ocen itp.).
Teczki jawności
Walka o jawność i szeroką dostępność akt bezpieki jest jednym z elementów polskiej bitwy o pamięć. Przerażenie zbrodniarzy, zajadłość ze strony betonu PZPR i funkcjonariuszy UB/SB oraz presja ze strony części klasy politycznej, by ograniczyć wolność badawczą, zamknąć archiwa i zredukować personel IPN, powinny się stać impulsem do przyspieszenia procesu jawności i do nowelizacji ustawy o IPN. Po przeprowadzeniu koniecznych zmian prawnych IPN może się stać ważnym ośrodkiem odbudowy samoświadomości Polaków.
To prawda, że w archiwach IPN ukryte są pokłady ludzkiej hańby, ale znajdziemy tam jeszcze większe obszary polskiej wielkości. Zapisy o terrorze i zniewoleniu są jednocześnie zapisami o potędze polskiego ducha narodowego, który ostatecznie odniósł zwycięstwo nad totalitaryzmem nazistowskim i komunistycznym. Wszystko, co polskie, miało być gorsze. Wszystko, co własne, podlegało represji. Wszystko, co niezależne, było nielegalne. Dlatego konieczne jest szerokie otwarcie wciąż częściowo tajnych archiwów IPN. Niech Polacy poznają własną historię i odzyskają poczucie własnej wartości.
Spuścizna po komunistycznym aparacie bezpieczeństwa jest pierwszorzędnym źródłem wiedzy o Polsce Ludowej. Można tak stwierdzić wbrew opiniom wielu publicystów, polityków, a nawet duchownych, którzy nieustannie przekonują, że teczki bezpieki mają taką samą wartość źródłowo-poznawczą w odniesieniu do Polski i Polaków jak "Protokoły mędrców Syjonu" w odniesieniu do Żydów. Bez teczek bezpieki nie da się prawdziwie opisać dziejów PRL. Wystarczy sięgnąć po jakiekolwiek dokumenty wytworzone przez aparat bezpieczeństwa PRL, by lepiej zrozumieć, czym była Polska Ludowa i kim byli jej budowniczowie.
Już w sierpniu 1948 r. gen. Mieczysław Moczar zdradził tajemnicę Polski Ludowej, mówiąc wprost: "Związek Radziecki jest nie tylko naszym sojusznikiem - to jest powiedzenie dla narodu. Dla nas, partyjniaków, ZSRR jest naszą Ojczyzną, a granice nasze nie jestem w stanie dziś określić, dziś są za Berlinem, a jutro będą na Gibraltarze". I właśnie w tych słowach zawiera się cała prawda o PRL, a dokumenty zgromadzone w IPN jeszcze dobitniej tę prawdę unaoczniają.
Prawda o utrwalaczach władzy ludowej
Dostęp do takich źródeł jak akta bezpieki umożliwia podjęcie rzetelnych badań nad okresem PRL na podstawie dokumentów, a nie - jak to było dotychczas - na podstawie komunistycznej propagandy, spekulacji, wspomnień, przecieków czy osobistych doświadczeń byłych członków PZPR. Teczki bezpieki dają przede wszystkim możliwość weryfikacji wielu utartych czy wręcz zmitologizowanych opinii i faktów. Większość dotychczasowych studiów (powstałych przed 2000 r.) należy uznać za niepełne, niewystarczające, zdezaktualizowane lub po prostu niewiarygodne.
Bez zaglądania do teczek nie poznalibyśmy rozmiarów tzw. drugiej konspiracji czy skali mordów sądowych. Dzięki dokumentacji przejętej przez IPN wiemy, że w okresie "umacniania władzy ludowej" ponad 5 tys. osób skazano na karę śmierci (ponad połowa wyroków została wykonana). Lista straconych, zmarłych w więzieniach i w aresztach śledczych w latach 1944-1956 obejmuje ponad 9 tys. nazwisk. Poznanie przestępczej działalności bezpieki (tworzenie tzw. komand śmierci, porwania, morderstwa, pobicia etc.) to bodaj najbardziej wymierny skutek otwarcia teczek.
Prawda o "Solidarności"
Dobrym przykładem wpływu informacji z teczek na weryfikację i pogłębienie naszej wiedzy o PRL mogą być dzieje "Solidarności". Akta bezpieki okazały się wręcz niezbędnym źródłem w odtwarzaniu wewnętrznych dziejów "Solidarności" (organizacji struktur, strategii negocjacyjnej w latach 1980-1981, tworzenia struktur podziemnych w stanie wojennym, sporów ideowych, koncepcji walki, kwestii porozumienia z władzami etc.). Również polityka władz PRL wobec związku w latach 1980-1981 i 1981-1989 stała się dla nas bardziej przejrzysta i zrozumiała (sposoby zwalczania "Solidarności", metody rozpracowania operacyjnego przez SB, dezintegracja wewnętrzna, przygotowania do stanu wojennego, infiltracja, warianty porozumienia w 1989 r.).
Paradoksalnie, dokumentacja SB to również źródło wiedzy o obliczu socjologicznym i statystycznym "Solidarności". Przykładem mogą być pionierskie analizy domorosłych socjologów z SB na temat dynamiki przyrostu członków związku, poziomu ich wykształcenia, pochodzenia społecznego, członkostwa w PZPR, SD i ZSL, konfliktów z prawem, deklarowanych poglądów (np. stosunku do KOR), obsady personalnej poszczególnych branż i ogniw związkowych czy wreszcie liczebności i uplasowania agentury (w różnych ogniwach związkowych działało ponad 1800 tajnych współpracowników).
Prawda o ucieczce Bujaka
Wiadomo już, że niektóre wydarzenia uważane dotychczas za najbardziej bohaterskie karty z okresu walki z komunizmem, trzeba opisać na nowo. Przykładem może być słynna ucieczka Zbigniewa Bujaka po zatrzymaniu przez bezpiekę 2 marca 1983 r. Łukasz Kamiński, historyk IPN, dotarł do dokumentów bezpieki, z których wynika, że ucieczka Bujaka była w rzeczywistości "elementem większej operacji Departamentu II", która miała doprowadzić do "wyeliminowania Aleksandra Małachowskiego z roli głównego ideologa związku i wprowadzenia na to miejsce własnego źródła informacji". Niedawno otrzymaliśmy pośrednie potwierdzenie tego, co można wyczytać z dokumentów SB na temat "sprytu" Bujaka. W dziennikach byłego premiera Mieczysława F. Rakowskiego (pod datą 5 listopada 1984 r.) znalazł się taki zapisek: "Informacja od Urbana. Resort spraw wewnętrznych wie, gdzie jest Bujak, ale nie zdejmuje go, ponieważ służy za kanał do przerzucania naszych agentów. Nie wiem, jak to robią, ale tak właśnie mi powiedział".
Prawda o bohaterach i kanaliach
Teczki bezpieki pomagają głównie w obalaniu mitów. Prawda o PRL bywa brutalna dla udawanych bohaterów, którzy po latach okazali się współpracownikami SB. Dziś wiemy, że odgrywali oni kluczową rolę we wszystkich jej działaniach. Potwierdza to wypowiedź jednego z szefów SB gen. Adama Krzysztoporskiego, który podczas narady resortowej pod koniec lat 70. powiedział, że prawie 70 proc. "informacji o zagrożeniach pochodzi z naszych osobowych źródeł informacji". Nie było w PRL grupy społecznej i środowiska rozpracowywanego przez SB, gdzie nie byłoby agenta. Ujawnienie agentury SB i przeszłości agenturalnej osób z pierwszych stron gazet wywołuje zresztą największe kontrowersje. Obrona przed zarzutem o współpracę z SB przybiera często rozpaczliwe formy, by się odwołać tylko do przykładu Lecha Wałęsy, publicznie błagającego Wojciecha Jaruzelskiego o wystawienie mu świadectwa moralności. Desperacja Wałęsy jest również spowodowana działalnością IPN. Warto przypomnieć, że kiedy w 2001 r. ukazało się w Polsce słynne archiwum Mitrochina, opisujące zasoby archiwalne KGB, w którym znalazły się dość jednoznaczne opinie na temat przeszłości przywódcy "Solidarności", Wałęsa nie protestował. W archiwum Mitrochina jest mowa o tym, że z archiwów KGB ma wynikać, iż jedną z form nacisku na Wałęsę w okresie internowania było przypominanie mu, że w przeszłości współpracował z SB, że "pobierał pieniądze i dostarczał informacji". Gen. Czesław Kiszczak miał kiedyś poinformować KGB, że Wałęsę skonfrontowano nawet z "jednym z jego byłych oficerów prowadzących SB i rozmowa została nagrana".
Kim był agent Bolek?
Na początku tego roku sprawa tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek powróciła ze zdwojoną siłą za sprawą fragmentu mojej książki "Oczami bezpieki". Na dwóch stronach omówiłem odnalezione w gdańskim IPN dokumenty dotyczące agenta Bolka, pracownika wydziału W-4 Stoczni Gdańskiej im. Lenina, aktywnego uczestnika rewolty grudniowej 1970 r. i członka rady zakładowej. Są to zarówno notatki funkcjonariuszy SB, jak i dwa donosy agenturalne TW Bolka (przepisane na maszynie). W swojej książce nie rozstrzygam, kto był Bolkiem, choć muszę przyznać, że dane biograficzne i pracownicze TW Bolka są zbieżne z życiorysem Lecha Wałęsy.
Z dokumentów bezpieki wynika, że TW Bolek był wykorzystywany w rozpracowaniu Józefa Szylera - pochodzącego ze Śląska elektryka z wydziału W-4 Stoczni Gdańskiej, którego SB zakwalifikowała do "najaktywniejszych z inspiratorów do inicjowania przerw w pracy i wystąpień". Pierwszy z donosów Bolka (z 17 kwietnia 1971 r.) dotyczy próby ponownego podpalenia gmachu KW PZPR w Gdańsku w styczniu 1971 r. oraz nastrojów wśród załogi stoczni po wystąpieniu Edwarda Gierka na plenum KC PZPR. Drugi donos (z 27 kwietnia 1971 r.) traktuje o nastrojach wśród stoczniowców po masakrze grudniowej i dyskusjach na temat sposobów uczczenia pamięci poległych kolegów. W obu donosach TW Bolek dość dokładnie opisuje sytuację w stoczni, a do najbardziej nieprzejednanych ("agresywnych") zalicza Jana Jasińskiego i Henryka Jagielskiego, którego denuncjuje SB, informując, iż 1 maja 1971 r. zamierza on rzucić pod trybunę honorową czerwoną flagę. Donosy TW Bolka są szczegółowe i robią wrażenie szczerej współpracy z oficerem prowadzącym.
Norweskie dossier Bolka
Kilka "niewinnych" stron z mojej książki na temat Bolka wywołało histeryczną reakcję Lecha Wałęsy. Rozpoczął on internetową krucjatę przeciw wszystkim, którzy wracają do tej sprawy. Wreszcie złożył wniosek do prokuratury powszechnej o zbadanie stawianych mu zarzutów. Mając w kieszeni wyrok Sądu Lustracyjnego z 2000 r., wystąpił również do IPN o status pokrzywdzonego.
Niemal we wszystkich wypowiedziach byłego prezydenta przewijał się motyw przewodni: według niego, sprawa Bolka to efekt bezpardonowej walki bezpieki z przywódcą "Solidarności", której elementem było spreparowanie materiałów agenturalnych. Prawda jest o wiele bardziej skomplikowana. Otwarcie zachowanych archiwów bezpieki daje możliwość przynajmniej częściowego jej wyjaśnienia. Istotnie, w 1982 r. w związku ze zgłoszeniem kandydatury Wałęsy do pokojowej Nagrody Nobla bezpieka przeprowadziła akcję mającą zdyskredytować przywódcę "Solidarności" w oczach członków Komitetu Noblowskiego. W ramach kilku operacji specjalnych (m.in. "Sąd", "Zadra" i "Ambasador") SB przekazała członkom komitetu materiały kompromitujące Wałęsę jako agenta o pseudonimie Bolek. Jednak z dostępnych dziś źródeł bezpieki wynika, iż w jakiejś części fikcyjna teczka Bolka zawierała też materiały autentyczne. W aktach Biura Studiów i Analiz MSW, które prowadziło operacje przeciw Wałęsie, jest mowa o tym, że chodzi o "przedłużenie współpracy o minimum dziesięć lat" i "kontynuację przerwanej uprzednio współpracy z resortem". Sprawa wymaga dalszych badań. Już teraz trzeba jednak dokonać rozróżnienia między autentycznymi materiałami z początku lat 70. a tymi, które preparowano w MSW w 1982 r. Natomiast z faktu istnienia tajemnego planu zdyskredytowania Wałęsy w stanie wojennym przez wytworzenie i upublicznienie fikcyjnej dokumentacji nie można wyprowadzać wniosku, że wszystkie materiały na jego temat są "ubecką fałszywką".
Nieszczera spowiedź Maleszki
Bodaj jedynym konfidentem bezpieki, który przyznał się do współpracy, był publicysta "Gazety Wyborczej" Lesław Maleszka. Jego publiczna spowiedź na łamach "Gazety" okazała się jednak nieszczera. Donosy Maleszki, kryjącego się pod pseudonimami Return, Tomek czy Ketman, są porażające. Ich cynizm, drobiazgowość i szkodliwość zadają kłam opowieściom tych, którzy agentów bezpieki zaliczają do ofiar systemu. Czytałem setki lub nawet tysiące donosów agenturalnych, ale jeden z nich - właśnie Maleszki - zrobił na mnie wyjątkowe wrażenie. W raporcie z 31 sierpnia 1977 r. Return napisał, w jaki sposób można powstrzymać antykomunistyczną działalność. Niespełna rok przed pobiciem Henryka Wujca i Macieja Kuronia podczas wykładu Jacka Kuronia w jego mieszkaniu Maleszka podsuwa bezpiece pomysł rozbijania niezależnych spotkań i dyskusji m.in. przez nasyłanie bojówek. Radzi, żeby "tworzyć kilkuosobowe grupy aktywistów SZSP, ostro włączające się w każdą dyskusję publiczną, która mogłaby prowadzić do zamętu (należy rozbijać wszystkie wiece, niszczyć rozwieszone teksty przez dopisywanie na nich humorystyczno-dyskredytujących komentarzy itd.)".
Teczkowa lekcja historii
Akta SB są dla badacza nieporównywalną z niczym rewelacją. Trzeba też wyraźnie powiedzieć, że ich lektura stwarza możliwość dotknięcia często spraw jeszcze gorących, czasem nawet nie zakończonych, wyjaśniających genezę i patologie III Rzeczypospolitej. Stąd też funkcjonowanie IPN i prace historyków zaczęły budzić społeczne zainteresowanie, a więc również i emocje. Sypią się gromy, nagany, pouczenia ze strony "ludzi światłych", ale to wszystko jest nieważne wobec wzrostu zainteresowania zwykłych ludzi własną historią. Dzięki nim akta bezpieki stały się społeczną własnością. Coraz więcej osób składa wnioski o status pokrzywdzonego w IPN, a konferencje naukowe i wystawy o PRL wyszły poza naukowo-sekciarski świat. Dzięki pionowi edukacyjnemu IPN prawda o PRL weszła do szkół i uniwersytetów (często wbrew kadrze nauczycielskiej). Ludzie kojarzeni z IPN stali się bohaterami mediów, a ich opinie są często uznawane za niepodważalne. W tym tkwią również niebezpieczeństwa, z których trzeba sobie zdawać sprawę (uwikłanie w polityczne gry, pokusa sensacyjności, pospieszność ocen itp.).
Teczki jawności
Walka o jawność i szeroką dostępność akt bezpieki jest jednym z elementów polskiej bitwy o pamięć. Przerażenie zbrodniarzy, zajadłość ze strony betonu PZPR i funkcjonariuszy UB/SB oraz presja ze strony części klasy politycznej, by ograniczyć wolność badawczą, zamknąć archiwa i zredukować personel IPN, powinny się stać impulsem do przyspieszenia procesu jawności i do nowelizacji ustawy o IPN. Po przeprowadzeniu koniecznych zmian prawnych IPN może się stać ważnym ośrodkiem odbudowy samoświadomości Polaków.
To prawda, że w archiwach IPN ukryte są pokłady ludzkiej hańby, ale znajdziemy tam jeszcze większe obszary polskiej wielkości. Zapisy o terrorze i zniewoleniu są jednocześnie zapisami o potędze polskiego ducha narodowego, który ostatecznie odniósł zwycięstwo nad totalitaryzmem nazistowskim i komunistycznym. Wszystko, co polskie, miało być gorsze. Wszystko, co własne, podlegało represji. Wszystko, co niezależne, było nielegalne. Dlatego konieczne jest szerokie otwarcie wciąż częściowo tajnych archiwów IPN. Niech Polacy poznają własną historię i odzyskają poczucie własnej wartości.
Więcej możesz przeczytać w 22/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.