"Jednocześnie do władz miasta dotarły sygnały, że inne środowiska chciały zorganizować kontrmanifestacje m.in. +szalikowcy+ i Młodzież Wszechpolska" - mówił dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Lucjan Bełza. "Zapowiadało się niebezpiecznie, włącznie z koktajlami Mołotowa" - podkreślił.
"Piknik rodzinna Warszawa - miasto bez nienawiści" - to jedyne zgromadzenie zaplanowane na 11 czerwca, na które zezwoliły władze stolicy. Impreza organizowana przez Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych Ośka miała być zwieńczeniem Parady Równości, na którą już wcześniej nie zgodziło się miasto.
Niezależnie od zakazującej wiecu decyzji władz Warszawy, obserwatorzy Komitetu Helsińskiego w Polsce będą tego dnia na terenie miasta, "bo trzeba patrzeć, co będzie się dalej działo" - powiedziała publicystka, członkini Komitetu, Halina Bortnowska-Dąbrowska. Wcześniej Komitet Helsiński planował wysłać na wiece gejów i lesbijek swoich obserwatorów, którzy mieli sprawdzić, czy nie będą łamane prawa człowieka.
"Te wiece stają się już w tej chwili nie wiecami równości, ale wiecami w obronie podstawowej praworządności i wolności. W obronie zasady, że jeśli ludzie mają do czegoś prawo, to nie muszą uzasadniać, że jest to racjonalne i dla wszystkich wygodne. Wystarczy tylko, że ma pokojowy charakter i nikomu nie zagraża" - powiedziała Bortnowska-Dąbrowska. Dodała, że niezrozumiała jest dla niej argumentacja władz miasta, które twierdzą, że przeważyły względy bezpieczeństwa. "Nie można uzasadniać zakazu tym, że ktoś inny zagraża manifestującym. Na to m.in. wszyscy płacimy podatki, żebyśmy mieli ochronę przed tymi, którzy nam zagrażają. Policja ma obowiązek ochraniać obywateli, którzy w sposób pokojowy, nikomu nie zagrażając manifestują swoje przekonania" - podkreśliła.
Dodała, że "jeśli komuś to manifestowanie przekonań przeszkadza, to w równie pokojowy sposób, gdzie indziej, bez konfrontacji może dać temu wyraz".
Sprawa zakazanych imprez miała być przedmiotem dyskusji podczas sesji warszawskiej Rady Miasta. Radni wysłuchali jednak jedynie informacji przedstawionej przez wiceprezydenta stolicy Andrzeja Urbańskiego, dotyczącej zakazu niektórych wieców i zgromadzeń organizowanych przez środowiska homoseksualne 11 czerwca. Kiedy radni SLD próbowali wywołać dyskusję na temat zakazu, radni PiS do tego nie dopuścili. W głosowaniu większością głosów PiS, zdecydowali, że nie będzie dyskusji na ten temat. Po lewej stronie sali rozległy się okrzyki: "To farsa". Sesja zakończyła się tuż po przeczytaniu przez Urbańskiego uzasadnienia do wydanego zakazu.
Po sesji Rady Miasta jeden z organizatorów Parady Robert Biedroń powiedział, że mimo to 11 czerwca odbędzie się ona pod Sejmem. Jego zdaniem, decyzja władz stolicy "jest nielegalna i niezgodna z międzynarodowymi przepisami o swobodach obywatelskich". Według Bieronia, do odwołania decyzji o zakazie wezwał prezydenta stolicy Parlament Europejski i parlament Królestwa Niderlandów. "Zapraszam wszystkich na paradę" - powiedział Biedroń dziennikarzom. Wcześniej deklarował, że Fundacja Równości (organizator Parady Równości i wieców) nie zamierza łamać prawa i będzie działać w zgodzie z nim. Ale jednocześnie dodał: "Determinacja ludzi jest tak wielka, że i tak wyjdą na ulice".
Radny SLD Andrzej Golimont powiedział, że liczył na to, iż prezydent Lech Kaczyński będzie miał "dość odwagi, aby bronić - naszym zdaniem - niesłusznej decyzji, a nie ucieknie się do kneblowania opozycji".
Jeszcze przed sesją Urbański powiedział dziennikarzom, że władze Warszawy nie mogą dopuścić do tego, aby "przestrzeń publiczna służyła propagowaniu jakichkolwiek zachowań seksualnych".
Amnesty International w opublikowanym pod koniec maja raporcie uznała, że władze Warszawy, zakazując w ubiegłym roku Parady Równości, dopuściły się łamania praw człowieka.
ss, pap