Na 100 zł oszukali każdego Polaka pracownicy służby zdrowia w 2004 r. Narodowy Fundusz Zdrowia "wyeliminuje mechanizmy blokujące dostęp ubezpieczonych do świadczeń zdrowotnych" - zaklinał się na początku 2002 r. minister zdrowia Mariusz Łapiński. Rok później premier Leszek Miller poganiał prezydenta, by podpisał ustawę powołującą NFZ, gdyż "skończyć trzeba ze stanem tymczasowości".
Aleksander Kwaśniewski ustawę podpisał 17 lutego 2003 r., choć Wiktor Masłowski, jego doradca ds. ochrony zdrowia, ostrzegał, że w sytuacji gdy obywatel nawet nie wie, co mu się należy w ramach ubezpieczenia, ustawa niczego nie zmieni. Dziś nie ma już wątpliwości, że "ta reforma była nieprzygotowana pod każdym względem, tak koncepcyjnie, jak i organizacyjnie", jak stwierdza najnowszy raport NIK.
Nie poprawiła ani jakości opieki medycznej, ani sytuacji zakładów opieki zdrowotnej. Nie udał się też powrót do centralnego sterowania, jakim okazał się Narodowy Fundusz Zdrowia. NIK zarzuca funduszowi, że wydał ponad 3 mld dolarów naszych składek z naruszeniem prawa, a jest to więcej, niż wydajemy na refundację leków! W 2001 r. wykazywano finansowe nieprawidłowości aż w 81 proc. szpitali. Dziś jest jeszcze gorzej. Z najnowszych ustaleń wynika, że NFZ z powodu najróżniejszych przekrętów i niedbalstwa szpitali traci około 5 proc. z 33 mld zł rocznego budżetu, czyli 1,7 mld zł. W rzeczywistości wyłudzeń może być nawet dwukrotnie więcej - prawdopodobnie ponad 3 mld zł. Wykryto na przykład, że spośród 177 stacji dializ, które objęto całościową kontrolą, aż 72 oszukiwały i wyłudziły w sumie 8 mln zł. To oznacza, że w 2004 r. pracownicy służby zdrowia oszukali każdego Polaka mniej więcej na 100 zł
Zaraza kart chorobowych
Kontrola w szpitalach, której wyniki "Wprost" otrzymał z 16 oddziałów NFZ, wykazała, że Polskę dotknęła epidemia groźnych chorób na skalę światową, na szczęście jedynie na papierze. W Wielkopolsce przychodzi na świat tylko kilka procent zdrowych dzieci, pozostałe - według kart chorobowych - z poważnymi wadami zaraz po porodzie trafiają na oddział intensywnej terapii. W niektórych warszawskich szpitalach niemal połowa noworodków ma zakażenie bakteryjne! W Małopolsce większość dzieci rodzi się z hiperbilirubinemią, schorzeniem wątroby wymagającym kosztownego leczenia przy użyciu naświetlań specjalnymi lampami. - Czasem w sprawozdawczości leczenia wykrywane są braki formalne, wynikające z niechęci do biurokracji, czasem dopisuje się procedury terapeutyczne, by ratować budżet, ale zdarzają się nadużycia kryminogenne, które kończą się aresztowaniami - mówi Piotr Latawiec, dyrektor podkarpackiego oddziału NFZ.
W bydgoskim szpitalu zakaźnym w ciągu 14 miesięcy hospitalizowano 200 chorych na AIDS (poprzednio dziesięć razy mniej), za których szpital zażądał od NFZ 3,1 mln zł! Prokuratura podejrzewa, że większość pacjentów była w szpitalu tylko kilka godzin (pobrano im krew i wydano leki), wielu było nosicielami HIV, a nie chorymi na AIDS (stawka jest wtedy mniejsza). Pewien chory na raka był 87 razy u onkologa, inny leżał jednocześnie na kilku oddziałach. W Warszawie 82-letniemu mężczyźnie zrekonstruowano pierś, później poddano go stosowanemu wyłącznie u noworodków badaniu słuchu (leczenie wyceniono na 20 tys. zł). W Wielkopolsce u pewnej kobiety wykonano o tej samej godzinie siedem cesarskich cięć, innemu pacjentowi 13 razy wycięto ten sam guz mózgu. W Świętokrzyskiem za 108 tys. zł leczono 287 osób, choć mijały kolejne rocznice ich pogrzebów. W jednym z kieleckich szpitali znaleziono 64 podwójne skierowania (od lekarza rodzinnego i z przychodni przyszpitalnej), a 200 pacjentów leczyło się równocześnie w szpitalu i oddalonej o 100 km przychodni.
Wpisywanie w karcie choroby fikcyjnego leczenia jest tak nagminne, że większość lekarzy i dyrektorów szpitali nawet nie odwołuje się od decyzji kontrolerów. Szpital w Opatowie musi zwrócić 174 tys. zł za przerabianie w sprawozdaniach prostych zabiegów na skomplikowane i kosztowne. W województwie zachodniopomorskim w 2004 r. NFZ zażądał zwrotu 600 tys. zł, w małopolskim - 450 tys. zł, w opolskim aż 2,5 mln zł, w Wielkopolsce prawie 1,5 mln zł (w I półroczu 2005 r. - 3,394 mln zł!), w świętokrzyskim 2,938 mln zł.
Rozpad całego systemu
- Taki scenariusz rozpadu systemu ochrony zdrowia przewidywałem już kilka lat temu - mówi prof. Jacek Ruszkowski, szef Centrum Zdrowia Publicznego Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego. Jego zdaniem, na dzisiejszą sytuację złożyła się suma błędów, a raczej zaniechań kolejnych rządów, które nie chciały uregulować systemu ochrony zdrowia zgodnie z zasadami rynku. W efekcie Polska ma jeden z najsłabszych systemów kontroli wydatków na służbę zdrowia, a NFZ jest coraz bardziej bezradny wobec epidemii szpitalnych przekrętów. Budżet w wysokości ponad 33 mld zł kontroluje w Polsce 200 specjalistów - mniej niż kontrolerów biletów komunikacji miejskiej w Warszawie! W zachodniopomorskim oddziale NFZ zamiast 19 kontrolerów pracuje 10. Podobnie jest w innych regionach, pamiętać jednak należy, że źle funkcjonującemu, bo pozbawionemu konkurencji, systemowi opieki medycznej nie pomoże żadna liczba kontrolerów. W tej sytuacji o wykryciu nadużyć często decyduje przypadek. Tak stało się w wypadku kosztownego zabiegu ginekologicznego osiemnastoletniej dziewczyny, córki jednego z pracowników oddziału NFZ, która nigdy nie była operowana!
Najwięcej pieniędzy przecieka przez system refundacji leków. Tylko w I półroczu 2005 r. wydatki z tego tytułu wzrosły o 170 mln zł. Nie oznacza to, że leczymy się nowocześniej, a więc drożej. Po prostu coraz więcej jest oszustw. Eksperci Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego oceniają, że fikcyjne recepty pochłaniają 500-700 mln zł rocznie! Recepta jest czekiem, na którego podstawie apteka rozlicza się z NFZ. Lekarze naciągacze wypisują kilka recept, jedną wręczają choremu, a pozostałymi handlują. Diabetolog w województwie lubuskim wystawiał w ten sposób recepty na 62 tys. zł miesięcznie (średnia refundacja na lekarza w regionie nie przekracza 4 tys. zł). Inny lekarz podczas wizyty chorego zapisał na różnych receptach 25 wykluczających się leków! We Wrocławiu psychiatra wystawiał recepty na leki warte 110 tys. zł miesięcznie, a w województwie podkarpackim rekordziści tylko w I półroczu 2005 r. wypisali recepty na ponad 600 tys. zł!
Przepis na korupcję
- System refundacji leków jest tak nieszczelny, że wykrywane wyłudzenia są tylko wierzchołkiem góry lodowej - mówi Krzysztof Tronczyński, były wiceminister zdrowia. W Kielcach w ciągu kilku dni w jednej aptece zrealizowano 200 recept dla inwalidów wojennych, którym przysługują leki bezpłatne. NFZ stracił na tym 60 tys. zł, ale już wiadomo, że tylko w tym mieście takich wypadków było więcej - wyłudzenia szacuje się na kilkaset tysięcy złotych! W Łodzi aptekarz z sześcioma lekarzami z Piotrkowa, Białej Rawskiej, Sieradza i Tomaszowa przez pół roku wyłudził 200 tys. zł za drogie leki na raka prostaty, takie jak diphereline i zoladex. Lekarz z Bornego-Sulinowa i lekarka z Połczyna inwalidom wojennym tworzyli fikcyjne historie chorób i realizowali za darmo recepty na rebetron, stosowany w wirusowym zapaleniu wątroby (opakowanie kosztuje 7 tys. zł). Lek sprzedawali na czarnym rynku. Przedstawiciel firmy farmaceutycznej zaproponował Januszowi Morawskiemu, dyrektorowi łódzkiego pogotowia ds. medycznych, że otrzyma za darmo dowolną ilość drogiego preparatu przeciwzakrzepowego (clexane) w zamian za fikcyjne recepty. Wyrywkowe kontrole w wypadku tylko jednego leku wykazały wyłudzenia sięgające 300 tys. zł.
Podkarpacki NFZ wylicza, że 7,3 proc. nieuczciwych lekarzy przepisuje leki, na które przeznacza się aż 40 proc. rocznej refundacji, i nic nie może na to poradzić! A przecież te pieniądze to budżet dwóch szpitali! Podobnie jest w innych regionach. W wielu przekrętach receptowych poza lekarzem uczestniczą aptekarz i przedstawiciel medyczny firmy. Niektórzy lekarze nie próbują nawet zatuszować fałszowania recept. Kontrolerzy wykryli przypadek ordynowania i refundowania leków odchudzających o nazwie Meridia osobie ważącej 60 kg, leków na prostatę pacjentowi po operacji prostaty i tabletek antykoncepcyjnych mężczyźnie! Jeden lekarz kilku inwalidom wojennym wypisywał leki warte tyle, ile lekarstwa dla pozostałych dwóch tysięcy pacjentów. W całym kraju 1 proc. inwalidów wojennych zużywa 11 proc. sumy refundacji leków (wszyscy inwalidzi - 25 proc.). Na Śląsku wyliczono, że w ciągu roku recepty wystawione na inwalidów kosztują średnio 5 tys. zł - trzydzieści razy więcej niż w wypadku pozostałych osób! I to mimo wprowadzenia obowiązku wpisywania na receptę dla inwalidów wojennych numeru PESEL, co spowodowało spadek wydatków dla tej grupy o jedną piątą.
Eutanazja lekarzy
Od dwóch lat w szufladzie ekspertów Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej leży projekt informatycznego systemu kontroli leków, który przyniósłby 1,7 mld zł oszczędności rocznie. Podobne rozwiązanie, umożliwiające natychmiastowe zablokowanie nieprawidłowej recepty, od przyszłego roku będzie stosowane w USA w ramach systemu ubezpieczeń Medicare. W Polsce nikt nie jest zainteresowany jego wprowadzeniem, bo nieuczciwym lekarzom i aptekarzom oraz niektórym urzędnikom, hurtownikom i przedstawicielom firm farmaceutycznych odpowiada bałagan w ordynowaniu leków. - Brak systemu informatycznego w służbie zdrowia można porównać do pozbawienia człowieka systemu nerwowego - mówi prof. Jacek Ruszkowski. Gdy kilka lat temu Mirosław Blachowski próbował wprowadzić w Zachodniopomorskiem receptariusze (zasady zapisywania leków, tak żeby było tanio i skutecznie, i odpowiedzialności finansowej lekarza za recepty), lobby lekarzy i aptekarzy zaprotestowało, że ogranicza on dostęp do leków, co można porównać do eutanazji!
W ten sam sposób zablokowano wprowadzenie jednolitych standardów leczenia i tzw. koszyka usług gwarantowanych. Proponowany już w latach 90. Rejestr Usług Medycznych (RUM) miał pomóc wyeliminować takie nieprawidłowości, jak zapisywanie tych samych pacjentów w dwóch przychodniach lub leczenie nieżyjących chorych. Każdy minister zdrowia zapewniał, że to priorytet, a potem pod wpływem środowiska medycznego i farmaceutycznego wycofywał się z jego realizacji. Ordynatorzy kontrole określają jako zamach na zdrowie pacjenta, a dyrektorzy szpitali odmawiają wypełniania ankiet NFZ o sytuacji finansowej, bo - jak tłumaczą - obawiają się, że zlicytują ich komornicy. - Jeśli nie ma jasnych reguł, to kontrakty zawierane z placówkami medycznymi są księżycowe, a sfałszować lub dopisać można do nich wszystko - mówi prof. Tomasz Hermanowski, kierownik Studium Farmakoekonomiki Politechniki Warszawskiej, współautor raportu "Gospodarka lekowa".
Fabryki zdrowia
Margaret Thatcher ostrzegała, że lekarstwem dla służby zdrowia nie jest zwiększenie nakładów, lecz wprowadzenie zmian zwiększających jej skuteczność. Nie da się tego osiągnąć wyłącznie zakazami, nakazami i kontrolami, jak to próbuje się robić w Polsce od czasów PRL. - W Europie odchodzi się od rygoryzmu, narzucania liczby łóżek w szpitalu i określonego budżetu, bo szpitalami należy zarządzać jak fabryką - mówi prof. Hans Maarse z uniwersytetu w Maastricht. W Holandii, Szwajcarii i Niemczech wprowadzono konkurencję rynkową w sektorze ubezpieczeń. Kasy chorych rywalizują cenami i jakością usług. Również w Polsce niezbędna jest decentralizacja funduszu zdrowia i wprowadzenie na rynek prywatnych ubezpieczycieli, byśmy mogli wybrać, komu powierzamy pieniądze. Fikcją jest bezpłatna służba zdrowia. Udział prywatnych pieniędzy w finansowaniu opieki medycznej sięga w Polsce 40 proc. i należy do najwyższych w Europie (wynosi ponad 21 mld zł), a szarą strefę szacuje się na 10 mld zł. - Te pieniądze obywatele powinni przeznaczyć na dodatkowe ubezpieczenia - zwraca uwagę Elżbieta Radziszewska z PO, typowana na ministra zdrowia.
Platforma Obywatelska planuje stworzenie systemu ubezpieczeń zdrowotnych, wzorowanego na funduszach emerytalnych. Część naszej składki, na przykład dwie trzecie, lokowana przez każdego z nas w funduszu (publicznym lub prywatnym) pozwoliłaby na leczenie zgodne z koszykiem usług gwarantowanych, który trzeba stworzyć. - Pozostałą część każdy mógłby umieścić w jednym z wybranych, konkurujących z sobą funduszy. Trzeci filar byłby przeznaczony dla tych, którzy chcą się dodatkowo ubezpieczyć - mówi Elżbieta Radziszewska. Zdaniem ekspertów, w drugim filarze mogłoby się znaleźć około jednej trzeciej podatku zdrowotnego.
Przedłużanie agonii systemu opieki medycznej rodem z PRL doprowadzi do jeszcze większego marnotrawstwa pieniędzy. Zbigniew Religa ostrzega przed rewolucją, zaleca decentralizację NFZ i włączenie do systemu ubezpieczycieli prywatnych. Jeśli nowa ekipa będzie zwlekać, wkrótce mimo zwiększenia składek nie wystarczy pieniędzy nawet na niezbędne leczenie. Tak jest w Tarnowie, gdzie z braku funduszy osoby z podejrzeniem nowotworu mózgu są zapisywane na badanie przy użyciu rezonansu magnetycznego na przyszły rok. Nikt nie ma odwagi powiedzieć pacjentom, że te pieniądze wyciekły z nieszczelnego i źle zarządzanego systemu służby zdrowia.
DEMONTAŻ SŁUŻBY ZDROWIA
1999
Minister zdrowia Wojciech Maksymowicz tworzy kasy chorych. Zaniechał wprowadzenia Rejestru Usług Medycznych, bo liczenie kosztów opieki od początku napotyka opór lekarzy i farmaceutów.
2000
Zbojkotowanie przez lobby medyczno-farmaceutyczne próby wprowadzenia receptariusza, który zmusiłby lekarzy do liczenia kosztów.
2001
Minister zdrowia Grzegorz Opala likwiduje Krajowy Związek Kas Chorych, instytucję, która miała kontrolować regionalny system kas.
2003
Minister zdrowia Mariusz Łapiński likwiduje kasy chorych i powołuje Narodowy Fundusz Zdrowia. Nie wprowadzono alternatywnego ani dodatkowego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Zamiast konkurencji placówek medycznych zaproponowano podwyższanie składki zdrowotnej. Jednocześnie przestaje istnieć Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, który kontrolował wydatki kas chorych.
2005
Minister zdrowia Marek Balicki wprowadza zakaz łączenia praktyki lekarskiej z pracą kontrolera w NFZ. Jednocześnie w NFZ obowiązuje zakaz zlecania kontroli instytucjom zewnętrznym. To ostatecznie sparaliżowało system kontrolowania wydatków w służbie zdrowia.
Nie poprawiła ani jakości opieki medycznej, ani sytuacji zakładów opieki zdrowotnej. Nie udał się też powrót do centralnego sterowania, jakim okazał się Narodowy Fundusz Zdrowia. NIK zarzuca funduszowi, że wydał ponad 3 mld dolarów naszych składek z naruszeniem prawa, a jest to więcej, niż wydajemy na refundację leków! W 2001 r. wykazywano finansowe nieprawidłowości aż w 81 proc. szpitali. Dziś jest jeszcze gorzej. Z najnowszych ustaleń wynika, że NFZ z powodu najróżniejszych przekrętów i niedbalstwa szpitali traci około 5 proc. z 33 mld zł rocznego budżetu, czyli 1,7 mld zł. W rzeczywistości wyłudzeń może być nawet dwukrotnie więcej - prawdopodobnie ponad 3 mld zł. Wykryto na przykład, że spośród 177 stacji dializ, które objęto całościową kontrolą, aż 72 oszukiwały i wyłudziły w sumie 8 mln zł. To oznacza, że w 2004 r. pracownicy służby zdrowia oszukali każdego Polaka mniej więcej na 100 zł
Zaraza kart chorobowych
Kontrola w szpitalach, której wyniki "Wprost" otrzymał z 16 oddziałów NFZ, wykazała, że Polskę dotknęła epidemia groźnych chorób na skalę światową, na szczęście jedynie na papierze. W Wielkopolsce przychodzi na świat tylko kilka procent zdrowych dzieci, pozostałe - według kart chorobowych - z poważnymi wadami zaraz po porodzie trafiają na oddział intensywnej terapii. W niektórych warszawskich szpitalach niemal połowa noworodków ma zakażenie bakteryjne! W Małopolsce większość dzieci rodzi się z hiperbilirubinemią, schorzeniem wątroby wymagającym kosztownego leczenia przy użyciu naświetlań specjalnymi lampami. - Czasem w sprawozdawczości leczenia wykrywane są braki formalne, wynikające z niechęci do biurokracji, czasem dopisuje się procedury terapeutyczne, by ratować budżet, ale zdarzają się nadużycia kryminogenne, które kończą się aresztowaniami - mówi Piotr Latawiec, dyrektor podkarpackiego oddziału NFZ.
W bydgoskim szpitalu zakaźnym w ciągu 14 miesięcy hospitalizowano 200 chorych na AIDS (poprzednio dziesięć razy mniej), za których szpital zażądał od NFZ 3,1 mln zł! Prokuratura podejrzewa, że większość pacjentów była w szpitalu tylko kilka godzin (pobrano im krew i wydano leki), wielu było nosicielami HIV, a nie chorymi na AIDS (stawka jest wtedy mniejsza). Pewien chory na raka był 87 razy u onkologa, inny leżał jednocześnie na kilku oddziałach. W Warszawie 82-letniemu mężczyźnie zrekonstruowano pierś, później poddano go stosowanemu wyłącznie u noworodków badaniu słuchu (leczenie wyceniono na 20 tys. zł). W Wielkopolsce u pewnej kobiety wykonano o tej samej godzinie siedem cesarskich cięć, innemu pacjentowi 13 razy wycięto ten sam guz mózgu. W Świętokrzyskiem za 108 tys. zł leczono 287 osób, choć mijały kolejne rocznice ich pogrzebów. W jednym z kieleckich szpitali znaleziono 64 podwójne skierowania (od lekarza rodzinnego i z przychodni przyszpitalnej), a 200 pacjentów leczyło się równocześnie w szpitalu i oddalonej o 100 km przychodni.
Wpisywanie w karcie choroby fikcyjnego leczenia jest tak nagminne, że większość lekarzy i dyrektorów szpitali nawet nie odwołuje się od decyzji kontrolerów. Szpital w Opatowie musi zwrócić 174 tys. zł za przerabianie w sprawozdaniach prostych zabiegów na skomplikowane i kosztowne. W województwie zachodniopomorskim w 2004 r. NFZ zażądał zwrotu 600 tys. zł, w małopolskim - 450 tys. zł, w opolskim aż 2,5 mln zł, w Wielkopolsce prawie 1,5 mln zł (w I półroczu 2005 r. - 3,394 mln zł!), w świętokrzyskim 2,938 mln zł.
Rozpad całego systemu
- Taki scenariusz rozpadu systemu ochrony zdrowia przewidywałem już kilka lat temu - mówi prof. Jacek Ruszkowski, szef Centrum Zdrowia Publicznego Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego. Jego zdaniem, na dzisiejszą sytuację złożyła się suma błędów, a raczej zaniechań kolejnych rządów, które nie chciały uregulować systemu ochrony zdrowia zgodnie z zasadami rynku. W efekcie Polska ma jeden z najsłabszych systemów kontroli wydatków na służbę zdrowia, a NFZ jest coraz bardziej bezradny wobec epidemii szpitalnych przekrętów. Budżet w wysokości ponad 33 mld zł kontroluje w Polsce 200 specjalistów - mniej niż kontrolerów biletów komunikacji miejskiej w Warszawie! W zachodniopomorskim oddziale NFZ zamiast 19 kontrolerów pracuje 10. Podobnie jest w innych regionach, pamiętać jednak należy, że źle funkcjonującemu, bo pozbawionemu konkurencji, systemowi opieki medycznej nie pomoże żadna liczba kontrolerów. W tej sytuacji o wykryciu nadużyć często decyduje przypadek. Tak stało się w wypadku kosztownego zabiegu ginekologicznego osiemnastoletniej dziewczyny, córki jednego z pracowników oddziału NFZ, która nigdy nie była operowana!
Najwięcej pieniędzy przecieka przez system refundacji leków. Tylko w I półroczu 2005 r. wydatki z tego tytułu wzrosły o 170 mln zł. Nie oznacza to, że leczymy się nowocześniej, a więc drożej. Po prostu coraz więcej jest oszustw. Eksperci Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego oceniają, że fikcyjne recepty pochłaniają 500-700 mln zł rocznie! Recepta jest czekiem, na którego podstawie apteka rozlicza się z NFZ. Lekarze naciągacze wypisują kilka recept, jedną wręczają choremu, a pozostałymi handlują. Diabetolog w województwie lubuskim wystawiał w ten sposób recepty na 62 tys. zł miesięcznie (średnia refundacja na lekarza w regionie nie przekracza 4 tys. zł). Inny lekarz podczas wizyty chorego zapisał na różnych receptach 25 wykluczających się leków! We Wrocławiu psychiatra wystawiał recepty na leki warte 110 tys. zł miesięcznie, a w województwie podkarpackim rekordziści tylko w I półroczu 2005 r. wypisali recepty na ponad 600 tys. zł!
Przepis na korupcję
- System refundacji leków jest tak nieszczelny, że wykrywane wyłudzenia są tylko wierzchołkiem góry lodowej - mówi Krzysztof Tronczyński, były wiceminister zdrowia. W Kielcach w ciągu kilku dni w jednej aptece zrealizowano 200 recept dla inwalidów wojennych, którym przysługują leki bezpłatne. NFZ stracił na tym 60 tys. zł, ale już wiadomo, że tylko w tym mieście takich wypadków było więcej - wyłudzenia szacuje się na kilkaset tysięcy złotych! W Łodzi aptekarz z sześcioma lekarzami z Piotrkowa, Białej Rawskiej, Sieradza i Tomaszowa przez pół roku wyłudził 200 tys. zł za drogie leki na raka prostaty, takie jak diphereline i zoladex. Lekarz z Bornego-Sulinowa i lekarka z Połczyna inwalidom wojennym tworzyli fikcyjne historie chorób i realizowali za darmo recepty na rebetron, stosowany w wirusowym zapaleniu wątroby (opakowanie kosztuje 7 tys. zł). Lek sprzedawali na czarnym rynku. Przedstawiciel firmy farmaceutycznej zaproponował Januszowi Morawskiemu, dyrektorowi łódzkiego pogotowia ds. medycznych, że otrzyma za darmo dowolną ilość drogiego preparatu przeciwzakrzepowego (clexane) w zamian za fikcyjne recepty. Wyrywkowe kontrole w wypadku tylko jednego leku wykazały wyłudzenia sięgające 300 tys. zł.
Podkarpacki NFZ wylicza, że 7,3 proc. nieuczciwych lekarzy przepisuje leki, na które przeznacza się aż 40 proc. rocznej refundacji, i nic nie może na to poradzić! A przecież te pieniądze to budżet dwóch szpitali! Podobnie jest w innych regionach. W wielu przekrętach receptowych poza lekarzem uczestniczą aptekarz i przedstawiciel medyczny firmy. Niektórzy lekarze nie próbują nawet zatuszować fałszowania recept. Kontrolerzy wykryli przypadek ordynowania i refundowania leków odchudzających o nazwie Meridia osobie ważącej 60 kg, leków na prostatę pacjentowi po operacji prostaty i tabletek antykoncepcyjnych mężczyźnie! Jeden lekarz kilku inwalidom wojennym wypisywał leki warte tyle, ile lekarstwa dla pozostałych dwóch tysięcy pacjentów. W całym kraju 1 proc. inwalidów wojennych zużywa 11 proc. sumy refundacji leków (wszyscy inwalidzi - 25 proc.). Na Śląsku wyliczono, że w ciągu roku recepty wystawione na inwalidów kosztują średnio 5 tys. zł - trzydzieści razy więcej niż w wypadku pozostałych osób! I to mimo wprowadzenia obowiązku wpisywania na receptę dla inwalidów wojennych numeru PESEL, co spowodowało spadek wydatków dla tej grupy o jedną piątą.
Eutanazja lekarzy
Od dwóch lat w szufladzie ekspertów Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej leży projekt informatycznego systemu kontroli leków, który przyniósłby 1,7 mld zł oszczędności rocznie. Podobne rozwiązanie, umożliwiające natychmiastowe zablokowanie nieprawidłowej recepty, od przyszłego roku będzie stosowane w USA w ramach systemu ubezpieczeń Medicare. W Polsce nikt nie jest zainteresowany jego wprowadzeniem, bo nieuczciwym lekarzom i aptekarzom oraz niektórym urzędnikom, hurtownikom i przedstawicielom firm farmaceutycznych odpowiada bałagan w ordynowaniu leków. - Brak systemu informatycznego w służbie zdrowia można porównać do pozbawienia człowieka systemu nerwowego - mówi prof. Jacek Ruszkowski. Gdy kilka lat temu Mirosław Blachowski próbował wprowadzić w Zachodniopomorskiem receptariusze (zasady zapisywania leków, tak żeby było tanio i skutecznie, i odpowiedzialności finansowej lekarza za recepty), lobby lekarzy i aptekarzy zaprotestowało, że ogranicza on dostęp do leków, co można porównać do eutanazji!
W ten sam sposób zablokowano wprowadzenie jednolitych standardów leczenia i tzw. koszyka usług gwarantowanych. Proponowany już w latach 90. Rejestr Usług Medycznych (RUM) miał pomóc wyeliminować takie nieprawidłowości, jak zapisywanie tych samych pacjentów w dwóch przychodniach lub leczenie nieżyjących chorych. Każdy minister zdrowia zapewniał, że to priorytet, a potem pod wpływem środowiska medycznego i farmaceutycznego wycofywał się z jego realizacji. Ordynatorzy kontrole określają jako zamach na zdrowie pacjenta, a dyrektorzy szpitali odmawiają wypełniania ankiet NFZ o sytuacji finansowej, bo - jak tłumaczą - obawiają się, że zlicytują ich komornicy. - Jeśli nie ma jasnych reguł, to kontrakty zawierane z placówkami medycznymi są księżycowe, a sfałszować lub dopisać można do nich wszystko - mówi prof. Tomasz Hermanowski, kierownik Studium Farmakoekonomiki Politechniki Warszawskiej, współautor raportu "Gospodarka lekowa".
Fabryki zdrowia
Margaret Thatcher ostrzegała, że lekarstwem dla służby zdrowia nie jest zwiększenie nakładów, lecz wprowadzenie zmian zwiększających jej skuteczność. Nie da się tego osiągnąć wyłącznie zakazami, nakazami i kontrolami, jak to próbuje się robić w Polsce od czasów PRL. - W Europie odchodzi się od rygoryzmu, narzucania liczby łóżek w szpitalu i określonego budżetu, bo szpitalami należy zarządzać jak fabryką - mówi prof. Hans Maarse z uniwersytetu w Maastricht. W Holandii, Szwajcarii i Niemczech wprowadzono konkurencję rynkową w sektorze ubezpieczeń. Kasy chorych rywalizują cenami i jakością usług. Również w Polsce niezbędna jest decentralizacja funduszu zdrowia i wprowadzenie na rynek prywatnych ubezpieczycieli, byśmy mogli wybrać, komu powierzamy pieniądze. Fikcją jest bezpłatna służba zdrowia. Udział prywatnych pieniędzy w finansowaniu opieki medycznej sięga w Polsce 40 proc. i należy do najwyższych w Europie (wynosi ponad 21 mld zł), a szarą strefę szacuje się na 10 mld zł. - Te pieniądze obywatele powinni przeznaczyć na dodatkowe ubezpieczenia - zwraca uwagę Elżbieta Radziszewska z PO, typowana na ministra zdrowia.
Platforma Obywatelska planuje stworzenie systemu ubezpieczeń zdrowotnych, wzorowanego na funduszach emerytalnych. Część naszej składki, na przykład dwie trzecie, lokowana przez każdego z nas w funduszu (publicznym lub prywatnym) pozwoliłaby na leczenie zgodne z koszykiem usług gwarantowanych, który trzeba stworzyć. - Pozostałą część każdy mógłby umieścić w jednym z wybranych, konkurujących z sobą funduszy. Trzeci filar byłby przeznaczony dla tych, którzy chcą się dodatkowo ubezpieczyć - mówi Elżbieta Radziszewska. Zdaniem ekspertów, w drugim filarze mogłoby się znaleźć około jednej trzeciej podatku zdrowotnego.
Przedłużanie agonii systemu opieki medycznej rodem z PRL doprowadzi do jeszcze większego marnotrawstwa pieniędzy. Zbigniew Religa ostrzega przed rewolucją, zaleca decentralizację NFZ i włączenie do systemu ubezpieczycieli prywatnych. Jeśli nowa ekipa będzie zwlekać, wkrótce mimo zwiększenia składek nie wystarczy pieniędzy nawet na niezbędne leczenie. Tak jest w Tarnowie, gdzie z braku funduszy osoby z podejrzeniem nowotworu mózgu są zapisywane na badanie przy użyciu rezonansu magnetycznego na przyszły rok. Nikt nie ma odwagi powiedzieć pacjentom, że te pieniądze wyciekły z nieszczelnego i źle zarządzanego systemu służby zdrowia.
NAJCZĘSTSZE PRZEKRĘTY SZPITALI Na podstawie raportów z oddziałów NFZ |
---|
|
DEMONTAŻ SŁUŻBY ZDROWIA
1999
Minister zdrowia Wojciech Maksymowicz tworzy kasy chorych. Zaniechał wprowadzenia Rejestru Usług Medycznych, bo liczenie kosztów opieki od początku napotyka opór lekarzy i farmaceutów.
2000
Zbojkotowanie przez lobby medyczno-farmaceutyczne próby wprowadzenia receptariusza, który zmusiłby lekarzy do liczenia kosztów.
2001
Minister zdrowia Grzegorz Opala likwiduje Krajowy Związek Kas Chorych, instytucję, która miała kontrolować regionalny system kas.
2003
Minister zdrowia Mariusz Łapiński likwiduje kasy chorych i powołuje Narodowy Fundusz Zdrowia. Nie wprowadzono alternatywnego ani dodatkowego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Zamiast konkurencji placówek medycznych zaproponowano podwyższanie składki zdrowotnej. Jednocześnie przestaje istnieć Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, który kontrolował wydatki kas chorych.
2005
Minister zdrowia Marek Balicki wprowadza zakaz łączenia praktyki lekarskiej z pracą kontrolera w NFZ. Jednocześnie w NFZ obowiązuje zakaz zlecania kontroli instytucjom zewnętrznym. To ostatecznie sparaliżowało system kontrolowania wydatków w służbie zdrowia.
SAMOTNI REFORMATORZY |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 37/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.