Z okazji Światowego Dnia Zdrowia lekarze poszli na jednodniowe urlopy i na wiece. Nie po to jednak by świętować. Opuszczając na jeden dzień pacjentów w ten sposób zamanifestowali swoje niezadowolenie z niskich zarobków.
Wśród protestujących nie było jednak ich kolegów z prywatnych szpitali i gabinetów w prywatnych centrach medycznych. Ci nie skarżą się na swoją dolę. Stać ich na to. Zarabiają lepiej. To konkurencja i wolny rynek pracy spowodowały, że lekarze w Polsce dzielą się na lepszych i gorszych czytaj: lepiej i gorzej sytuowanych. Nie winą jednych jest to, że płacą im za mało ani drugich, że powodzi im się lepiej. Lekarze mają pecha, bo bardzo lubią ich politycy, zwłaszcza wtedy gdy chcą wygrać wybory. Festiwal szczerych obietnic zreformowania niedoskonałego systemu opieki zdrowotnej i podwyżek płac kończy się jednak z chwilą własnej wygranej. Tymczasem Polska jest krajem, gdzie nakłady na opiekę zdrowotną w przeliczeniu na jedną osobę są najniższe w całej Europie. Za nami są tylko Rumunia i Albania. Politycy tak naprawdę wcale nie są zainteresowani reformowaniem służby zdrowia, ponieważ wyborcy chętniej zagłosują na kogoś, kto daje a nie odbiera. Od 1945 roku utrwalało się przekonanie, że to państwo jest odpowiedzialne za moje zdrowie i że wszystko należy mi się od państwa. Tak jest do dziś i jest to myślenie niezależne od poziomu wykształcenia. To kłamstwo, zwykła ułuda. W żadnym kraju, nawet tam, gdzie polityka zdrowotna jest rzeczywistym priorytetem, państwowe pieniądze nie są wystarczające do tego, by wszystkim wszystko zapewnić.
Minister Zdrowia prof. Zbigniew Religa ma swoją wizję niezbędnych zmian w systemie ochrony zdrowia. Daje sobie siedem lat na ich przeprowadzenie. W tym czasie musi stworzyć koszyk gwarantowanych świadczeń zdrowotnych, Rejestr Usług Medycznych, wprowadzić system dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych oraz zlikwidować wielomiliardowe zadłużenie szpitali. Jeżeli tego nie zrobi, lekarze państwowej służby zdrowia jeszcze nie raz Światowy Dzień Zdrowia będą obchodzić na protestacyjnych wiecach.
Krzysztof Grzegrzółka