Apelację od wyroku wniósł adwokat Sadowskiego i prokuratura. Obie strony domagały się uchylenia wyroku i ponownego rozpatrzenia sprawy. Obrona wskazywała, że sąd z góry uznał winę Sadowskiego, zaniechał przeprowadzenia dowodów przez biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, nie wyjaśnił zasady zasądzenia nawiązki, a ponadto przyznał nawiązkę, której nie przewidywał dawny kodeks karny.
Oskarżyciel uważał, że Sadowski powinien być osądzony na podstawie kodeksu karnego z 1969 roku, który obowiązywał w chwili zdarzenia. Prokuratura stwierdziła też, że sąd mógł na innej podstawie oprzeć orzeczenie o odszkodowaniu dla pokrzywdzonej.
Sąd odwoławczy uchylił wyrok Sądu Rejonowego w Grójcu, który skazał byłego ministra. Uzasadniając wyrok sędzia Stanisław Jaźwiński powiedział, że sąd pierwszej instancji powinien zastosować przepisy starego kodeksu. Były one łagodniejsze dla oskarżonego, choć kara za ten czyn jest taka sama w poprzednim i aktualnym kodeksie - od sześciu miesięcy do 8 lat wiezienia.
"Za tym, że kodeks karny z 1969 roku w tym wypadku jest korzystniejszy, świadczy chociażby obowiązek naprawienia szkody. Złożenie takiego wniosku na tle przepisu kodeksu z 1997 roku nakładałoby bezwzględny obowiązek na sąd pierwszej instancji zasądzenia tego odszkodowania w całości bądź w części, ewentualnie jak zrobił sąd - nałożenia nawiązki. Takiego obowiązku nie było w świetle przepisów kodeksu karnego z 1969 roku" - dodał sędzia.
Stanisław Jaźwiński stwierdził także, że grójecki sąd z błędnym uzasadnieniem oddalił wniosek obrony o przesłuchanie autorów ekspertyzy z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Sędzia podkreślił, że opinia jest pełna i nie zawiera sprzeczności, ale obrona ma prawo wysłuchać jej przed sądem i zadawać pytania. Sąd odwoławczy wskazał także, że Sąd Rejonowy nie ujawnił na rozprawie głównej dowodów, na które powoływał się w uzasadnieniu wyroku.
Marek Sadowski odmówił komentarza na temat postanowienia Sądu Okręgowego.
Janina Pachniak, u której w wyniku wypadku wystąpił 75-procentowy uszczerbek na zdrowiu powiedziała, że jest zdruzgotana. "Nie pozostawię tego tak, bo ja jestem kaleką do końca życia. Moje życie zawaliło się, ja nie mogę nic robić ani pracować" - powiedziała dziennikarzom.
Do wypadku doszło 6 sierpnia 1995 roku w Broniszewie w powiecie białobrzeskim, na Mazowszu. Według ustaleń grójeckiej prokuratury Sadowski, jadąc peugeotem, nie zachował ostrożności podczas zbliżania się do skrzyżowania, na którym stał seat terra, kierowany przez Janinę Pachniak. Oskarżony zbyt późno zaczął hamować i uderzył w seata, który przesunął się na przeciwległy pas ruchu i zderzył się z autobusem PKS.
Proces ruszył dopiero po dziesięciu latach, gdyż w chwili wypadku Marek Sadowski był sędzią i chronił go immunitet. W 2004 roku, kiedy został ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, immunitet nie chronił go już i prokuratura rozpoczęła starania o jego uchylenie. Minister podał się do dymisji. Prokuratura podjęła śledztwo, ale Sadowski został powołany do Prokuratury Krajowej i znów chronił go immunitet.
Prokuratura Okręgowa w Radomiu na wniosek grójeckiej prokuratury zwróciła się do sądu dyscyplinarnego dla prokuratorów przy Prokuraturze Generalnej o uchylenie mu immunitetu. Sąd dyscyplinarny przychylił się do tego wniosku. Prokuratura Rejonowa w Grójcu mogła już pociągnąć go do odpowiedzialności karnej. W grudniu ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Grójcu wydał wyrok.
pap, ss, ab