Czy Platforma Obywatelska wygra przyszłość? Maciej Płażyński, a nie Leszek Miller, następnym premierem - szefem rządu koalicji PO-AWS lub SLD-PO. Niskie podatki pośrednie i taka sama dla wszystkich stawka podatku od dochodów osobistych, czyli podatek liniowy. Związki zawodowe zajmują się działalnością związkową, a nie walką o władzę i jej sprawowaniem.
Parlamentarzyści wybierani są w jednomandatowych okręgach, państwo jest odchudzone, a jego urzędnicy są coraz mniej skorumpowani. Po takich zmianach Polska byłaby już innym państwem - III Rzeczpospolitą zastąpiłaby IV Rzeczpospolita. Takie mogą być konsekwencje ewentualnego sukcesu wyborczego Platformy Obywatelskiej.
Platforma wolności, czyli bunt klasy średniej
Już jedna piąta Polaków popiera ruch, który pojawił się zaledwie dwa miesiące temu. Już co piąty wyborca sądzi, że platforma jest zdolna pokonać Sojusz Lewicy Demokratycznej! Fenomen platformy odzwierciedla bunt Polaków wyrosłych na przemianach III RP - przeciwko Polakom o mentalności z czasów PRL.
- Elektoratem Platformy Obywatelskiej są młodzi ludzie dopiero wchodzący w dorosłe życie oraz przedsiębiorcy, klasa średnia. Obie te grupy mają bardzo podobną wizję Polski. Nie chcą być dłużej klientami uzależnionymi od nieprzychylnego im państwa oraz partii. Są to wyborcy, którzy doskonale wiedzą, czego szukają, i nie dają się nabierać na puste hasła - mówi Henryka Bochniarz, prezes Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych.
Gotowość głosowania na platformę deklaruje aż 36 proc. osób pracujących na własny rachunek; na SLD zamierza głosować 20 proc. osób z tej grupy, na AWS - 8 proc., a na UW - tylko 3 proc.! Platforma jest ugrupowaniem, na które chce oddać głos również co czwarty menedżer, prawie co trzeci obywatel po studiach i co piąty Polak w wieku 25-34 lata. Spośród 24 członków Grupy Inicjatywnej Okręgu Lubelskiego Platformy Obywatelskiej szesnastu to przedsiębiorcy. - Platformę popierają głównie przedsiębiorcy i osoby pracujące na własny rachunek. Ci ludzie mają poczucie, że współtworzą nowe oblicze Polski, a jednocześnie dość mają dźwigania ciężarów, jakie nakłada na nich państwo - uważa prof. Witold M. Orłowski, ekonomista.
Najbardziej zdumiewające jest to, że sukces platformy jeszcze zaskakuje. Albowiem - wedle badań CBOS - już 47 proc. Polaków wolałoby płacić niższe podatki i samodzielnie decydować, jak wydawać swe pieniądze; wśród młodzieży samodzielnych jest jeszcze więcej, bo 56 proc. - Po dziesięciu latach jestem już zmęczony sposobem traktowania gospodarki i przedsiębiorców przez polityków nie będących praktykami gospodarczymi - mówi poseł Mirosław Drzewiecki, który z UW przeniósł się do Platformy Obywatelskiej. - Wierzę, że nowa siła będzie reprezentować interesy środowisk ludzi przedsiębiorczych, do tej pory nie mających swojej reprezentacji w polskiej polityce - podkreśla Bogdan Zdrojewski, prezydent Wrocławia, koordynator regionalny platformy na Dolnym Śląsku.
Platforma uciskanych przedsiębiorców
Niedawno powstała i ledwo okrzepła polska klasa średnia walczy o przeżycie. Przedsiębiorcy i menedżerowie czują, jak ich firmy zarzynają rosnące koszty pracy - coraz wyższe składki na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne i Fundusz Pracy, podatki od wynagrodzeń, odpisy na fundusze socjalne, wynagrodzenia za urlop. Pracodawcy zostali zmuszeni do opłacania pierwszych 35 dni zwolnienia chorobowego, a że są one najczęściej krótkie, to de facto ponoszą koszty 90 proc. zwolnień. Owszem, nominalnie obniżono podatek od osób prawnych, ale jednocześnie zredukowano wydatki mogące stanowić koszt uzyskania przychodów - faktycznie podstawa opodatkowania została więc podwyższona. W tym samym czasie Estonia już korzysta z pozytywnych efektów podatku liniowego, a Rosja właśnie go wprowadziła.
Lawinowo rosną koszty pracy. Za każdy tysiąc złotych wypłaconych pracownikowi firma musi wydać niemal drugie tyle. Wydłużono urlopy macierzyńskie - z 16 do 26 tygodni, a wkrótce wszystkie soboty będą wolne. Za te "zdobycze socjalne" płacą głównie ludzie przedsiębiorczy, którzy zauważają też, że maszyna ssąca pieniądze jest coraz wydajniejsza, gdyż obsługują ją politycy "wrażliwi społecznie". Wrażliwi na co? Chociaż świadczenia społeczne wzrosły w latach 1990-1997 prawie o 50 proc., liczba niezadowolonych ze skali pomocy państwa zwiększyła się o jedną trzecią.
W tej sytuacji ofiary ssącej maszyny mogą się spodziewać dalszego, dynamicznego wzrostu obciążeń. To zaś zmusza ich do zadania pytania: kto nami rządzi? Pytających można liczyć w milionach, zważywszy na to, że tylko małych firm mamy w Polsce przeszło dwa i pół miliona.
Platforma antyzwiązkowa
Po dwóch latach ślęczenia nad projektem nowelizacji kodeksu pracy rząd nie zdecydował się na zgłoszenie go do Sejmu, gdyż - jak tłumaczono - nie wyraziły na to zgody związki zawodowe. Rząd zgodził się za to na wydłużenie urlopów macierzyńskich i podwyższenie zasiłków rodzinnych. Bo tak żądali związkowcy? Nie - bo to związkowcy rządzą. Wolne soboty wprowadzają ramię w ramię OPZZ i "Solidarność". To związek zawodowy pokonał PRL, więc związkowcy uchodzili i nadal uchodzą za "święte krowy". I nadal wymuszają nakładanie na ludzi przedsiębiorczych kolejnych ciężarów. Związkowcom wciąż się to udaje, mimo że reprezentują już mniej niż jedną szóstą pracujących w całej gospodarce. W spółkach prywatnych stanowią niespełna jedną dziewiątą pracowników - i to tylko dlatego, że wiele firm jest prywatnych tylko z nazwy (skarb państwa ma w nich kontrolne pakiety akcji). W firmach całkowicie prywatnych uzwiązkowienie nie przekracza 2 proc. Związkowcy mają zatem władzę niewspółmierną do swojej rangi.
I żeby chociaż zapewniało to tzw. spokój społeczny. Nic z tego: o ile w 1990 r. przez kraj przetoczyło się 250 strajków, o tyle w 1999 r. było ich już 920!
Nie powiódł się eksperyment, jakim była koalicja proliberalnej Unii Wolności z uzwiązkowioną Akcją Wyborczą Solidarność. "Biała księga" Leszka Balcerowicza, czyli propozycja systemu podatkowego na najbliższe lata, którego wprowadzenie umożliwiłoby Polsce powtórzenie "irlandzkiej drogi", trafiła na makulaturę. Reformy podatkowej nie było. Nie było nawet reformy połowicznej, wynegocjowanej w roku 1999 przez Akcję Wyborczą Solidarność i Unię Wolności, bo ustawę zawetował pre-zydent Aleksander Kwaśniewski.
- To jasne, że nie można sobie wyobrazić mnie w jednym rzędzie z przewodniczącym związku zawodowego - mówi Andrzej Olechowski, pytany o to, z kim platforma będzie gotowa wejść w koalicję. Innymi słowy - czas skończyć z polskim wynalazkiem określanym mianem "polityk związkowy". Ludzie "środka" nie chcą wybierać między uzwiązkowioną lewicą a uzwiązkowioną prawicą, między dżumą a cholerą. Szukają prawdziwego lekarstwa. Dziś najwyraźniej dostrzegają je w platformie. Dopiero jednak czas pokaże, czy lekarstwo nie okaże się jedynie tabletką przeczyszczającą.
Platforma wrogów wrogiego państwa opiekuńczego
Wyborca nie musi się interesować tym, co się dzieje na szczytach władzy, jeśli władza nie przeszkadza mu normalnie żyć. Poparcie dla platformy wskazuje, że tak dalej żyć się nie da. Przynajmniej żyć uczciwie. Według oceny Banku Światowego, 2 proc. przychodu polskich firm przeznaczane jest na łapówki. Połowa naszych firm przyznała się do stosowania korupcji jako najskuteczniejszej metody załatwiania spraw. Pod względem przeciwdziałania korupcji Polska zajmuje 43. miejsce wśród 90 państw ocenianych przez Transparency International. Wedle badań CBOS, 58 proc. Polaków uważa, że łapówkarstwo występuje równie często na szczeblu centralnym i lokalnym. Aby prowadzić przedsiębiorstwo albo załatwić wszystkie pozwolenia na budowę domu, często - pod naciskiem państwowych czy samorządowych urzędników - trzeba zostać przestępcą.
Nawet kryształowa uczciwość nie chroni jednak przed wrogim państwem. Wedle "Businessman Magazine", w 1998 r. Izba Skarbowa w Krakowie przegrała w NSA prawie 84 proc. wytoczonych jej przez przedsiębiorców spraw! Dziewięć izb skarbowych w kraju przegrało w NSA więcej niż 40 proc. spraw (przy średniej krajowej - bagatela - 29,5 proc.). Oznacza to, że wiele przedsiębiorstw albo poniosło - z winy państwowych, podległych politykom urzędników - ogromne straty, albo w ogóle zniknęło z rynku. Taki stan rzeczy powinno się zmieniać za pomocą kartki wyborczej. Tyle że wybory zmieniają ekipy rządzące, ale nie zmieniają sytuacji, w jakiej znajdują się wyborcy. Dlatego poparcie platformy może się okazać chwytaniem się brzytwy przez tonącego.
Platforma antypartyjniacka
- Partyjniactwo to pasożytnicza choroba społeczeństw i państw. Pasożyty nie zagrażają organizmom, na których żerują, dopóty, dopóki tuczą się, nie uśmiercając nosiciela - mówi Jan Maria Rokita, prezes SKL. Aparatczykowskie partie żywią się kosztem podatników. Dlatego podatnicy natychmiast "kupują" hasło "taniej" partii. I - co ważne - partii takich pragmatyków jak oni sami.
Na Pomorzu, Kujawach, w Lubuskiem, Wałbrzychu czy Lesznie lokalni działacze umiejętnie łączą działalność publiczną z obsadzaniem władz spółek komunalnych czy wygrywaniem korzystnych przetargów publicznych. Andrzej Pałys, wójt Solca Zdroju, wojewódzki radny i działacz PSL, który po pijanemu spowodował wypadek samochodowy, nie utracił żadnego stanowiska. Zdzisława Chrobota, wiceprezydenta Kielc z nominacji SLD, wytaczającego się z samochodu w stanie aż za bardzo wskazującym na spożycie alkoholu, zaciekle bronili koledzy z kieleckich władz SLD.
W wyborach do parlamentu całe grupy panów Chrobotów i Pałysów zdobywają mandaty poselskie i senatorskie, chociaż wyborcy nawet nie wiedzieli, że ich wybierają. Bo kryją się oni za liderami list wyborczych albo na listach krajowych. A umieszczają ich na listach partyjni aparatczycy. Oni też decydują, kto zasiądzie w radach nadzorczych i zarządach spółek skarbu państwa, kto będzie uzdrawiał swe finanse dzięki jednej z szesnastu kas chorych, piętnastu funduszy celowych, dwudziestu państwowych agencji. Partie muszą tworzyć znacznie więcej półek z konfiturami, by nagrodzić swych działaczy z rozbudowanych aparatów. Z jednej strony to pozostałość PRL-owskiej nomenklatury, z drugiej - ślepe powielanie wzorów rozrośniętej do granic absurdu europejskiej biurokracji.
Polska platforma amerykańska
"Polityka jest jak show-business. Ma się spektakularne otwarcie, płynie się swobodnie przez pewien czas, by zakończyć spektakularnym zamknięciem" - mówił prezydent Ronald Reagan. Grunt pod spektakularne otwarcie istniał, skoro - wedle badań CBOS - jedna trzecia osób z wyższym wykształceniem, co trzecia osoba z kadry kierowniczej oraz 43 proc. pracujących na własny rachunek nie identyfikowało się w grudniu ubiegłego roku z żadną istniejącą partią. "Nasza partia nie będzie miała ważnych sekretarzy i zapracowanych urzędników. Nie będzie przypominać służącego do dziś naszym partiom wzoru PZPR, lecz partie amerykańskie, których nadrzędnym celem jest wygrana w wyborach, a nie interes korporacji" - zapowiadał na łamach "Gazety Wyborczej" Andrzej Olechowski. Dlatego - wzorem amerykańskich polityków - twórcy platformy objeżdżają kraj, aby spotkać się z tysiącami zwolenników. - Platforma jest miejscem, w którym można realizować politykę z normalnymi ludźmi, gdzie się rozmawia, a nie przepycha łokciami, gdzie finanse są jawne, a ludzie wybierani na stanowiska w wyniku wewnętrznych prawyborów - zachęca poseł Grzegorz Schetyna, który przeszedł z UW do PO. To się musi spodobać wyborcom - państwo wreszcie będzie tanie, a partie przestaną się koncentrować na mnożeniu posad dla aparatczyków. Nadzieje te mogą się jednak okazać płonne, gdyż platforma po wyborach musi się przekształcić w partię. Czy inną od pozostałych? Bo albo platforma upodobni się do konkurentów, albo oni do niej - tertium non datur. Na razie to platforma jest górą.
Już teraz inne partie próbują przejmować styl działania i hasła platformy. Praktycznie wszystkie ugrupowania - co prawda z bólem wywołanym zaniepokojeniem partyjnych aparatczyków - zgadzają się na ograniczenie miejsc mandatowych przeznaczonych na listy krajowe. Leszek Miller rzuca pomysły likwidacji i komasacji ministerstw oraz zredukowania liczby radnych. Bronisław Geremek, przewodniczący UW, proponuje likwidację Ministerstwa Zdrowia, odnawia batalię o obniżenie podatków, postuluje ograniczenie uprawnień związków zawodowych. AWS próbuje energiczniej demonstrować jedność, a rząd wreszcie zgłasza antyzwiązkowy program zwalczania bezrobocia. To oznacza, że platforma już odniosła pewien sukces. Może to być jednak jej ostatni sukces.
Platforma złudzeń?
- Być może platforma stanie się pierwszą w kraju partią typu amerykańskiego: o lekkich strukturach zdolnych aktywizować swych członków na czas wyborów, a na co dzień utrzymujących ich identyfikację z partią. Jeśli natomiast okaże się, że platforma nie ma nic nowego do zaproponowania, szybko znajdzie się na marginesie - przestrzega prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog. W Stanach Zjednoczonych "platforma wyborcza" oznacza zbiór konkretnych programów, w których politycy szczegółowo przedstawiają czas i metody urzeczywistniania wyborczych haseł. Takie platformy mało kto studiuje, lecz bez nich nikt nie potraktuje poważnie pretendentów do państwowych stanowisk. - Nowe ugrupowanie musi przekonać do siebie przedsiębiorców. Nie wystarczy, że ogłosiło się reprezentantem ich interesów. Dotychczasowy sukces platformy został zbudowany na autorytecie trzech osób, ale na dłuższą metę musi zastąpić go wiarygodny program - podkreśla Henryka Bochniarz.
Przywrócenie należnego miejsca ludziom przedsiębiorczym, odpartyjnienie i odzwiązkowienie państwa, ograniczenie biurokracji, obniżenie i uproszczenie podatków, odchudzenie partii, odesłanie historii do historii - to hasła, których realizacja tak dalece przekształciłaby oblicze III RP, że stałaby się ona Rzecząpospolitą numer cztery. Na razie są to jednak tylko hasła. To Andrzej Olechowski głosił, że "czas na konkrety". Rzeczywiście, czas najwyższy, bo elektorat platformy składa się z ludzi umiejących liczyć.
Platforma wolności, czyli bunt klasy średniej
Już jedna piąta Polaków popiera ruch, który pojawił się zaledwie dwa miesiące temu. Już co piąty wyborca sądzi, że platforma jest zdolna pokonać Sojusz Lewicy Demokratycznej! Fenomen platformy odzwierciedla bunt Polaków wyrosłych na przemianach III RP - przeciwko Polakom o mentalności z czasów PRL.
- Elektoratem Platformy Obywatelskiej są młodzi ludzie dopiero wchodzący w dorosłe życie oraz przedsiębiorcy, klasa średnia. Obie te grupy mają bardzo podobną wizję Polski. Nie chcą być dłużej klientami uzależnionymi od nieprzychylnego im państwa oraz partii. Są to wyborcy, którzy doskonale wiedzą, czego szukają, i nie dają się nabierać na puste hasła - mówi Henryka Bochniarz, prezes Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych.
Gotowość głosowania na platformę deklaruje aż 36 proc. osób pracujących na własny rachunek; na SLD zamierza głosować 20 proc. osób z tej grupy, na AWS - 8 proc., a na UW - tylko 3 proc.! Platforma jest ugrupowaniem, na które chce oddać głos również co czwarty menedżer, prawie co trzeci obywatel po studiach i co piąty Polak w wieku 25-34 lata. Spośród 24 członków Grupy Inicjatywnej Okręgu Lubelskiego Platformy Obywatelskiej szesnastu to przedsiębiorcy. - Platformę popierają głównie przedsiębiorcy i osoby pracujące na własny rachunek. Ci ludzie mają poczucie, że współtworzą nowe oblicze Polski, a jednocześnie dość mają dźwigania ciężarów, jakie nakłada na nich państwo - uważa prof. Witold M. Orłowski, ekonomista.
Najbardziej zdumiewające jest to, że sukces platformy jeszcze zaskakuje. Albowiem - wedle badań CBOS - już 47 proc. Polaków wolałoby płacić niższe podatki i samodzielnie decydować, jak wydawać swe pieniądze; wśród młodzieży samodzielnych jest jeszcze więcej, bo 56 proc. - Po dziesięciu latach jestem już zmęczony sposobem traktowania gospodarki i przedsiębiorców przez polityków nie będących praktykami gospodarczymi - mówi poseł Mirosław Drzewiecki, który z UW przeniósł się do Platformy Obywatelskiej. - Wierzę, że nowa siła będzie reprezentować interesy środowisk ludzi przedsiębiorczych, do tej pory nie mających swojej reprezentacji w polskiej polityce - podkreśla Bogdan Zdrojewski, prezydent Wrocławia, koordynator regionalny platformy na Dolnym Śląsku.
Platforma uciskanych przedsiębiorców
Niedawno powstała i ledwo okrzepła polska klasa średnia walczy o przeżycie. Przedsiębiorcy i menedżerowie czują, jak ich firmy zarzynają rosnące koszty pracy - coraz wyższe składki na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne i Fundusz Pracy, podatki od wynagrodzeń, odpisy na fundusze socjalne, wynagrodzenia za urlop. Pracodawcy zostali zmuszeni do opłacania pierwszych 35 dni zwolnienia chorobowego, a że są one najczęściej krótkie, to de facto ponoszą koszty 90 proc. zwolnień. Owszem, nominalnie obniżono podatek od osób prawnych, ale jednocześnie zredukowano wydatki mogące stanowić koszt uzyskania przychodów - faktycznie podstawa opodatkowania została więc podwyższona. W tym samym czasie Estonia już korzysta z pozytywnych efektów podatku liniowego, a Rosja właśnie go wprowadziła.
Lawinowo rosną koszty pracy. Za każdy tysiąc złotych wypłaconych pracownikowi firma musi wydać niemal drugie tyle. Wydłużono urlopy macierzyńskie - z 16 do 26 tygodni, a wkrótce wszystkie soboty będą wolne. Za te "zdobycze socjalne" płacą głównie ludzie przedsiębiorczy, którzy zauważają też, że maszyna ssąca pieniądze jest coraz wydajniejsza, gdyż obsługują ją politycy "wrażliwi społecznie". Wrażliwi na co? Chociaż świadczenia społeczne wzrosły w latach 1990-1997 prawie o 50 proc., liczba niezadowolonych ze skali pomocy państwa zwiększyła się o jedną trzecią.
W tej sytuacji ofiary ssącej maszyny mogą się spodziewać dalszego, dynamicznego wzrostu obciążeń. To zaś zmusza ich do zadania pytania: kto nami rządzi? Pytających można liczyć w milionach, zważywszy na to, że tylko małych firm mamy w Polsce przeszło dwa i pół miliona.
Platforma antyzwiązkowa
Po dwóch latach ślęczenia nad projektem nowelizacji kodeksu pracy rząd nie zdecydował się na zgłoszenie go do Sejmu, gdyż - jak tłumaczono - nie wyraziły na to zgody związki zawodowe. Rząd zgodził się za to na wydłużenie urlopów macierzyńskich i podwyższenie zasiłków rodzinnych. Bo tak żądali związkowcy? Nie - bo to związkowcy rządzą. Wolne soboty wprowadzają ramię w ramię OPZZ i "Solidarność". To związek zawodowy pokonał PRL, więc związkowcy uchodzili i nadal uchodzą za "święte krowy". I nadal wymuszają nakładanie na ludzi przedsiębiorczych kolejnych ciężarów. Związkowcom wciąż się to udaje, mimo że reprezentują już mniej niż jedną szóstą pracujących w całej gospodarce. W spółkach prywatnych stanowią niespełna jedną dziewiątą pracowników - i to tylko dlatego, że wiele firm jest prywatnych tylko z nazwy (skarb państwa ma w nich kontrolne pakiety akcji). W firmach całkowicie prywatnych uzwiązkowienie nie przekracza 2 proc. Związkowcy mają zatem władzę niewspółmierną do swojej rangi.
I żeby chociaż zapewniało to tzw. spokój społeczny. Nic z tego: o ile w 1990 r. przez kraj przetoczyło się 250 strajków, o tyle w 1999 r. było ich już 920!
Nie powiódł się eksperyment, jakim była koalicja proliberalnej Unii Wolności z uzwiązkowioną Akcją Wyborczą Solidarność. "Biała księga" Leszka Balcerowicza, czyli propozycja systemu podatkowego na najbliższe lata, którego wprowadzenie umożliwiłoby Polsce powtórzenie "irlandzkiej drogi", trafiła na makulaturę. Reformy podatkowej nie było. Nie było nawet reformy połowicznej, wynegocjowanej w roku 1999 przez Akcję Wyborczą Solidarność i Unię Wolności, bo ustawę zawetował pre-zydent Aleksander Kwaśniewski.
- To jasne, że nie można sobie wyobrazić mnie w jednym rzędzie z przewodniczącym związku zawodowego - mówi Andrzej Olechowski, pytany o to, z kim platforma będzie gotowa wejść w koalicję. Innymi słowy - czas skończyć z polskim wynalazkiem określanym mianem "polityk związkowy". Ludzie "środka" nie chcą wybierać między uzwiązkowioną lewicą a uzwiązkowioną prawicą, między dżumą a cholerą. Szukają prawdziwego lekarstwa. Dziś najwyraźniej dostrzegają je w platformie. Dopiero jednak czas pokaże, czy lekarstwo nie okaże się jedynie tabletką przeczyszczającą.
Platforma wrogów wrogiego państwa opiekuńczego
Wyborca nie musi się interesować tym, co się dzieje na szczytach władzy, jeśli władza nie przeszkadza mu normalnie żyć. Poparcie dla platformy wskazuje, że tak dalej żyć się nie da. Przynajmniej żyć uczciwie. Według oceny Banku Światowego, 2 proc. przychodu polskich firm przeznaczane jest na łapówki. Połowa naszych firm przyznała się do stosowania korupcji jako najskuteczniejszej metody załatwiania spraw. Pod względem przeciwdziałania korupcji Polska zajmuje 43. miejsce wśród 90 państw ocenianych przez Transparency International. Wedle badań CBOS, 58 proc. Polaków uważa, że łapówkarstwo występuje równie często na szczeblu centralnym i lokalnym. Aby prowadzić przedsiębiorstwo albo załatwić wszystkie pozwolenia na budowę domu, często - pod naciskiem państwowych czy samorządowych urzędników - trzeba zostać przestępcą.
Nawet kryształowa uczciwość nie chroni jednak przed wrogim państwem. Wedle "Businessman Magazine", w 1998 r. Izba Skarbowa w Krakowie przegrała w NSA prawie 84 proc. wytoczonych jej przez przedsiębiorców spraw! Dziewięć izb skarbowych w kraju przegrało w NSA więcej niż 40 proc. spraw (przy średniej krajowej - bagatela - 29,5 proc.). Oznacza to, że wiele przedsiębiorstw albo poniosło - z winy państwowych, podległych politykom urzędników - ogromne straty, albo w ogóle zniknęło z rynku. Taki stan rzeczy powinno się zmieniać za pomocą kartki wyborczej. Tyle że wybory zmieniają ekipy rządzące, ale nie zmieniają sytuacji, w jakiej znajdują się wyborcy. Dlatego poparcie platformy może się okazać chwytaniem się brzytwy przez tonącego.
Platforma antypartyjniacka
- Partyjniactwo to pasożytnicza choroba społeczeństw i państw. Pasożyty nie zagrażają organizmom, na których żerują, dopóty, dopóki tuczą się, nie uśmiercając nosiciela - mówi Jan Maria Rokita, prezes SKL. Aparatczykowskie partie żywią się kosztem podatników. Dlatego podatnicy natychmiast "kupują" hasło "taniej" partii. I - co ważne - partii takich pragmatyków jak oni sami.
Na Pomorzu, Kujawach, w Lubuskiem, Wałbrzychu czy Lesznie lokalni działacze umiejętnie łączą działalność publiczną z obsadzaniem władz spółek komunalnych czy wygrywaniem korzystnych przetargów publicznych. Andrzej Pałys, wójt Solca Zdroju, wojewódzki radny i działacz PSL, który po pijanemu spowodował wypadek samochodowy, nie utracił żadnego stanowiska. Zdzisława Chrobota, wiceprezydenta Kielc z nominacji SLD, wytaczającego się z samochodu w stanie aż za bardzo wskazującym na spożycie alkoholu, zaciekle bronili koledzy z kieleckich władz SLD.
W wyborach do parlamentu całe grupy panów Chrobotów i Pałysów zdobywają mandaty poselskie i senatorskie, chociaż wyborcy nawet nie wiedzieli, że ich wybierają. Bo kryją się oni za liderami list wyborczych albo na listach krajowych. A umieszczają ich na listach partyjni aparatczycy. Oni też decydują, kto zasiądzie w radach nadzorczych i zarządach spółek skarbu państwa, kto będzie uzdrawiał swe finanse dzięki jednej z szesnastu kas chorych, piętnastu funduszy celowych, dwudziestu państwowych agencji. Partie muszą tworzyć znacznie więcej półek z konfiturami, by nagrodzić swych działaczy z rozbudowanych aparatów. Z jednej strony to pozostałość PRL-owskiej nomenklatury, z drugiej - ślepe powielanie wzorów rozrośniętej do granic absurdu europejskiej biurokracji.
Polska platforma amerykańska
"Polityka jest jak show-business. Ma się spektakularne otwarcie, płynie się swobodnie przez pewien czas, by zakończyć spektakularnym zamknięciem" - mówił prezydent Ronald Reagan. Grunt pod spektakularne otwarcie istniał, skoro - wedle badań CBOS - jedna trzecia osób z wyższym wykształceniem, co trzecia osoba z kadry kierowniczej oraz 43 proc. pracujących na własny rachunek nie identyfikowało się w grudniu ubiegłego roku z żadną istniejącą partią. "Nasza partia nie będzie miała ważnych sekretarzy i zapracowanych urzędników. Nie będzie przypominać służącego do dziś naszym partiom wzoru PZPR, lecz partie amerykańskie, których nadrzędnym celem jest wygrana w wyborach, a nie interes korporacji" - zapowiadał na łamach "Gazety Wyborczej" Andrzej Olechowski. Dlatego - wzorem amerykańskich polityków - twórcy platformy objeżdżają kraj, aby spotkać się z tysiącami zwolenników. - Platforma jest miejscem, w którym można realizować politykę z normalnymi ludźmi, gdzie się rozmawia, a nie przepycha łokciami, gdzie finanse są jawne, a ludzie wybierani na stanowiska w wyniku wewnętrznych prawyborów - zachęca poseł Grzegorz Schetyna, który przeszedł z UW do PO. To się musi spodobać wyborcom - państwo wreszcie będzie tanie, a partie przestaną się koncentrować na mnożeniu posad dla aparatczyków. Nadzieje te mogą się jednak okazać płonne, gdyż platforma po wyborach musi się przekształcić w partię. Czy inną od pozostałych? Bo albo platforma upodobni się do konkurentów, albo oni do niej - tertium non datur. Na razie to platforma jest górą.
Już teraz inne partie próbują przejmować styl działania i hasła platformy. Praktycznie wszystkie ugrupowania - co prawda z bólem wywołanym zaniepokojeniem partyjnych aparatczyków - zgadzają się na ograniczenie miejsc mandatowych przeznaczonych na listy krajowe. Leszek Miller rzuca pomysły likwidacji i komasacji ministerstw oraz zredukowania liczby radnych. Bronisław Geremek, przewodniczący UW, proponuje likwidację Ministerstwa Zdrowia, odnawia batalię o obniżenie podatków, postuluje ograniczenie uprawnień związków zawodowych. AWS próbuje energiczniej demonstrować jedność, a rząd wreszcie zgłasza antyzwiązkowy program zwalczania bezrobocia. To oznacza, że platforma już odniosła pewien sukces. Może to być jednak jej ostatni sukces.
Platforma złudzeń?
- Być może platforma stanie się pierwszą w kraju partią typu amerykańskiego: o lekkich strukturach zdolnych aktywizować swych członków na czas wyborów, a na co dzień utrzymujących ich identyfikację z partią. Jeśli natomiast okaże się, że platforma nie ma nic nowego do zaproponowania, szybko znajdzie się na marginesie - przestrzega prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog. W Stanach Zjednoczonych "platforma wyborcza" oznacza zbiór konkretnych programów, w których politycy szczegółowo przedstawiają czas i metody urzeczywistniania wyborczych haseł. Takie platformy mało kto studiuje, lecz bez nich nikt nie potraktuje poważnie pretendentów do państwowych stanowisk. - Nowe ugrupowanie musi przekonać do siebie przedsiębiorców. Nie wystarczy, że ogłosiło się reprezentantem ich interesów. Dotychczasowy sukces platformy został zbudowany na autorytecie trzech osób, ale na dłuższą metę musi zastąpić go wiarygodny program - podkreśla Henryka Bochniarz.
Przywrócenie należnego miejsca ludziom przedsiębiorczym, odpartyjnienie i odzwiązkowienie państwa, ograniczenie biurokracji, obniżenie i uproszczenie podatków, odchudzenie partii, odesłanie historii do historii - to hasła, których realizacja tak dalece przekształciłaby oblicze III RP, że stałaby się ona Rzecząpospolitą numer cztery. Na razie są to jednak tylko hasła. To Andrzej Olechowski głosił, że "czas na konkrety". Rzeczywiście, czas najwyższy, bo elektorat platformy składa się z ludzi umiejących liczyć.
Więcej możesz przeczytać w 10/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.