Premier przed sądem

Premier przed sądem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Premier Jarosław Kaczyński zeznawał jako świadek w procesie byłego funkcjonariusza SB i UOP płk. Jana Lesiaka, oskarżonego o inwigilację polityków prawicy w latach 90. Jego zeznania będą w całości tajne.
Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami Sądu Okręgowego w Warszawie - choć Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego odtajniła większość akt sprawy (nad odtajnieniem swych akt pracuje teraz Prokuratura Okręgowa w Warszawie). Sąd nie zgodził się na ujawnienie ich ogólnej części, o co wnioskował jeden z oskarżycieli posiłkowych, Jan Parys. Sławomir Machnio, przewodniczący składu Sądu Okręgowego w Warszawie, przed którym odbywa się postępowanie, wskazał, że zeznania premiera będą odnosiły się m.in. do treści zarzutu stawianego Lesiakowi, który też jest tajny. Podkreślił, że decyzja jest konsekwencją utajnienia śledztwa oraz nieodtajnienia całości akt, w tym zeznań Jarosława Kaczyńskiego. "Odtajnienie części akt przez ABW sytuacji tej nie zmienia" - dodał. Przeciwny wnioskowi Parysa był też obrońca Lesiaka Przemysław Iwan i on sam. Prokurator nie wnosił sprzeciwu.

Premier - jeden z poszkodowanych w sprawie inwigilacji - zeznawał niecałe dwie godziny. Ma dokończyć zeznania w przyszły poniedziałek. Nie wiadomo, co zeznał premier, bo po wyjściu z sali, tak jak i przed wejściem, nic nie powiedział licznie zgromadzonym dziennikarzom. Jego pobyt w sądzie był tak zorganizowany przez Biuro Ochrony Rządu, by reporterzy nie mieli z nim kontaktu. W sądzie wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa - dodatkowe kontrole BOR, a gmach sprawdzały psy wyszkolone do wyszukiwania materiałów wybuchowych.

Także Lesiak nie chciał powiedzieć, czy zeznania Kaczyńskiego były dla niego korzystne, czy też nie. Ujawnił jedynie, że to, co zeznawał premier, "nie dotyczyło jego działalności". Jak twierdzi Parys, na słowa premiera Lesiak reagował spokojnie i nie dochodziło do żadnych spięć. "Milczał jako profesjonalista" - ocenił. Według niego, w tej części procesu nie było niczego, co byłoby tajemnicą państwową. Po zeznaniach premiera sąd przesłuchał jeszcze Parysa i Wojciecha Dobrzyńskiego, byłego szefa klubu parlamentarnego PC.

W rozpoczętym w zeszłym tygodniu procesie 61-letni Lesiak - któremu grozi do 3 lat więzienia - nie przyznaje się do winy. Jest on jedynym oskarżonym w ujawnionej w 1997 r. głośnej sprawie inwigilacji, którą UOP miał prowadzić w latach 1991-1997 w stosunku do polityków opozycyjnych wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej. Prokuratura zarzuca mu przekroczenie uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" w odniesieniu do legalnych ugrupowań. Do końca października sąd chce przesłuchać wszystkich polityków pokrzywdzonych w sprawie. Zeznawał będzie też prezydent Lech Kaczyński. Sąd zaplanował jego przesłuchanie na 25 października.

Materiały sprawy inwigilacji, którą Lech Kaczyński uważa za największą aferę III RP, znaleziono w szafie Lesiaka. Ujawnił je w 1997 r., na krótko przed wyborami parlamentarnymi, Zbigniew Siemiątkowski z SLD. Zespół Lesiaka miał w 1993 r. opracować plany działań operacyjnych UOP, których celem miało być skłócenie i skompromitowanie działaczy PC, Ruchu III Rzeczypospolitej oraz RdR. Zamierzano do tego wykorzystać m.in. tajnych agentów UOP. Jarosław Kaczyński wielokrotnie twierdził, że działania UOP były inspirowane przez ludzi Lecha Wałęsy, czemu zaprzeczali współpracownicy byłego prezydenta.

W czerwcu tego roku Jarosław Kaczyński po długim ociąganiu ujawnił swoją teczkę, w której są dwa - jego zdaniem - sfałszowane w 1992 lub 1993 r. w UOP dokumenty, świadczące o rzekomym podpisaniu przez niego w stanie wojennym tzw. lojalki. Lider PiS sugerował, że mógł tego dopuścić się Lesiak, czemu ten zaprzeczał. W sprawie tego fałszerstwate trwa osobne śledztwo.

pap, em