Jedyne, co Julian Tuwim dedykował Bierutowi, to apel o ułaskawienie skazanych na śmierć żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych
Antyjubileuszem, pełnym napastliwych artykułów, była 50. rocznica śmierci Juliana Tuwima. To w Polsce nic nowego. Przed wojną, po wojnie, w kraju, na emigracji - zawsze się znalazł ktoś, kto próbował się dowartościować, pisząc źle o wybitnym poecie. Narodowcy zarzucali mu "zażydzanie" polskiej kultury. Część środowisk żydowskich oskarżała go o zdradę narodu żydowskiego. Dawni przyjaciele wypominali mu wysługiwanie się komunistom. Nawet obecnie częściej pisze się o jego serwilizmie, podarunkach od państwa czy "strofach sławiących Stalina" niż o wirtuozerii słowa.
Czarna legenda
Zastanawia trwałość czarnej legendy Tuwima i upór w powtarzaniu kłamstw na jego temat. Nie jest prawdą, że otrzymał samochód od władz, co wypominało mu wielu krytyków. Tuwim sam kupił auto, i to bez żadnej zniżki. Nie otrzymał też za darmo willi, lecz zaciągnął na nią kilka pożyczek. Nieprawdą jest też, że poeta pisał wiersze o Stalinie czy Bierucie. Napisał zaledwie jeden wers, którego mógłby się wstydzić. Był natomiast autorem tekstu, który odczytał na audiencji u Bolesława Bieruta. Tyle że była to prośba o ułaskawienie piątki czekających na egzekucję żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Bierut przychylił się do prośby poety.
W Polsce rządzonej przez komunistów tylko nieliczni pisarze nie mają na koncie propagandowych tekstów. Tuwim, w międzywojniu autor bardzo płodny, po powrocie do kraju w 1946 r. napisał zaledwie dwanaście wierszy. To najlepiej świadczy o jego stosunku do ówczesnego reżimu. Zmarł jednak na tyle wcześnie (w 1953 r.), by mógł się utrwalić jego negatywny wizerunek - pieszczocha ludowej władzy. Tuwim stał się kozłem ofiarnym i nie może skorzystać z prawa do amnezji, z jakiego bez oporów korzystają inni.
Klasa poety
Julian Tuwim, jeden z najdowcipniejszych polskich poetów, to przede wszystkim postać tragiczna. Widać to w wydanych właśnie, nieznanych dotychczas pismach poety - "Nieszczęsny Cagliostro", które ofiarowała mieszkająca w Izraelu wdowa po żydowskim dziennikarzu Szmuelu Lajbie Shneidermanie. Listy i artykuły, których tematyka obraca się wokół trudnej decyzji powrotu do kraju, zaskakują ostrością sądów wobec polskiego rządu na uchodźstwie. Jego członków nazywa Tuwim faszystami. Ci nie pozostali poecie dłużni. Jedynie paryska "Kultura" miała odwagę przeciwstawić się nagonce na Tuwima (z jednym, znamiennym wyjątkiem - Czesława Miłosza). Nagonka jest o tyle niezrozumiała, że jedyne, czego chciał Tuwim, to możliwość powrotu do Polski. Bo z nią się utożsamiał i poza nią nie potrafił funkcjonować.
Umiarkowana prosowieckość Tuwima nie była przejawem oportunizmu - jak w wypadku wielu jego kolegów - lecz naiwności. Lektura korespondencji ze Shneidermanem czy nieskończonych artykułów z emigracyjnych czasów przekonuje, że poeta, który większą część wojny spędził z dala od Europy, naprawdę wierzył w komunizm wolny od antysemityzmu, którego przejawów dotkliwie doświadczył na własnej skórze.
Autor "Kwiatów polskich" wciąż nie ma sobie równych na poetyckim parnasie, mimo że - jak przekonuje znawca jego twórczości Tadeusz Januszewski - podjęto celową działalność zohydzenia Tuwima nie tylko jako człowieka, ale i jako poety. - Poezja nie interesuje dziś ludzi, a polityka ma się całkiem dobrze, dlatego zarzutami politycznymi najłatwiej zdyskwalifikować artystę - mówi "Wprost" Tadeusz Januszewski. Tylko dzieci, zaczytujące się "Rzepką" i "Słoniem Trąbalskim", nie mają wątpliwości, że Tuwim wielkim poetą był. W kontekście sporów o ostatnie lata życia poety pozostaje powtórzyć słowa Jana Lechonia, który mimo zerwanej z nim przyjaźni napisał: "Wierzymy głęboko, iż na nadziemskim sądzie rozważana będzie przede wszystkim klasa Tuwima jako poety".
Czarna legenda
Zastanawia trwałość czarnej legendy Tuwima i upór w powtarzaniu kłamstw na jego temat. Nie jest prawdą, że otrzymał samochód od władz, co wypominało mu wielu krytyków. Tuwim sam kupił auto, i to bez żadnej zniżki. Nie otrzymał też za darmo willi, lecz zaciągnął na nią kilka pożyczek. Nieprawdą jest też, że poeta pisał wiersze o Stalinie czy Bierucie. Napisał zaledwie jeden wers, którego mógłby się wstydzić. Był natomiast autorem tekstu, który odczytał na audiencji u Bolesława Bieruta. Tyle że była to prośba o ułaskawienie piątki czekających na egzekucję żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. Bierut przychylił się do prośby poety.
W Polsce rządzonej przez komunistów tylko nieliczni pisarze nie mają na koncie propagandowych tekstów. Tuwim, w międzywojniu autor bardzo płodny, po powrocie do kraju w 1946 r. napisał zaledwie dwanaście wierszy. To najlepiej świadczy o jego stosunku do ówczesnego reżimu. Zmarł jednak na tyle wcześnie (w 1953 r.), by mógł się utrwalić jego negatywny wizerunek - pieszczocha ludowej władzy. Tuwim stał się kozłem ofiarnym i nie może skorzystać z prawa do amnezji, z jakiego bez oporów korzystają inni.
Klasa poety
Julian Tuwim, jeden z najdowcipniejszych polskich poetów, to przede wszystkim postać tragiczna. Widać to w wydanych właśnie, nieznanych dotychczas pismach poety - "Nieszczęsny Cagliostro", które ofiarowała mieszkająca w Izraelu wdowa po żydowskim dziennikarzu Szmuelu Lajbie Shneidermanie. Listy i artykuły, których tematyka obraca się wokół trudnej decyzji powrotu do kraju, zaskakują ostrością sądów wobec polskiego rządu na uchodźstwie. Jego członków nazywa Tuwim faszystami. Ci nie pozostali poecie dłużni. Jedynie paryska "Kultura" miała odwagę przeciwstawić się nagonce na Tuwima (z jednym, znamiennym wyjątkiem - Czesława Miłosza). Nagonka jest o tyle niezrozumiała, że jedyne, czego chciał Tuwim, to możliwość powrotu do Polski. Bo z nią się utożsamiał i poza nią nie potrafił funkcjonować.
Umiarkowana prosowieckość Tuwima nie była przejawem oportunizmu - jak w wypadku wielu jego kolegów - lecz naiwności. Lektura korespondencji ze Shneidermanem czy nieskończonych artykułów z emigracyjnych czasów przekonuje, że poeta, który większą część wojny spędził z dala od Europy, naprawdę wierzył w komunizm wolny od antysemityzmu, którego przejawów dotkliwie doświadczył na własnej skórze.
Autor "Kwiatów polskich" wciąż nie ma sobie równych na poetyckim parnasie, mimo że - jak przekonuje znawca jego twórczości Tadeusz Januszewski - podjęto celową działalność zohydzenia Tuwima nie tylko jako człowieka, ale i jako poety. - Poezja nie interesuje dziś ludzi, a polityka ma się całkiem dobrze, dlatego zarzutami politycznymi najłatwiej zdyskwalifikować artystę - mówi "Wprost" Tadeusz Januszewski. Tylko dzieci, zaczytujące się "Rzepką" i "Słoniem Trąbalskim", nie mają wątpliwości, że Tuwim wielkim poetą był. W kontekście sporów o ostatnie lata życia poety pozostaje powtórzyć słowa Jana Lechonia, który mimo zerwanej z nim przyjaźni napisał: "Wierzymy głęboko, iż na nadziemskim sądzie rozważana będzie przede wszystkim klasa Tuwima jako poety".
Więcej możesz przeczytać w 4/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.