Ostatnio „zastrzelił” wszystkich stwierdzeniem, że powinna powstać wielka koalicja PO-PiS-PSL i on – Janusz Piechociński – będzie jej architektem. Wicepremier i minister gospodarki lubi zaskakiwać. W jego partii, która od lat powtarzała, że najlepszym koalicjantem jest PO, te wyraźne umizgi do formacji Jarosława Kaczyńskiego nie wywołały trzęsienia ziemi. – Za wartkim strumieniem myśli prezesa osobiście trudno mi nadążyć, ale na chłopski rozum, jeżeli PiS z PO by się połączyły, to po co im jeszcze PSL – mówi ironicznie Piotr Zgorzelski, poseł Stronnictwa. A Eugeniusz Kłopotek, inny poseł PSL, dodaje, że wyobraźnia prezesa jest ogromna, a jego samego dużo mniejsza.
Faktem jest jednak, że Zgorzelski jeszcze kilka tygodni temu, podobnie jak wielu innych działaczy PSL, wykluczał możliwość współrządzenia z PiS, a dziś nie mówi „nie”. Co więcej, z pewnym podziwem przyznaje, że w terenie po wygranych wyborach prezydenckich partia Kaczyńskiego dostała niesamowitego napędu. – Posłowie PiS organizują masę spotkań, na każdym pozdrawiają ludzi od Andrzeja Dudy i mówią, że prezydent wie o tym spotkaniu – relacjonuje Zgorzelski. – Oczywiście opowiadają te swoje stare kłamstwa o prywatyzacji lasów i ziemi wyprzedawanej cudzoziemcom, ale widać w nich niesamowitą pozytywną energię. Możliwe, że Piechociński wstrzelił się w nastroje panujące wśród wyborców PSL, z których wielu ma żal, że ludowcy tkwią w koalicji z PO. Według CBOS uważa tak 46 proc. elektoratu ludowców.
SPRAWDZONA METODA
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.