Miniaturka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kołobrzeg to miniaturka kraju: robienie sobie na złość dla czystej przyjemności, bez wnikania w to, po czyjej stronie są przepisy
Jeśli chcecie zobaczyć naprawdę ładnie odnowioną i pełną autentycznego uroku miejską starówkę, jedźcie do Kołobrzegu. Ciekawa jest tam zresztą nie tylko starówka. Ciekawe jest także życie polityczne. W radzie miasta zawiązała się koalicja SLD-AWS, czyli koktajl tego, co było, z tym, co będzie. W tym sensie Kołobrzeg jawi się obserwatorowi z zewnątrz jako prawdziwa miniaturka społeczna i polityczna kraju. Naginanie prawa nie tylko do granic możliwości, ale i grubo poza nie; robienie sobie na złość dla czystej przyjemności, bez wnikania w to, jakie kto ma interesy, czym są one uzasadnione i po czyjej stronie są przepisy. Wszystko to przy bardzo specyficznym rozumieniu interesu publicznego. I jak zobaczymy, życie polityczne w owej miniaturce niewiele się różni, niezależnie od tego, czy rządzi SLD, czy AWS.
Powabu całej sytuacji dodaje to, że część radnych z AWS należy do wspólnego klubu z Unią Wolności, który właśnie wystąpił z wnioskiem (nieskutecznie, bo klub nie ma większości) o odwołanie SLD-owskiego prezydenta miasta Bogdana Błaszczyka. Koronnym argumentem przeciwko niemu była tzw. sprawa MiniMalu, czyli supermarketu, który wzniesiono niezgodnie z przepisami. Rzecznik prezydenta broni szefa w tygodniku "Kulisy Kołobrzeskie", zarzucając radnym "manipulowanie orzeczeniem NSA" w tej sprawie. Manipulacja miałaby polegać na tym, iż sąd "w swoim uzasadnieniu nie stwierdza w sposób jednoznaczny, że to właśnie prezydent, personalnie, w rażący sposób naruszył prawo. NSA stwierdził tylko o niezgodności inwestycji z przestrzennym planem zabudowy miasta". Może jestem przeczulony, ale wydaje mi się, że prezydent dowolnego miasta powinien się czuć nieswojo, nawet jeżeli NSA uzna, iż bynajmniej nie "personalnie", lecz jako urzędnik naruszył prawo i to choćby w sposób mało rażący. Dość śmiałym pomysłem jest też określenie słowem "tylko" zgody gospodarza miasta na inwestycję niezgodną z planem zabudowy, skoro dbałość o ten aspekt interesu publicznego należy do głównych zadań prezydenta. "Ja tylko zburzyłem katedrę i zastąpiłem ją pływalnią" - powie niedługo jakiś burmistrz.
Tuż nad wypowiedzią rzecznika znajdujemy uwagi anonimowego (choć ujawnionego w formie fotografii) jegomościa, którego bardzo drażni działalność, zwłaszcza polityczna, kupców w Kołobrzegu, a nawet można odnieść wrażenie, że drażni go samo ich istnienie. Tytuł artykuliku brzmi: "Kupcy, kupcy ponad wszystko!", co stanowi subtelną aluzję do hymnu "Deutschland, Deutschland über alles!". Z publikacji lokalnej prasy wynika jednak, że kupcy też mają powody do rozdrażnienia. Nie dość, że bezprawnie zbudowano MiniMal, który godzi w ich interesy, to jeszcze miasto nie wywiązało się ze zobowiązań w sprawie handlu na bulwarze nadmorskim. Kupcy płacą tam za dzierżawę miejsca 10-15 tys. zł, ale według "Głosu Pomorza", w zamian miasto obiecywało "kategoryczne rozprawienie się z nielegalnymi handlarzami", którzy nie płacą za dzierżawę. Tymczasem miasto spokojnie pobiera od nich 1200 zł "opłaty targowej", dając im poczucie legalności za cenę dziesięć razy niższą od pobieranej od oficjalnych dzierżawców. Wobec takiej konkurencji ci ostatni z trudem zarabiają na samą dzierżawę. Straż miejska przez dłuższy czas oświadczała, że jest bezsilna wobec "dzikiego" handlu, bo nie ma przepisu dającego podstawę do działań represyjnych w takim wypadku. A kiedy kupcy złożyli petycję z żądaniem obniżenia opłat dzierżawnych, stała się rzecz zdumiewająca: miasto wynajęło… prywatną firmę ochroniarską, która ma jeszcze mniejsze uprawnienia niż straż miejska, ale szybko usunęła z bulwaru większość nielegalnych handlarzy - oprócz dwóch, którzy akurat dobrze znali prawo i usunąć się nie dali. Można się założyć, że inni - zachęceni tym przykładem - też się dokształcą i wkrótce wrócą.
Uroki kołobrzeskiej starówki miały być zwiększone dzięki przekształceniu koryta rzeczki Stramniczanki w miejscową Wenecję. Wykonano odpowiednie prace, projekt wszedł w życie. Ślicznie. Ale nie do końca. Po roku Stramniczanką płyną ścieki komunalne, a brzegi - jak piszą "Kulisy Kołobrzeskie" - "porosły dzikie chaszcze". Pismo cytuje Elżbietę Gadomską, właścicielkę mieszczącej się tam jadłodajni: "Jak można jeść w takich warunkach. Miasto nic nie robi, by zmienić obecny stan rzeczy. Interweniowałam już w straży miejskiej, wodociągach, byłam w urzędzie miejskim - wszyscy rozkładają ręce. Podobno gdzieś zepsuł się kolektor i dlatego płyną ścieki". I tak to sobie płyną razem ze Stramniczanką. Coś gdzieś się podobno zepsuło, nikt nie wie, kto ma do czego prawo, miasto wykańcza własnych kupców i beztrosko psuje to, co samo zrobiło najlepszego. Patrzę na Kołobrzeg, patrzę i przychodzi mi na myśl: "Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna". I jeszcze kilka spostrzeżeń z tej samej sztuki.

Więcej możesz przeczytać w 34/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.